[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co zrobić i w jakiej sprawie?Erak najwyrazniej podjął ostateczną decyzję.Odetchnął głęboko, dopił wino i pochylił się doprzodu, opierając łokcie na kolanach.- Widziałaś ostatnio swojego przyjaciela? Widziałaś ostatnio młodego Willa?Spuściła wzrok.Owszem, widziała go - albo raczej widziała tę powłóczącą nogami, otępiałąpostać, w którą się przeistoczył.Kilka dni wcześniej posłano ją dokądś z kuchni, a że drogawypadała jej przez dziedziniec, wzięła dla niego trochę jedzenia.Wyrwał chleb z jej rąk i pożarłgo łapczywie, jak wygłodniałe zwierzę.Jednak gdy odezwała się, jedyną odpowiedzią było tępespojrzenie.Minęły zaledwie dwa tygodnie, a on już zdążył zapomnieć o Evanlyn.W jego pamięci mgłaprzysłoniła postać Halta i mały domek na skraju lasu otaczającego Zamek Redmont.Niepamiętał już o tym, co zdarzyło się na Równinie Uthal, kiedy to armia króla Duncana stawiłaczoło pułkom wargalów pod wodzą Morgaratha i pokonała je.Z jego obecnego punktu widzenia to wszystko mogłoby równie dobrze wydarzyć się naksiężycu.Teraz całego jego życie i wszystkie myśli skupiały się tylko na jednej, jedynej rzeczy.Na następnej porcji rozgrzewającego ziela.Zwiadkiem tego spotkania była inna niewolnica, która, gdy Evanlyn powróciła do kuchni,odezwała się do niej półgłosem: Zapomnij o nim.Twojego przyjaciela wzięło w swe posiadaniezioło cieplaka.Już jest trupem".- Owszem, widziałam go - odpowiedziała na pytanie Eraka ochrypłym głosem.- Nie za moją sprawą do tego doszło - w jego głosie słychać było wzburzenie, które zaskoczyłoEvanlyn.- Nie miałem z tym nic wspólnego.Wiem dobrze, co to przeklęte zielsko wyczynia zludzmi.To przecież śmierć za życia!Spojrzała na niego.Najwyrazniej przemawiał szczerze i wyraznie też oczekiwał od niejodpowiedzi.- Wierzę, że to nie twoja wina.Erak wstał z krzesła.Zaczął przechadzać się szybkim krokiem po pokoju, jakby gniewnarastający w nim od spotkania z Willem nie pozwalał mu dłużej siedzieć bezczynnie.- Przecież ten chłopak to prawdziwy wojownik.Może i nikczemnej postury, ale ma serceprawdziwego Skandianina.- Jest zwiadowcą - rzekła cichym głosem.- Tak! I zasługuje na lepszy los.Przeklęte zielsko! Nie wiem, dlaczego Ragnak na to pozwala!Umilkł na długą chwilę, starając się zapanować nad gniewem.- Musisz wiedzieć, że próbowałem załatwić wszystko tak, żeby was nie rozdzielili - mówił dalej.- Nie miałem pojęcia, że Borsa pośle go na dziedziniec.Ten człowiek nie pojmuje, że godnyprzeciwnik, choć pokonany, zasługuje na należyte traktowanie.Czegóż jednak można się ponim spodziewać? Borsa nie jest wojownikiem.Umie tylko liczyć worki ze zbożem.- Rozumiem - powiedziała ostrożnie Evanlyn.Nie była pewna, czy rzeczywiście go rozumie, aleczuła, że oczekiwał od niej jakiejś reakcji.Erak przyglądał się jej uważnie, jakby próbowałocenić, do czego jest zdolna.- %7ływot niewolników z dziedzińca jest krótki.Bardzo krótki - rzekł półgłosem, niemal dosamego siebie.Słysząc te słowa, Evanlyn poczuła zimny lęk wkradający się do jej serca.- Otóż -odezwał się znów Erak - w tej właśnie sprawie musimy coś zrobić.Jego słowa zdawały się nieść jakąś nadzieję, choćby wbrew rozsądkowi, więc Evanlyn ponagliła:- Ale co właściwie mielibyśmy uczynić? - spytała, modląc się w duchu, by odpowiedz jarlaprzyniosła jakieś wyjście z sytuacji.Erak milczał przez sekundę lub dwie, aż wreszcie oznajmił:- Uciekniecie.Zabierzesz go ze sobą, a ja ci w tym pomogę.Rozdział 24Rozdzia 24Rozdzia 24Rozdzia 24Halt i Horace mieli się na baczności przez całą noc, na przemian pełniąc wartę.Obawiali się, żeDeparnieux może napaść ich podstępnie, pod osłoną ciemności.Jednak tej nocy okoliczny pani władca już się nie pojawił.Wczesnym rankiem następnego dnia - bowiem po wydarzeniach poprzedniej nocy uznali, żeim prędzej wyjadą z miasteczka, tym lepiej - gdy siodłali konie przed stajnią na tyłachbudynku, oberżysta podszedł do Halta, rozglądając się nerwowo na boki.- Nie mogę rzec, panie, iżbym żałował, że opuszczacie moją gospodę - rzekł przepraszającymtonem.Halt poklepał go po ramieniu na znak, że nie czuje się urażony.- Rozumiem cię, przyjacielu.Chyba nie zyskaliśmy sobie sympatii waszego lokalnego bandyty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Co zrobić i w jakiej sprawie?Erak najwyrazniej podjął ostateczną decyzję.Odetchnął głęboko, dopił wino i pochylił się doprzodu, opierając łokcie na kolanach.- Widziałaś ostatnio swojego przyjaciela? Widziałaś ostatnio młodego Willa?Spuściła wzrok.Owszem, widziała go - albo raczej widziała tę powłóczącą nogami, otępiałąpostać, w którą się przeistoczył.Kilka dni wcześniej posłano ją dokądś z kuchni, a że drogawypadała jej przez dziedziniec, wzięła dla niego trochę jedzenia.Wyrwał chleb z jej rąk i pożarłgo łapczywie, jak wygłodniałe zwierzę.Jednak gdy odezwała się, jedyną odpowiedzią było tępespojrzenie.Minęły zaledwie dwa tygodnie, a on już zdążył zapomnieć o Evanlyn.W jego pamięci mgłaprzysłoniła postać Halta i mały domek na skraju lasu otaczającego Zamek Redmont.Niepamiętał już o tym, co zdarzyło się na Równinie Uthal, kiedy to armia króla Duncana stawiłaczoło pułkom wargalów pod wodzą Morgaratha i pokonała je.Z jego obecnego punktu widzenia to wszystko mogłoby równie dobrze wydarzyć się naksiężycu.Teraz całego jego życie i wszystkie myśli skupiały się tylko na jednej, jedynej rzeczy.Na następnej porcji rozgrzewającego ziela.Zwiadkiem tego spotkania była inna niewolnica, która, gdy Evanlyn powróciła do kuchni,odezwała się do niej półgłosem: Zapomnij o nim.Twojego przyjaciela wzięło w swe posiadaniezioło cieplaka.Już jest trupem".- Owszem, widziałam go - odpowiedziała na pytanie Eraka ochrypłym głosem.- Nie za moją sprawą do tego doszło - w jego głosie słychać było wzburzenie, które zaskoczyłoEvanlyn.- Nie miałem z tym nic wspólnego.Wiem dobrze, co to przeklęte zielsko wyczynia zludzmi.To przecież śmierć za życia!Spojrzała na niego.Najwyrazniej przemawiał szczerze i wyraznie też oczekiwał od niejodpowiedzi.- Wierzę, że to nie twoja wina.Erak wstał z krzesła.Zaczął przechadzać się szybkim krokiem po pokoju, jakby gniewnarastający w nim od spotkania z Willem nie pozwalał mu dłużej siedzieć bezczynnie.- Przecież ten chłopak to prawdziwy wojownik.Może i nikczemnej postury, ale ma serceprawdziwego Skandianina.- Jest zwiadowcą - rzekła cichym głosem.- Tak! I zasługuje na lepszy los.Przeklęte zielsko! Nie wiem, dlaczego Ragnak na to pozwala!Umilkł na długą chwilę, starając się zapanować nad gniewem.- Musisz wiedzieć, że próbowałem załatwić wszystko tak, żeby was nie rozdzielili - mówił dalej.- Nie miałem pojęcia, że Borsa pośle go na dziedziniec.Ten człowiek nie pojmuje, że godnyprzeciwnik, choć pokonany, zasługuje na należyte traktowanie.Czegóż jednak można się ponim spodziewać? Borsa nie jest wojownikiem.Umie tylko liczyć worki ze zbożem.- Rozumiem - powiedziała ostrożnie Evanlyn.Nie była pewna, czy rzeczywiście go rozumie, aleczuła, że oczekiwał od niej jakiejś reakcji.Erak przyglądał się jej uważnie, jakby próbowałocenić, do czego jest zdolna.- %7ływot niewolników z dziedzińca jest krótki.Bardzo krótki - rzekł półgłosem, niemal dosamego siebie.Słysząc te słowa, Evanlyn poczuła zimny lęk wkradający się do jej serca.- Otóż -odezwał się znów Erak - w tej właśnie sprawie musimy coś zrobić.Jego słowa zdawały się nieść jakąś nadzieję, choćby wbrew rozsądkowi, więc Evanlyn ponagliła:- Ale co właściwie mielibyśmy uczynić? - spytała, modląc się w duchu, by odpowiedz jarlaprzyniosła jakieś wyjście z sytuacji.Erak milczał przez sekundę lub dwie, aż wreszcie oznajmił:- Uciekniecie.Zabierzesz go ze sobą, a ja ci w tym pomogę.Rozdział 24Rozdzia 24Rozdzia 24Rozdzia 24Halt i Horace mieli się na baczności przez całą noc, na przemian pełniąc wartę.Obawiali się, żeDeparnieux może napaść ich podstępnie, pod osłoną ciemności.Jednak tej nocy okoliczny pani władca już się nie pojawił.Wczesnym rankiem następnego dnia - bowiem po wydarzeniach poprzedniej nocy uznali, żeim prędzej wyjadą z miasteczka, tym lepiej - gdy siodłali konie przed stajnią na tyłachbudynku, oberżysta podszedł do Halta, rozglądając się nerwowo na boki.- Nie mogę rzec, panie, iżbym żałował, że opuszczacie moją gospodę - rzekł przepraszającymtonem.Halt poklepał go po ramieniu na znak, że nie czuje się urażony.- Rozumiem cię, przyjacielu.Chyba nie zyskaliśmy sobie sympatii waszego lokalnego bandyty [ Pobierz całość w formacie PDF ]