[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O ile wiem, lord St.Severin jest pod klu-czem wraz z innymi francuskimi oficerami zamieszkującymi zajazd Pod Niedzwiedziem.- To prawda - przyznała z niewinnym uśmieszkiem Lottie.- Ale tej nocy mam in-nego gościa.Rozumie pan, o czym mówię, poruczniku? Jeśli ktoś zaniedbuje kochankę,to wystawia ją na pokusy.- Proszę pani! - Oczy porucznika stały się wielkie jak spodki.Lottie nie wiedziała, co wzburzyło go bardziej.To, że zabawiała się z innym męż-czyzną niż jej protektor, czy też przerażająca perspektywa, co taki zabijaka jak Ethanuczyni rywalowi.- Kto.? - wyjąkał.RLT- Niech pan nie pyta, poruczniku.- Lottie położyła palec na ustach.- Proszę zamną, przeszuka pan pokój, ale proszę nie niepokoić mojego.przyjaciela.To młodyczłowiek z dobrej rodziny.z tych okolic.Wybuchłby straszny skandal, gdyby wyciekłojego nazwisko! Z pewnością nie chce być pan za coś takiego odpowiedzialny.- Oczywiście - skwapliwie potwierdził oficer.Lottie była pewna, że układał w myślach listę ewentualnych kandydatów.Po chwili Lottie cicho zapukała do drzwi sypialni.- Zpisz, kochanie? - Gdy nie doczekała się odpowiedzi, oznajmiła zgodnie z praw-dą: - Musi być zmęczony.Porucznik wyglądał, jakby miał zemdleć na myśl o tym, co mogło zmęczyć młode-go człowieka.Lottie otworzyła i z duszą na ramieniu wpuściła do sypialni porucznika.Arland spisał się doskonale.Lottie spadł kamień z serca.Ukrył strój więzienny irozłożył się na wielkim łożu.Spod zmiętego przykrycia wyłaniało się jedno gołe ramię,zdumiewająco dobrze umięśnione, męska stopa wystawała spod prześcieradła.Leżał nabrzuchu, w twarzą ukrytą w poduszce i cicho pochrapywał.Gdy Lottie z porucznikiemstanęli nad nim, westchnął przez sen.- Biedny chłopiec.- Lottie uśmiechnęła się do porucznika.- Nie da się ukryć, żebardzo się zmęczył.- Uniosła lichtarz, by oświetlić pokój.- Jak pan widzi, nie ma tu ni-kogo więcej.- Okno jest otwarte - zauważył oficer.- Więzień mógł wspiąć się po bluszczu.- Sama otworzyłam okno jakiś czas temu.Noc jest taka gorąca.- Zapewne.proszę pani.- Pobieżnie przeszukał garderobę, zajrzał do szafy i zazasłony okienne.- Zajrzy pan pod łóżko? - zaproponowała przewrotnie Lottie.- Niekoniecznie.- Mam nadzieję, że zaspokoił pan ciekawość - dodała słodko.- Tak.Dziękuję pani.- Wycofał się ku drzwiom jak człowiek śpieszący z ważnąmisją na drugim końcu miasta.- Moje uszanowanie.- Nakazał odwrót, patrol opuściłdom.RLT- Już po wszystkim - powiedziała Lottie do Margery, która kuliła się ze strachu podnarzuconym na ramiona kocem.- Wracaj do łóżka.Nic ci nie grozi.- Uściskała ją i po-pchnęła w stronę schodów, po czym poszła zaryglować drzwi.Omal nie umarła z wrażenia, gdy z cienia wyłonił się Ethan.- Myślałam, że jesteś zamknięty.Jak się wydostałeś?- Wspiąłem się na dach.Gdzie on jest? - Złapał Lottie za rękę.- Na górze.Objął ją i pocałował.Było tyle serdecznej czułości w tym pocałunku, że Lottie po-czuła, jak topnieje jej serce.Ethan dotąd całował ją tyko podczas gry wstępnej, przedzlegnięciem w łożu, a tu proszę.Sam był zmieszany.Dla niego także było to coś nowe-go.Serce Lottie zabiło radośnie.