[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No widzisz, a ja się przecisnęłam.Wprawdzie skaleczyłamsię w pośladek i potłukłam przy zeskakiwaniu, ale udało mi sięuciec.- Do tej pory nikt jeszcze tego nie wymyślił - podsumował jąJoe.Wymknęła się, niezauważona przez ochroniarzy.O tymnależałoby powiadomić Hodge'a.Niech postawi ich do apeluza brak czujności.Oczywiście, jeżeli zgodzi się na to Caroline.Gładził ją delikatnie po plecach, a ona zwinęła się swoimzwyczajem w kłębek i wtuliła w jego szerokie ramiona.Lecznagle potrząsnął nią, uniósł do góry jej brodę i zapytał:- A ty, czy ty mnie kochasz, Caroline? Powiedz mi prawdę.- Tak jest, panie pułkowniku! - powiedziała tonemszeregowego, meldującego się na rozkaz.- Zakochałam się wpanu, choć pan nie dał mi, jak dotąd, nic, poza kilkoma146upojnymi nocami.To był tylko wspaniały seks.%7ładnychwyznań, żadnych słów, żadnych uczuć.To głupie, prawda?Spojrzał jej w oczy i zrozumiał nagle, że przy niej będziemusiał zaprzestać nieustannego kontrolowania uczuć.Ona tegonie zniesie, wiedział to już na pewno.Nie będzie mógłwydzielać jej siebie po kawałku, nigdy w życiu by tego niezaakceptowała.Chciała go całego, bez ograniczeń i bezkonieczności rezygnacji z czegokolwiek.Czuł, że jeśli wyjdzienaprzeciw jej oczekiwaniom, jego życie zmieni siębezpowrotnie i już nigdy nie będzie takie samo.Ale wiedziałrównież i to, że jeżeli tego nie zrobi, być może straci ją nazawsze.Nie mógł do tego dopuścić.Caroline Evans była jegobrakującą połową, której szukał od dawna.Miał pozwolić jejodejść? Musiałby być wyjątkowym idiotą.Drżącymi wargamiwyszeptał:- Nie umiem się nie kontrolować.Poczuł, jak kładzie mu na policzku swoją małą dłoń idelikatnie gładzi go po twarzy.- Zauważyłam to już - powiedziała cicho.Napięcie rosło w nim, nie wytrzymał dłużej, wstał z miejsca ipomógł jej się podnieść.Otrzepał ją z piasku i podał jej swojąkoszulę, gdyż nagłym gestem przykryła dłońmi swoje piersi.Była urocza i taka kobieca.Pocałował ją i cofnął się o kilkakroków.Odwrócił się do niej plecami i zatopił wzrok wpustyni.- Kiedy miałem kilka lat - zaczął cicho - mój ojciec poszedłdo więzienia.Matka już wtedy nie żyła. Jego głos byłszorstki i lekko drżał.- Ojciec był niewinny, ale nie mógł tegoudowodnić.Dopiero gdy złapano właściwego przestępcę,wyszedł na wolność.Ale odsiedział dwa lata w więzieniu iprzez te dwa lata tułałem się po sierocińcach i rodzinachzastępczych.- Rysy Joego zaostrzyły się.- Może faktyczniebyło we mnie coś, co powodowało, że mężczyzna w pierwszejrodzinie zastępczej nienawidził mnie.A może nie cierpiał mnie147dlatego, że byłem mieszańcem?- Trudno dziś powiedzieć, boinne dzieciaki traktowali raczej dobrze.Nie byłem łatwy,psułem zabawki, zdarzały mi się wybuchy złości, kiedybawiłem się z innymi dziećmi, ale to chyba normalne, byłem wkońcu małym chłopcem, któremu brutalnie nagle zabrano ojca.Nie potrafiłem panować nad swoją siłą, a że byłem większy odmoich rówieśników, często się na mnie skarżyli.Pamiętam, żeniejednego stłukłem na kwaśne jabłko, za to, że zle wyrażał sięo moim ojcu.Tak sobie teraz myślę, że niezły miałemcharakterek.Ale on, ten gość, nie pozostawał mi dłużny.Zakażdym razem, gdy zrobiłem coś nie tak, lał mnie na oślep,nawet jeśli potknąłem się o popielniczkę, którą postawił napodłodze.Na początku używał pasa, potem już wyłączniepięści.Ponieważ nie padałem pod jego ciosami, a walczyłem znim, jak gdybyśmy byli sobie równi, bił mnie coraz dotkliwiej.Przestałem pojawiać się w szkole, bo zabronił mi tam chodzić.Byłem zbytnio posiniaczony.Słowa Joego stawały się coraz ostrzejsze i twardsze.Alenajgorsze i najtrudniejsze wyznanie było jeszcze przed nim.- Kiedyś zrzucił mnie ze schodów.Potłukłem się wtedyokropnie, ale i to nie powstrzymało mnie od walki.Nieumiałem przestać, nie byłem w stanie.A on wziął sobie zapunkt honoru złamać mnie.Zaczął przypalać mnie papierosamii wyłamywać mi palce.Chyba sprawiało mu przyjemnośćpatrzeć, jak płaczę.To był koszmar i miałem wrażenie, że jużnigdy się nie kończy.Nikogo nie obchodziło, co się ze mnądzieje.Byłem mieszańcem, rozumiesz? Czułem się mniejwarty od kundla porzuconego na ulicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- No widzisz, a ja się przecisnęłam.Wprawdzie skaleczyłamsię w pośladek i potłukłam przy zeskakiwaniu, ale udało mi sięuciec.- Do tej pory nikt jeszcze tego nie wymyślił - podsumował jąJoe.Wymknęła się, niezauważona przez ochroniarzy.O tymnależałoby powiadomić Hodge'a.Niech postawi ich do apeluza brak czujności.Oczywiście, jeżeli zgodzi się na to Caroline.Gładził ją delikatnie po plecach, a ona zwinęła się swoimzwyczajem w kłębek i wtuliła w jego szerokie ramiona.Lecznagle potrząsnął nią, uniósł do góry jej brodę i zapytał:- A ty, czy ty mnie kochasz, Caroline? Powiedz mi prawdę.- Tak jest, panie pułkowniku! - powiedziała tonemszeregowego, meldującego się na rozkaz.- Zakochałam się wpanu, choć pan nie dał mi, jak dotąd, nic, poza kilkoma146upojnymi nocami.To był tylko wspaniały seks.%7ładnychwyznań, żadnych słów, żadnych uczuć.To głupie, prawda?Spojrzał jej w oczy i zrozumiał nagle, że przy niej będziemusiał zaprzestać nieustannego kontrolowania uczuć.Ona tegonie zniesie, wiedział to już na pewno.Nie będzie mógłwydzielać jej siebie po kawałku, nigdy w życiu by tego niezaakceptowała.Chciała go całego, bez ograniczeń i bezkonieczności rezygnacji z czegokolwiek.Czuł, że jeśli wyjdzienaprzeciw jej oczekiwaniom, jego życie zmieni siębezpowrotnie i już nigdy nie będzie takie samo.Ale wiedziałrównież i to, że jeżeli tego nie zrobi, być może straci ją nazawsze.Nie mógł do tego dopuścić.Caroline Evans była jegobrakującą połową, której szukał od dawna.Miał pozwolić jejodejść? Musiałby być wyjątkowym idiotą.Drżącymi wargamiwyszeptał:- Nie umiem się nie kontrolować.Poczuł, jak kładzie mu na policzku swoją małą dłoń idelikatnie gładzi go po twarzy.- Zauważyłam to już - powiedziała cicho.Napięcie rosło w nim, nie wytrzymał dłużej, wstał z miejsca ipomógł jej się podnieść.Otrzepał ją z piasku i podał jej swojąkoszulę, gdyż nagłym gestem przykryła dłońmi swoje piersi.Była urocza i taka kobieca.Pocałował ją i cofnął się o kilkakroków.Odwrócił się do niej plecami i zatopił wzrok wpustyni.- Kiedy miałem kilka lat - zaczął cicho - mój ojciec poszedłdo więzienia.Matka już wtedy nie żyła. Jego głos byłszorstki i lekko drżał.- Ojciec był niewinny, ale nie mógł tegoudowodnić.Dopiero gdy złapano właściwego przestępcę,wyszedł na wolność.Ale odsiedział dwa lata w więzieniu iprzez te dwa lata tułałem się po sierocińcach i rodzinachzastępczych.- Rysy Joego zaostrzyły się.- Może faktyczniebyło we mnie coś, co powodowało, że mężczyzna w pierwszejrodzinie zastępczej nienawidził mnie.A może nie cierpiał mnie147dlatego, że byłem mieszańcem?- Trudno dziś powiedzieć, boinne dzieciaki traktowali raczej dobrze.Nie byłem łatwy,psułem zabawki, zdarzały mi się wybuchy złości, kiedybawiłem się z innymi dziećmi, ale to chyba normalne, byłem wkońcu małym chłopcem, któremu brutalnie nagle zabrano ojca.Nie potrafiłem panować nad swoją siłą, a że byłem większy odmoich rówieśników, często się na mnie skarżyli.Pamiętam, żeniejednego stłukłem na kwaśne jabłko, za to, że zle wyrażał sięo moim ojcu.Tak sobie teraz myślę, że niezły miałemcharakterek.Ale on, ten gość, nie pozostawał mi dłużny.Zakażdym razem, gdy zrobiłem coś nie tak, lał mnie na oślep,nawet jeśli potknąłem się o popielniczkę, którą postawił napodłodze.Na początku używał pasa, potem już wyłączniepięści.Ponieważ nie padałem pod jego ciosami, a walczyłem znim, jak gdybyśmy byli sobie równi, bił mnie coraz dotkliwiej.Przestałem pojawiać się w szkole, bo zabronił mi tam chodzić.Byłem zbytnio posiniaczony.Słowa Joego stawały się coraz ostrzejsze i twardsze.Alenajgorsze i najtrudniejsze wyznanie było jeszcze przed nim.- Kiedyś zrzucił mnie ze schodów.Potłukłem się wtedyokropnie, ale i to nie powstrzymało mnie od walki.Nieumiałem przestać, nie byłem w stanie.A on wziął sobie zapunkt honoru złamać mnie.Zaczął przypalać mnie papierosamii wyłamywać mi palce.Chyba sprawiało mu przyjemnośćpatrzeć, jak płaczę.To był koszmar i miałem wrażenie, że jużnigdy się nie kończy.Nikogo nie obchodziło, co się ze mnądzieje.Byłem mieszańcem, rozumiesz? Czułem się mniejwarty od kundla porzuconego na ulicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]