[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiemy, komu sprzedano te szmaragdy i wiemy,że Tadjer od lat je skupuje.Chociaż madame de la Montarron niewspomniała o tym, by odzyskali jakiś klejnot z tych, które mipokazała.- Mogła o tym nawet nie wiedzieć - podsunęła Allegra.- To prawda - przyznał.- Prawdopodobnie nie wie.Inaczej napewno by mi powiedziała.Bo musisz wiedzieć, że jest niezwyklerozmowna.Jak już zaczęła opowiadać, to nie mogła skończyć.- Dziwne, że Solomon Weiss tyle wiedział.- Allegra wzruszyłaramionami.- Pewnie to nieważne, ale jestem ciekawa skąd.- Madame wiedziała natomiast, że Tadjer licytował pierścionekksiężniczki Karimy - odrzekł Todd.- Wszyscy w Paryżu o tym wiedzieli - przypomniała mu Allegra.- No, ale to był szczególny przypadek, zważywszy na osobęksiężniczki i w ogóle.- I co teraz powinniśmy zrobić z tym, czego się dowiedzieliśmy?307anulaouslaandcs- Dobre pytanie - zgodziła się Allegra.- Podobnie jak to, skądpochodzą te szmaragdy? I dlaczego Ramtane Tadjer chce je odzyskać?- Tylko jak mamy znalezć odpowiedzi?- Nie wiem.Ale mój dociekliwy umysł domaga się wyjaśnieniatej sprawy.- Odłożyła sztućce na talerz.- Było pyszne.Masz ochotęna deser?- Jeśli ty coś zamówisz, to ja też - powiedział Todd.- Wszystko tu jest fantastyczne, ale chyba wolę wrócić dohotelu.Trzeba urządzić burzę mózgów.Wyszli z restauracji, omijając tę część pasażu pod arkadami,gdzie mieścił się salon Julesa Levanta.- Jak ci się udało uwolnić od tej sprzedawczyni? - spytała zzaciekawieniem Allegra.- Powiedziałem, że jestem umówiony na lunch z narzeczoną.Była zachwycona, że para zakochanych gołąbków spotyka się nalunchu w Le Grand Vefour.- To chyba bardzo francuska reakcja - zaśmiała się Allegra.- Chyba tak.Ale madame de la Montarron oczekuje, że wrócę dojej sklepu jeszcze dzisiaj albo w poniedziałek.- Będzie rozczarowana, bo już cię nie zobaczy.Todd czuleuścisnął jej dłoń.- Może tak, a może nie.Mają tam bardzo ładną biżuterię.- Och, nie drocz się ze mną.Wszystkie ich wyroby są piękne, aleteż odpowiednio drogie.308anulaouslaandcs- Jesteś w stanie dojść pieszo do hotelu na tych obcasach? -spytał Todd, spoglądając na jej niebotyczne szpilki.- Jasne - zapewniła go Allegra.- Stopy mi odpoczęły, a poza tymmamy niedaleko.Todd cmoknął ją w policzek.- Cudownie być tu z tobą, w tym pięknym mieście.- Mimo że jest szaro i zimno?- A kto by się przejmował pogodą? - Cmoknął ją jeszcze raz.- Ja na pewno nie.- Przystanęła, żeby pocałować go porządnie,w usta.Zapatrzeni w siebie nawzajem, nie zauważyli, że sąobserwowani.Po dłuższej chwili podjęli spacer w stronę placuVendome, nieświadomi, że ktoś podąża krok w krok za nimi.Sylvie krążyła po mieszkaniu Paula, położonym na parterze,stukając obcasami o chłodną kamienną posadzkę.Wypuszczała wciążnowe chmury szarego dymu, które unosiły się wolno w stronę sufitu.Paul obserwował ją, siedząc na sofie, napięty jak struna.Sylviefascynowała go i przerażała zarazem, a jej dzisiejsze teatralne gestywyjątkowo działały mu na nerwy.Otrzymana od niej szczodra dawka krystalicznejmetaamfetaminy wprawiła go w dziwny stan: był mocno pobudzony,a jednocześnie zobojętniały na wszelkie problemy, podczas gdy umysłnie pozwalał mu zapomnieć, że jego kłopoty tak naprawdę dopiero sięzaczynają.309anulaouslaandcsTup, tup! Aż się wzdrygnął, gdy Sylvie wykonała kolejny ostryskręt w swej jednostajnej wędrówce po pokoju.Patrzył, jak zaciągasię gauloisem bez filtra, a potem wypuszcza smrodliwą chmurę dymu.Był w niej zakochany od lat i wciąż od nowa zadawał sobiepytanie, jakim cudem mogła zwrócić uwagę na kogoś takiego jak on.Mogła przecież mieć każdego.Nie był wprawdzie jedynymmężczyzną w jej życiu, ale cieszył się każdą chwilą, jaką była skłonnamu poświęcić.Poznali się w le Rosey, ekskluzywnej szkole z internatem, ijakkolwiek dziwna mogła się innym wydawać ich przyjazń - on byłmałomównym, nieatrakcyjnym nudziarzem, a ona cieszącą sięwielkim powodzeniem duszą towarzystwa - od razu znalezli wspólnyjęzyk.Oboje czuli się obco w tym snobistycznym miejscu i razemszukali zapomnienia w miękkich narkotykach.Nie różnili się pod tymwzględem od reszty uczniów, ale połączyła ich trwała więz, choćzawsze to Sylvie decydowała, nigdy odwrotnie.Miała zwyczajprzychodzić do niego po ognistych wieczorach spędzonych z innymichłopakami; wciągała go wtedy do łóżka i, naćpana, kochała się z nimnamiętnie, racząc go opowieściamio tym, o ile jest lepszy od tych bogatych osiłków, którzy dbajątylko o swoje przyjemności i zaraz potem zbierają manatki.- Jesteś podobny do mnie, Paul - mawiała. Wrażliwy i czuły.Pełen inwencji.Masz artystyczną duszę.Nie tak, jak te zwierzaki.-Uprawiali seks do upadłego, aż w końcu ciała odmawiały imposłuszeństwa i zapadali w długi, narkotyczny sen.310anulaouslaandcsCzas, jaki teraz spędzali razem, siłą rzeczy był ograniczony zpowodu jej pobytu w Stanach.Często jednak przyjeżdżała do Paryża,a i Paul co jakiś czas odbywał wyprawę do Nowego Jorku, żeby sięzobaczyć z ukochaną.Zrobiłby dla niej wszystko i wcale mu nieprzeszkadzało, że nie może liczyć na wzajemność.- Masz wódkę?Pytanie nie od razu do niego dotarło, choć widział, że Sylviezatrzymała się gwałtownie i patrzyła na niego wyczekująco.Widział,jak poruszają się jej piękne, wymalowane usta.Był jednak do tegostopnia oszołomiony, że nie potrafił udzielić odpowiedzi.- Masz wódkę? - powtórzyła głośniej.- A, tak, jasne.- Poderwał się z sofy i przeszedł do lodówki.Wyjął z zamrażalnika butelkę stolicznej i napełnił dwa kieliszkiniemal po brzegi.Podał jej jeden z uśmiechem.- Proszę.Sylvie pociągnęła wielki łyk i lekko się otrząsnęła.- Magnifique.- Odwzajemniła uśmiech.Paul także się napił; alkohol przyjemnie rozgrzał mu gardło iżołądek.- Może usiądziemy i trochę się odprężymy - zaproponował.Sylvie zrzuciła buty i usiadła na kanapie, podwijając nogi.Poklepała zachęcająco miejsce obok siebie.- Chodz tu, Paul, skarbie.Musimy porozmawiać.Usiadłposłusznie, czekając, co nastąpi dalej.Nigdy nie wiedział, czego sięspodziewać, jako że Sylvie była, delikatnie mówiąc,nieprzewidywalna.311anulaouslaandcsPogładziła go po twarzy; czuł lekkie drapanie jej paznokci napoliczku.- Chcę, żebyś mi pomógł.- W czym miałbym ci pomóc? - spytał.- Chcę się dobrać Allegrze do skóry.- Zmrużyła oczy.-Chcę jejodpłacić za to, że załatwiła mnie w Nowym Jorku.- Chyba byłoby lepiej, gdybyśmy zostawili tę sprawę w spokoju,nie sądzisz?Nie odpowiedziała.Podniosła kieliszek do ust.- Sylvie, masz szczęście, że udało ci się zwiać z Nowego Jorku iWhitehead cię nie zatrzymał.Oboje mamy szczęście, że siedzimyteraz w tym mieszkaniu, a nie na jakimś pieprzonym posterunkupolicji.Mógł kazać cię ścigać.Nas.Nie pomyślałaś o tym?Sylvie wzruszyła ramionami.- Nie będzie mnie ścigał, jestem tego pewna.Nie zależy mu nagłupich paru tysiącach dolarów, tylko na tym pieprzonymszmaragdzie dla Kitty.Poza tym on mnie lubił.Cholernie mnie lubił.- Ty chyba nie.- Nie bądz głupi - obruszyła się.- Jasne, że nie.On nie jest wmoim typie, a poza tym to by zepsuło nasze dobre stosunki służbowe.Płacił mi ogromną pensję, a ja świetnie wykonywałam swoją pracę.Nic więcej.- Położyła mu dłoń na udzie.