- Stałeś cały czas za drzwiami? - zapytała.- Wystarczająco długo, żeby usłyszeć, jak bezwstydnie okłamujesz brytyjskiegooficera.Jesteś świadoma, że dopuściłaś się zdrady przeciwko Koronie?- Wiedziałam, co robię.- Widziała, jak śmieją mu się oczy.Wyglądały niczym sło-neczne refleksy na wodzie.- Dziękuję - powiedział po prostu.Nie pytał, czy może jej zaufać.Nie bał się, że mogłaby zdradzić Arlanda.Stał i pa-trzył, a Lottie czuła się.cudownie.A przy tym dławiły ją łzy, nie mogła wydobyć głosuz gardła.Ufasz mi, chciała powiedzieć.- Gdzie on? - znów zapytał Ethan.- W moim łóżku.Gdzie indziej mogłabym ukryć mężczyznę?- Mówisz o moim synu - odparł szczerze rozbawiony, po czym biegiem ruszył nagórę.Był bardzo podekscytowany i równie mocno szczęśliwy.- Tylko nie obudz Margery - upomniała go.- Biedne dziecko najadło się strachu.Arland nie spał, nawet zdążył już włożyć więzienne ubranie.Wyglądał jeszczemłodziej niż na pierwszy rzut oka.Nawet w mdłym świetle świecy widać było jego bla-dość, od której odcinały się ciemne sińce na skórze.Poderwał się czujnie, gdy otwarły sięRLTdrzwi.Znieruchomiał na widok Ethana.Chciał coś powiedzieć, ale wzruszenie odebrałomu głos.- Miałeś nie robić tego na własną rękę - powiedział mocno przejęty Ethan.Niepewnie wyciągnął rękę do syna, ten jednak zerwał się z łóżka i wpadł w objęciaojca.Lottie wyszła i cicho zamknęła za sobą drzwi by Ethan i Arland mogli pobyć zesobą tylko we dwoje.Godzinę pózniej rozszalała się burza.Potężne błyskawice przecinały niebo, domtrząsł się od huku grzmotów.Otulona kocami Lottie myślała o Ethanie, który pod osłonąnocy i ulewnego deszczu odprowadzał Arlanda do bezpiecznej kryjówki.Niechętnie wypuszczała ich z domu, chociaż wiedziała, że Priory Cottage na dłuż-szą metę nie nadaje się na schronienie dla zbiega.Bała się o Ethana i cierpiała, albowiemwiedziała, że nie zostawi Arlanda samego.Przeczuwała, że bliski jest moment, w którymEthan zniknie na zawsze.Nic dotąd o tym nie wspominał, ale Lottie rozumiała, żeucieczka syna musiała przyśpieszyć jego plany, jakiekolwiek by były Ethan musi wy-wiezć Arlanda z Anglii, więc sam też wyjedzie.Może nie nastąpi to nazajutrz ani nawetza dwa dni, ale niewątpliwie bardzo szybko, a wtedy zostanie sama.Ethan będzie dla Ar-landa ojcem, jakiego chłopak potrzebuje.Rozumiała to doskonale, przecież sama była półsierotą i wychowała się bez ojca.Ato, że pragnęła Ethana dla siebie.Naciągnęła koce na głowę, żeby nie słyszeć dudniącego o dach deszczu.Starała siępowstrzymać gonitwę myśli.Burza oddalała się, zrobiło się chłodno, pachniało liśćmi iwilgocią.Chłód przeniknął Lottie na wskroś, nie pomagały grube koce.Zawsze wiedziała, że znajomość z Ethanem jest przejściowa.To nieuchronne.Oj-cowie, mężowie, kochankowie przychodzą i odchodzą.Mężczyzni nie należą do gatun-ku, na którym można polegać, skonstatowała ze smutkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- O ile wiem, lord St.Severin jest pod klu-czem wraz z innymi francuskimi oficerami zamieszkującymi zajazd Pod Niedzwiedziem.- To prawda - przyznała z niewinnym uśmieszkiem Lottie.- Ale tej nocy mam in-nego gościa.Rozumie pan, o czym mówię, poruczniku? Jeśli ktoś zaniedbuje kochankę,to wystawia ją na pokusy.- Proszę pani! - Oczy porucznika stały się wielkie jak spodki.Lottie nie wiedziała, co wzburzyło go bardziej.To, że zabawiała się z innym męż-czyzną niż jej protektor, czy też przerażająca perspektywa, co taki zabijaka jak Ethanuczyni rywalowi.- Kto.? - wyjąkał.RLT- Niech pan nie pyta, poruczniku.- Lottie położyła palec na ustach.- Proszę zamną, przeszuka pan pokój, ale proszę nie niepokoić mojego.przyjaciela.To młodyczłowiek z dobrej rodziny.z tych okolic.Wybuchłby straszny skandal, gdyby wyciekłojego nazwisko! Z pewnością nie chce być pan za coś takiego odpowiedzialny.- Oczywiście - skwapliwie potwierdził oficer.Lottie była pewna, że układał w myślach listę ewentualnych kandydatów.Po chwili Lottie cicho zapukała do drzwi sypialni.- Zpisz, kochanie? - Gdy nie doczekała się odpowiedzi, oznajmiła zgodnie z praw-dą: - Musi być zmęczony.Porucznik wyglądał, jakby miał zemdleć na myśl o tym, co mogło zmęczyć młode-go człowieka.Lottie otworzyła i z duszą na ramieniu wpuściła do sypialni porucznika.Arland spisał się doskonale.Lottie spadł kamień z serca.Ukrył strój więzienny irozłożył się na wielkim łożu.Spod zmiętego przykrycia wyłaniało się jedno gołe ramię,zdumiewająco dobrze umięśnione, męska stopa wystawała spod prześcieradła.Leżał nabrzuchu, w twarzą ukrytą w poduszce i cicho pochrapywał.Gdy Lottie z porucznikiemstanęli nad nim, westchnął przez sen.- Biedny chłopiec.- Lottie uśmiechnęła się do porucznika.- Nie da się ukryć, żebardzo się zmęczył.- Uniosła lichtarz, by oświetlić pokój.- Jak pan widzi, nie ma tu ni-kogo więcej.- Okno jest otwarte - zauważył oficer.- Więzień mógł wspiąć się po bluszczu.- Sama otworzyłam okno jakiś czas temu.Noc jest taka gorąca.- Zapewne.proszę pani.- Pobieżnie przeszukał garderobę, zajrzał do szafy i zazasłony okienne.- Zajrzy pan pod łóżko? - zaproponowała przewrotnie Lottie.- Niekoniecznie.- Mam nadzieję, że zaspokoił pan ciekawość - dodała słodko.- Tak.Dziękuję pani.- Wycofał się ku drzwiom jak człowiek śpieszący z ważnąmisją na drugim końcu miasta.- Moje uszanowanie.- Nakazał odwrót, patrol opuściłdom.RLT- Już po wszystkim - powiedziała Lottie do Margery, która kuliła się ze strachu podnarzuconym na ramiona kocem.- Wracaj do łóżka.Nic ci nie grozi.- Uściskała ją i po-pchnęła w stronę schodów, po czym poszła zaryglować drzwi.Omal nie umarła z wrażenia, gdy z cienia wyłonił się Ethan.- Myślałam, że jesteś zamknięty.Jak się wydostałeś?- Wspiąłem się na dach.Gdzie on jest? - Złapał Lottie za rękę.- Na górze.Objął ją i pocałował.Było tyle serdecznej czułości w tym pocałunku, że Lottie po-czuła, jak topnieje jej serce.Ethan dotąd całował ją tyko podczas gry wstępnej, przedzlegnięciem w łożu, a tu proszę.Sam był zmieszany.Dla niego także było to coś nowe-go.Serce Lottie zabiło radośnie.