[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po prostu zmusiłem ją, żeby po ciemkuposzła ze mną na spacer na Dijk.Sam nie byłem tam już całe lata.Groblajuż prawie całkiem zrównała się z nasypanym piaskowym gruntem poobu stronach.Wysokie żywopłoty z ligustru zniknęły, a ziemia byłazryta głębokimi śladami spychaczy.Płonęło ognisko ze starych walizek,rozwalonych foteli i wszystkiego, co z biegiem lat uzbiera się na takimnieużytku.Stanęła tak blisko niego, że skóra napięła się od gorąca, ipowiedziała: Ogień to najpiękniejsze, co istnieje.Potem patrzyliśmy napowstające ekraniki oświetlonych okien, a ja próbowałem pokazać jej,gdzie było wszystko kiedyś, ale sam już tego nie widziałem.W drodzepowrotnej powiedziała, że pierwszego stycznia sześć lat temu jedliśmybaraninę z fasolką szparagową.I morele na deser.Wtedy przypomniałemsobie zdanie z listu, jaki dostałem od przyjaciela tuż potem, jak poszła: Byliście ze sobą bezczelnie szczęśliwi, i to się po prostu skończyło.Mysz z urazemNie bała się myszy ani pająków.Kiedy kot pewnego wieczora wszedłdo domu z myszą w pysku tylko ogon wystawał ozdobnym zawijasem,co upodabniało go do Salvadora Dali zaraz mu ją odebrała.Pewnie sięchciał z nią pobawić, bo nic jej nie było.Była tylko spaćkana kocią ślinąi jedno ucho miała starmoszone o łepek.Posadziliśmy ją na strzępachgazet w wiadrze, żeby przyszła do siebie.Kiedy po paru godzinachzajrzeliśmy, miała wspaniałe puszyste futerko chciało się w nie prawiedmuchać, jak ten Mongoł z Burzy nad Azją, takie było śliczne i stojącna tylnych łapach myła sobie pyszczek.Tak samo ucho było całkiem wporządku i od razu jadła mi okruchy chleba z ręki.Chcieliśmy dać jej dojutra czas na otrząśnięcie się z przestrachu i dopiero wtedy wypuścić.Kiedy nazajutrz rano chcieliśmy ostatni raz przed wypuszczeniem nawolność popatrzeć na Jonathana tak nazwała ją Olga przyłączył sięnaraz do nas zaciekawiony kot, oparł się przednimi łapami o krawędzwiadra i zerkał w dół.I natychmiast, jakby się pociągnęło za ścięgno,tak jak w odrąbanej kurzej nodze, ucho znowu było potarmoszonei przyklejone do łebka.Kiedy kota odepchnęliśmy, znikło to jak zadotknięciem różdżki.Olga chciała teraz ją zatrzymać, bo uważała,że to bardzo ciekawe mieć jako zwierzę domowe mysz z urazempsychicznym.Ale po paru dniach zdołałem ją namówić, żeby jednakto maleństwo, które wciąż podskakuje w wiadrze i z bęcnięciem spada,wepchnąć do mysiej dziurki pod kuchnią.Pózniej dowiedziałem się,że prawdopodobnie musiała tam zginąć straszną śmiercią.Bo myszywykańczają każdego obcego przedstawiciela swojego gatunku, którywtargnie na ich terytorium.I to nie żeby przegryzały mu gardło, onezwyczajnie zaczynają go po kolei zjadać, bo obcy element musi poprostu jak najszybciej zniknąć.(Czego mysz nie zna, to zjada.) Mówią,że ludzie, którzy nie mogą albo z takiego czy innego powodu nie chcąmieć dzieci, próbują sobie ten brak rekompensować zwierzętami.Olganie mieszkała ze mną jeszcze miesiąca, jak zapragnęła mieć kota.Kiedypewnego razu byłem na bazarze na ulicy Alberta Cuypa po zieleninę,zobaczyłem stojącego za szybą w oknie sklepu zoologicznego małegokotka.Odstawiłem rower i przyjrzałem się uważnie kosmatemustworzonku.Było w rudoczarne cętki, rudość odcienia takiego jak włosyOlgi.Koniuszek ogona miało jasny i od czoła do nosa biegł jasny prążek,przez co wyglądało zupełnie jak dzidziuś.Ale profil jego główki był takiszlachetny jak u tygrysa.Skoro już przecież mówiliśmy o myszach zurazem, mogę spokojnie powiedzieć, że właśnie ta dwoistość charakteru,tak wyraznie uwidoczniająca się w jego wyglądzie, skłoniła mnie dokupienia go Oldze.Ponieważ był, jak mi się zdawało, do niej podobny.I oczywiście dlatego, że tak żałośnie zamiauczał, kiedy zastukałem wszybę, i że oddzielone od niego tylko kawałkiem gazety były obok trzypokojowe pieski, niewiele większe niż on, ale wściekle baraszkowały igo płoszyły.Za dwa i pół guldena stał się moją własnością.Wsadziłemgo za pazuchę, bo padało.W drodze przelazł pod kurtką do rękawa.Ikiedy wróciłem do domu i powiedziałem Oldze, żeby usiadła, bo mamdla niej niespodziankę, mogłem go dosłownie wytrząsnąć z rękawa najej kolana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Po prostu zmusiłem ją, żeby po ciemkuposzła ze mną na spacer na Dijk.Sam nie byłem tam już całe lata.Groblajuż prawie całkiem zrównała się z nasypanym piaskowym gruntem poobu stronach.Wysokie żywopłoty z ligustru zniknęły, a ziemia byłazryta głębokimi śladami spychaczy.Płonęło ognisko ze starych walizek,rozwalonych foteli i wszystkiego, co z biegiem lat uzbiera się na takimnieużytku.Stanęła tak blisko niego, że skóra napięła się od gorąca, ipowiedziała: Ogień to najpiękniejsze, co istnieje.Potem patrzyliśmy napowstające ekraniki oświetlonych okien, a ja próbowałem pokazać jej,gdzie było wszystko kiedyś, ale sam już tego nie widziałem.W drodzepowrotnej powiedziała, że pierwszego stycznia sześć lat temu jedliśmybaraninę z fasolką szparagową.I morele na deser.Wtedy przypomniałemsobie zdanie z listu, jaki dostałem od przyjaciela tuż potem, jak poszła: Byliście ze sobą bezczelnie szczęśliwi, i to się po prostu skończyło.Mysz z urazemNie bała się myszy ani pająków.Kiedy kot pewnego wieczora wszedłdo domu z myszą w pysku tylko ogon wystawał ozdobnym zawijasem,co upodabniało go do Salvadora Dali zaraz mu ją odebrała.Pewnie sięchciał z nią pobawić, bo nic jej nie było.Była tylko spaćkana kocią ślinąi jedno ucho miała starmoszone o łepek.Posadziliśmy ją na strzępachgazet w wiadrze, żeby przyszła do siebie.Kiedy po paru godzinachzajrzeliśmy, miała wspaniałe puszyste futerko chciało się w nie prawiedmuchać, jak ten Mongoł z Burzy nad Azją, takie było śliczne i stojącna tylnych łapach myła sobie pyszczek.Tak samo ucho było całkiem wporządku i od razu jadła mi okruchy chleba z ręki.Chcieliśmy dać jej dojutra czas na otrząśnięcie się z przestrachu i dopiero wtedy wypuścić.Kiedy nazajutrz rano chcieliśmy ostatni raz przed wypuszczeniem nawolność popatrzeć na Jonathana tak nazwała ją Olga przyłączył sięnaraz do nas zaciekawiony kot, oparł się przednimi łapami o krawędzwiadra i zerkał w dół.I natychmiast, jakby się pociągnęło za ścięgno,tak jak w odrąbanej kurzej nodze, ucho znowu było potarmoszonei przyklejone do łebka.Kiedy kota odepchnęliśmy, znikło to jak zadotknięciem różdżki.Olga chciała teraz ją zatrzymać, bo uważała,że to bardzo ciekawe mieć jako zwierzę domowe mysz z urazempsychicznym.Ale po paru dniach zdołałem ją namówić, żeby jednakto maleństwo, które wciąż podskakuje w wiadrze i z bęcnięciem spada,wepchnąć do mysiej dziurki pod kuchnią.Pózniej dowiedziałem się,że prawdopodobnie musiała tam zginąć straszną śmiercią.Bo myszywykańczają każdego obcego przedstawiciela swojego gatunku, którywtargnie na ich terytorium.I to nie żeby przegryzały mu gardło, onezwyczajnie zaczynają go po kolei zjadać, bo obcy element musi poprostu jak najszybciej zniknąć.(Czego mysz nie zna, to zjada.) Mówią,że ludzie, którzy nie mogą albo z takiego czy innego powodu nie chcąmieć dzieci, próbują sobie ten brak rekompensować zwierzętami.Olganie mieszkała ze mną jeszcze miesiąca, jak zapragnęła mieć kota.Kiedypewnego razu byłem na bazarze na ulicy Alberta Cuypa po zieleninę,zobaczyłem stojącego za szybą w oknie sklepu zoologicznego małegokotka.Odstawiłem rower i przyjrzałem się uważnie kosmatemustworzonku.Było w rudoczarne cętki, rudość odcienia takiego jak włosyOlgi.Koniuszek ogona miało jasny i od czoła do nosa biegł jasny prążek,przez co wyglądało zupełnie jak dzidziuś.Ale profil jego główki był takiszlachetny jak u tygrysa.Skoro już przecież mówiliśmy o myszach zurazem, mogę spokojnie powiedzieć, że właśnie ta dwoistość charakteru,tak wyraznie uwidoczniająca się w jego wyglądzie, skłoniła mnie dokupienia go Oldze.Ponieważ był, jak mi się zdawało, do niej podobny.I oczywiście dlatego, że tak żałośnie zamiauczał, kiedy zastukałem wszybę, i że oddzielone od niego tylko kawałkiem gazety były obok trzypokojowe pieski, niewiele większe niż on, ale wściekle baraszkowały igo płoszyły.Za dwa i pół guldena stał się moją własnością.Wsadziłemgo za pazuchę, bo padało.W drodze przelazł pod kurtką do rękawa.Ikiedy wróciłem do domu i powiedziałem Oldze, żeby usiadła, bo mamdla niej niespodziankę, mogłem go dosłownie wytrząsnąć z rękawa najej kolana [ Pobierz całość w formacie PDF ]