[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł, że wniej właśnie jest spokój, pragnienie i namiętności, które dotąd jeśli nawet odczuwał, to zawszeoddzielnie.Miał we wspomnieniach kochanki, które dawały mu rozkosz, inne kobiety, którezaspokajały jego zachcianki i pragnienia i nie mógł znalezć w zakamarkach pamięci żadnej,która wniosłaby w jego życie spokój i ten nieokreślony lęk, który odczuwa mężczyzna, gdychce kobiecie zapełnić świat.- Dam ci coś, co w każdym porcie przypomina mi o Dobrej.To mój talizman.Chcę,żeby wam się udało.Moim prawdziwym talizmanem jest Dobroslava, więc bez naruszaniażadnych reguł mogę dać ci coś dla mnie ważnego.- Nebojsa sięgnął do kieszeni i wydobył zniej nawleczone na srebrny łańcuszek błękitne koraliki, na pierwszy rzut oka przypominającekatolicki różaniec.- To greckie komboloi.Mężczyzni bawią się tym w czasie upałów, zajmując palce.Każdy ma swoje.To dostałem od przyjaciela z Thassos, z którym razem pływamy na statku.Masz.Brenner spojrzał z wdzięcznością na wielkiego marynarza i przyjął jego dar w lewądłoń, prawą położył na sercu.- Dziękuję, dałeś nam trochę waszego szczęścia.Teraz może i nam zaświeci słońce -Vesna prosto, i trochę sentymentalnie, wyraziła wszystko to, co kłębiło się teraz także wgłowie Brennera.Ujęła w dłonie komboloi i pocałowała połyskujące koraliki.- Niech ci, Vuku, zawsze kojarzy się z Vesną - powiedziała półgłosem, ale i takwszyscy siedzący przy drewnianym stole w konobie słyszeli jej słowa.- No to zdrowie naszej pary! - wrzasnął Witek.Szurnął krzesłem i z nie pasującą dojego postury lekkością znalazł się na stole.Nebojsa huknął z akordeonu marszemMendelssohna.Wszyscy musieli razem wypić po solidnej szklanicy wina, które mieniło się rubinowow porannym świetle.Trunek pochodził z domowej winnicy Nebojsy.Cieszył oczy dojrzałączerwienią zmierzającą ku purpurowej nucie - szlachetnej obietnicy bukietu niepowtarzalnychsmaków.- Dlaczego zawsze, jak dzwonisz, to wychodzisz z domu.- Vesna badawczo spojrzaław oczy swojego brata.Były nieobecne, szkliste, rozkojarzone.- Dzwonię do dziewczyny, nie chcę, aby wszyscy słyszeli, jak mówię jej miłe rzeczy.- To dziwne, ja kiedy chcę Vukowi mówić coś dobrego, to chciałabym, aby cały światto słyszał.- Ty jesteś dziewczyną.- To mężczyznie nie przystoi kochać?- Nie bardzo.- Dobrze, więc nie przeszkadzam.- Po kilku krokach jednak przystanęła.- A która todziewczyna? Bo w Prisztinie ani razu nie widziałam twoich sympatii.- Jeszcze by tego brakowało, abyś wybierała mi dziewczyny!- Nie złość się.Tak tylko spytałam.Romansuj dalej, panie skryty.Vesna zastała brata, gdy samotnie przechadzał się po ogrodzie i coś szeptał dotelefonu komórkowego.Nadbieg ła w letniej sukience od strony winnicy, zgrabnie wskoczyłana okazałą werandę willi przedsiębiorcy, chciała wszystkim zrobić śniadanie.W słomianejtorbie niosła świeże jarzyny, arbuz, wiejski ser i chrupiące bułeczki.Ranny ptaszek z tego mojego brata - pomyślała i weszła do środka.W wygodnej willi należącej do krewnego Envera wszyscy jeszcze spali.Brenner, wrazz Witkiem, zajmowali narożny, słoneczny pokój.Vesna podeszła na palcach do jego łóżka ichwilę przyglądała się twarzy szczupłego mężczyzny.Nieogolony, wymizerowany, wokółoczu rozbiegała się siateczka delikatnych zmarszczek.Kiedy miał zamknięte oczy, wydawałsię jej taki bezbronny, spokojny.Spał skulony, z ręką podłożoną pod głowę.Oddychał równo,trochę świstał, jakby miał coś z płucami.Zdała sobie sprawę, że boi się o tego Polaka.Po raz pierwszy patrzyła, jak śpi, i była wzruszona.Cichutko położyła mu napoduszce czerwony kwiat maku, który zerwała w drodze.- Zpij, mój Sindbadzie, może to wszystko się uda.- szepnęła i bezszelestnie wyszła.Krojąc chleb i warzywa na sałatkę, zastanawiała się, jak może wyglądać przyszłość.Miała dalszą rodzinę we Włoszech, we dwoje mogliby tam wyjechać, pracować.Latemjezdziliby na wakacje do Toskanii.Zbudowaliby dom, grałaby mu wieczorami, pojawiłybysię dzieci.Najlepiej chłopczyk i dziewczynka.Małe, śliczne, niegrzeczne.- Upsss! - skaleczyła się w palec, krew kapała z opuszka.Odruchowo wsadziłazraniony palec do ust. Zaczynasz śnić na jawie, głupia dziewczyno - skarciła się w myślach.Do willi przyszła Marija.Razem dokończyły przygotowania do wystawnegośniadania.Na stół wjechała szopska sałatka , chleb ze świeżym owczym serem, pachnącaszynka, dojrzewająca wcześniej przez kilka miesięcy w kominie, soczysty boczek, pieczonekiełbaski.Do tego wszystkiego zródlana woda prosto z gór, podana w stylowych karafkach ipachnąca na całą kuchnię kawa.Od strony słonecznego pokoju zaskrzypiały drzwi, do kuchni wparował Brenner,przeciągnął się i podrapał pod pachą, a potem.uciekł w kąt, nagle dojrzał bowiemspoglądające na niego kobiety.Z trudem powstrzymywały chichot.- Marija! - chrząknął, starając się ukryć swoje zmieszanie.- Enver mówił mi ocudownym obrazie Matki Boskiej, który znajduje się tu w okolicy.Czy moglibyśmy gozobaczyć?- Vuku, będę mówić do ciebie tak jak Vesna, rzeczywiście takie przezwisko jakośpasuje mi do tej nieogolonej twarzy.Nie wiem, co ten niewierny Sziptar miał na myśli, ale tuw okolicy mamy niezwykłą Matkę Boską, tylko że suchą stopą tam się nikt nie dostanie.Apoza tym co ja gadam.Wszystkie Matki Boskie są niezwykłe.- O, odezwała się kotorska zakonnica! - odgryzł się jej Enver, który w międzyczasiepojawił się w izbie ogolony i świeżo pachnący.- Nie zakonnica, tylko nauczycielka.- Wszystko jedno.Tak czy owak jesteście tu wszystkie rozpuszczone i przemądrzałe.Uważajcie, żeby nie wyrosły wam wąsy.- Albańczyk poruszył przy tym swoimi okazałymiwąsiskami, co wywołało ogólną wesołość.- Jak ten sziptarski maharadża pozwoli mi coś powiedzieć, to opowiem wam o tymobrazie - Marija nie dawała za wygraną.- Mów, mów, rozgadane mają tu kobiety.mędrzec chwilkę pomilczy.- Envernaburmuszył się i zaczął głośno chrupać rzodkiewkę.Marija uniosła podbródek i starannie modulowanym, belferskim tonem zwróciła się dogospodarza domu, Alana, który od kilku minut - z uśmiechem - przysłuchiwał się kuchennymprzekomarzaniom.