[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Borsuk wpadł na mały cmentarz przykościelny, zagłównym korpusem budowli.Widocznie stworzenie, któregonił, uciekło przez dziurę u stóp kamiennego muru.Pieswślizgnął się w ten otwór i znikł im z oczu. Do licha powiedziała zdyszana Kate będziemymusieli obejść kościół naokoło. Chodzmy tędy.Okrążyli cmentarzyk, dochodząc do bramy z kutegożelaza.Thorne otworzył ją.Kate wbiegła na pełen grobówcmentarz.Omszałe nagrobki stały tam krzywo, niczymrzędy zepsutych zębów. Borsuk, Borsuk, gdzie jesteś? Kate okrążyła rządnagrobków, potykając się na nierównym gruncie irozglądając wokoło.Przypomniała sobie o pasztecikach wkieszeni i wyciągnęła jeden z nich, wymachując nim jakprzynętą. Do nogi piesku! Mam coś dobrego dla ciebie!Thorne okrążył duży grób, zatrzymał się na środkucmentarza i gwizdnął.Po chwili Borsuk wybiegł zza rozsypującej siękamiennej płyty. Dzięki Bogu! Czy złowił coś?Kate bała się niemal spojrzeć na psa. Nie.Ale następnym razem pobiegnie na pewnoszybciej.W głosie Thorne a zabrzmiała prawdziwa duma.Zeszczerym wzruszeniem przykląkł, poskrobał Borsuka zauszami i pogłaskał.Z pewnością lubił go, choć się do tegonie chciał przyznać.Było w nim o wiele więcej ludzkich uczuć, niżpozwalał się tego domyślać.A teraz, gdy znajdowali siędaleko od Gramercych, od plotek Spindle Cove i w ogóleod całej reszty świata, mogła to być jedyna sposobność,żeby z niego wydobyć jakieś zwierzenia. Niechże mi pan coś powie o sobie powiedziałabłagalnie. O tym, co robił pana ojciec, jakie imionanosiło rodzeństwo, o domu, gdzie pan wyrósł.Oprzyjacielu.O ulubionej zabawce.O czymkolwiek.Thorne podniósł się z posępną miną. Na litość boską, ja nawet nie wiem, jak panu naimię! Chciałam sobie przypomnieć, ale na próżno się nadtym głowiłam.Przecież ktoś w miasteczku musiał choćraz się zwrócić do pana po imieniu.Może było zapisane wksiążce rachunkowej Sally albo lord Rycliff się nimkiedyś posłużył? Na przykład w kościele.Ale im dłużejrozmyślałam, tym bardziej nabierałam pewności, że&nikt w Spindle Cove go nie zna. To nie ma znaczenia. Ależ ma, na pewno. Chwyciła go za rękaw. Bopan ma znaczenie.Trzeba, żeby pan komuś pozwolił jepoczuć.Spojrzał na nią tak, że zamarła w miejscu, i burknął zcicha: Proszę mi dać spokój.Kiedy silny, nieprzewidywalny mężczyzna spojrzy wten sposób na dziewczynę, instynktownie musi się onacofnąć.Thorne to dobrze wiedział i posłużył się tymchwytem przeciw niej. Nie ustąpię powiedziała póki mi pan czegoś niepowie. Dobra odparł i zaczął mówić bezbarwnym,pozbawionym emocji głosem, jakby recytował ćwiczeniealbo sporządzał jakiś spis. Nie znałem mojego ojca.Niechciałem tego zresztą.Zrobił mojej matce dziecko, kiedybyła na to o wiele za młoda, w dodatku nieślubne, a potemporzucił nas oboje.Została wtedy dziwką i znalazła sobiemiejsce w burdelu.Sypiałem tam na strychu, żeby sięzanadto nie rzucać w oczy gościom.Nigdy nie chodziłemdo szkoły ani nie wyuczyłem się żadnego fachu.Mojamatka chlała tylko gin i coraz bardziej mnie nienawidziła,bo się robiłem coraz podobniejszy do ojca.Nieprzepuściła żadnej okazji, żeby mi powiedzieć, że jestemdo niczego, głupi, wstrętny i paskudny.A kiedy miała cościężkiego w ręce, łoiła mi solidnie skórę.Uciekłemstamtąd, kiedy mi się tylko nadarzyła sposobność, i nigdynie wróciłem.Kate zaniemówiła.Brakło jej słów. No, masz powiedział, biorąc od niej pasztecik, októrym całkiem zapomniała, i rzucając go wyczekującemupsu. Miła historyjka, co? W sam raz do opowiadaniaprzy śniadaniu.Milczała.Chciała prawdy.Zmusiła go, żeby jąujawnił, a teraz pozwoliła, żeby ją odepchnął.Koniecznie chciała mu coś powiedzieć.Cokolwiek,co byłoby miłe. Ja& przełknęła z trudem ślinę. Ja& uważampana za niezwykle przystojnego. Panno Taylor& Thorne spojrzał na nią zdumiony. Ależ tak.Uważam, że pan jest niezwykle,niesłychanie wprost przystojny.Nie zawsze tak myślałam.Ale od kiedy wróciliśmy z Hastings& trudno mi nawetczasami spojrzeć na pana.Pewnie to dla pana nie jestniespodzianką, bo dobrze pan wie, że podoba się wielukobietom.Prychnął z ironią. Niekoniecznie dlatego, żebym był przystojny.Kate zamilkła i nagle dotarła do niej świadomośćinnych jego przymiotów.Siły, władczości, instynktuopiekuńczego.Zapewne te właśnie cechy dały asumpt do mnóstwa historii , o których wspominała Sally wsklepie. Na pewno podoba się pan kobietom z wielupowodów.Ale ja mówię tylko za siebie.Uważam pana zaogromnie przystojnego.Zmarszczył brwi. Po co to mówić? Nie potrzebuję tego słyszeć akuratod pani. Może i nie.Była jednak przekonana, że jest inaczej.Może nie potrafiła wyobrazić sobie okropności, jakimstawiał czoło na polu bitwy, ale wiedziała, co to znaczybyć niechcianym dzieckiem, uważanym przez osobę,która się nim opiekuje, za brzydkie i nic nie warte.Wiedziała, jak nieżyczliwe słowa przez całe tygodnie,miesiące i lata niszczą jego wiarę w siebie.Siniaki zniknąze skóry, ale zniewagi już zawsze, niby wczepione w ciałopasożyty, niszczą jego duszę.Wiedziała, jak wiele serdeczności trzeba, by temuprzeciwdziałać i jak należy przy tym unikać banalnychkomplementów, nawet gdy chodzi o dorosłych, aby nieodbierano ich jako nieszczere.No, bo czy mogły byćprawdziwe? Złe, okrutne słowa nieustannie bowiemtkwiły w duszy, odporne na wszystkie wysiłki.Byłyniczym ludzkie szczątki na tym cmentarzu.Mimo żezakopano je głęboko, mimo że rosły nad nimi kwiaty, i taknadal tam istniały.Nienawistne słowa mogą być trwalsze niż ziemia.Tak, wiedziała o tym.Nie mogła patrzeć na jego ból inie zrobić niczego, by go złagodzić. Uważam pana za ogromnie przystojnego powtórzyła. Wiem, że jest pan skromny, powściągliwy iwcale nie ma ochoty o tym słyszeć.Ale ja muszę o tymmówić.Dotknęła ostrożnie jego policzka.Drgnął, grdykauwydatniła mu się na szyi. Niech pani przestanie.Z całą satysfakcją nie usłuchała go i ujęła jego twarzw dłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Borsuk wpadł na mały cmentarz przykościelny, zagłównym korpusem budowli.Widocznie stworzenie, któregonił, uciekło przez dziurę u stóp kamiennego muru.Pieswślizgnął się w ten otwór i znikł im z oczu. Do licha powiedziała zdyszana Kate będziemymusieli obejść kościół naokoło. Chodzmy tędy.Okrążyli cmentarzyk, dochodząc do bramy z kutegożelaza.Thorne otworzył ją.Kate wbiegła na pełen grobówcmentarz.Omszałe nagrobki stały tam krzywo, niczymrzędy zepsutych zębów. Borsuk, Borsuk, gdzie jesteś? Kate okrążyła rządnagrobków, potykając się na nierównym gruncie irozglądając wokoło.Przypomniała sobie o pasztecikach wkieszeni i wyciągnęła jeden z nich, wymachując nim jakprzynętą. Do nogi piesku! Mam coś dobrego dla ciebie!Thorne okrążył duży grób, zatrzymał się na środkucmentarza i gwizdnął.Po chwili Borsuk wybiegł zza rozsypującej siękamiennej płyty. Dzięki Bogu! Czy złowił coś?Kate bała się niemal spojrzeć na psa. Nie.Ale następnym razem pobiegnie na pewnoszybciej.W głosie Thorne a zabrzmiała prawdziwa duma.Zeszczerym wzruszeniem przykląkł, poskrobał Borsuka zauszami i pogłaskał.Z pewnością lubił go, choć się do tegonie chciał przyznać.Było w nim o wiele więcej ludzkich uczuć, niżpozwalał się tego domyślać.A teraz, gdy znajdowali siędaleko od Gramercych, od plotek Spindle Cove i w ogóleod całej reszty świata, mogła to być jedyna sposobność,żeby z niego wydobyć jakieś zwierzenia. Niechże mi pan coś powie o sobie powiedziałabłagalnie. O tym, co robił pana ojciec, jakie imionanosiło rodzeństwo, o domu, gdzie pan wyrósł.Oprzyjacielu.O ulubionej zabawce.O czymkolwiek.Thorne podniósł się z posępną miną. Na litość boską, ja nawet nie wiem, jak panu naimię! Chciałam sobie przypomnieć, ale na próżno się nadtym głowiłam.Przecież ktoś w miasteczku musiał choćraz się zwrócić do pana po imieniu.Może było zapisane wksiążce rachunkowej Sally albo lord Rycliff się nimkiedyś posłużył? Na przykład w kościele.Ale im dłużejrozmyślałam, tym bardziej nabierałam pewności, że&nikt w Spindle Cove go nie zna. To nie ma znaczenia. Ależ ma, na pewno. Chwyciła go za rękaw. Bopan ma znaczenie.Trzeba, żeby pan komuś pozwolił jepoczuć.Spojrzał na nią tak, że zamarła w miejscu, i burknął zcicha: Proszę mi dać spokój.Kiedy silny, nieprzewidywalny mężczyzna spojrzy wten sposób na dziewczynę, instynktownie musi się onacofnąć.Thorne to dobrze wiedział i posłużył się tymchwytem przeciw niej. Nie ustąpię powiedziała póki mi pan czegoś niepowie. Dobra odparł i zaczął mówić bezbarwnym,pozbawionym emocji głosem, jakby recytował ćwiczeniealbo sporządzał jakiś spis. Nie znałem mojego ojca.Niechciałem tego zresztą.Zrobił mojej matce dziecko, kiedybyła na to o wiele za młoda, w dodatku nieślubne, a potemporzucił nas oboje.Została wtedy dziwką i znalazła sobiemiejsce w burdelu.Sypiałem tam na strychu, żeby sięzanadto nie rzucać w oczy gościom.Nigdy nie chodziłemdo szkoły ani nie wyuczyłem się żadnego fachu.Mojamatka chlała tylko gin i coraz bardziej mnie nienawidziła,bo się robiłem coraz podobniejszy do ojca.Nieprzepuściła żadnej okazji, żeby mi powiedzieć, że jestemdo niczego, głupi, wstrętny i paskudny.A kiedy miała cościężkiego w ręce, łoiła mi solidnie skórę.Uciekłemstamtąd, kiedy mi się tylko nadarzyła sposobność, i nigdynie wróciłem.Kate zaniemówiła.Brakło jej słów. No, masz powiedział, biorąc od niej pasztecik, októrym całkiem zapomniała, i rzucając go wyczekującemupsu. Miła historyjka, co? W sam raz do opowiadaniaprzy śniadaniu.Milczała.Chciała prawdy.Zmusiła go, żeby jąujawnił, a teraz pozwoliła, żeby ją odepchnął.Koniecznie chciała mu coś powiedzieć.Cokolwiek,co byłoby miłe. Ja& przełknęła z trudem ślinę. Ja& uważampana za niezwykle przystojnego. Panno Taylor& Thorne spojrzał na nią zdumiony. Ależ tak.Uważam, że pan jest niezwykle,niesłychanie wprost przystojny.Nie zawsze tak myślałam.Ale od kiedy wróciliśmy z Hastings& trudno mi nawetczasami spojrzeć na pana.Pewnie to dla pana nie jestniespodzianką, bo dobrze pan wie, że podoba się wielukobietom.Prychnął z ironią. Niekoniecznie dlatego, żebym był przystojny.Kate zamilkła i nagle dotarła do niej świadomośćinnych jego przymiotów.Siły, władczości, instynktuopiekuńczego.Zapewne te właśnie cechy dały asumpt do mnóstwa historii , o których wspominała Sally wsklepie. Na pewno podoba się pan kobietom z wielupowodów.Ale ja mówię tylko za siebie.Uważam pana zaogromnie przystojnego.Zmarszczył brwi. Po co to mówić? Nie potrzebuję tego słyszeć akuratod pani. Może i nie.Była jednak przekonana, że jest inaczej.Może nie potrafiła wyobrazić sobie okropności, jakimstawiał czoło na polu bitwy, ale wiedziała, co to znaczybyć niechcianym dzieckiem, uważanym przez osobę,która się nim opiekuje, za brzydkie i nic nie warte.Wiedziała, jak nieżyczliwe słowa przez całe tygodnie,miesiące i lata niszczą jego wiarę w siebie.Siniaki zniknąze skóry, ale zniewagi już zawsze, niby wczepione w ciałopasożyty, niszczą jego duszę.Wiedziała, jak wiele serdeczności trzeba, by temuprzeciwdziałać i jak należy przy tym unikać banalnychkomplementów, nawet gdy chodzi o dorosłych, aby nieodbierano ich jako nieszczere.No, bo czy mogły byćprawdziwe? Złe, okrutne słowa nieustannie bowiemtkwiły w duszy, odporne na wszystkie wysiłki.Byłyniczym ludzkie szczątki na tym cmentarzu.Mimo żezakopano je głęboko, mimo że rosły nad nimi kwiaty, i taknadal tam istniały.Nienawistne słowa mogą być trwalsze niż ziemia.Tak, wiedziała o tym.Nie mogła patrzeć na jego ból inie zrobić niczego, by go złagodzić. Uważam pana za ogromnie przystojnego powtórzyła. Wiem, że jest pan skromny, powściągliwy iwcale nie ma ochoty o tym słyszeć.Ale ja muszę o tymmówić.Dotknęła ostrożnie jego policzka.Drgnął, grdykauwydatniła mu się na szyi. Niech pani przestanie.Z całą satysfakcją nie usłuchała go i ujęła jego twarzw dłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]