[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co ty na to? Dasz się namówić?Jacques popatrzył na nią z namysłem.- Jaką pensję masz na myśli?- Ile zarabiasz teraz?- Tyle - odpowiedział i wyjął z kieszeni czek od Cond Nasta.- Na ogół nie noszętego ze sobą.Akurat dzisiaj dostałem pensję i nie zdążyłem pójść do banku.Hlne wzięła czek i spojrzała na sumę.Opiewał na dwa tysiące osiemset franków.Oddała go Jacques'owi.- Nie wychodzisz zle na robieniu zdjęć.- Jak sama zauważyłaś, jestem naprawdę dobrym fotografikiem.- W porządku.Mogę ci dać trzy i pół tysiąca miesięcznie.- Niezle - odpowiedział powoli.Zastanawiał się przez chwilę, a potem kiwnąłgłową.- Zawiadomię Vogue".Za dwa tygodnie od jutra jestem twój.Hlne zmrużyła oczy.- Dam ci cztery tysiące, jeżeli zaczniesz od jutra.Plus zastrzeżenie co dowyłączności.Niech cię Bóg ma w opiece, jeśli spróbujesz przemycać zdjęcia do Vogue'a" czy L'Officiel".Podpisane czy nie.49SRJacques uśmiechnął się szeroko.- W porządku, szefowo - powiedział - umowa stoi.- Uścisnęli sobie dłonie.- Gdziemam się rano zgłosić? Tutaj?- Tutaj.Hlne rozejrzała jeszcze raz po pustym pokoju.Ich głosy odbijały się echem jak wjaskini.Ale to się zaraz zmieni.Wyobrażała sobie, jak tu wkrótce będzie.Gruby dywan napodłodze wyciszy dzwięki.Meble także.Biurko trzeba ustawić po przekątnej w stosunkudo okna, wtedy będzie mogła odwrócić wygodne obrotowe krzesło, aby popatrzeć w dółna plac, ile razy zechce.Krzesła dla gości to inna sprawa, muszą być wyjątkowo niewy-godne; aby ten, kto do niej przyjdzie, natychmiast czuł się zepchnięty do defensywy.Niktnie może mieć wątpliwości co do tego, kto tu rządzi.Trzeba tu ustawić szafki i regały, ajedyną ozdobą na ścianach będą okładki Les Modes".Wpadł jej pewien pomysł do głowy.Należy zmieniać okładki co miesiąc, tak abyzawsze wisiały tu te najbardziej aktualne.Dodała to w pamięci do setek innychszczegółów, które przychodziły jej na myśl.- Gdzie jesteś? - zapytał Jacques.Przyglądał jej się z rozbawieniem.Rzuciła mu przepraszający uśmiech.- W przyszłości.- Tak samo dobre miejsce jak każde inne.- Tak - przyznała powoli.Przyszłość z pewnością będzie dobra, pomyślała.W każdym razie nie może byćgorsza od przeszłości.To niewiarygodne, że jej największe marzenie nagle staje sięrzeczywistością.Czegoś mi jednak brakuje, zastanowiła się, a po chwili wiedziała jużczego.Powinna czuć radość i dumę.Triumf.To miejsce powinno być wypełnionepodnieceniem i euforią.A tego tu nie było.%7ładnych fajerwerków, żadnych iskierelektrycznych trzaskających nad głową.Hlne odczuwała jedynie spokojną determinację;musi ciężko pracować, by odnieść sukces.Dawna ciekawość świata i radość uleciałygdzieś, kiedy stała nad ciałem Stanislawa, roztrzaskanym na skałach Cap Ferrat.To byłostatni krok wiodący do realizacji jej zamierzeń.Dziwne, ale ta tragedia wzmocniła jej50SRpragnienie sukcesu.Dała nową ostrożność i dojrzałość.Nauczyła ją, że nawet najgorszesytuacje można wykorzystać, by obrócić je na swoją korzyść.Hlne oddychała z wysiłkiem; z trudem zdołała ześlizgnąć się w dół po skałach,dłonie miała poranione, ale nie zwracała na to uwagi.Okna willi płonęły czerwienią.Przezmoment stała z opuszczonymi rękami, patrząc w oszołomieniu na dom.Potem zrozumiała,że to nie płomienie.Po prostu w szybach odbijał się zachód słońca.Powoli wyciągnęłaprzed siebie zakrwawione ręce i spojrzała na nie przerażona.- On nie żyje - wyszeptała.- Nie żyje!Hubert podszedł szybko i objął ją z tyłu.Miał błędny wzrok.Wyglądał, jakby nagleprzybyło mu trzydzieści lat.- Nie zaplanowałem tego - odezwał się cicho.- To był wypadek, uwierz mi, proszę.Półprzytomna Hlne odepchnęła go i ruszyła w kierunku willi.Nie czuła nawet, żeidzie, to było jak stąpanie w powietrzu.Nie czuła bólu, tylko tępe odrętwienie.Ból miałprzyjść pózniej.Hubert dogonił ją, wziął pod ramię i poprowadził do drzwi.- Może się mylisz - powiedział z nadzieją w głosie.- Może powinniśmy wezwaćlekarza, karetkę.Może zdołaliby go uratować.Hlne zatrzymała się i odepchnęła jego ręce.Potrząsnęła gwałtownie głową.- On nie żyje! Spadł na skały.- Odwróciła się od niego i zobaczyła, jak czerwonesłońce tonie w morzu.Wzdrygnęła się.- To.to straszne.Leży tam zmiażdżony, połama-ny, wszędzie krew.- Hlne, musisz się położyć i odpocząć.Ja się wszystkim zajmę.- Nie! - W jej głosie słychać było wysoki ton histerii.- Dość już zrobiłeś! Zabiłeśmojego męża!- Proszę, Hlne.- Postąpił krok w jej kierunku.Oczy jej pociemniały z przerażenia.- Nie podchodz do mnie! - krzyknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Co ty na to? Dasz się namówić?Jacques popatrzył na nią z namysłem.- Jaką pensję masz na myśli?- Ile zarabiasz teraz?- Tyle - odpowiedział i wyjął z kieszeni czek od Cond Nasta.- Na ogół nie noszętego ze sobą.Akurat dzisiaj dostałem pensję i nie zdążyłem pójść do banku.Hlne wzięła czek i spojrzała na sumę.Opiewał na dwa tysiące osiemset franków.Oddała go Jacques'owi.- Nie wychodzisz zle na robieniu zdjęć.- Jak sama zauważyłaś, jestem naprawdę dobrym fotografikiem.- W porządku.Mogę ci dać trzy i pół tysiąca miesięcznie.- Niezle - odpowiedział powoli.Zastanawiał się przez chwilę, a potem kiwnąłgłową.- Zawiadomię Vogue".Za dwa tygodnie od jutra jestem twój.Hlne zmrużyła oczy.- Dam ci cztery tysiące, jeżeli zaczniesz od jutra.Plus zastrzeżenie co dowyłączności.Niech cię Bóg ma w opiece, jeśli spróbujesz przemycać zdjęcia do Vogue'a" czy L'Officiel".Podpisane czy nie.49SRJacques uśmiechnął się szeroko.- W porządku, szefowo - powiedział - umowa stoi.- Uścisnęli sobie dłonie.- Gdziemam się rano zgłosić? Tutaj?- Tutaj.Hlne rozejrzała jeszcze raz po pustym pokoju.Ich głosy odbijały się echem jak wjaskini.Ale to się zaraz zmieni.Wyobrażała sobie, jak tu wkrótce będzie.Gruby dywan napodłodze wyciszy dzwięki.Meble także.Biurko trzeba ustawić po przekątnej w stosunkudo okna, wtedy będzie mogła odwrócić wygodne obrotowe krzesło, aby popatrzeć w dółna plac, ile razy zechce.Krzesła dla gości to inna sprawa, muszą być wyjątkowo niewy-godne; aby ten, kto do niej przyjdzie, natychmiast czuł się zepchnięty do defensywy.Niktnie może mieć wątpliwości co do tego, kto tu rządzi.Trzeba tu ustawić szafki i regały, ajedyną ozdobą na ścianach będą okładki Les Modes".Wpadł jej pewien pomysł do głowy.Należy zmieniać okładki co miesiąc, tak abyzawsze wisiały tu te najbardziej aktualne.Dodała to w pamięci do setek innychszczegółów, które przychodziły jej na myśl.- Gdzie jesteś? - zapytał Jacques.Przyglądał jej się z rozbawieniem.Rzuciła mu przepraszający uśmiech.- W przyszłości.- Tak samo dobre miejsce jak każde inne.- Tak - przyznała powoli.Przyszłość z pewnością będzie dobra, pomyślała.W każdym razie nie może byćgorsza od przeszłości.To niewiarygodne, że jej największe marzenie nagle staje sięrzeczywistością.Czegoś mi jednak brakuje, zastanowiła się, a po chwili wiedziała jużczego.Powinna czuć radość i dumę.Triumf.To miejsce powinno być wypełnionepodnieceniem i euforią.A tego tu nie było.%7ładnych fajerwerków, żadnych iskierelektrycznych trzaskających nad głową.Hlne odczuwała jedynie spokojną determinację;musi ciężko pracować, by odnieść sukces.Dawna ciekawość świata i radość uleciałygdzieś, kiedy stała nad ciałem Stanislawa, roztrzaskanym na skałach Cap Ferrat.To byłostatni krok wiodący do realizacji jej zamierzeń.Dziwne, ale ta tragedia wzmocniła jej50SRpragnienie sukcesu.Dała nową ostrożność i dojrzałość.Nauczyła ją, że nawet najgorszesytuacje można wykorzystać, by obrócić je na swoją korzyść.Hlne oddychała z wysiłkiem; z trudem zdołała ześlizgnąć się w dół po skałach,dłonie miała poranione, ale nie zwracała na to uwagi.Okna willi płonęły czerwienią.Przezmoment stała z opuszczonymi rękami, patrząc w oszołomieniu na dom.Potem zrozumiała,że to nie płomienie.Po prostu w szybach odbijał się zachód słońca.Powoli wyciągnęłaprzed siebie zakrwawione ręce i spojrzała na nie przerażona.- On nie żyje - wyszeptała.- Nie żyje!Hubert podszedł szybko i objął ją z tyłu.Miał błędny wzrok.Wyglądał, jakby nagleprzybyło mu trzydzieści lat.- Nie zaplanowałem tego - odezwał się cicho.- To był wypadek, uwierz mi, proszę.Półprzytomna Hlne odepchnęła go i ruszyła w kierunku willi.Nie czuła nawet, żeidzie, to było jak stąpanie w powietrzu.Nie czuła bólu, tylko tępe odrętwienie.Ból miałprzyjść pózniej.Hubert dogonił ją, wziął pod ramię i poprowadził do drzwi.- Może się mylisz - powiedział z nadzieją w głosie.- Może powinniśmy wezwaćlekarza, karetkę.Może zdołaliby go uratować.Hlne zatrzymała się i odepchnęła jego ręce.Potrząsnęła gwałtownie głową.- On nie żyje! Spadł na skały.- Odwróciła się od niego i zobaczyła, jak czerwonesłońce tonie w morzu.Wzdrygnęła się.- To.to straszne.Leży tam zmiażdżony, połama-ny, wszędzie krew.- Hlne, musisz się położyć i odpocząć.Ja się wszystkim zajmę.- Nie! - W jej głosie słychać było wysoki ton histerii.- Dość już zrobiłeś! Zabiłeśmojego męża!- Proszę, Hlne.- Postąpił krok w jej kierunku.Oczy jej pociemniały z przerażenia.- Nie podchodz do mnie! - krzyknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]