- Jak to dobrze, mój szefie i władco, że niepojętym zrządzeniem losu znalezliśmy sięchwilowo w dwudziestym wieku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Czuł, że wniej właśnie jest spokój, pragnienie i namiętności, które dotąd jeśli nawet odczuwał, to zawszeoddzielnie.Miał we wspomnieniach kochanki, które dawały mu rozkosz, inne kobiety, którezaspokajały jego zachcianki i pragnienia i nie mógł znalezć w zakamarkach pamięci żadnej,która wniosłaby w jego życie spokój i ten nieokreślony lęk, który odczuwa mężczyzna, gdychce kobiecie zapełnić świat.- Dam ci coś, co w każdym porcie przypomina mi o Dobrej.To mój talizman.Chcę,żeby wam się udało.Moim prawdziwym talizmanem jest Dobroslava, więc bez naruszaniażadnych reguł mogę dać ci coś dla mnie ważnego.- Nebojsa sięgnął do kieszeni i wydobył zniej nawleczone na srebrny łańcuszek błękitne koraliki, na pierwszy rzut oka przypominającekatolicki różaniec.- To greckie komboloi.Mężczyzni bawią się tym w czasie upałów, zajmując palce.Każdy ma swoje.To dostałem od przyjaciela z Thassos, z którym razem pływamy na statku.Masz.Brenner spojrzał z wdzięcznością na wielkiego marynarza i przyjął jego dar w lewądłoń, prawą położył na sercu.- Dziękuję, dałeś nam trochę waszego szczęścia.Teraz może i nam zaświeci słońce -Vesna prosto, i trochę sentymentalnie, wyraziła wszystko to, co kłębiło się teraz także wgłowie Brennera.Ujęła w dłonie komboloi i pocałowała połyskujące koraliki.- Niech ci, Vuku, zawsze kojarzy się z Vesną - powiedziała półgłosem, ale i takwszyscy siedzący przy drewnianym stole w konobie słyszeli jej słowa.- No to zdrowie naszej pary! - wrzasnął Witek.Szurnął krzesłem i z nie pasującą dojego postury lekkością znalazł się na stole.Nebojsa huknął z akordeonu marszemMendelssohna.Wszyscy musieli razem wypić po solidnej szklanicy wina, które mieniło się rubinowow porannym świetle.Trunek pochodził z domowej winnicy Nebojsy.Cieszył oczy dojrzałączerwienią zmierzającą ku purpurowej nucie - szlachetnej obietnicy bukietu niepowtarzalnychsmaków.- Dlaczego zawsze, jak dzwonisz, to wychodzisz z domu.- Vesna badawczo spojrzaław oczy swojego brata.Były nieobecne, szkliste, rozkojarzone.- Dzwonię do dziewczyny, nie chcę, aby wszyscy słyszeli, jak mówię jej miłe rzeczy.- To dziwne, ja kiedy chcę Vukowi mówić coś dobrego, to chciałabym, aby cały światto słyszał.- Ty jesteś dziewczyną.- To mężczyznie nie przystoi kochać?- Nie bardzo.- Dobrze, więc nie przeszkadzam.- Po kilku krokach jednak przystanęła.- A która todziewczyna? Bo w Prisztinie ani razu nie widziałam twoich sympatii.- Jeszcze by tego brakowało, abyś wybierała mi dziewczyny!- Nie złość się.Tak tylko spytałam.Romansuj dalej, panie skryty.Vesna zastała brata, gdy samotnie przechadzał się po ogrodzie i coś szeptał dotelefonu komórkowego.Nadbieg ła w letniej sukience od strony winnicy, zgrabnie wskoczyłana okazałą werandę willi przedsiębiorcy, chciała wszystkim zrobić śniadanie.W słomianejtorbie niosła świeże jarzyny, arbuz, wiejski ser i chrupiące bułeczki.Ranny ptaszek z tego mojego brata - pomyślała i weszła do środka.W wygodnej willi należącej do krewnego Envera wszyscy jeszcze spali.Brenner, wrazz Witkiem, zajmowali narożny, słoneczny pokój.Vesna podeszła na palcach do jego łóżka ichwilę przyglądała się twarzy szczupłego mężczyzny.Nieogolony, wymizerowany, wokółoczu rozbiegała się siateczka delikatnych zmarszczek.Kiedy miał zamknięte oczy, wydawałsię jej taki bezbronny, spokojny.Spał skulony, z ręką podłożoną pod głowę.Oddychał równo,trochę świstał, jakby miał coś z płucami.Zdała sobie sprawę, że boi się o tego Polaka.Po raz pierwszy patrzyła, jak śpi, i była wzruszona.Cichutko położyła mu napoduszce czerwony kwiat maku, który zerwała w drodze.- Zpij, mój Sindbadzie, może to wszystko się uda.- szepnęła i bezszelestnie wyszła.Krojąc chleb i warzywa na sałatkę, zastanawiała się, jak może wyglądać przyszłość.Miała dalszą rodzinę we Włoszech, we dwoje mogliby tam wyjechać, pracować.Latemjezdziliby na wakacje do Toskanii.Zbudowaliby dom, grałaby mu wieczorami, pojawiłybysię dzieci.Najlepiej chłopczyk i dziewczynka.Małe, śliczne, niegrzeczne.- Upsss! - skaleczyła się w palec, krew kapała z opuszka.Odruchowo wsadziłazraniony palec do ust. Zaczynasz śnić na jawie, głupia dziewczyno - skarciła się w myślach.Do willi przyszła Marija.Razem dokończyły przygotowania do wystawnegośniadania.Na stół wjechała szopska sałatka , chleb ze świeżym owczym serem, pachnącaszynka, dojrzewająca wcześniej przez kilka miesięcy w kominie, soczysty boczek, pieczonekiełbaski.Do tego wszystkiego zródlana woda prosto z gór, podana w stylowych karafkach ipachnąca na całą kuchnię kawa.Od strony słonecznego pokoju zaskrzypiały drzwi, do kuchni wparował Brenner,przeciągnął się i podrapał pod pachą, a potem.uciekł w kąt, nagle dojrzał bowiemspoglądające na niego kobiety.Z trudem powstrzymywały chichot.- Marija! - chrząknął, starając się ukryć swoje zmieszanie.- Enver mówił mi ocudownym obrazie Matki Boskiej, który znajduje się tu w okolicy.Czy moglibyśmy gozobaczyć?- Vuku, będę mówić do ciebie tak jak Vesna, rzeczywiście takie przezwisko jakośpasuje mi do tej nieogolonej twarzy.Nie wiem, co ten niewierny Sziptar miał na myśli, ale tuw okolicy mamy niezwykłą Matkę Boską, tylko że suchą stopą tam się nikt nie dostanie.Apoza tym co ja gadam.Wszystkie Matki Boskie są niezwykłe.- O, odezwała się kotorska zakonnica! - odgryzł się jej Enver, który w międzyczasiepojawił się w izbie ogolony i świeżo pachnący.- Nie zakonnica, tylko nauczycielka.- Wszystko jedno.Tak czy owak jesteście tu wszystkie rozpuszczone i przemądrzałe.Uważajcie, żeby nie wyrosły wam wąsy.- Albańczyk poruszył przy tym swoimi okazałymiwąsiskami, co wywołało ogólną wesołość.- Jak ten sziptarski maharadża pozwoli mi coś powiedzieć, to opowiem wam o tymobrazie - Marija nie dawała za wygraną.- Mów, mów, rozgadane mają tu kobiety.mędrzec chwilkę pomilczy.- Envernaburmuszył się i zaczął głośno chrupać rzodkiewkę.Marija uniosła podbródek i starannie modulowanym, belferskim tonem zwróciła się dogospodarza domu, Alana, który od kilku minut - z uśmiechem - przysłuchiwał się kuchennymprzekomarzaniom.- Jak to dobrze, mój szefie i władco, że niepojętym zrządzeniem losu znalezliśmy sięchwilowo w dwudziestym wieku [ Pobierz całość w formacie PDF ]