[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głodów-ka, bo na obiad nie zdą\yli, dobrze zrobiła naszym prześladow-com: więcej się na terenie kompanii się nie pokazali.Dzień w Szkole Oficerskiej zaczynał się pobudką, po któ-rej następowała gimnastyka.Polegała ona na biegu dookołaobozu, jeszcze w nocnych ciemnościach, po wykrotach i werte-pach, na których mo\na było połamać sobie nogi.Takiej gim-nastyki nie akceptowałem i zastępowałem ją załatwianiem wtym czasie czynności fizjologicznych.Potem był uroczysty apeli defilada przed dowództwem obozu.Nie cierpieliśmy tej para-dy i zawsze wyznaczaliśmy dy\urnego, który niby niechcącyprzewracał się, na niego wpadało kilku innych i cała kolumnamusiała się zatrzymać.Doszło do tego, \e na kilka lat  znielubi-łem piękną melodię  Warszawianki , w której takt codziennieprzez 3 miesiące musiałem maszerować defiladowym krokiem.Kiedyś ulepiliśmy w nocy bałwana i ustawiliśmy na trybuniehonorowej, w miejscu zajmowanym zwykle przez komendanta.Bałwan miał wojskową czapkę i guziki od munduru.Prezento-wał się wspaniale, prawie jak komendant.Niestety, został roz-walony przez słu\bę porządkową zanim komendant przybył.Poapelu było śniadanie, a po nim zajęcia do obiadu.Po obiedzieteoretycznie był czas wolny, ale o tym za chwilę.Co do posiłków, to muszę przyznać, \e były one smacznei wystarczająco obfite.Zawdzięczaliśmy to fachowości perso-nelu, który prawie w całości został niedawno przeniesiony zakarę z oficerskiego kasyna w Warszawie.Mieściło się ono imieści nadal w kompleksie budynków MON między ul.No-wowiejską, Filtrową i Al.Niepodległości, a jadają tam nawetoficerowie sztabu generalnego.Skąd to wszystko wiem? Stąd,\e ja te\ się tam stołowałem przez pewien czas w studenckichlatach, gdy nie byłem w stanie jeść tego, co podawano w aka-155 demickich stołówkach, chocia\ było w nich prawie trzy razytaniej.Do oficerskiego kasyna udało mi się dostać, bo pracowa-ła tam znajoma mamy jeszcze z czasów wojny.Dzięki niej tole-rowano w kasynie nie tylko mnie, ale i mojego przyjaciela zeszkoły, Tadzia Wróblewskiego oraz jego trzech kolegów, zktórymi studiował medycynę.W kasynie była obsługa kelner-ska, 2 zupy i 3 drugie dania do wyboru oraz deser.Dodatkowow dobrze zaopatrzonym bufecie mo\na było trafić bez kolejkina szynkę i inne trudnodostępne produkty.Jakość i ilość potrawbyła często kontrolowana.Od czasu do czasu w jadalni poja-wiali się niespodziewanie dwaj oficerowie, ka\dy z tzw.tro-jaczkami, czyli naczyniami przystosowanymi do transportu 3dań.Przepraszali konsumentów zabierając im podane właśnieporcje obiadowe, przekładali je do trojaczków.Konsumenciotrzymywali oczywiście nowe porcje, a tamte trafiały do labo-ratoryjnego badania.Dwukrotne powtórzenie się negatywnychwyników badań spowodowało przeniesieniem całego personelukasyna z Warszawy do Zegrza.Opowiedziała mi o tym w za-ufaniu jedna z pracownic, która pamiętała mnie z warszawskichczasów i poznała, choć mundur zmienia wygląd.A poznała, bozapamiętała jako mimowolnego uczestnika skandalu wywoła-nego przez jednego z kolegów Tadeusza.w przyszły lekarzpoczął adorować bardzo ładną \onę jednego z oficerów, któraprzychodziła na obiady do kasyna, czasem z mę\em, czasemsama.Gdy odmówiła umówienia się na randkę, amant nie zre-zygnował.Utalentowany wokalnie postanowił ją oczarowaćodśpiewując na klęczkach przed nią arię  Usta milczą, duszaśpiewa z operetki  Wesoła wdówka Lehara.Skutkiem tegobyło wyrzucenie nas z kasyna i przekazanie portierowi polece-nia, by nas więcej nie wpuszczał.Same zajęcia w szkole Oficerskiej były nawet ciekawe ipotrafiły nauczyć czegoś nowego.Prowadzili je oficerowie praktycy i absolwenci Wojskowej Akademii Technicznej, nie-koniecznie dobrowolni.Jeden z nich opowiadał, \e był studen-tem Politechniki Warszawskiej i wraz z wielu innymiprzepisano go do WAT nie pytając o zgodę.Bał się protesto-156 wać, bo mogłoby się to skończyć relegowaniem z uczelni i za-sadniczą słu\bą wojskową.A w WAT dostał dodatkowo wy\y-wienie, umundurowanie, darmowy akademik, stypendium.Poskończeniu i odpracowaniu w wojsku iluś tam lat mógł pójść docywila, ale ex oficer-in\ynier nie był specjalnie po\ądany wcywilnych instytucjach, a poza tym wojsko dało mu mieszka-nie.Więc został.Oprócz teoretycznych wykładów były zajęcia praktycz-ne.Polegały one na nauce obsługi radiostacji ró\nych typów,dalekopisu, rozwijania linii telefonicznych i reperacji sprzętu.Organizacja tych ostatnich była imponująco sprawna.Ka\degouczestnika zajęć sadzano przy stole laboratoryjnym, wyposa\o-nym w kilkadziesiąt ró\nego rodzaju narzędzi i przyrządów, odśrubokręta przez lutownicę po miernik uniwersalny.Dostawałuszkodzoną radiostację, łącznicę telefoniczną czy telefon, mu-siał w określonym czasie znalezć i naprawić uszkodzenie.Zaję-cia te dla 15-osobowej grupy prowadził jeden oficer.Słu\yłradami i fachową pomocą.Najbardziej podobał mi się przy tymsystem odbioru kilkudziesięciu narzędzi od ka\dego z kilkuna-stu ćwiczących.Trwało to w sumie nie dłu\ej ni\ trzy minuty.Otó\ narzędzia te były uło\one, ka\de na wyprofilowanym dojego kształtu i rozmiarów miejscu, w pionowo ustawionej tabli-cy przypominającej ołtarz Wita Stwosza z rozło\onymi, bocz-nymi skrzydłami.Oficerowi wystarczał tylko rzut oka, bystwierdzić, \e wszystkie miejsca przeznaczone na narzędzia sąnimi zapełnione, zamykał boczne skrzydła i przekręcał kluczykw zamku.Wypełnienie wolnego czasu po zajęciach rodziło proble-my.Nie bardzo było wiadomo, co z nim robić, dokąd pójść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl