[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Seymourowie podali mu z każdej strony ramię iostrożnie powiedli przez mięsiste dywany, jakie położono w pobliżu tronu,żeby król się nie poślizgnął.Joanna spuściła oczy, jakby przepraszając zato, że miłościwy pan nie jej udzielił reprymendy, po czym drobnymikroczkami pośpieszyła za nimi.  A ty jak myślisz, dokąd się wybierasz?  krzyknęła za nią Anna.Seymourówna stanęła jak wryta i się obróciła.Dygając rzekła: Jego wysokość poprosił mnie, bym mu poczytała. Ponowniespuściła oczy. Aacina wciąż nastręcza mi kłopotów, ale z francuskimcałkiem dobrze sobie radzę. Całkiem dobrze!  powtórzyła za nią Anna władająca trzemajęzykami, odkąd ukończyła szósty rok życia. Tak  potwierdziła Joanna z dumą. Z wymową nie mam większychproblemów, choć przyznać muszę, że niewiele rozumiem z tego, coczytam. Och, w to nie wątpię, że niewiele rozumiesz. westchnęła Anna.Możesz odejść. Wiosna1536 rokuWkrótce potem śnieg i lód ustąpiły, lecz nie czuło się nadchodzącejwiosny.Choć na trawnikach pojawiły się główki krokusów, ziemia byłatak nasiąknięta wodą, że nie można było ani zerwać kwiatów, ani graćpomiędzy nimi w boules, różnokolorowe kulki traktując jak punktyodniesienia.Nawet spacerować nie było jak  ścieżki rozmokły do tegostopnia, że już krótka przechadzka groziła zgubieniem trzewików izłapaniem przeziębienia.Król większość czasu spędzał w murach, cierpiącz powodu odnowionej rany na goleni, której nie potrafiły wyleczyć żadnemikstury, maści ani okłady.Zaczynał się obawiać, że nigdy już nieodzyska dawnej formy, co rozwścieczało go samo w sobie, ale jakby miałmało zmartwień, otrzymał pozdrowienia od Franciszka Francuskiego,który zapewniał swego królewskiego brata, że pozostaje w dobrymzdrowiu, a humor mu dopisuje.Nadszedł Wielki Post; skończyły się harce i swawole, nie urządzano jużtańców ani wystawnych uczt.Zniknęła ostatnia szansa na to, by nimnastanie kwiecień, Anna zdołała uwieść króla, zaciągnąć go do swejłożnicy i począć z nim dziecko, ich wymarzonego syna, albowiem nikt,nawet królowie, nie może wypełniać małżeńskich obowiązków w czasiebezpośrednio przed Wielkanocą.Tak więc moja siostra zajmowała sięhaftowaniem i szyciem, musząc znosić widok swego męża, praktycznieprzykutego do wyściełanego krzesła i niskiego zydla, na którym opierałchorą nogę, oraz jego faworyty Joanny, nie odstępującej go ani na krok iłamaną francuszczyzną czytającej mu religijne traktaty i rozprawyteologiczne, wiedząc, że choćby nawet ona naprawdę tego chciała, a onmógł, nie spotkają się wieczorem w alkowie.Anna była i nie była królową.Nominalnie wciąż władczyni, wrzeczywistości nie miała żadnej władzy.Nawet jej własne dworki jej niesłuchały, wymykając się do komnat Seymourówny, kiedy tylko mogły.Wkońcu na dworze jej wysokości pozostały tylko te, które były najmniejmile widziane (prym wśród nich wiodła oczywiście Jane Parker), a potemjuż tylko my: Madge Shelton, moja córka Katarzyna i ja.Dworzanie takżejej unikali, jakby roznosiła zarazę, toteż nieraz spędzaliśmy ten niewesoły iniepewny czas w bardzo wąskim, niemal rodzinnym gronie.Zkonieczności przebywałam w towarzystwie przyjaciół Jerzego i Anny Francisa Westona, Henry ego Norrisa i Williama Breretona, czyli tych osób, przed którymi ostrzegał mnie Wilhelm i których obawiałabym sięznacznie bardziej, gdyby nie kojąca obecność mego małżonka.Z brakulaku graliśmy w karty albo posyłaliśmy po muzykantów; czasem, kiedy nadworze akurat przebywał Thomas Wyatt, urządzaliśmy sobie turniejepoetyckie: każdy mężczyzna miał za zadanie napisać linijkę sonetuwysławiającego najurodziwszą królową, jaką nosiła ziemia.Wszelako jużwtedy brakowało nam ducha; rozrywki jawiły się płytkie i mało zabawne,uśmiechaliśmy się do siebie posępnie, nie wiedząc, jak przywrócić naszymsercom radość, a Annie dodać otuchy.W połowie marca Anna machnęła ręką na dumę i posłała mnie po wujaThomasa. Jestem zajęty  burknął, kiedy wyjawiłam mu, z czym przychodzę.Przekaż królowej, że odwiedzę ją po południu. Nie wiedziałam, że królowej wolno kazać czekać  skomentowałampod nosem.Kilka godzin pózniej Anna przyjęła go wszakże tak, jakby stawił się najej wezwanie bez najmniejszej zwłoki.Stali przy oknie w opustoszałejkomnacie gościnnej i porozumiewali się zduszonym szeptem, tak żedochodziły mnie jeno strzępy ich rozmowy. Potrzebna mi wasza pomoc, wuju.trzeba nam pozbyć się Joanny..nie pomogłaś mi, kiedy tego potrzebowałem.szkalowałaś mnieprzed jego wysokością, choć byłem bez winy.gdyby nie to, że jesteśkrólową, wahałbym się nazwać cię swoją siostrzenicą.nie jesteś godnamiana, które nosisz. Wciąż jestem Boleynówną i Howardówną.!  Jej ręka powędrowałado stylizowanego  B na łańcuszku oplatającym wysmukłą szyję. Nie jedyną! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl