[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma dwa duże, bardzo złe psy.Poza tymliczy na życzliwość sąsiadów. Rozmawiał pan z sąsiadami? Nie.Tym razem z nikim nie rozmawiałem.Czy pan usiłujesprawdzić moje alibi?Grabicki nie odpowiedział.Zapalił nowego papierosa, wstał iprzeszedł się po pracowni. Co mógłby mi pan powiedzieć na temat pani Tomeckiej? Nie bardzo rozumiem. Widzi pan, mistrzu.jeżeli chcę wyjaśnić tajemnicętragicznej śmierci pani Tomeckiej, muszę o niej jak najwięcejwiedzieć.Interesuję się na przykład, czy odeszła od pana dlajakiegoś innego mężczyzny?Twarz Zwidnickiego poszarzała. Nie mogę wykluczyć takiej ewentualności  rzekł zpewnym wysiłkiem  chociaż nic konkretnego nie wiem.Grabicki był prawie pewien, że jest inaczej, ale nie nalegał.Spytał: A może wiadomo panu o jakimś adoratorze paniTomeckiej, który ma na imię Stanisław? Nie. Komu mogło zależeć na śmierci tej kobiety? Jak pan sądzi? Nie mam pojęcia.O ile się orientuję, Iwona nie miaławrogów.Wprost przeciwnie.Wszyscy ją bardzo lubili.Byłaniezwykle miła, uczynna, towarzyska.Miała dar zjednywaniasobie ludzkiej sympatii.Nigdy bym nie przypuścił, że ktośmoże jej wbić nóż w serce. Dlaczego pan sądzi, że pani Tomecka zostałazamordowana nożem?  spytał Grabicki, z trudemopanowując wrażenie, jakie na nim wywarły te słowa.Malarz zmieszał się. Nie wiem.Tak sobie powiedziałem.Przecież nie wiem, zenożem.Skądże miałbym wiedzieć? No właśnie! Skąd pan miałby wiedzieć? Ciekawe.Czy wostatnich czasach bywał pan w mieszkaniu pani Tomeckiej? Nie.Mówiłem panu przecież, że od szeregu miesięcy łączył nas tylko bardzo luzny stosunek.Nie bywałem u niej.Grabicki pokiwał głową. Tak, tak, rozumiem.Chciałbym jednak, żeby się pan nadtym dobrze zastanowił.W mieszkaniu pani Tomeckiejzebraliśmy szczegółowy materiał daktyloskopijny.Gdyby więcokazało się, że w tym materiale znajdują się odciski pańskichpalców, to mogłaby się wytworzyć trochę niezręczna sytuacja.Nie sądzi pan?Zwidnicki z pewnym wysiłkiem przełknął ślinę. No cóż.mogło się zdarzyć, że kiedyś tam na chwilę do niejwpadłem.Teraz już dobrze nie pamiętam.Taki jestemskołowany tym wszystkim, że sam już nie wiem co, jak, gdzie ikiedy.? Możliwe.Nie wiem.Proszę mi nie mieć za złe, alenaprawdę nie pamiętam.Grabicki wstał. Nie będę już pana dłużej męczył.Być może, że jeszczekiedyś wrócimy do naszej rozmowy.Na razie dziękuję i dowidzenia.***Mimo spóznionej pory, w Komendzie czekał Olszewski. No i jak wam poszło?  spytał.Grabicki pokrótce opowiedział o przeprowadzonychrozmowach, usiłując wyeksponować swoje strategicznezdolności. Tak, tak  pokiwał głową porucznik. To zawsze takbywa na początku.Im więcej zbiera się materiału, tym sprawawydaje się bardziej zagmatwana.Miejmy jednak nadzieję.żedo czegoś się dogrzebiemy wspólnymi siłami.Ten zwrot  wspólnymi siłami" niezbyt zachwycił Grabickiego.Usiłując nie okazać niechęci, spytał: A co z Tomeckim? Dowiedzieliście się czegoś o nim? Tak.Jest w Warszawie.Mieszka w  Bristolu. Jak dawno przebywa w Polsce? Około dwóch miesięcy. Ciekawe, czy ma alibi. O, właśnie!  podchwycił porucznik. Warto by to sprawdzić.Tylko nie bardzo wiem, jak do tego podejść.Niemamy żadnych podstaw, żeby go wprost spytać.Grabicki westchnął. Tak, macie rację.Ale w każdym razie należy z nimporozmawiać.Zobaczymy, jak się potoczy ta rozmowa. Jeżeli nie jesteście zbyt zmęczeni, możemy spróbowaćjeszcze dzisiaj.Może go zastaniemy w hotelu.Grabicki zawahał się.Spojrzał na zegarek. Czy nie za pózno? Ale skąd! Taki paryżanin nie chodzi spać z kurami.Zresztąnic nie ryzykujemy.Najwyżej będziemy musieli odłożyć to dojutra.Czym prędzej jednak zawrzemy znajomość z Tomeckim,tym lepiej.Pojechali do  Bristolu".Mieli szczęście.Kiedy bowiem spytali o pana Tomeckiego,urzędniczka z recepcji powiedziała: O, właśnie idzie do windy.To ten pan w zielonym ubraniu.Był wysoki, szczupły, lekko pochylony.Duże, ciemne oczypołudniowca, przesłonięte mgiełką filozoficznej zadumy.Twarzśniada o delikatnych, chłopięcych rysach.W bujnej kasztano-watej czuprynie srebrzył się gdzieniegdzie siwy włos.Grabickiocenił go na trzydzieści kilka lat.Spotkanie z oficerami milicji bynajmniej go nie zdziwiło. Jeżeli panom to odpowiada, możemy nawet zarazporozmawiać w moim pokoju  powiedział łagodnym, trochęjakby rozleniwionym głosem. Proszę.Wsiedli do windy i pojechali na czwarte piętro.Tomecki usadowił gości i bezradnie rozejrzał się pohotelowym pokoju. Przykro mi, że nie mam czym panów poczęstować, ale niespodziewałem się żadnych odwiedzin.Grabicki i Olszewski wymienili znaczące spojrzenia.Wystarczyło przecież podnieść słuchawkę i zamówić butelkękoniaku albo maszynkę kawy.Nie przyjęliby, oczywiście, po-częstunku, ale to usprawiedliwianie się wydało im się zupełnieniepotrzebne.Tomecki usiadł i wyjął z kieszeni paczkę papierosów.  Proszę, może panowie zapalą.Domyślam się, że panowiemnie odwiedzili w związku z nagłą śmiercią mojej byłej żony.Był zupełnie opanowany.Robił wrażenie człowiekazmęczonego, a może znudzonego.Mówił wolno, beznamiętnie,jakby z pewnym wysiłkiem. Od kogo dowiedział się pan o śmierci swojej byłej żony? spytał Grabicki. Och, w tym kraju tego rodzaju wiadomości rozchodzą siębłyskawicznie.Już nawet nie pamiętam, kto mi to pierwszypowiedział. Pan mieszka stale w Paryżu, tak? Tak.Jestem obywatelem francuskim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl