[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemiał najlepszej opinii o ojcu i dziadku Olivii,jeszcze zanim ich poznał, a teraz.Jak mogli cenić wyżej nad Olivię człowieka takmarnego jak Maks? Natura spłatała im nie ladafigla, zagrała na nosie, pokarała hipokryzję i szowi-nizm, obdarzając o tyle bardziej szczodrze Olivię.Nie czynili żadnych planów co do małżeństwa,ale Caspar był pewien, że w końcu się pobiorą.Nigdy nie sądził, że potrafi pokochać tak głęboko,tak bardzo się zaangażować, ale skoro już się tostało.Nie chciał stracić Olivii.Jeśli miał opory przedspotkaniem z jej rodziną, to brały się one po częścizlęku, że Crightonowie będą przeciwni jej zamiaro-wi zamieszkania w Stanach.Caspar wyniósł ze swojego dzieciństwa jednąnaukę miłość czyni człowieka bezbronnym.Dla-tego tak długo sam przed sobą nie chciał sięprzyznać, co czuje do Olivii.Teraz pragnął, by tenweekend jak najszybciej się skończył i żeby oby-dwoje mogli zacząć wreszcie własne życie.Podjeżdżając pod dom Davidów, zerknął naOlivię.Coś ją wyraznie trapiło, chociaż nie chciałasię do tego przyznać.Czym się martwiła? Dlaczegonie chciała mu nic powiedzieć? Wszystkie kobiety kłamią i zwodzą powie-dział kiedyś jego ojciec.Rozwodził się wtedy po razkolejny i nie mógł przeboleć wysokości alimentówzasądzonych na rzecz drugiej żony. Nie wierzżadnej babie, Casparze.Niech cię ręka boska broni,żebyś powtórzył moje błędy.Mówią, że cię kochają,a za chwilę.Kiedy zaparkowali przed domem, Olivia poczułanarastające napięcie.Czy matka jest w domu?Stwierdziła z ulgą, że na podjezdzie nie ma samo-chodu Tiggy.Dlaczego właśnie ona musiała odkryć matczynątajemnicę? Dlaczego, na przykład, nie ojciec? Olivio?Zdała sobie sprawę, że Caspar coś powiedziałi oczekiwał odpowiedzi.Uśmiechnęła się do niegoprzepraszająco.Powinna była zwierzyć mu się, powiedzieć, cowidziała, ale jak mogła wydać własną matkę, skoronie miała całkowitej pewności.kiedy nikt niepotwierdzał jej podejrzeń?Niepewna? Oczywiście, że jesteś pewna, szeptałjej jakiś wewnętrzny głos.Po prostu nie chceszspojrzeć prawdzie w oczy, ot co.Jakiej prawdzie? Wystarczyło, by zacisnęła po-wieki, a przed oczami pojawiała się scena, którązastała w sypialni rodziców: bałagan, porozrzucanewszędzie ubrania, ten zapach.Znowu, jak rano,poczuła mdłości. Co się dzieje? zapytał zaniepokojony Cas-par. Nic odparła krótko.Słysząc odgłos zbliżających się kroków brata,David szybko schował przeglądane właśnie papiery.Kiedy Jon wszedł, David dostrzegł kątem okależący obok telefonu wyciąg ze swojego kontabankowego.Przesunął się nieznacznie i przykrył goprzedramieniem.Czuł, że serce zaczyna bić mumocniej. Szukam akt Siddington Trust powiedział Jonz �smiechem. Ich biuro rachunkowe chciałoby. Och, chyba zostawiłem je w domu.Praco-wałem nad nimi zeszłego wieczoru.Przyniosę jew poniedziałek. Wziąłeś je do domu, kiedy. Wygląda na to, że Maks obejmie jednak tenwakat zmienił temat David. Tak, tak, w rzeczy samej przytaknął Jon. Aczkolwiek lepiej nie przesądzać nic z góry. Założę się, że ojciec nie może się doczekać,żeby podzielić się tą wiadomością z Hugh mówiłDavid, ignorując zastrzeżenia Jona. Zawsze zesobą rywalizowali, przynajmniej w mniemaniu oj-ca. Jestem pewien, że stryj Hugh widzi to inaczej zaoponował Jon.Stryj okazał mu niegdyś wieleserdeczności.Rywalizacja między przyrodnimi brać-mi była, jego zdaniem, wytworem imaginacji ojca. >owisz, że inaczej, tak? ciągnął David. On. Ważne, że wreszcie wszyscy się spotkamy przerwał Jonathon, nie mając ochoty drążyćtematu.Po wyjściu Jonathona, David odczekał chwilę.Kiedy był pewien, że brata nie ma już w biurze,wyjął ponownie schowane wcześniej akta i włożyłje do teczki.Drżącymi palcami zatrzasnął zamek.Czuł lekkie oszołomienie.Wszystko przez ten cho-lerny upał.Wziął do ręki wyciąg z konta bankowego i razjeszcze przyjrzał mu się z niedowierzaniem.Jakimsposobem wydali aż tak dużo? Dopiero co w ze-szłym miesiącu ostrzegał Tiggy, że muszą ograni-czyć wydatki.Groził nawet, że odbierze jej kartykredytowe, ale zaczęła płakać, więc w końcu ustą-pił.Ba, Jonathon nie ma takich kłopotów, pomyślałz goryczą.Braciszek nigdy nie był zbyt wymagają-cy, zawsze oszczędny.Nadto Jenny musi miećniezły dochód z tego swojego sklepiku.Kiedy ją poznał, była nieśmiałą, zahukaną dzie-wczyną.Nigdy by nie przypuszczał, że ta szaramyszka, tak pod każdym względem różna od jegożony, zostanie kiedyś zaradną bizneswoman.Zobaczył Tiggy po raz pierwszy w modnejlondyńskiej winiarni.Siedziała przy barze otoczonaprzez adoratorów i napuszczała ich wzajemnie nasiebie, a ci, niczym koguty, współzawodniczyli,który w końcu poderwie pannę.Grał jeszcze wtedy w kapeli; o grupie pisywałymnożące się w tym czasie jak grzyby po deszczumodne magazyny.Ktoś rozpoznał Davida: model-ka, znajoma Tiggy.Tak się zaczęło.Nadal pamiętał dreszcz podniecenia, który goprzeszedł, kiedy skrzyżował spojrzenie z Tiggy.Widział, jak odrzucała umizgi innych mężczyzn,jakby czekała na niego.Nie potrafił wyobrazić sobie Jenny siedzącejprzy barze w króciuteńkiej mini, pokazującej naj-dłuższe na świecie nogi i wydymającej wargi pocią-gnięte jasną, matową szminką; wielkookiej Jennyz mocno podkreślonymi kredką oczami.Jenny nigdy nie odymała warg i nie śmiałabyzrobić sobie makijażu, a jej mocne, wytrzymałenogi nosiły ją po polach ojcowskiej farmy.Jennybyła zdrowa i przaśna, Tiggy krucha i bezbronna.Jenny po stoicku panowała nad emocjami, Tiggyśmiała się jak szalona, by za chwilę zalać się łzami.Jenny była kimś dobrze znajomym, nudnym i dają-cym poczucie pewności; Tiggy roztaczała wokółsiebie tajemniczą atmosferę.I tak jest nadal, powtarzał sobie w myślach.Ciągle widział zazdrość w oczach mężczyzn, którzyporównywali Tiggy ze swoimi bezbarwnymi, statecz-nymi żonami.Tiggy należała do tego gatunku kobiet, które flirtmają we krwi, które wiedzą, jak obudzić w męż-czyznie męskość.Zaczarowała go.Zniewoliła.Usi-dliła.Z winiarni całą paczką przenieśli się do klubunocnego.Rozchichotana Tiggy kupiła po drodzekilka skrętów i uparła się, żeby zapalił.%7ładna sprawa, pomyślał.W tamtych czasachwszyscy przecież brali, palili, wąchali.Należało todo rytuału londyńskiej sceny.Niestety, jego zwierzch-nicy w kancelarii, w której odbywał aplikanturę,mieli na ten temat inne zapatrywania.Bywało, że pózno przychodził i wcześniezmykał.Albo też w ogóle nie pojawiał się w kan-celarii.Budził się póznym popołudniem w małymmieszkanku Tiggy i resztę dnia spędzał w jej łóżku,w jej ramionach.Tym sposobem przeputał karierę.Wreszcie został wezwany na dywanik: szef kan-celarii oznajmił mu surowo, że musi wybierać adwokatura albo Tiggy i sposób życia, jaki z niąpędził.Właściwie nie miał wyboru.Wiedział, czego odniego oczekiwano.Czego spodziewał się po nimdziadek.Dano mu dzień do namysłu.Poszedł do Tiggyspakować swoje rzeczy.Zastał ją tonącą we