[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niestety, nie.Większośćz tego, co panu powiedziałem, znam ze słyszenia, mogęjednak gwarantować, że te informacje są prawdziwe.Ale towszystko.- Jeśli o mnie chodzi, wystarczy - stwierdził gładkoManning.Morrison przez kilka chwil siedział nieruchomo, utkwiwszy wzrok we własnej szklaneczce.Kiedy podniósł oczy, byłzupełnie spokojny.61- Mogę dać panu pieniądze.Ile tylko będzie panpotrzebował.Ale tylko tyle.Jeżeli zdecyduje się pan tamwybrać, zrobi to pan wyłącznie na własną odpowiedzialność.My nic o panu nie wiemy.Manning wstał i podszedł do okna.O szybę rozpryskiwały się drobne kropelki deszczu, a przelotny wietrzyk znad morza kojarzył mu się z zawodzeniem wiatru w takielunkukutrów rybackich zacumowanych u nabrzeża.Niespodziewanie nerwowy dreszcz wstrząsnął jego ciałem.Uśmiechnąłsię do siebie i powrócił do stołu.- Jeżeli mam się wybrać do Harmon Springs, muszęznaleźć niezły pretekst.Napijmy się jeszcze po jednymi zobaczmy, co nam się uda wymyślić.ROZDZIAŁ VIIStrzeżcie się GrekówNastępnego dnia tuż przed południem Grace Aboundingwpływała do Harmon Springs.Przy sterze stał Seth, pomagałmu Saunders, a Manning odziany w lekki garnitur z tropikalnego samodziału i panamski kapelusz uplasował się przy relingu.Kiedy okrążali zakrzywiony cypel zatłoczony białymidomami, jednomasztowa łódź z żaglem wydętym przezbryzę, wypływająca na morze, minęła ich tak blisko, iżManning widział wyraźnie wielkie oczy wymalowane na jejdziobie dla ochrony przed złymi mocami.Podniósł rękę wgeście pozdrowienia, ale człowiek przy rumplu zignorowałgo zupełnie.Saunders splunął za burtę.- Pieprzone bękarty, Harry.Połowa z nich buduje łodzie na własną rękę, bo tylko takieuważają za wystarczająco dobre.Silniki zaczęły się krztusić, kiedy zwolnili przed wej­ściem do przystani.Kilka łodzi dalekomorskich cumowałoprzy falochronie, a na białym, piaszczystym półwyspie leżałyjaskrawo wymalowane caiques.Rybacy siedzący wokół nichzszywali pozrywane oka sieci, a w pobliżu, na płyciznach,bawiły się nagie dzieci.Wszystko to zdawało się nie z tego świata i Manning zasprawą przedziwnego wybryku wyobraźni miał przez chwilę63wrażenie, że cofnął się o kilka lat, do czasów wojny, kiedy to służył na Morzu Egejskim.Po chwili Manning wszedł do kabiny.Na stole leżałydwa aparaty fotograficzne w skórzanych pokrowcach.Przewiesił je przez ramię.Osłonił oczy ciemnymi okularami, wziąłw rękę płócienny worek i wydostał się na pokład.Zbliżali się właśnie do falochronu.Nieco później silnikizgasły i wszystko znieruchomiało w upale.Dwóch młodychludzi stało nie opodal, opierając się o barierkę i palącpapierosy, a nieco dalej trzej podstarzali mężczyźni drzemaliw słońcu.Żaden z nich nie uczynił najmniejszego wysiłku, byzłapać cumę rzuconą przez Saundersa.Stary zaklął, przelazłprzez reling, podniósł linę i owinął ją wokół pachołkacumowniczego.- Zawszone bękarty - wymamrotał.Manning dołączył do niego, a ze sterówki wyszedł Seth.- Rozejrzymy się tutaj z godzinkę lub dwie, Harry.Sprawdzimy tylko, co tu się dzieje.Manning potrząsnął głową.- Będę ostrożny, Seth, nieprzejmuj się.Stał przez chwilę wyczekująco, aż Seth westchnąłi schronił się do sterówki.W chwilę później silniki wróciły dożycia.Saunders odwiązał cumę i skoczył na łódź.Manning poczekał, aż Grace Abounding opuści przystań, potem podniósł worek.Trzej mężczyźni siedzieli w dalszym ciągu naprzeciwko, przyglądając mu się z ciekawością, dwaj młodzi przerwali rozmowę.Minął ich, a jego kroki rozbrzmiały głuchym echem na drewnianych deskachpomostu, i wydostał się na brzeg.Niewielkie miasteczko wydawało się dziwnie zastygłe,jak gdyby czekało, aż coś się wydarzy.Niespodziewaniegdzieś w pobliżu rozległ się śpiew.Manning ruszył zadźwiękiem głosu i trafił do baru na rogu jednej z bocznychulic.W wejściu siedział na krześle młody chłopak, opierając64nogi o futrynę.Śpiewał niskim głosem, delikatnie trącając palcami struny bouzouki.Nie zamierzał ustąpić miejsca.Manning zmierzył gowzrokiem spoza ciemnych okularów, następnie przedostałsię ostrożnie nad jego wyciągniętymi nogami do środka.Pomieszczenie było ciemne i chłodne.Królował w nimwysoki, marmurowy bar.Przy niewielkim stoliku siedziałonad szklaneczkami trzech mężczyzn.Barman był w średnim wieku; twarz koloru mahoniupomarszczył już czas, ale błękitne oczy wciąż jeszcze jaśniałyżyciem, a zmarszczki wokół ust zdradzały pogodne usposobienie.Kiedy Manning skierował się w jego stronę, w pomieszczeniu zapadła cisza.Manning rzucił worek na ziemię, aparaty umieścił na marmurowym blacie.- Wypiłbym drinka.Byle dużego i zimnego.Mężczyzna za barem uśmiechnął się, postawił na blaciewysoką szklankę i wrzucił do niej kilka kostek lodu.- Dziennikarz?Manning przytaknął.- Chciałbym zatrzymać się tutaj dzień lub dwa.Szukam pokoju.Czy może mi pan pomóc?- Oczywiście.Mam wolny pokój.Nic specjalnego, alejedzenie jest dobre.Chłopak siedzący w przejściu szarpnął struny bouzoukiwydobywając z nich ostry, nieprzyjemny akord.Mężczyźnitkwiący przy stole roześmieli się.Jeden z nich zawołał pogrecku: - Hej, Dimitri, chyba nie podoba ci się ten facet?Zdaje się, że stracisz wszystkie względy u dziewcząt.Koniecz migdaleniem się na plaży po zmierzchu!- Dlaczego się nie zamkniesz? - odparł rozeźlonychłopak.Byli to typowi, surowi ludzie morza, tacy, jakich możnaznaleźć wszędzie.Pracowali bardzo ciężko i niełatwo akcep-5 Nocne.65towali obcych.Manning odwrócił się, zdjął okulary i przyjrzał się im spokojnie.Uśmiechy na ich twarzach nieco przybladły.Pochylili się ku sobie i mruczeli coś przyciszonymi głosami.Kiedy Manning sięgnął po drinka, jeden z mężczyznodezwał się głośno po grecku: - Tak.Dimitri potrafi tylkokłapać" zębami.Ale kiedy trzeba działać, okazuje sięr że togaduła w ślicznych ciuszkach.Młodzieniec zerwał się na równe nogi.Przez chwilęwydawał się wahać, a potem ruszył wzdłuż baru, rozmyślnietrącając Manninga w łokieć w chwili, gdy ten podniósł do ustszklankę.Rum chlusnął na bar szeroką strugą.Manningodstawił naczynie i odwrócił się do chłopaka.- Teraz postawisz mi drugiego.- Postaw sobie sam.Manning wymierzył mu policzek zewnętrzną stronąotwartej dłoni, tak że chłopak zatoczywszy się oparł o ścianę.- Nie będę cię prosił po raz drugi.Chłopak wsunął rękę do tylnej kieszeni.Kiedy skoczyłdo przodu, w prawej dłoni ściskał nóż o sześciocalowymostrzu.Manning błyskawicznie usunął się na bok.Chwycił napastnika za nadgarstek i wykręcił mu rękę na plecy, aż nóż wypadł z bezwładnej dłoni.Niemal tym samymruchem popchnął chłopaka na stolik, a ten przewracając sięroztrącił na boki siedzących przy nim mężczyzn i ichszklaneczki.- Nigdy nie wysyła się chłopca, by wypełnił zadaniemężczyzny - powiedział Manning po grecku.Przez moment zaległa grobowa cisza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  • clude("s/6.php") ?>