[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aeneas był głęboko zawiedziony.Nie należał jednak do tych, którzy łatwowyrzekają się entuzjazmu. Nawet święci w niebie mieliby trudności z uchwyceniem twoich słów.Johann wyszedł z wprawy, poza tym oszołomił go twój intelekt.Pozwól muspróbować raz jeszcze.Nicholas odwrócił się w stronę obrazu.Nie patrząc, czy jestem gotowy, za-czął ponownie dyktować: Panie, widzieć Ciebie oznacza miłować.Tak jak Twój wzrok czuwa na-de mną z wielkiej oddali i nigdy nie zbacza, tak samo jest z Twoją miłością.Aponieważ miłość Twoja zawsze przy mnie jest, Ty, którego miłość jest niczyminnym niż Ty, który mnie miłujesz, tak oto Ty zawsze jesteś przy mnie.Nieopuszczasz mnie, Panie, lecz strzeżesz mnie na każdym zakręcie z najczulszątroską.Kapłan zapewne mówiłby dalej, lecz moje pióro przestało się poruszać.Spoczywało w zapomnieniu nad niedokończonym zdaniem, a po mojej twarzyspływały łzy.Czułem się jak dureń albo coś gorszego niż dureń, ale nie umia-łem nad sobą zapanować.91Słowa Nicholasa niczym młot jednym uderzeniem zdruzgotały mur, którymotoczyłem swoją duszę.Ich echo rozbrzmiewało we mnie, wprawiając w drże-nie same fundamenty mojego jestestwa.Czułem się obnażony przed obliczemBoga.Aeneas stał na środku pokoju i patrzył na to z zaskoczeniem, lecz bez gnie-wu.Minę Nicholasa trudniej było odczytać.Jego wiara była gorąca, ale z emo-cjami w małej ludzkiej skali nie umiał sobie radzić.Widziałem zdumienie wjego oczach, niemożność znalezienia właściwej odpowiedzi.Ratunek podsunę-ła mu procedura, której mnie poddał.Wziął papier ze stołu i szybko przeczytał.Niewiele było do oglądania.Spodziewałem się, że wyrzuci kartkę, a mnie wrazz nią.Zmarszczył czoło. Teraz sprawiłeś się lepiej.Nie doskonale, gdyż zrobiłeś błąd ortograficz-ny w słowie amandus w trzecim wersie, ale widzę zdecydowaną poprawę.Można nawet powiedzieć, że jest obiecująco.Podniosłem na niego oczy, w których obok łez błyszczała nadzieja. Zatrzymam cię przez tydzień.Jeśli zadowolisz mnie swoją pracą, zosta-niesz u mnie do końca soboru.Aeneas klasnął w dłonie. Mówiłem, że Johann nie sprawi ci zawodu.I tak ja, złodziej, kłamca i rozpustnik, zacząłem pracować u jednego z naj-świętszych ludzi, jacy stąpali po ziemi.% % %Dla kapłanów uczestniczących w obradach nie był to, jak przypuszczam,czas szczęśliwości.Nie brakowało im ambicji; wielu, między innymi Aeneas,pragnęło ni mniej, ni więcej, tylko całkowitego podporządkowania papiestwadecyzjom rady.Cel ten jednak pozostawał nieosiągalny.Gromadzili się w ko-misjach i debatowali nad wnioskami, a następnie przekazywali je zgromadze-niu ogólnemu do ratyfikacji.Stamtąd rezolucje trafiały do papieża.Tej jesienitak wielu posłańców krążyło w obie strony, że ich stopy zdołały wydeptać no-wą przełęcz w Alpach.Ja jednak nie zobaczyłem niczego, co zmieniłoby mojepierwsze wrażenie z pobytu w Bazylei: zbyt wielu było tam żebraków, a zamało ludzi bogatych, by obrady soboru miały istotne znaczenie.92Nie obchodziło mnie to.Nicholas dał mi zatrudnienie na czas trwania sobo-ru, byłbym więc szczęśliwy, gdyby debatowali do dnia Sądu Ostatecznego.Byłem zadowolony ze swojego prostego losu.Przychodziłem codziennie dogabinetu Nicholasa i pilnie zapisywałem wszystko, co mi dyktował, a wieczo-rem wracałem do swojej kwatery i czytałem albo się modliłem.Sporadycznie,lecz nie często, spotykałem się w gospodzie z Aeneasem.Miał wiele zajęć,ustawicznie podejmował jakieś czynności w służbie swojej ambicji.Z przy-jemnością słuchałem jego opowieści i nie zazdrościłem mu postępów w karie-rze.Ogarnęło mnie sielankowe poczucie, że ogromne fale ciskające mnie poświecie to w jedną, to w drugą stronę, odpłynęły.Sobór obradował przez całą zimę.Na rzece pokazały się kry lodu twarde jakkamień; pewnego ranka zobaczyłem, jak jedna z nich uderza w barkę i kruszyją na pół.W gabinecie Nicholasa owijałem sobie dłonie szmatami, żeby mócuchwycić pióro.Mój pan nigdy nie zauważał chłodu.Dzień w dzień stał, wpa-trując się w obraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Aeneas był głęboko zawiedziony.Nie należał jednak do tych, którzy łatwowyrzekają się entuzjazmu. Nawet święci w niebie mieliby trudności z uchwyceniem twoich słów.Johann wyszedł z wprawy, poza tym oszołomił go twój intelekt.Pozwól muspróbować raz jeszcze.Nicholas odwrócił się w stronę obrazu.Nie patrząc, czy jestem gotowy, za-czął ponownie dyktować: Panie, widzieć Ciebie oznacza miłować.Tak jak Twój wzrok czuwa na-de mną z wielkiej oddali i nigdy nie zbacza, tak samo jest z Twoją miłością.Aponieważ miłość Twoja zawsze przy mnie jest, Ty, którego miłość jest niczyminnym niż Ty, który mnie miłujesz, tak oto Ty zawsze jesteś przy mnie.Nieopuszczasz mnie, Panie, lecz strzeżesz mnie na każdym zakręcie z najczulszątroską.Kapłan zapewne mówiłby dalej, lecz moje pióro przestało się poruszać.Spoczywało w zapomnieniu nad niedokończonym zdaniem, a po mojej twarzyspływały łzy.Czułem się jak dureń albo coś gorszego niż dureń, ale nie umia-łem nad sobą zapanować.91Słowa Nicholasa niczym młot jednym uderzeniem zdruzgotały mur, którymotoczyłem swoją duszę.Ich echo rozbrzmiewało we mnie, wprawiając w drże-nie same fundamenty mojego jestestwa.Czułem się obnażony przed obliczemBoga.Aeneas stał na środku pokoju i patrzył na to z zaskoczeniem, lecz bez gnie-wu.Minę Nicholasa trudniej było odczytać.Jego wiara była gorąca, ale z emo-cjami w małej ludzkiej skali nie umiał sobie radzić.Widziałem zdumienie wjego oczach, niemożność znalezienia właściwej odpowiedzi.Ratunek podsunę-ła mu procedura, której mnie poddał.Wziął papier ze stołu i szybko przeczytał.Niewiele było do oglądania.Spodziewałem się, że wyrzuci kartkę, a mnie wrazz nią.Zmarszczył czoło. Teraz sprawiłeś się lepiej.Nie doskonale, gdyż zrobiłeś błąd ortograficz-ny w słowie amandus w trzecim wersie, ale widzę zdecydowaną poprawę.Można nawet powiedzieć, że jest obiecująco.Podniosłem na niego oczy, w których obok łez błyszczała nadzieja. Zatrzymam cię przez tydzień.Jeśli zadowolisz mnie swoją pracą, zosta-niesz u mnie do końca soboru.Aeneas klasnął w dłonie. Mówiłem, że Johann nie sprawi ci zawodu.I tak ja, złodziej, kłamca i rozpustnik, zacząłem pracować u jednego z naj-świętszych ludzi, jacy stąpali po ziemi.% % %Dla kapłanów uczestniczących w obradach nie był to, jak przypuszczam,czas szczęśliwości.Nie brakowało im ambicji; wielu, między innymi Aeneas,pragnęło ni mniej, ni więcej, tylko całkowitego podporządkowania papiestwadecyzjom rady.Cel ten jednak pozostawał nieosiągalny.Gromadzili się w ko-misjach i debatowali nad wnioskami, a następnie przekazywali je zgromadze-niu ogólnemu do ratyfikacji.Stamtąd rezolucje trafiały do papieża.Tej jesienitak wielu posłańców krążyło w obie strony, że ich stopy zdołały wydeptać no-wą przełęcz w Alpach.Ja jednak nie zobaczyłem niczego, co zmieniłoby mojepierwsze wrażenie z pobytu w Bazylei: zbyt wielu było tam żebraków, a zamało ludzi bogatych, by obrady soboru miały istotne znaczenie.92Nie obchodziło mnie to.Nicholas dał mi zatrudnienie na czas trwania sobo-ru, byłbym więc szczęśliwy, gdyby debatowali do dnia Sądu Ostatecznego.Byłem zadowolony ze swojego prostego losu.Przychodziłem codziennie dogabinetu Nicholasa i pilnie zapisywałem wszystko, co mi dyktował, a wieczo-rem wracałem do swojej kwatery i czytałem albo się modliłem.Sporadycznie,lecz nie często, spotykałem się w gospodzie z Aeneasem.Miał wiele zajęć,ustawicznie podejmował jakieś czynności w służbie swojej ambicji.Z przy-jemnością słuchałem jego opowieści i nie zazdrościłem mu postępów w karie-rze.Ogarnęło mnie sielankowe poczucie, że ogromne fale ciskające mnie poświecie to w jedną, to w drugą stronę, odpłynęły.Sobór obradował przez całą zimę.Na rzece pokazały się kry lodu twarde jakkamień; pewnego ranka zobaczyłem, jak jedna z nich uderza w barkę i kruszyją na pół.W gabinecie Nicholasa owijałem sobie dłonie szmatami, żeby mócuchwycić pióro.Mój pan nigdy nie zauważał chłodu.Dzień w dzień stał, wpa-trując się w obraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]