łzach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Niemiał najlepszej opinii o ojcu i dziadku Olivii,jeszcze zanim ich poznał, a teraz.Jak mogli cenić wyżej nad Olivię człowieka takmarnego jak Maks? Natura spłatała im nie ladafigla, zagrała na nosie, pokarała hipokryzję i szowi-nizm, obdarzając o tyle bardziej szczodrze Olivię.Nie czynili żadnych planów co do małżeństwa,ale Caspar był pewien, że w końcu się pobiorą.Nigdy nie sądził, że potrafi pokochać tak głęboko,tak bardzo się zaangażować, ale skoro już się tostało.Nie chciał stracić Olivii.Jeśli miał opory przedspotkaniem z jej rodziną, to brały się one po częścizlęku, że Crightonowie będą przeciwni jej zamiaro-wi zamieszkania w Stanach.Caspar wyniósł ze swojego dzieciństwa jednąnaukę miłość czyni człowieka bezbronnym.Dla-tego tak długo sam przed sobą nie chciał sięprzyznać, co czuje do Olivii.Teraz pragnął, by tenweekend jak najszybciej się skończył i żeby oby-dwoje mogli zacząć wreszcie własne życie.Podjeżdżając pod dom Davidów, zerknął naOlivię.Coś ją wyraznie trapiło, chociaż nie chciałasię do tego przyznać.Czym się martwiła? Dlaczegonie chciała mu nic powiedzieć? Wszystkie kobiety kłamią i zwodzą powie-dział kiedyś jego ojciec.Rozwodził się wtedy po razkolejny i nie mógł przeboleć wysokości alimentówzasądzonych na rzecz drugiej żony. Nie wierzżadnej babie, Casparze.Niech cię ręka boska broni,żebyś powtórzył moje błędy.Mówią, że cię kochają,a za chwilę.Kiedy zaparkowali przed domem, Olivia poczułanarastające napięcie.Czy matka jest w domu?Stwierdziła z ulgą, że na podjezdzie nie ma samo-chodu Tiggy.Dlaczego właśnie ona musiała odkryć matczynątajemnicę? Dlaczego, na przykład, nie ojciec? Olivio?Zdała sobie sprawę, że Caspar coś powiedziałi oczekiwał odpowiedzi.Uśmiechnęła się do niegoprzepraszająco.Powinna była zwierzyć mu się, powiedzieć, cowidziała, ale jak mogła wydać własną matkę, skoronie miała całkowitej pewności.kiedy nikt niepotwierdzał jej podejrzeń?Niepewna? Oczywiście, że jesteś pewna, szeptałjej jakiś wewnętrzny głos.Po prostu nie chceszspojrzeć prawdzie w oczy, ot co.Jakiej prawdzie? Wystarczyło, by zacisnęła po-wieki, a przed oczami pojawiała się scena, którązastała w sypialni rodziców: bałagan, porozrzucanewszędzie ubrania, ten zapach.Znowu, jak rano,poczuła mdłości. Co się dzieje? zapytał zaniepokojony Cas-par. Nic odparła krótko.Słysząc odgłos zbliżających się kroków brata,David szybko schował przeglądane właśnie papiery.Kiedy Jon wszedł, David dostrzegł kątem okależący obok telefonu wyciąg ze swojego kontabankowego.Przesunął się nieznacznie i przykrył goprzedramieniem.Czuł, że serce zaczyna bić mumocniej. Szukam akt Siddington Trust powiedział Jonz �smiechem. Ich biuro rachunkowe chciałoby. Och, chyba zostawiłem je w domu.Praco-wałem nad nimi zeszłego wieczoru.Przyniosę jew poniedziałek. Wziąłeś je do domu, kiedy. Wygląda na to, że Maks obejmie jednak tenwakat zmienił temat David. Tak, tak, w rzeczy samej przytaknął Jon. Aczkolwiek lepiej nie przesądzać nic z góry. Założę się, że ojciec nie może się doczekać,żeby podzielić się tą wiadomością z Hugh mówiłDavid, ignorując zastrzeżenia Jona. Zawsze zesobą rywalizowali, przynajmniej w mniemaniu oj-ca. Jestem pewien, że stryj Hugh widzi to inaczej zaoponował Jon.Stryj okazał mu niegdyś wieleserdeczności.Rywalizacja między przyrodnimi brać-mi była, jego zdaniem, wytworem imaginacji ojca. >owisz, że inaczej, tak? ciągnął David. On. Ważne, że wreszcie wszyscy się spotkamy przerwał Jonathon, nie mając ochoty drążyćtematu.Po wyjściu Jonathona, David odczekał chwilę.Kiedy był pewien, że brata nie ma już w biurze,wyjął ponownie schowane wcześniej akta i włożyłje do teczki.Drżącymi palcami zatrzasnął zamek.Czuł lekkie oszołomienie.Wszystko przez ten cho-lerny upał.Wziął do ręki wyciąg z konta bankowego i razjeszcze przyjrzał mu się z niedowierzaniem.Jakimsposobem wydali aż tak dużo? Dopiero co w ze-szłym miesiącu ostrzegał Tiggy, że muszą ograni-czyć wydatki.Groził nawet, że odbierze jej kartykredytowe, ale zaczęła płakać, więc w końcu ustą-pił.Ba, Jonathon nie ma takich kłopotów, pomyślałz goryczą.Braciszek nigdy nie był zbyt wymagają-cy, zawsze oszczędny.Nadto Jenny musi miećniezły dochód z tego swojego sklepiku.Kiedy ją poznał, była nieśmiałą, zahukaną dzie-wczyną.Nigdy by nie przypuszczał, że ta szaramyszka, tak pod każdym względem różna od jegożony, zostanie kiedyś zaradną bizneswoman.Zobaczył Tiggy po raz pierwszy w modnejlondyńskiej winiarni.Siedziała przy barze otoczonaprzez adoratorów i napuszczała ich wzajemnie nasiebie, a ci, niczym koguty, współzawodniczyli,który w końcu poderwie pannę.Grał jeszcze wtedy w kapeli; o grupie pisywałymnożące się w tym czasie jak grzyby po deszczumodne magazyny.Ktoś rozpoznał Davida: model-ka, znajoma Tiggy.Tak się zaczęło.Nadal pamiętał dreszcz podniecenia, który goprzeszedł, kiedy skrzyżował spojrzenie z Tiggy.Widział, jak odrzucała umizgi innych mężczyzn,jakby czekała na niego.Nie potrafił wyobrazić sobie Jenny siedzącejprzy barze w króciuteńkiej mini, pokazującej naj-dłuższe na świecie nogi i wydymającej wargi pocią-gnięte jasną, matową szminką; wielkookiej Jennyz mocno podkreślonymi kredką oczami.Jenny nigdy nie odymała warg i nie śmiałabyzrobić sobie makijażu, a jej mocne, wytrzymałenogi nosiły ją po polach ojcowskiej farmy.Jennybyła zdrowa i przaśna, Tiggy krucha i bezbronna.Jenny po stoicku panowała nad emocjami, Tiggyśmiała się jak szalona, by za chwilę zalać się łzami.Jenny była kimś dobrze znajomym, nudnym i dają-cym poczucie pewności; Tiggy roztaczała wokółsiebie tajemniczą atmosferę.I tak jest nadal, powtarzał sobie w myślach.Ciągle widział zazdrość w oczach mężczyzn, którzyporównywali Tiggy ze swoimi bezbarwnymi, statecz-nymi żonami.Tiggy należała do tego gatunku kobiet, które flirtmają we krwi, które wiedzą, jak obudzić w męż-czyznie męskość.Zaczarowała go.Zniewoliła.Usi-dliła.Z winiarni całą paczką przenieśli się do klubunocnego.Rozchichotana Tiggy kupiła po drodzekilka skrętów i uparła się, żeby zapalił.%7ładna sprawa, pomyślał.W tamtych czasachwszyscy przecież brali, palili, wąchali.Należało todo rytuału londyńskiej sceny.Niestety, jego zwierzch-nicy w kancelarii, w której odbywał aplikanturę,mieli na ten temat inne zapatrywania.Bywało, że pózno przychodził i wcześniezmykał.Albo też w ogóle nie pojawiał się w kan-celarii.Budził się póznym popołudniem w małymmieszkanku Tiggy i resztę dnia spędzał w jej łóżku,w jej ramionach.Tym sposobem przeputał karierę.Wreszcie został wezwany na dywanik: szef kan-celarii oznajmił mu surowo, że musi wybierać adwokatura albo Tiggy i sposób życia, jaki z niąpędził.Właściwie nie miał wyboru.Wiedział, czego odniego oczekiwano.Czego spodziewał się po nimdziadek.Dano mu dzień do namysłu.Poszedł do Tiggyspakować swoje rzeczy.Zastał ją tonącą we łzach [ Pobierz całość w formacie PDF ]