[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ten, co straszył teściową? - odpowiedział pan Kowal.- Nie wiem, przecież to było przed wojną.- Nie, chodzi mi o tego tutaj.183- No tak - potwierdził Kukuł.- Na szczęście od kilkudni się nie pojawił i miejmy nadzieję, że się już nie po�jawi.- Ja go chyba dzisiaj widziałem! - powiedział trium�falnie Roszkowski.- Jak poszedłem po Zu.Wyleciał z bu�dynku jak bomba, o mało mnie nie przewrócił.- Mówił coś? Może potrafiłby go pan rozpoznać? -ucieszył się komendant.- Niestety nie.Strasznie niewyraznie mówił, bo gębęmiał zakrwawioną i cały czas zakrywał ją jakąś brudnąszmatą.Przewrócił się i chyba złamał rękę.Poznałem potym, jak ją trzymał.Komendant spojrzał na aspiranta, aspirant na swojegoszefa i zgodnie kiwnęli głowami, a potem równocześniespojrzeli na Zu.- Niestety, musi pani jednak trochę u nas zostać.Obie�cuję, że postaramy się znalezć tego dowcipnisia.Teraz po�winno być łatwiej, bo ma gips.Michał bał się chwili, gdy zostanie sam na sam z żoną.Obawiał się, że Zu go udusi i to bynajmniej nie w miłos�nym uniesieniu.Będzie wściekła, że przez jego gadulstwomusi siedzieć w tej dziurze przez kilka następnychdni.Jasny gwint! Mógł nie wspominać o tym świrze ześcierką.- Wiem, że jesteś wkurzona na mnie - powiedział, gdypo dwóch godzinach wymknęli się z kuchni do pokoiku napoddaszu.- Naprawdę? Chodz tu - usłyszał za swoimi plecami.- Zabijesz mnie? - Odwrócił się i zobaczył Zu leżącąw bardzo kuszącej pozie na łóżku.- No co się gapisz? Przecież sam mówiłeś, że najbar�dziej podobam ci się bez ubrania.- Wypróbujesz na mnie jakieś sztuczki z tego swojegokursu? - Michał schylił się i zajrzał pod łóżko.- Czego tam szukasz? Nieboszczyka?184- Nie! Garnka z gulaszem, który dla mnie ugotowałaś.- Przestań się wygłupiać, bo mi zimno.- Zu chwyciłamęża za rękę.- Au ! Jesteś lodowata jak trup wyjęty z lodówki w pro�sektorium.- To mnie ogrzej - kusiła żona.- Wolę poczekać, aż się sama rozgrzejesz, i wtedy dociebie wskoczę.- Aaski bez - obraziła się Zu.- Zpij sobie na podłodze.- I zrzuciła męża z łóżka.- Mogę! - zgodził się Michał.- Ale tylko z tobą! -I ściągnął żonę z łóżka.ROZDZIAA XXV,W KT�RYM PAN J�ZEF PRASUJE KOSZUL,A PAN KAROL NIE ROZUMIEJózef Kowal wysłał swojego brata Leszka w podróżz siostrą pani Zuzanny.Mógł co prawda jechać sam, bodysk jak szybko wypadł, tak szybko wskoczył z powrotemna swoje miejsce, ale na wszelki wypadek poudawał ciężkochorego, dopóki karawan nie ruszył z podwórka.Miałw tym swój cel.Po pierwsze, był to element jego planu ra�towania małżeństwa Leszka.A po drugie, potrzebował tro�chę spokoju, żeby popracować.Od tylu lat mieszkał sam,że odzwyczaił się od ludzi plączących się po mieszkaniui w towarzystwie braci zupełnie nie mógł się skupić.Tym�czasem czekał na niego cały stos listów, które zamierzałnapisać w sprawie odzyskania praw do rodzinnej kamie�nicy.W domu został jeszcze Karol, ale on był mniej kłopot�liwy od Leszka.Siedział cały dzień przed telewizoremi usiłował zrozumieć coś z polskiej rzeczywistości poli�tycznej.Pan Józef zabierał się właśnie do pierwszego pisma,które zaadresował do Polskiej Izby PrzedsiębiorcówBranży Pogrzebowej.Chciał, żeby szef izby poparł jegostarania o zwrot kamienicy, a on w zamian obiecywał,że otworzy w niej muzeum karawanów.Jeden egzem�plarz już nawet miał.Karol sprowadził go z Londynu,gdzie brytyjska odnoga Kowalów, zwanych z angielskaSmithami, prowadziła dobrze prosperujący zakład po�grzebowy.186- Mam nadzieję, że Leszek go nie rozbije - pomyślałpan Józef, gdy nagle ktoś głośno zapukał do drzwi, a po se�kundzie zadzwonił, dusząc niemiłosiernie dzwonek.- Już idę, idę - krzyknął gospodarz, przekonany, że topolicja z wiadomością o kraksie spowodowanej przez jegobrata.Pomyślał mściwie, że jeśli Leszek skasował zabyt�kowy karawan, a sam przeżył, to on go dobije.Uchyliłdrzwi i stanął jak wryty.Tej osoby też się spodziewał, alenieco pózniej.- Co się u was dzieje? - Alina Kowalowa wparowałado przedpokoju.- Dzwonię, dzwonię i nikt nie raczy otwo�rzyć.Pewnie żadnemu z was od szachownicy nie chciałosię ruszyć.Już ja was znam.- Jesteśmy we dwóch z Karolem.On nie umie graćw szachy.Dopiero go uczymy - burknął pan Józef.- A jakci się tak spieszyło, to trzeba było na miotle przez oknowlecieć.- Już ja wiem, czego wy go możecie nauczyć! Co mó�wiłeś?- Mówiłem, że Leszka nie ma.Pani Alina wparowała do pokoju i usiadła w ulubionymfotelu szwagra.Na stole położyła ogromną torbę, przesu�wając przy tym na bok wszystkie papiery, które pan Józefsegregował przez pół dnia.- Nie szkodzi.To ja na niego poczekam.Możesz miherbatę zrobić.Tylko świeżą zaparz i czajniczek wcześniejdokładnie umyj.Pan Józef spojrzał ciężkim wzrokiem na bratową,przełożył torbę na kanapę i troskliwie ułożył na jej miejscuswoje papiery.Gdy po chwili wrócił z herbatą, dokumentyleżały w bezładnej kupie pod krzesłem, a torebka bratowejznowu królowała na centralnym miejscu stołu.Pan Józef,czując, że jest to prowokacja zmierzająca do wywołaniawojny, udał, że tego nie widzi i postawił kubek obok to�rebki.187- Al e nie wiem, czy jest sens, żebyś czekała na Leszka- zaczął.- On chyba dzisiaj nie wróci.- Co to znaczy, że nie wróci? - zdziwiła się pani Ko�walowa.- To gdzie on jest? I co to znaczy, że nie będzienocował w domu?- Pojechał w bardzo ważnej sprawie.- Pan Józef zrobiłtajemniczą minę.- Jakiej?- No, nie wiem, czy powinienem ci mówić.W końcuchcesz się z nim rozwieść, a ja jestem jego adwokatem.- Najpierw to jesteś moim szwagrem.Gadaj zaraz, corobi Leszek!- No dobra, dobra.Pojechał z siostrą pani Zuzanny.Cośtam mieli do załatwienia.Nie, nie wiem co - rzucił w od�powiedzi na pytające spojrzenie szwagierki.- Jego się za�pytaj, jak jutro wróci.A nie, nie zapytasz, bo przecież sięz nim rozwodzisz.Ale wiesz co? To nawet dobrze sięskłada [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Ten, co straszył teściową? - odpowiedział pan Kowal.- Nie wiem, przecież to było przed wojną.- Nie, chodzi mi o tego tutaj.183- No tak - potwierdził Kukuł.- Na szczęście od kilkudni się nie pojawił i miejmy nadzieję, że się już nie po�jawi.- Ja go chyba dzisiaj widziałem! - powiedział trium�falnie Roszkowski.- Jak poszedłem po Zu.Wyleciał z bu�dynku jak bomba, o mało mnie nie przewrócił.- Mówił coś? Może potrafiłby go pan rozpoznać? -ucieszył się komendant.- Niestety nie.Strasznie niewyraznie mówił, bo gębęmiał zakrwawioną i cały czas zakrywał ją jakąś brudnąszmatą.Przewrócił się i chyba złamał rękę.Poznałem potym, jak ją trzymał.Komendant spojrzał na aspiranta, aspirant na swojegoszefa i zgodnie kiwnęli głowami, a potem równocześniespojrzeli na Zu.- Niestety, musi pani jednak trochę u nas zostać.Obie�cuję, że postaramy się znalezć tego dowcipnisia.Teraz po�winno być łatwiej, bo ma gips.Michał bał się chwili, gdy zostanie sam na sam z żoną.Obawiał się, że Zu go udusi i to bynajmniej nie w miłos�nym uniesieniu.Będzie wściekła, że przez jego gadulstwomusi siedzieć w tej dziurze przez kilka następnychdni.Jasny gwint! Mógł nie wspominać o tym świrze ześcierką.- Wiem, że jesteś wkurzona na mnie - powiedział, gdypo dwóch godzinach wymknęli się z kuchni do pokoiku napoddaszu.- Naprawdę? Chodz tu - usłyszał za swoimi plecami.- Zabijesz mnie? - Odwrócił się i zobaczył Zu leżącąw bardzo kuszącej pozie na łóżku.- No co się gapisz? Przecież sam mówiłeś, że najbar�dziej podobam ci się bez ubrania.- Wypróbujesz na mnie jakieś sztuczki z tego swojegokursu? - Michał schylił się i zajrzał pod łóżko.- Czego tam szukasz? Nieboszczyka?184- Nie! Garnka z gulaszem, który dla mnie ugotowałaś.- Przestań się wygłupiać, bo mi zimno.- Zu chwyciłamęża za rękę.- Au ! Jesteś lodowata jak trup wyjęty z lodówki w pro�sektorium.- To mnie ogrzej - kusiła żona.- Wolę poczekać, aż się sama rozgrzejesz, i wtedy dociebie wskoczę.- Aaski bez - obraziła się Zu.- Zpij sobie na podłodze.- I zrzuciła męża z łóżka.- Mogę! - zgodził się Michał.- Ale tylko z tobą! -I ściągnął żonę z łóżka.ROZDZIAA XXV,W KT�RYM PAN J�ZEF PRASUJE KOSZUL,A PAN KAROL NIE ROZUMIEJózef Kowal wysłał swojego brata Leszka w podróżz siostrą pani Zuzanny.Mógł co prawda jechać sam, bodysk jak szybko wypadł, tak szybko wskoczył z powrotemna swoje miejsce, ale na wszelki wypadek poudawał ciężkochorego, dopóki karawan nie ruszył z podwórka.Miałw tym swój cel.Po pierwsze, był to element jego planu ra�towania małżeństwa Leszka.A po drugie, potrzebował tro�chę spokoju, żeby popracować.Od tylu lat mieszkał sam,że odzwyczaił się od ludzi plączących się po mieszkaniui w towarzystwie braci zupełnie nie mógł się skupić.Tym�czasem czekał na niego cały stos listów, które zamierzałnapisać w sprawie odzyskania praw do rodzinnej kamie�nicy.W domu został jeszcze Karol, ale on był mniej kłopot�liwy od Leszka.Siedział cały dzień przed telewizoremi usiłował zrozumieć coś z polskiej rzeczywistości poli�tycznej.Pan Józef zabierał się właśnie do pierwszego pisma,które zaadresował do Polskiej Izby PrzedsiębiorcówBranży Pogrzebowej.Chciał, żeby szef izby poparł jegostarania o zwrot kamienicy, a on w zamian obiecywał,że otworzy w niej muzeum karawanów.Jeden egzem�plarz już nawet miał.Karol sprowadził go z Londynu,gdzie brytyjska odnoga Kowalów, zwanych z angielskaSmithami, prowadziła dobrze prosperujący zakład po�grzebowy.186- Mam nadzieję, że Leszek go nie rozbije - pomyślałpan Józef, gdy nagle ktoś głośno zapukał do drzwi, a po se�kundzie zadzwonił, dusząc niemiłosiernie dzwonek.- Już idę, idę - krzyknął gospodarz, przekonany, że topolicja z wiadomością o kraksie spowodowanej przez jegobrata.Pomyślał mściwie, że jeśli Leszek skasował zabyt�kowy karawan, a sam przeżył, to on go dobije.Uchyliłdrzwi i stanął jak wryty.Tej osoby też się spodziewał, alenieco pózniej.- Co się u was dzieje? - Alina Kowalowa wparowałado przedpokoju.- Dzwonię, dzwonię i nikt nie raczy otwo�rzyć.Pewnie żadnemu z was od szachownicy nie chciałosię ruszyć.Już ja was znam.- Jesteśmy we dwóch z Karolem.On nie umie graćw szachy.Dopiero go uczymy - burknął pan Józef.- A jakci się tak spieszyło, to trzeba było na miotle przez oknowlecieć.- Już ja wiem, czego wy go możecie nauczyć! Co mó�wiłeś?- Mówiłem, że Leszka nie ma.Pani Alina wparowała do pokoju i usiadła w ulubionymfotelu szwagra.Na stole położyła ogromną torbę, przesu�wając przy tym na bok wszystkie papiery, które pan Józefsegregował przez pół dnia.- Nie szkodzi.To ja na niego poczekam.Możesz miherbatę zrobić.Tylko świeżą zaparz i czajniczek wcześniejdokładnie umyj.Pan Józef spojrzał ciężkim wzrokiem na bratową,przełożył torbę na kanapę i troskliwie ułożył na jej miejscuswoje papiery.Gdy po chwili wrócił z herbatą, dokumentyleżały w bezładnej kupie pod krzesłem, a torebka bratowejznowu królowała na centralnym miejscu stołu.Pan Józef,czując, że jest to prowokacja zmierzająca do wywołaniawojny, udał, że tego nie widzi i postawił kubek obok to�rebki.187- Al e nie wiem, czy jest sens, żebyś czekała na Leszka- zaczął.- On chyba dzisiaj nie wróci.- Co to znaczy, że nie wróci? - zdziwiła się pani Ko�walowa.- To gdzie on jest? I co to znaczy, że nie będzienocował w domu?- Pojechał w bardzo ważnej sprawie.- Pan Józef zrobiłtajemniczą minę.- Jakiej?- No, nie wiem, czy powinienem ci mówić.W końcuchcesz się z nim rozwieść, a ja jestem jego adwokatem.- Najpierw to jesteś moim szwagrem.Gadaj zaraz, corobi Leszek!- No dobra, dobra.Pojechał z siostrą pani Zuzanny.Cośtam mieli do załatwienia.Nie, nie wiem co - rzucił w od�powiedzi na pytające spojrzenie szwagierki.- Jego się za�pytaj, jak jutro wróci.A nie, nie zapytasz, bo przecież sięz nim rozwodzisz.Ale wiesz co? To nawet dobrze sięskłada [ Pobierz całość w formacie PDF ]