[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz, na jego drugiej godzinie, w odległości tysiąca metrów leciał myśliwiec przechwytujący Suchoj Su-27 z prawdziwymi pociskami rakietowymi umocowanymi na spodzie płatowca, prowadzony przez pilota, w którego głowie lęgło się może właśnie parę zawadiackich pomysłów.Rany, jaki ogromny cel! Dwa diametralnie różne samoloty ustawiły się w szyku godzinę temu.Zabrakło czasu na znalezienie i wyznaczenie do tej misji mówiącego po rosyjsku oficera, a nie chciano ryzykować korespondencji po angielsku na częstotliwości kontroli ruchu powietrznego.Transportowiec podążał więc za myśliwcem, niczym owczarek posłusznie idący w trop za terierem.–Lotnisko w zasięgu wzroku – oznajmił drugi pilot zmęczonym głosem.Na niskim pułapie maszyną zaczęło jak zwykle rzucać, a wstrząsy nasiliły się jeszcze, gdy wysunęły się klapy i podwozie, zakłócając opływ powietrza wzdłuż kadłuba.Poza tym lądowanie przebiegało rutynowo.Tuż przed przyziemieniem pilot wypatrzył dwa C-17 stojące na pasie.A więc jego Galaxy nie był pierwszym amerykańskim samolotem, który odwiedził to miejsce.Może dowie się od pilotów tamtych maszyn, gdzie tu się można przespać.**Boeing 747 należący do Japońskich Linii Lotniczych wzbił się w powietrze z kompletem pasażerów na pokładzie i, kierując się na zachód ku niezmiennym wiatrom nad Oceanem Spokojnym, oddalał się coraz bardziej od Kanady.Kapitan Sato nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.Jak zawsze cieszył się, że wiezie tylu rodaków do kraju, ale coś mu mówiło, iż po prostu uciekają oni z Ameryki.A to mu się już nie podobało.Syn doniósł mu o zestrzeleniu B-1.Jeśli jego ojczyzna potrafiła okaleczyć dwa amerykańskie lotniskowce, zatopić dwa z rzekomo niezwyciężonych okrętów podwodnych, a następnie strącić dwa będące przedmiotem chluby bombowce strategiczne, to czego się tutaj bać? W mniemaniu kapitana Sato była to już teraz tylko kwestia czasu.Po prawej dojrzał inny 747 w barwach Northwest/KLM, który wracał z Japonii, bez wątpienia zapchany amerykańskimi biznesmenami.Oni rzeczywiście brali nogi za pas.Nie żeby mieli się czego obawiać.Pewnie czmychali ze wstydu, spekulował Sato.Myśl ta spodobała mu się i pilot uśmiechnął się.Reszta trasy była prosta jak drut.Cztery tysiące sześćset mil morskich, czas lotu dziewięć i pół godziny – jeśli dobrze wysłuchał prognozy pogody – i komplet trzystu sześćdziesięciu sześciu pasażerów znajdzie się w domu, w odrodzonym kraju, strzeżonym przez jego syna i brata.We właściwym czasie wrócą do Ameryki, trzymając czoło trochę wyżej, wyglądając odrobinę dumniej, tak jak przystoi członkom ich nacji – obiecywał sobie w duchu Sato.Żałował, że nie służy już w wojsku, co odrodziłoby w nim poczucie dostojeństwa, lecz popełnił ten błąd zbyt dawno, by móc go teraz naprawić.Przyczyni się więc choć troszeczkę do zmiany biegu historii, prowadząc 747 najlepiej jak umie.* * *Informacja dotarła do Yamaty wczesnym rankiem w dniu, w którym zamierzał wrócić na Saipan, by rozpocząć kampanię wyborczą o urząd gubernatora wyspy.Otrzymał ją za pośrednictwem agencji rządowych.To, co docierało do uszu Goto i ministra spraw zagranicznych, wędrowało obecnie również do nich.Nie wymagało to wiele trudu.W kraju zachodziły zmiany, nadszedł więc najwyższy czas, by ludzi, w których rękach spoczywa rzeczywista władza, zaczęto traktować podług ich wartości.We właściwym czasie dowiedzą się o tym i szeregowi obywatele.W końcu zorientują się, kto naprawdę się liczy w kraju, co, nieco poniewczasie, przyjęli do wiadomości biurokraci.Koga, ty zdrajco, pomyślał przemysłowiec.Nie było to dla niego zupełną niespodzianką.Były premier miał tak idiotyczne wyobrażenia o nieskazitelności procedur rządowych, o tym, jak to powinno się zabiegać o aprobatę zwykłych robotników (bardzo typowe dla jego światopoglądu), że z pewnością odczuwał jakąś niemądrą tęsknotę za czymś, co nigdy nie miało pokrycia w rzeczywistości.Jest oczywiste, że politycy potrzebują przewodnictwa i wsparcia ludzi takich jak Yamata.Równie oczywiste jest to, że powinni odnosić się do swoich panów ze stosownym, czołobitnym szacunkiem.Cóż oni takiego robili, jeśli nie zajmowali się zabezpieczaniem dobrobytu, który inni: Yamata i ludzie jego pokroju, w pocie czoła wypracowali dla kraju.Gdyby Japonia powierzyła rządowi zaspokajanie potrzeb zwykłych obywateli, to co by się stało z tym krajem? Niestety, Koga i jemu podobni kierowali się ideałami, które wiodły ich na manowce.Cóż takiego mogą wiedzieć zwykli obywatele? Cóż takiego robili? Wiedzieli i robili to, co kazali im lepsi od nich, a przez uznanie własnej pozycji w życiu i pracę nad wyznaczonymi zadaniami polepszali byt swój i całego narodu.Czy to nie proste?Oczywiście nie chcieli nawrotu okresu klasycznego, gdy Japonią rządziła dziedziczna arystokracja.Ten system rządów sprawdzał się przez dwa millenia, ale nie pasował do ery przemysłowej.Błękitna krew w żyłach arystokratów zmieniła się w wodę pod wpływem narastającej w nich buty.Ale ludzie jego stanu zdobyli pozycję i władzę, służąc wpierw na niskich stanowiskach.Potem dzięki przedsiębiorczości i inteligencji – i szczęściu, przyznał w duchu – pieli się w górę, by w końcu dzierżyć władzę, którą zdobyli własnymi zasługami.To oni uczynili z Japonii kraj, którym jest dzisiaj.Wynieśli mały naród wyspiarzy z popiołów i ruin do przemysłowej supremacji.Rzucili na kolana jedno z „wielkich” mocarstw świata, a wkrótce postąpią podobnie z następnym.Jednocześnie zdobędą dla Japonii pozycję strażnika światowego porządku.Dokonają tego, czego nie umiały dokonać te wojskowe zakute pały w rodzaju Tojo.Koga nie ma tu już nic do roboty.Może usunąć się z drogi, albo pogodzić z faktami tak, jak nauczył się to robić Goto.Rozumie się to samo przez siebie.Ale on nie postąpił ani tak, ani siak.Snuł teraz knowania, by pozbawić ojczyznę historycznej szansy osiągnięcia prawdziwej wielkości.Dlaczego? Bo nie szło to pewnie w parze z jego idiotycznym poczuciem tego, co dobre, a co złe.A może dlatego, że zawierało w sobie element niebezpieczeństwa.Jak gdyby prawdziwe osiągnięcia przychodziły bez nadstawiania karku – prychnął Yamata.Cóż, nie może na to pozwolić.Sięgnął po telefon, by zadzwonić do Kanedy.Lepiej będzie, jeśli załatwi to w zamkniętym gronie.Nie zaszkodzi też przyzwyczajać się do korzystania z osobistej władzy.Poza tym nawet Goto mógłby się przed tym wzdragać.* * *W Zakładach Northrop samolot ten przezwano „Armadillo”.Chociaż natura nie powstydziłaby się nadać wędrownemu ptakowi morskiemu opływowego kształtu tego samolotu, zalety B-2A nie kończyły się na tym, co dostępne dla oka.Szare płyty z materiałów kompozytowych, z których składała się zewnętrzna powłoka, stanowiły jedynie część technologii stealth.Wewnętrzna metalowa konstrukcja miała kanciaste kształty i była podzielona na odrębne segmenty niczym oko owada, by tym lepiej odbijać wiązki radarowe.Pełna wdzięku sylwetka została zaprojektowana tak, by zmniejszyć opór powietrza, a tym samym zwiększyć zasięg.I wszystkiego tego udało się dokonać.* * *W bazie lotnictwa Whiteman w stanie Missouri 509.Grupa Bombowa pędziła od lat spokojny żywot, wykonując bez większego szumu loty szkoleniowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl