[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natychmiast zrobiło się cicho jakmakiem zasiał.Wszyscy wiedzieli, że nawet kichnięcie podczas przemowy Mistrza może miećstraszne konsekwencje.- Byłem na rubieżach - oznajmił, spoglądając przez kopułę na zapadającą noc, jakby czegośszukał.Wszyscy unieśli głowy, po czym zorientowali się, że to tylko zagrywka dramatyczna.- I - kontynuował - przywiozłem rubieże do Miasta.- Po tych słowach zaklaskał w dłonie iasystenci poczęli odsuwać na boki stoły i krzesła, tworząc szerokie przejście wiodące oddwuskrzydłowych drzwi kuchni do szerokiego, pustego kręgu.Gdy skończyli, Mistrz obwieścił:- Przedstawiam wam demona!Wprowadzili go przez kuchenne drzwi, z łapami skutymi na plecach łańcuchem i ściskającąmocno skrzydła liną owiniętą wokół piersi.Towarzyszyli mu dwaj żołnierze - jeden prowadził goza łańcuch przyczepiony do metalowej klamry zatrzaśniętej na szyi, a drugi szedł z tyłu zwyrzutnią płomieni wycelowaną w plecy stworzenia.Demon raczej skakał, niż szedł, przez cały czas szczerząc kły i warcząc na zebranych.Cofalisię z lękiem, gdy próbował rzucić się na nich.%7łołnierz mocno szarpał za łańcuch, odciągającstwora od tłumu.Zaprowadzono go do kręgu, po czym znacznie skrócono mu łańcuch iprzymocowano go do klamry w podłodze.Demon ryczał i usiłował zerwać kajdany.Mięśnie na jego plecach napięły się, rozciągającskrzydła o żałosne pół cala pod sznurem.Elita Dobrze Skonstruowanego Miasta przez jakieś pięćminut trzymała się w bezpiecznej odległości, po czym, widząc, że demon nie może uciec, zaczęłapodchodzić coraz bliżej.Wkrótce rozpoczęło się drażnienie demona.Rzucano w niegozgniecionymi serwetkami, podczołgiwano się do niego i wykrzykiwano grozby.Mistrztymczasem dołączył do mnie przy barze.- Cwaniak z ciebie, Cley - powiedział i obrócił się, by obserwować spektakl.- Jak mam to rozumieć, Mistrzu? - zapytałem.- Słyszałem, że chcesz zainwestować w parę pamiątek z rubieży - odparł.- Hm - powiedziałem - jeszcze nie wiem.- Potem pociągnąłem łyk, by ukryć zmieszanie.- Minister skarbu poinformował mnie, że poprosiłeś o pełną listę towarów, które stamtądprzywiozłem - rzekł Mistrz.- A - powiedziałem - o to chodzi.- Uśmiechnąłem się, potem roześmiałem, wreszciepodrapałem po głowie.- Pomyślałem, że róg demona może być niezłą inwestycją, biorąc poduwagę fakt, że się go ściera i sprzedaje na porcje.Można się niezle obłowić, zarabiając tysiącczterysta nadoli na siedemset zainwestowanych.Rzecz jasna, sam mi pan poddał ten pomysł dziśrano.- Wiedziałem, że o to ci chodzi - rzekł.- Przyślę ci jeden w prezencie.Już miałem mu podziękować, gdy w tłumie nastąpiło jakieś poruszenie.Goście poczęli nagleuciekać do tyłu, potykając się o nogi krzeseł i lądując na stołach.Wyglądało na to, że demonzdołał dzgnąć kogoś rogiem w czoło.Podniosłem głowę dokładnie w momencie, w którymbiedna ofiara osunęła się na ziemię zalana krwią, z wybałuszonymi ze zdumienia oczami.Demonnatychmiast opadł na podłogę i kłapał zębami przed twarzą krzyczącego teraz mężczyzny.Mistrz postąpił naprzód w chwili, gdy żołnierz z miotaczem zwiększył nacisk palca na spust.- Czekaj! - zawołał, patrząc, jak nieszczęsna ofiara wije się pod kłami demona.- Co to zafacet?- Niepotrzebski z ministerstwa sztuki - odpowiedziało kilka osób, obróciwszy się.Mistrz parsknął śmiechem.- Daj spokój - rzekł do żołnierza, a ten opuścił broń.Następnie Nadolny pstryknął palcami iwłączono muzykę.W drzwiach kuchni pojawili się kelnerzy z butelkami absensu i tackamikrematu ze szczypiorkiem.- Delicje z rubieży! - zawołał Mistrz, a wszyscy rzucili się, by jepochwycić.Pózniej musiałem siedzieć na platformie po północnej stronie kopuły i słuchać wydumanychprzemówień o mojej błyskotliwości, poświęceniu dla państwa, zdumiewającej elegancji mojejfizjonomii.Uśmiechałem się i głupkowato kiwałem głową, a tłum klaskał, śmiał się i wiwatowałw odpowiednich momentach.Gdy poproszono mnie, bym zabrał głos, zasalutowałem tylkoNadolnemu i powiedziałem:- Niech żyje Miasto, imperium i Mistrz! Spojrzałem na tłum, a gdy umilkły wiwaty, wszyscywlepili we mnie wzrok i nikt z nas nie wiedział, co robić dalej.Po chwili pojawił się przy mnie Mistrz i ceremonialnie uścisnął mi dłoń na użytekdygnitarzy, po czym odprowadzono mnie z powrotem na siedzenie na platformie, a głos zabrałNadolny.- Patrzcie - rzekł i wykrzywił twarz w uśmiechu.Na końcach witek tworzących jego kapturwykwitły białe kwiaty.Goście nie posiadali się z zachwytu.Ja wolałem patrzeć, jak asystenciMistrza stalowym hakiem długości ośmiu stóp odciągają od demona to, co pozostało zNiepotrzebskiego.- Możecie słać podania o stanowisko ministra sztuki - ogłosił Nadolny.Przez tłumprzetoczyła się fala śmiechu, ale gdy ucichła, Mistrz przybrał poważniejszy ton.- Nieprzypadkiem honorujemy fizjonomistę Cleya właśnie dziś - rzekł - uosabia on bowiem mądrość iintuicję rubieży.Wszyscy kochacie wyobrażenie tych rozległych, otwartych przestrzeni, a jazrobiłem, co w mojej mocy, by przynieść wam tu dziś ich namiastkę.Oprócz tego jednak widzęw rubieżach symbol mojej nowej kampanii rewitalizacji Miasta.W tym celu przedsięwziąłemdwa środki.Po pierwsze, poleciłem obecnemu tu Cleyowi wyodrębnić osoby o nieodpowiednimwzorcu fizjonomicznym w celu egzekucji.Za dziesięć dni w Parku Pamięci będziecie mogliobserwować, jak działa zasada przetrwania najlepiej przystosowanych, a może raczejpowinienem rzec, eliminacji nieprzystosowanych.Pojęcie owo zapożyczyłem wprost z dzikiejkrainy.Goście zaczęli klaskać jak szaleni, jak gdyby sądzili, że ta manifestacja poparcia przekonaMistrza, iż warto darować im życie.- W wyniku tej kampanii możecie utracić krewnego, współmałżonka czy dziecko, ale nigdynie mówcie, że Drachton Nadolny bierze, nie dając nic w zamian.Za dziesięć dni zostanieotwarta nowa wystawa związana z rubieżami.Jej miejsce będzie utrzymywane w tajemnicy iujawnię je dopiero po egzekucjach w parku.Ekspozycja nosi tytuł Anomalie Rubieży izobaczycie tam najdziwniejsze widoki, jakie kiedykolwiek widział mieszkaniec Miasta.Doskonała zabawa dla całej rodziny.Przy tamtych widokach ten tu demon jest zaledwie żałosnąkreaturą.Poczekajcie, aż wam pokażę, co jeszcze przywiozłem - chełpił się.Zakręcił palcami lewej ręki, tak jak tego ranka, i nagle nie wiadomo skąd wyłowił niewielkąmonetę.- Każdy z was taką dostał - rzekł.- Zachowajcie je, dadzą bowiem wam i waszymnajbliższym darmowy wstęp na wystawę podczas wielkiej uroczystości otwarcia.Wszyscy zaczęli grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu monet.Poszedłem w ich ślady.Gdy wyjąłem swoją i położyłem ją na dłoni, zauważyłem, że widnieje na niej zwinięty wąż.Odwróciłem monetę i po drugiej stronie ujrzałem kwiat.Gdy już uprzątnięto szczątki Niepotrzebskiego, podano kolację.Siedziałem przy stole zMistrzem i ministrem bezpieczeństwa, Uciechem Nadgrobnym.Ledwie usiedliśmy, Nadgrobnyzaczął się podlizywać, bredząc coś o wspaniałości ekspedycji Mistrza na rubieże.- Zamknij się - rzekł Nadolny.- Oczywiście - odparł minister, siląc się na uśmiech.Jak przystało na wieczór tematyczny,głównym daniem był pieczony nietoperz ognisty i tradycyjne kluski krematowe.Omal niezwymiotowałem, gdy postawiono przede mną talerz.Mistrz zerknął na mnie i zauważył, że nierzucam się na jedzenie jak pozostali goście.Niektórzy prosili już o drugie danie.- Nie smakuje ci, Cley? - zapytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Natychmiast zrobiło się cicho jakmakiem zasiał.Wszyscy wiedzieli, że nawet kichnięcie podczas przemowy Mistrza może miećstraszne konsekwencje.- Byłem na rubieżach - oznajmił, spoglądając przez kopułę na zapadającą noc, jakby czegośszukał.Wszyscy unieśli głowy, po czym zorientowali się, że to tylko zagrywka dramatyczna.- I - kontynuował - przywiozłem rubieże do Miasta.- Po tych słowach zaklaskał w dłonie iasystenci poczęli odsuwać na boki stoły i krzesła, tworząc szerokie przejście wiodące oddwuskrzydłowych drzwi kuchni do szerokiego, pustego kręgu.Gdy skończyli, Mistrz obwieścił:- Przedstawiam wam demona!Wprowadzili go przez kuchenne drzwi, z łapami skutymi na plecach łańcuchem i ściskającąmocno skrzydła liną owiniętą wokół piersi.Towarzyszyli mu dwaj żołnierze - jeden prowadził goza łańcuch przyczepiony do metalowej klamry zatrzaśniętej na szyi, a drugi szedł z tyłu zwyrzutnią płomieni wycelowaną w plecy stworzenia.Demon raczej skakał, niż szedł, przez cały czas szczerząc kły i warcząc na zebranych.Cofalisię z lękiem, gdy próbował rzucić się na nich.%7łołnierz mocno szarpał za łańcuch, odciągającstwora od tłumu.Zaprowadzono go do kręgu, po czym znacznie skrócono mu łańcuch iprzymocowano go do klamry w podłodze.Demon ryczał i usiłował zerwać kajdany.Mięśnie na jego plecach napięły się, rozciągającskrzydła o żałosne pół cala pod sznurem.Elita Dobrze Skonstruowanego Miasta przez jakieś pięćminut trzymała się w bezpiecznej odległości, po czym, widząc, że demon nie może uciec, zaczęłapodchodzić coraz bliżej.Wkrótce rozpoczęło się drażnienie demona.Rzucano w niegozgniecionymi serwetkami, podczołgiwano się do niego i wykrzykiwano grozby.Mistrztymczasem dołączył do mnie przy barze.- Cwaniak z ciebie, Cley - powiedział i obrócił się, by obserwować spektakl.- Jak mam to rozumieć, Mistrzu? - zapytałem.- Słyszałem, że chcesz zainwestować w parę pamiątek z rubieży - odparł.- Hm - powiedziałem - jeszcze nie wiem.- Potem pociągnąłem łyk, by ukryć zmieszanie.- Minister skarbu poinformował mnie, że poprosiłeś o pełną listę towarów, które stamtądprzywiozłem - rzekł Mistrz.- A - powiedziałem - o to chodzi.- Uśmiechnąłem się, potem roześmiałem, wreszciepodrapałem po głowie.- Pomyślałem, że róg demona może być niezłą inwestycją, biorąc poduwagę fakt, że się go ściera i sprzedaje na porcje.Można się niezle obłowić, zarabiając tysiącczterysta nadoli na siedemset zainwestowanych.Rzecz jasna, sam mi pan poddał ten pomysł dziśrano.- Wiedziałem, że o to ci chodzi - rzekł.- Przyślę ci jeden w prezencie.Już miałem mu podziękować, gdy w tłumie nastąpiło jakieś poruszenie.Goście poczęli nagleuciekać do tyłu, potykając się o nogi krzeseł i lądując na stołach.Wyglądało na to, że demonzdołał dzgnąć kogoś rogiem w czoło.Podniosłem głowę dokładnie w momencie, w którymbiedna ofiara osunęła się na ziemię zalana krwią, z wybałuszonymi ze zdumienia oczami.Demonnatychmiast opadł na podłogę i kłapał zębami przed twarzą krzyczącego teraz mężczyzny.Mistrz postąpił naprzód w chwili, gdy żołnierz z miotaczem zwiększył nacisk palca na spust.- Czekaj! - zawołał, patrząc, jak nieszczęsna ofiara wije się pod kłami demona.- Co to zafacet?- Niepotrzebski z ministerstwa sztuki - odpowiedziało kilka osób, obróciwszy się.Mistrz parsknął śmiechem.- Daj spokój - rzekł do żołnierza, a ten opuścił broń.Następnie Nadolny pstryknął palcami iwłączono muzykę.W drzwiach kuchni pojawili się kelnerzy z butelkami absensu i tackamikrematu ze szczypiorkiem.- Delicje z rubieży! - zawołał Mistrz, a wszyscy rzucili się, by jepochwycić.Pózniej musiałem siedzieć na platformie po północnej stronie kopuły i słuchać wydumanychprzemówień o mojej błyskotliwości, poświęceniu dla państwa, zdumiewającej elegancji mojejfizjonomii.Uśmiechałem się i głupkowato kiwałem głową, a tłum klaskał, śmiał się i wiwatowałw odpowiednich momentach.Gdy poproszono mnie, bym zabrał głos, zasalutowałem tylkoNadolnemu i powiedziałem:- Niech żyje Miasto, imperium i Mistrz! Spojrzałem na tłum, a gdy umilkły wiwaty, wszyscywlepili we mnie wzrok i nikt z nas nie wiedział, co robić dalej.Po chwili pojawił się przy mnie Mistrz i ceremonialnie uścisnął mi dłoń na użytekdygnitarzy, po czym odprowadzono mnie z powrotem na siedzenie na platformie, a głos zabrałNadolny.- Patrzcie - rzekł i wykrzywił twarz w uśmiechu.Na końcach witek tworzących jego kapturwykwitły białe kwiaty.Goście nie posiadali się z zachwytu.Ja wolałem patrzeć, jak asystenciMistrza stalowym hakiem długości ośmiu stóp odciągają od demona to, co pozostało zNiepotrzebskiego.- Możecie słać podania o stanowisko ministra sztuki - ogłosił Nadolny.Przez tłumprzetoczyła się fala śmiechu, ale gdy ucichła, Mistrz przybrał poważniejszy ton.- Nieprzypadkiem honorujemy fizjonomistę Cleya właśnie dziś - rzekł - uosabia on bowiem mądrość iintuicję rubieży.Wszyscy kochacie wyobrażenie tych rozległych, otwartych przestrzeni, a jazrobiłem, co w mojej mocy, by przynieść wam tu dziś ich namiastkę.Oprócz tego jednak widzęw rubieżach symbol mojej nowej kampanii rewitalizacji Miasta.W tym celu przedsięwziąłemdwa środki.Po pierwsze, poleciłem obecnemu tu Cleyowi wyodrębnić osoby o nieodpowiednimwzorcu fizjonomicznym w celu egzekucji.Za dziesięć dni w Parku Pamięci będziecie mogliobserwować, jak działa zasada przetrwania najlepiej przystosowanych, a może raczejpowinienem rzec, eliminacji nieprzystosowanych.Pojęcie owo zapożyczyłem wprost z dzikiejkrainy.Goście zaczęli klaskać jak szaleni, jak gdyby sądzili, że ta manifestacja poparcia przekonaMistrza, iż warto darować im życie.- W wyniku tej kampanii możecie utracić krewnego, współmałżonka czy dziecko, ale nigdynie mówcie, że Drachton Nadolny bierze, nie dając nic w zamian.Za dziesięć dni zostanieotwarta nowa wystawa związana z rubieżami.Jej miejsce będzie utrzymywane w tajemnicy iujawnię je dopiero po egzekucjach w parku.Ekspozycja nosi tytuł Anomalie Rubieży izobaczycie tam najdziwniejsze widoki, jakie kiedykolwiek widział mieszkaniec Miasta.Doskonała zabawa dla całej rodziny.Przy tamtych widokach ten tu demon jest zaledwie żałosnąkreaturą.Poczekajcie, aż wam pokażę, co jeszcze przywiozłem - chełpił się.Zakręcił palcami lewej ręki, tak jak tego ranka, i nagle nie wiadomo skąd wyłowił niewielkąmonetę.- Każdy z was taką dostał - rzekł.- Zachowajcie je, dadzą bowiem wam i waszymnajbliższym darmowy wstęp na wystawę podczas wielkiej uroczystości otwarcia.Wszyscy zaczęli grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu monet.Poszedłem w ich ślady.Gdy wyjąłem swoją i położyłem ją na dłoni, zauważyłem, że widnieje na niej zwinięty wąż.Odwróciłem monetę i po drugiej stronie ujrzałem kwiat.Gdy już uprzątnięto szczątki Niepotrzebskiego, podano kolację.Siedziałem przy stole zMistrzem i ministrem bezpieczeństwa, Uciechem Nadgrobnym.Ledwie usiedliśmy, Nadgrobnyzaczął się podlizywać, bredząc coś o wspaniałości ekspedycji Mistrza na rubieże.- Zamknij się - rzekł Nadolny.- Oczywiście - odparł minister, siląc się na uśmiech.Jak przystało na wieczór tematyczny,głównym daniem był pieczony nietoperz ognisty i tradycyjne kluski krematowe.Omal niezwymiotowałem, gdy postawiono przede mną talerz.Mistrz zerknął na mnie i zauważył, że nierzucam się na jedzenie jak pozostali goście.Niektórzy prosili już o drugie danie.- Nie smakuje ci, Cley? - zapytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]