- Stałeś cały czas za drzwiami? - zapytała.- Wystarczająco długo, żeby usłyszeć, jak bezwstydnie okłamujesz brytyjskiegooficera.Jesteś świadoma, że dopuściłaś się zdrady przeciwko Koronie?- Wiedziałam, co robię.- Widziała, jak śmieją mu się oczy.Wyglądały niczym sło-neczne refleksy na wodzie.- Dziękuję - powiedział po prostu.Nie pytał, czy może jej zaufać.Nie bał się, że mogłaby zdradzić Arlanda.Stał i pa-trzył, a Lottie czuła się.cudownie.A przy tym dławiły ją łzy, nie mogła wydobyć głosuz gardła.Ufasz mi, chciała powiedzieć.- Gdzie on? - znów zapytał Ethan.- W moim łóżku.Gdzie indziej mogłabym ukryć mężczyznę?- Mówisz o moim synu - odparł szczerze rozbawiony, po czym biegiem ruszył nagórę.Był bardzo podekscytowany i równie mocno szczęśliwy.- Tylko nie obudz Margery - upomniała go.- Biedne dziecko najadło się strachu.Arland nie spał, nawet zdążył już włożyć więzienne ubranie.Wyglądał jeszczemłodziej niż na pierwszy rzut oka.Nawet w mdłym świetle świecy widać było jego bla-dość, od której odcinały się ciemne sińce na skórze.Poderwał się czujnie, gdy otwarły sięRLTdrzwi.Znieruchomiał na widok Ethana.Chciał coś powiedzieć, ale wzruszenie odebrałomu głos.- Miałeś nie robić tego na własną rękę - powiedział mocno przejęty Ethan.Niepewnie wyciągnął rękę do syna, ten jednak zerwał się z łóżka i wpadł w objęciaojca.Lottie wyszła i cicho zamknęła za sobą drzwi by Ethan i Arland mogli pobyć zesobą tylko we dwoje.Godzinę pózniej rozszalała się burza.Potężne błyskawice przecinały niebo, domtrząsł się od huku grzmotów.Otulona kocami Lottie myślała o Ethanie, który pod osłonąnocy i ulewnego deszczu odprowadzał Arlanda do bezpiecznej kryjówki.Niechętnie wypuszczała ich z domu, chociaż wiedziała, że Priory Cottage na dłuż-szą metę nie nadaje się na schronienie dla zbiega.Bała się o Ethana i cierpiała, albowiemwiedziała, że nie zostawi Arlanda samego.Przeczuwała, że bliski jest moment, w którymEthan zniknie na zawsze.Nic dotąd o tym nie wspominał, ale Lottie rozumiała, żeucieczka syna musiała przyśpieszyć jego plany, jakiekolwiek by były Ethan musi wy-wiezć Arlanda z Anglii, więc sam też wyjedzie.Może nie nastąpi to nazajutrz ani nawetza dwa dni, ale niewątpliwie bardzo szybko, a wtedy zostanie sama.Ethan będzie dla Ar-landa ojcem, jakiego chłopak potrzebuje.Rozumiała to doskonale, przecież sama była półsierotą i wychowała się bez ojca.Ato, że pragnęła Ethana dla siebie.Naciągnęła koce na głowę, żeby nie słyszeć dudniącego o dach deszczu.Starała siępowstrzymać gonitwę myśli.Burza oddalała się, zrobiło się chłodno, pachniało liśćmi iwilgocią.Chłód przeniknął Lottie na wskroś, nie pomagały grube koce.Zawsze wiedziała, że znajomość z Ethanem jest przejściowa.To nieuchronne.Oj-cowie, mężowie, kochankowie przychodzą i odchodzą.Mężczyzni nie należą do gatun-ku, na którym można polegać, skonstatowała ze smutkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]