- Zapomnijmy o nim.On sięnie liczy, tylko ta suka Allegra.Ona i jej chłopak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wiemy, komu sprzedano te szmaragdy i wiemy,że Tadjer od lat je skupuje.Chociaż madame de la Montarron niewspomniała o tym, by odzyskali jakiś klejnot z tych, które mipokazała.- Mogła o tym nawet nie wiedzieć - podsunęła Allegra.- To prawda - przyznał.- Prawdopodobnie nie wie.Inaczej napewno by mi powiedziała.Bo musisz wiedzieć, że jest niezwyklerozmowna.Jak już zaczęła opowiadać, to nie mogła skończyć.- Dziwne, że Solomon Weiss tyle wiedział.- Allegra wzruszyłaramionami.- Pewnie to nieważne, ale jestem ciekawa skąd.- Madame wiedziała natomiast, że Tadjer licytował pierścionekksiężniczki Karimy - odrzekł Todd.- Wszyscy w Paryżu o tym wiedzieli - przypomniała mu Allegra.- No, ale to był szczególny przypadek, zważywszy na osobęksiężniczki i w ogóle.- I co teraz powinniśmy zrobić z tym, czego się dowiedzieliśmy?307anulaouslaandcs- Dobre pytanie - zgodziła się Allegra.- Podobnie jak to, skądpochodzą te szmaragdy? I dlaczego Ramtane Tadjer chce je odzyskać?- Tylko jak mamy znalezć odpowiedzi?- Nie wiem.Ale mój dociekliwy umysł domaga się wyjaśnieniatej sprawy.- Odłożyła sztućce na talerz.- Było pyszne.Masz ochotęna deser?- Jeśli ty coś zamówisz, to ja też - powiedział Todd.- Wszystko tu jest fantastyczne, ale chyba wolę wrócić dohotelu.Trzeba urządzić burzę mózgów.Wyszli z restauracji, omijając tę część pasażu pod arkadami,gdzie mieścił się salon Julesa Levanta.- Jak ci się udało uwolnić od tej sprzedawczyni? - spytała zzaciekawieniem Allegra.- Powiedziałem, że jestem umówiony na lunch z narzeczoną.Była zachwycona, że para zakochanych gołąbków spotyka się nalunchu w Le Grand Vefour.- To chyba bardzo francuska reakcja - zaśmiała się Allegra.- Chyba tak.Ale madame de la Montarron oczekuje, że wrócę dojej sklepu jeszcze dzisiaj albo w poniedziałek.- Będzie rozczarowana, bo już cię nie zobaczy.Todd czuleuścisnął jej dłoń.- Może tak, a może nie.Mają tam bardzo ładną biżuterię.- Och, nie drocz się ze mną.Wszystkie ich wyroby są piękne, aleteż odpowiednio drogie.308anulaouslaandcs- Jesteś w stanie dojść pieszo do hotelu na tych obcasach? -spytał Todd, spoglądając na jej niebotyczne szpilki.- Jasne - zapewniła go Allegra.- Stopy mi odpoczęły, a poza tymmamy niedaleko.Todd cmoknął ją w policzek.- Cudownie być tu z tobą, w tym pięknym mieście.- Mimo że jest szaro i zimno?- A kto by się przejmował pogodą? - Cmoknął ją jeszcze raz.- Ja na pewno nie.- Przystanęła, żeby pocałować go porządnie,w usta.Zapatrzeni w siebie nawzajem, nie zauważyli, że sąobserwowani.Po dłuższej chwili podjęli spacer w stronę placuVendome, nieświadomi, że ktoś podąża krok w krok za nimi.Sylvie krążyła po mieszkaniu Paula, położonym na parterze,stukając obcasami o chłodną kamienną posadzkę.Wypuszczała wciążnowe chmury szarego dymu, które unosiły się wolno w stronę sufitu.Paul obserwował ją, siedząc na sofie, napięty jak struna.Sylviefascynowała go i przerażała zarazem, a jej dzisiejsze teatralne gestywyjątkowo działały mu na nerwy.Otrzymana od niej szczodra dawka krystalicznejmetaamfetaminy wprawiła go w dziwny stan: był mocno pobudzony,a jednocześnie zobojętniały na wszelkie problemy, podczas gdy umysłnie pozwalał mu zapomnieć, że jego kłopoty tak naprawdę dopiero sięzaczynają.309anulaouslaandcsTup, tup! Aż się wzdrygnął, gdy Sylvie wykonała kolejny ostryskręt w swej jednostajnej wędrówce po pokoju.Patrzył, jak zaciągasię gauloisem bez filtra, a potem wypuszcza smrodliwą chmurę dymu.Był w niej zakochany od lat i wciąż od nowa zadawał sobiepytanie, jakim cudem mogła zwrócić uwagę na kogoś takiego jak on.Mogła przecież mieć każdego.Nie