[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Syl-vester doszedÅ‚ do wniosku, że Rosie bÄ™dzie siÄ™ czuÅ‚a bardziej swoj­sko w przytulnej atmosferze Pantheonu niż w niezwykle wytwornejPiazza, gdzie antypatyczne matrony z arystokracji i zarozumiali zÅ‚ocimÅ‚odzieÅ„cy spoglÄ…daliby z pogardÄ… na ich rodzinnÄ… kolacjÄ™.Stoneridge zauważyÅ‚ z pewnym smutkiem, że jego małżonka rów­nież czuje siÄ™ bardziej swobodnie w Panteonie niż w sÅ‚ynnym klubieAlmacka.WywoÅ‚ywaÅ‚a salwy Å›miechu przy ich stole, robiÄ…c zÅ‚oÅ›liweuwagi na temat innych goÅ›ci w sali jadalnej.To wÅ‚aÅ›nie Theo pierwsza spostrzegÅ‚a nieprzytomnÄ… minÄ™ Cla-rissy.- Czemu siÄ™ tak przyglÄ…dasz, Clarry?WykrÄ™ciÅ‚a siÄ™ na krzeÅ›le i zerknęła przez ramiÄ™ w tym samym kie­runku.- Nie gap siÄ™, Theo! - wykrzyknęła Clarissa i siÄ™ zaczerwieniÅ‚a.-Ale co takiego.O! -westchnęła z caÅ‚kowitym zrozumieniem.-Już widzÄ™!- Odwróć siÄ™ wreszcie, Theo! - bÅ‚agaÅ‚a jÄ… Clarissa.-Jest naprawdÄ™ piÄ™kny! - stwierdziÅ‚a Theo.- Przyjrzyj mu siÄ™,Emily.Wykapany rycerz bez skazy!- Kto? Gdzie? - dopytywaÅ‚a siÄ™ Rosie, zrywajÄ…c siÄ™ z miejsca i wo­dzÄ…c oczyma po caÅ‚ej sali.- Nie widzÄ™ żadnego rycerza! Jest w zbroi?-Nie, gÅ‚uptasku! To takie wyrażenie.Siadaj! - Theo pociÄ…gnęłasiostrzyczkÄ™ za spódnicÄ™ i zmusiÅ‚a jÄ…, żeby usiadÅ‚a.- Jak siÄ™ dowie­dzieć, kto to taki?- O czym tak rozprawiacie? - spytaÅ‚ Sylwester.250 - Clarissa znalazÅ‚a swojego rycerza - poinformowaÅ‚a go Theo.- Nie ma siÄ™ czego wstydzić, kochanie! - PoklepaÅ‚a siostrÄ™ po rÄ™ku.- Może podejdÄ™ i siÄ™ mu przedstawiÄ™?- Nie! - wykrzyknęły chórem Emily i Clarissa.- No to Stoneridge musi to zrobić i namówić go, żeby napiÅ‚ siÄ™z nami wina - stwierdziÅ‚a stanowczo Theo.-Widzisz go, Stoneridge?To ten piÄ™kny mÅ‚odzieniec z dÅ‚ugimi jasnymi wÅ‚osami, który siedzize starszÄ… paniÄ… koÅ‚o okna.CaÅ‚e szczęście, że ze starszÄ…, Clarry.To niemoże być jego kochanka.Pewnie jego matka.Doskonale!-Ależ Theo!Theo nie zważaÅ‚a na protesty siostry.- Podejdz do nich i przedstaw im siÄ™, Stoneridge, a potem zaproÅ›oboje, by przyÅ‚Ä…czyli siÄ™ do nas.Udaj, że tylko im siÄ™ przypominasz,bo byliÅ›cie już wczeÅ›niej sobie przedstawieni.A kiedy siÄ™ wyda, że topomyÅ‚ka, obróć wszystko w żart, ale podtrzymaj zaproszenie.- Nie zrobiÄ™ nic podobnego - oÅ›wiadczyÅ‚ Sylvester.- Ty smarkataintrygantko!-W takim razie ja muszÄ™.- Theo odsunęła siÄ™ od stoÅ‚u.-Jak coÅ›może siÄ™ wydarzyć, jeÅ›li nikt nie ruszy nawet palcem?!Nim ktoÅ› zdoÅ‚aÅ‚ jÄ… powstrzymać, przemknęła miÄ™dzy stolikamiz przyjacielskim uÅ›miechem na twarzy.- Och, jak ona mogÅ‚a?! - jÄ™knęła Clarissa i wypiÅ‚a Å‚yk wody, bynieco ochÅ‚odzić rozpalone policzki.Edward i Emily skrÄ™cali siÄ™ ze Å›miechu, zachwyceni żartem.Syl-vester poczuÅ‚ siÄ™ tak, jakby znalazÅ‚ siÄ™ nagle w obcym kraju i nie mógÅ‚zrozumieć zachowania tubylców.Nieraz już mu siÄ™ to zdarzaÅ‚o, gdybyÅ‚ w towarzystwie rodziny Belmontów.Z rezygnacjÄ… piÅ‚ wino i cze­kaÅ‚, aż ktoÅ› wyjaÅ›ni mu, o co chodzi.Rosie wyskrobaÅ‚a resztkÄ™ lodów z pucharka.- Theo nigdy nie krÄ™puje siÄ™ rozmawiać z obcymi - poinformo­waÅ‚a szwagra takim tonem, jakby to mogÅ‚o wyjaÅ›nić ogólnÄ… wesoÅ‚ość.Nawet Clarissa parskaÅ‚a Å›miechem mimo rumieÅ„ców zażenowania.- Nie jest ani trochÄ™ nieÅ›miaÅ‚a!251 O, nie! Z pewnoÅ›ciÄ… Sylvester nie nazwaÅ‚by swej żony nieÅ›miaÅ‚Ä….ObserwowaÅ‚ jÄ… bacznie.RozmawiaÅ‚a z osobami siedzÄ…cymi przy sto­liku pod oknem, pochylajÄ…c ku nim konfidencjonalnie gÅ‚owÄ™.PotemodwróciÅ‚a siÄ™ i spojrzaÅ‚a przez caÅ‚Ä… salÄ™ na swoich bliskich oczyma peÅ‚­nymi Å›miechu.UniosÅ‚a rÄ™kÄ™ w triumfalnym geÅ›cie, po czym wróciÅ‚ado rodzinnego stoÅ‚u.- No i rzeczywiÅ›cie, przyszedÅ‚ tu z matkÄ…! Nazywa siÄ™ JonathanLacey.ZÅ‚ożą nam wizytÄ™ na Curzon Street - obwieÅ›ciÅ‚a, siadajÄ…c.-WydajÄ… siÄ™ bardzo szacownÄ… parÄ…, z pewnoÅ›ciÄ… nie jacyÅ› tam dorob-kiewicze, a on ma cudowne oczy, Clarry! Wielkie i piwne, jak najszla­chetniejsze porto.PrzepiÄ™kne! A żebyÅ› widziaÅ‚a jego rÄ™ce! Te dÅ‚ugie,smukÅ‚e palce.Sylvester mimo woli spojrzaÅ‚ na swoje dÅ‚onie.Co prawda nie byÅ‚ygrube, z topornymi paluchami, ale z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… nie miaÅ‚ przepiÄ™k­nych oczu w kolorze najszlachetniejszego porto.-Jestem pewna, że to jakiÅ› artysta - ciÄ…gnęła dalej Theo, popijajÄ…cwino maÅ‚ymi Å‚yczkami.- W każdym razie jego matce bardzo siÄ™ spo­dobaÅ‚ pomysÅ‚ zÅ‚ożenia wizyty hrabinie Stoneridge, wiÄ™c jestem pew­na, że ujrzymy ich za dzieÅ„ lub dwa.- Co im nagadaÅ‚aÅ›, Theo? - spytaÅ‚ Edward, ocierajÄ…c oczy serwetkÄ….- No.powiedziaÅ‚am, że chyba siÄ™ już znamy, ale potem zdaÅ‚amsobie sprawÄ™ z pomyÅ‚ki, przeprosiÅ‚am i siÄ™ im przedstawiÅ‚am.ResztaposzÅ‚a jak po maÅ›le!- Czy mi ktoÅ› wreszcie wyjaÅ›ni, o co tu wÅ‚aÅ›ciwie chodzi? - spytaÅ‚Sylwester.- Być może jestem szczególnie tÄ™py, ale nic nie rozumiem.- O, to dlatego, że nie jesteÅ› Belmontem - stwierdziÅ‚a beztroskoTheo.Przez sekundÄ™ panowaÅ‚o niezrÄ™czne milczenie; potem odezwaÅ‚ siÄ™Edward.- No, cóż.Ja też nie jestem Belmontem, ale mam tÄ™ przewagÄ™nad tobÄ…, milordzie, że znam te bÅ‚aznice od dziecka.- RzeczywiÅ›cie, masz nade mnÄ… nie lada przewagÄ™ - odparÅ‚ Syl-vester obojÄ™tnym tonem, odsuwajÄ…c krzesÅ‚o od stoÅ‚u.- Chyba Rosiepowinna już być w domu.252 - Ale to szczera prawda, co ci powiedziaÅ‚am! - nie dawaÅ‚a za wy­granÄ… Theo, nie chcÄ…c, by miÅ‚y wieczór zakoÅ„czyÅ‚ siÄ™ faÅ‚szywym akor­dem.- Nie jesteÅ› BeÅ‚montem, nic wiÄ™c dziwnego, że nie znasz siÄ™ nanaszych rodzinnych żartach.To nie znaczy, że nigdy ich nie zrozu­miesz.ByÅ‚eÅ› tylko chciaÅ‚!- Przypominam ci, moja żono, że należysz teraz do Gilbraithów- stwierdziÅ‚.- Może i tak.- przyznaÅ‚a Theo, ale to niczego nie zaÅ‚atwiaÅ‚o.Gdy raz weszÅ‚a na tÄ™ drogÄ™, nie mogÅ‚a już zawrócić.Brnęła wiÄ™c da­lej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl