[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak jest panie Ribeiro,fazenda pułkownika Almeidy jest w tych stronach, na pewno ujrzymy jego bydło a może ipeonów.Przy tych słowach wszedł do budki i dał sygnał wolno naprzód.Zaterkotał silnik i łódz z wolna obróciła się pod prąd, ponownie rozcinając białe faleRio Branco.Dzień wstawał.Darło się ptactwo wodne, przelatywały z krzykiem papugi idługonogie czaple.Woda w rzece wyglądała teraz, jakby kto nalał do niej mleka.Płynęliśmypo dziwnie białej wodzie, żywo kontrastującej z ciemnymi brzegami porośniętymi szerokoli-stną trawą i krzakami.Nie była to już dżungla o jednolitej zwartej ścianie lecz niskie krzaki,przez które prześwitywały większe przestrzenie porosłe trawą.Po półgodzinnym żeglowaniu na jednym z zakrętów ukazała się większa przestrzeńwolna od drzew, na której pasły się gromadki bydła i uwijało na koniach paru jezdzców zlassami u siodeł. Zaraz się dowiemy, co to za fazenda zawołał Ribeiro. Aurelio, przybijprzyjacielu do jakiego wygodniejszego miejsca!Po chwili motorówka przybiła do urwistego brzegu, na który zręcznie wyskoczył Zozo,mocując ją linką do najbliższego drzewka.Senhor Ribeiro wyskoczył i zaczął przyzywaćjednego z jezdzców. Przyjacielu spytał, gdy ten się zbliżył do kogo należy fazenda i pasące sięstado? Pułkownika Ireneu dos Santos, którego jesteśmy peonami odrzekł obserwując nasciekawie. A jak daleko stąd do domu pułkownika? indagował dalej. Bliziutko, niecałe pół dnia jazdy konno. Hm mruknął Ribeiro i wyjąwszy notes wydarł kartkę, na której skreślił kilkana-ście słów, po czym wręczył ją peonowi. Przyjacielu, skoczno do swego pana, pułkownikados Santos i doręcz mu tę karteczkę, może coś wyśle po nas, a my tymczasem tu się gdzieśulokujemy. W pobliżu jest curral i rancho dla peonów, może pan i senhora raczą tam zajść iodpocząć zaproponował peon.Ribeiro podziękował i zawoławszy swego służącego, zaczęli wyprowadzać panią Ribe-iro z córką i wynosić bagaż.Gdy już byli na brzegu, powrócił na chwilę, by się pożegnać. Aurelio powiedział oddaliście nam wielką przysługę, narażając się na tylekłopotów.Przykro mi, że zmuszony byłem użyć przemocy, ale innej rady nie było.Gdy sięmoże kiedyś spotkamy, postaram się wynagrodzić was lepiej.Teraz przyjmijcie ten skromnydatek to rzekłszy wydobył parę banknotów i wcisnął mu do ręki. Młody człowieku rzekł ściskając mi dłoń jeśli pana los zapędzi w te strony, amoja sytuacja się poprawi, będę szczęśliwy mogąc gościć pana w moim domu, który jużproszę traktować jak własny.Uścisnęliśmy sobie ręce i po chwili silnik motorówki znów zaterkotał, budząc głośneecha w przybrzeżnych chaszczach.Wkrótce gromadka Ribeiry powiewająca z brzegu chuste-czkami znikła za zakrętem rzeki.Spojrzałem na Aurelia, który z zaciśniętymi szczękami, ponury jak noc wybierał szpry-chy sterowego koła.Potężne, tatuowane dłonie zacisnął na kole sterowym i wpatrzony wdaleką perspektywę rzeki, zdawał się nic wokół siebie nie widzieć.Na jego twarzy malowałasię granicząca z rozpaczą wściekłość. Cóż pan na to, Aurelio? Nasza sytuacja niezbyt przyjemnie się układa, co? W gorszej sytuacji nie mogliśmy się znalezć warknął Aurelio nie dość, żesprawy niezmiernie ważnej nie załatwiłem, ale jeszcze omal nie rozbiliśmy łodzi, nie mówiąco tym, że mogliśmy nie wyjść żywi, gdybyśmy znalezli się w wodzie.Rio Branco pełne jestpiranii i kajmanów, a do brzegu nikt by nie dopłynął. Mogliśmy jednak nie zgodzić się na ten odjazd, przecież by nas nie powystrzelał.Mogłeś również osiąść gdzieś na mieliznie w pobliżu Manaus.Aurelio spojrzał na mnie z politowaniem. Eh, moo, widać że nie orientujesz się w naszej polityce.To był sam Ribeiro, bogatyfazendeiro, osoba wpływowa i szef politycznej organizacji.Gdyby zaszła potrzeba, na pewnonie zawahałby się poświęcić nas obydwu, a ten jego capanga Dino, to najsłynniejszy strzeleci ryzykant w całej Amazonii.Po wtóre nic mi nie zależy, żeby senhor Ribeiro miał iść dowięzienia lub zginąć z ręki przeciwników politycznych, przeciwnie wolę go mieć za sobą.Unas nie wiadomo, kto i kiedy będzie górą, a z możnymi lepiej być w zgodzie i nie kłaść palcamiędzy drzwi.Przez zalewy Rio BrancoAódz unoszona bystrym prądem rzeki szybko wiozła nas z powrotem.Silnik pracowałna pełnym gazie, gdyż Aurelio chciał nadrobić stracony czas i zdążyć na miejsce przezna-czenia. Lagarto mknął jak strzała po mlecznych falach Rio Branco, płosząc wielkie aligato-ry wygrzewające się na błotnistych wybrzeżach i łachach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Tak jest panie Ribeiro,fazenda pułkownika Almeidy jest w tych stronach, na pewno ujrzymy jego bydło a może ipeonów.Przy tych słowach wszedł do budki i dał sygnał wolno naprzód.Zaterkotał silnik i łódz z wolna obróciła się pod prąd, ponownie rozcinając białe faleRio Branco.Dzień wstawał.Darło się ptactwo wodne, przelatywały z krzykiem papugi idługonogie czaple.Woda w rzece wyglądała teraz, jakby kto nalał do niej mleka.Płynęliśmypo dziwnie białej wodzie, żywo kontrastującej z ciemnymi brzegami porośniętymi szerokoli-stną trawą i krzakami.Nie była to już dżungla o jednolitej zwartej ścianie lecz niskie krzaki,przez które prześwitywały większe przestrzenie porosłe trawą.Po półgodzinnym żeglowaniu na jednym z zakrętów ukazała się większa przestrzeńwolna od drzew, na której pasły się gromadki bydła i uwijało na koniach paru jezdzców zlassami u siodeł. Zaraz się dowiemy, co to za fazenda zawołał Ribeiro. Aurelio, przybijprzyjacielu do jakiego wygodniejszego miejsca!Po chwili motorówka przybiła do urwistego brzegu, na który zręcznie wyskoczył Zozo,mocując ją linką do najbliższego drzewka.Senhor Ribeiro wyskoczył i zaczął przyzywaćjednego z jezdzców. Przyjacielu spytał, gdy ten się zbliżył do kogo należy fazenda i pasące sięstado? Pułkownika Ireneu dos Santos, którego jesteśmy peonami odrzekł obserwując nasciekawie. A jak daleko stąd do domu pułkownika? indagował dalej. Bliziutko, niecałe pół dnia jazdy konno. Hm mruknął Ribeiro i wyjąwszy notes wydarł kartkę, na której skreślił kilkana-ście słów, po czym wręczył ją peonowi. Przyjacielu, skoczno do swego pana, pułkownikados Santos i doręcz mu tę karteczkę, może coś wyśle po nas, a my tymczasem tu się gdzieśulokujemy. W pobliżu jest curral i rancho dla peonów, może pan i senhora raczą tam zajść iodpocząć zaproponował peon.Ribeiro podziękował i zawoławszy swego służącego, zaczęli wyprowadzać panią Ribe-iro z córką i wynosić bagaż.Gdy już byli na brzegu, powrócił na chwilę, by się pożegnać. Aurelio powiedział oddaliście nam wielką przysługę, narażając się na tylekłopotów.Przykro mi, że zmuszony byłem użyć przemocy, ale innej rady nie było.Gdy sięmoże kiedyś spotkamy, postaram się wynagrodzić was lepiej.Teraz przyjmijcie ten skromnydatek to rzekłszy wydobył parę banknotów i wcisnął mu do ręki. Młody człowieku rzekł ściskając mi dłoń jeśli pana los zapędzi w te strony, amoja sytuacja się poprawi, będę szczęśliwy mogąc gościć pana w moim domu, który jużproszę traktować jak własny.Uścisnęliśmy sobie ręce i po chwili silnik motorówki znów zaterkotał, budząc głośneecha w przybrzeżnych chaszczach.Wkrótce gromadka Ribeiry powiewająca z brzegu chuste-czkami znikła za zakrętem rzeki.Spojrzałem na Aurelia, który z zaciśniętymi szczękami, ponury jak noc wybierał szpry-chy sterowego koła.Potężne, tatuowane dłonie zacisnął na kole sterowym i wpatrzony wdaleką perspektywę rzeki, zdawał się nic wokół siebie nie widzieć.Na jego twarzy malowałasię granicząca z rozpaczą wściekłość. Cóż pan na to, Aurelio? Nasza sytuacja niezbyt przyjemnie się układa, co? W gorszej sytuacji nie mogliśmy się znalezć warknął Aurelio nie dość, żesprawy niezmiernie ważnej nie załatwiłem, ale jeszcze omal nie rozbiliśmy łodzi, nie mówiąco tym, że mogliśmy nie wyjść żywi, gdybyśmy znalezli się w wodzie.Rio Branco pełne jestpiranii i kajmanów, a do brzegu nikt by nie dopłynął. Mogliśmy jednak nie zgodzić się na ten odjazd, przecież by nas nie powystrzelał.Mogłeś również osiąść gdzieś na mieliznie w pobliżu Manaus.Aurelio spojrzał na mnie z politowaniem. Eh, moo, widać że nie orientujesz się w naszej polityce.To był sam Ribeiro, bogatyfazendeiro, osoba wpływowa i szef politycznej organizacji.Gdyby zaszła potrzeba, na pewnonie zawahałby się poświęcić nas obydwu, a ten jego capanga Dino, to najsłynniejszy strzeleci ryzykant w całej Amazonii.Po wtóre nic mi nie zależy, żeby senhor Ribeiro miał iść dowięzienia lub zginąć z ręki przeciwników politycznych, przeciwnie wolę go mieć za sobą.Unas nie wiadomo, kto i kiedy będzie górą, a z możnymi lepiej być w zgodzie i nie kłaść palcamiędzy drzwi.Przez zalewy Rio BrancoAódz unoszona bystrym prądem rzeki szybko wiozła nas z powrotem.Silnik pracowałna pełnym gazie, gdyż Aurelio chciał nadrobić stracony czas i zdążyć na miejsce przezna-czenia. Lagarto mknął jak strzała po mlecznych falach Rio Branco, płosząc wielkie aligato-ry wygrzewające się na błotnistych wybrzeżach i łachach [ Pobierz całość w formacie PDF ]