był wprawdzie jedynymmężczyzną w jej życiu, ale cieszył się każdą chwilą, jaką była skłonnamu poświęcić.Poznali się w le Rosey, ekskluzywnej szkole z internatem, ijakkolwiek dziwna mogła się innym wydawać ich przyjazń - on byłmałomównym, nieatrakcyjnym nudziarzem, a ona cieszącą sięwielkim powodzeniem duszą towarzystwa - od razu znalezli wspólnyjęzyk.Oboje czuli się obco w tym snobistycznym miejscu i razemszukali zapomnienia w miękkich narkotykach.Nie różnili się pod tymwzględem od reszty uczniów, ale połączyła ich trwała więz, choćzawsze to Sylvie decydowała, nigdy odwrotnie.Miała zwyczajprzychodzić do niego po ognistych wieczorach spędzonych z innymichłopakami; wciągała go wtedy do łóżka i, naćpana, kochała się z nimnamiętnie, racząc go opowieściamio tym, o ile jest lepszy od tych bogatych osiłków, którzy dbajątylko o swoje przyjemności i zaraz potem zbierają manatki.- Jesteś podobny do mnie, Paul - mawiała. Wrażliwy i czuły.Pełen inwencji.Masz artystyczną duszę.Nie tak, jak te zwierzaki.-Uprawiali seks do upadłego, aż w końcu ciała odmawiały imposłuszeństwa i zapadali w długi, narkotyczny sen.310anulaouslaandcsCzas, jaki teraz spędzali razem, siłą rzeczy był ograniczony zpowodu jej pobytu w Stanach.Często jednak przyjeżdżała do Paryża,a i Paul co jakiś czas odbywał wyprawę do Nowego Jorku, żeby sięzobaczyć z ukochaną.Zrobiłby dla niej wszystko i wcale mu nieprzeszkadzało, że nie może liczyć na wzajemność.- Masz wódkę?Pytanie nie od razu do niego dotarło, choć widział, że Sylviezatrzymała się gwałtownie i patrzyła na niego wyczekująco.Widział,jak poruszają się jej piękne, wymalowane usta.Był jednak do tegostopnia oszołomiony, że nie potrafił udzielić odpowiedzi.- Masz wódkę? - powtórzyła głośniej.- A, tak, jasne.- Poderwał się z sofy i przeszedł do lodówki.Wyjął z zamrażalnika butelkę stolicznej i napełnił dwa kieliszkiniemal po brzegi.Podał jej jeden z uśmiechem.- Proszę.Sylvie pociągnęła wielki łyk i lekko się otrząsnęła.- Magnifique.- Odwzajemniła uśmiech.Paul także się napił; alkohol przyjemnie rozgrzał mu gardło iżołądek.- Może usiądziemy i trochę się odprężymy - zaproponował.Sylvie zrzuciła buty i usiadła na kanapie, podwijając nogi.Poklepała zachęcająco miejsce obok siebie.- Chodz tu, Paul, skarbie.Musimy porozmawiać.Usiadłposłusznie, czekając, co nastąpi dalej.Nigdy nie wiedział, czego sięspodziewać, jako że Sylvie była, delikatnie mówiąc,nieprzewidywalna.311anulaouslaandcsPogładziła go po twarzy; czuł lekkie drapanie jej paznokci napoliczku.- Chcę, żebyś mi pomógł.- W czym miałbym ci pomóc? - spytał.- Chcę się dobrać Allegrze do skóry.- Zmrużyła oczy.-Chcę jejodpłacić za to, że załatwiła mnie w Nowym Jorku.- Chyba byłoby lepiej, gdybyśmy zostawili tę sprawę w spokoju,nie sądzisz?Nie odpowiedziała.Podniosła kieliszek do ust.- Sylvie, masz szczęście, że udało ci się zwiać z Nowego Jorku iWhitehead cię nie zatrzymał.Oboje mamy szczęście, że siedzimyteraz w tym mieszkaniu, a nie na jakimś pieprzonym posterunkupolicji.Mógł kazać cię ścigać.Nas.Nie pomyślałaś o tym?Sylvie wzruszyła ramionami.- Nie będzie mnie ścigał, jestem tego pewna.Nie zależy mu nagłupich paru tysiącach dolarów, tylko na tym pieprzonymszmaragdzie dla Kitty.Poza tym on mnie lubił.Cholernie mnie lubił.- Ty chyba nie.- Nie bądz głupi - obruszyła się.- Jasne, że nie.On nie jest wmoim typie, a poza tym to by zepsuło nasze dobre stosunki służbowe.Płacił mi ogromną pensję, a ja świetnie wykonywałam swoją pracę.Nic więcej.- Położyła mu dłoń na udzie.- Zapomnijmy o nim.On sięnie liczy, tylko ta suka Allegra.Ona i jej chłopak [ Pobierz całość w formacie PDF ]