[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Johanna przerwała jej, szybko rozejrzała się dookoła.- Cicho, Solveig!Nie tutaj! - syknęła.- Ktoś mógłby cię usłyszeć!Rzeczywiście, ludzie nie potrzebowali już więcej powodów ku temu,żeby o nich gadać.- Przecież tu nikogo nie ma - powiedziała przygaszona Solveig.- To nie ma znaczenia.Ta sprawa musi zaczekać.Johanna obróciła się do siostry plecami i poszła w kierunku drzwiwyjściowych.Nie ryle zobaczyła, co poczuła, jak bardzo siostra poczuła sięodrzucona.Ale nie mogła nic na to poradzić.Jeśli teraz nie zajęłaby sięinnymi sprawami, wszystko mogło się zle potoczyć.Solveig powiodła oczami za wyprostowanymi plecami siostry kiedyznikały przez drzwi.Ależ Johanna się spieszyła! Zniecierpliwiona ściągnęłabrwi.Wyglądało na to, że siostra była w nie najlepszym humorze.Być możemartwiła się o Christiana.Sama Solveig nie rozmawiała z nim już oddawna, tylko raz krzyknęła do niego kilka słów kiedy wyszedł na werandęzaczerpnąć świeżego powietrza.Wiedziała, że to głównie z jej powodu niemogli blisko siebie przebywać.Młode, ciężarne kobiety były przecieżwyjątkowo wystawione na niebezpieczeństwo zarażenia.Położyła dłonie na brzuchu.Zapomniała o zdenerwowaniu.Wewnątrzodczuwała spokój.Uśmiechnęła się do siebie.Dzięki Bogu, że jej własnymąż był zdrowy.Zamknęła oczy i pomyślała o tym, co się wydarzyło tegoranka.Leżała na boku i przespała większość nocy.Obecnie rzadko się jejzdarzało zapaść w głęboki sen, gdyż dziecko kopało tak mocno, że cała byłaobolała pod żebrami.Tuż nad ranem obudził ją odgłos rzucającego się ijęczącego we śnie Annara.Objęła go ręką w pasie i przywarła do jegociepłych pleców.- Obudziłeś się?- Prawie - wymamrotał.Nagle podniósł się gwałtownie.- Wszystko dobrze z tobą i dzieckiem?Zaśmiała się rozbawiona jego przerażeniem.- Oczywiście, że tak.Niktnie ma jeszcze zamiaru wychodzić na zewnątrz.- Ale czy to już nie czas?- No tak.- Sama nie była pewna daty. Dziecko urodzi się w noc św.Marcina," powiedziała Anne-Marte. A może tydzień pózniej," dodałaRS98uśmiechając się tajemniczo.- Anne-Marte powiedziała, że przed końcemmiesiąca.Annar pogładził ręką po napiętej skórze na jej brzuchu.Dziecko nieporuszało się.- Czy on śpi?- On? To jest ona!Jego miękkie usta delikatnie całowały jej szyję.- Nie ma znaczenia, czyto będzie dziewczynka, czy chłopiec.Następnym razem będzie coś innego.Ijeszcze raz po tym.- No, jasne! Mówisz tak jakbym teraz miała tylko dzieci rodzić.- Solveigprzymknęła oczy pod jego pocałunkami.Silna fala pożądania przeszła przezjej ciało, jęknęła i wyrwała się z jego objęć.- O co chodzi? - spytał gorącym głosem.- Nie lubisz, jak cię dotykam?- Ależ tak! Ale tylko mnie pobudzasz jak tak robisz - wyszeptała.- Tojest takie męczące, kiedy ty nie możesz.- przerwała sobie.Nie mogłaznieść zawodu, który zawsze przychodził, wiedziała, co się za chwilęwydarzy.Od dawna już nie próbował z nią być, a ostatnio przestał ją nawetdotykać.Za każdym razem, kiedy mu się nie udawało, robił się jeszczebardziej zamknięty w sobie i zły na siebie.A ona leżała tam tylko i cierpiałasamotnie.Lepiej było w ogóle nie próbować.Ale żeby go nie zranić, dodała: - A poza tym Anne-Marte powiedziała,że powinieneś trzymać się z dala od łóżka w ostatnich tygodniach.Uważa,że to nie jest dobre dla dziecka.- Z dala od łóżka? Myślę, że to raczej nie o łóżko jej chodziło.Czyżby słyszała śmiech w jego głosie? Zdziwiona uniosła się na łokciachi próbowała dojrzeć jego twarz w mroku.Gwałtownie złapał za jej rękę iprzyciągnął ją do swojego podbrzusza.- Pobudzam cię, mówisz? A myślisz, że jak ja się czuję? Westchnęła,zarzuciła mu ramiona na szyję i przyciągnęła jego twarz do swojej.Onjednak delikatnie się odsunął.- A może Anne-Marte ma rację, Solveig? Może powinniśmy byćostrożni? To chyba nie jest dobre dla dziecka.Ogarnięta żądzą przetoczyła się na niego i całowała gwałtownie.Czyżby w końcu doszedł do siebie? Czy to w końcu nastąpiło? Poprawdzie, zaczynała od dłuższego czasu się niepokoić, że coś się w nimzepsuło przez pożar i wszystko co z nim było związane.Ale gorącepulsowanie, które odczuwała na swoim udzie zaprzeczało wszystkim jejdotychczasowym obawom.Przez jej podbrzusze przeszła fala pożądania.Jego dłoń wsunęła się między jej uda, gładząc delikatną skórę i włosy.RS99Jęknęła i rozłożyła nogi wzdychając, kiedy jego palec delikatnie wsunął sięw jej ciepłe, wilgotne ciało.Tak bardzo za tym tęskniła.- Solveig, ale nie boisz się.- wyszeptał ostrzegawczo, kiedy uklękła nadnim.- Cśśś.Leż spokojnie.Ostrożnie obniżyła się i przywarła do niego, zatrzymała się kiedypoczuła, z jaką łatwością się w nią wsunął.Poddał się jej, odetchnął głębokoi prawie natychmiast doszedł do punktu kulminacyjnego.Zwolniła swojeruchy, przez chwilę zatrzymała się zanim powoli pozwoliła mu skończyć.Jego dłoń odszukała drżący punkt na jej ciele i masowała go delikatnymiruchami.Nagle nie mogła już dłużej czekać, przyciągnęła go do siebie iprzywarła do twardego palca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Johanna przerwała jej, szybko rozejrzała się dookoła.- Cicho, Solveig!Nie tutaj! - syknęła.- Ktoś mógłby cię usłyszeć!Rzeczywiście, ludzie nie potrzebowali już więcej powodów ku temu,żeby o nich gadać.- Przecież tu nikogo nie ma - powiedziała przygaszona Solveig.- To nie ma znaczenia.Ta sprawa musi zaczekać.Johanna obróciła się do siostry plecami i poszła w kierunku drzwiwyjściowych.Nie ryle zobaczyła, co poczuła, jak bardzo siostra poczuła sięodrzucona.Ale nie mogła nic na to poradzić.Jeśli teraz nie zajęłaby sięinnymi sprawami, wszystko mogło się zle potoczyć.Solveig powiodła oczami za wyprostowanymi plecami siostry kiedyznikały przez drzwi.Ależ Johanna się spieszyła! Zniecierpliwiona ściągnęłabrwi.Wyglądało na to, że siostra była w nie najlepszym humorze.Być możemartwiła się o Christiana.Sama Solveig nie rozmawiała z nim już oddawna, tylko raz krzyknęła do niego kilka słów kiedy wyszedł na werandęzaczerpnąć świeżego powietrza.Wiedziała, że to głównie z jej powodu niemogli blisko siebie przebywać.Młode, ciężarne kobiety były przecieżwyjątkowo wystawione na niebezpieczeństwo zarażenia.Położyła dłonie na brzuchu.Zapomniała o zdenerwowaniu.Wewnątrzodczuwała spokój.Uśmiechnęła się do siebie.Dzięki Bogu, że jej własnymąż był zdrowy.Zamknęła oczy i pomyślała o tym, co się wydarzyło tegoranka.Leżała na boku i przespała większość nocy.Obecnie rzadko się jejzdarzało zapaść w głęboki sen, gdyż dziecko kopało tak mocno, że cała byłaobolała pod żebrami.Tuż nad ranem obudził ją odgłos rzucającego się ijęczącego we śnie Annara.Objęła go ręką w pasie i przywarła do jegociepłych pleców.- Obudziłeś się?- Prawie - wymamrotał.Nagle podniósł się gwałtownie.- Wszystko dobrze z tobą i dzieckiem?Zaśmiała się rozbawiona jego przerażeniem.- Oczywiście, że tak.Niktnie ma jeszcze zamiaru wychodzić na zewnątrz.- Ale czy to już nie czas?- No tak.- Sama nie była pewna daty. Dziecko urodzi się w noc św.Marcina," powiedziała Anne-Marte. A może tydzień pózniej," dodałaRS98uśmiechając się tajemniczo.- Anne-Marte powiedziała, że przed końcemmiesiąca.Annar pogładził ręką po napiętej skórze na jej brzuchu.Dziecko nieporuszało się.- Czy on śpi?- On? To jest ona!Jego miękkie usta delikatnie całowały jej szyję.- Nie ma znaczenia, czyto będzie dziewczynka, czy chłopiec.Następnym razem będzie coś innego.Ijeszcze raz po tym.- No, jasne! Mówisz tak jakbym teraz miała tylko dzieci rodzić.- Solveigprzymknęła oczy pod jego pocałunkami.Silna fala pożądania przeszła przezjej ciało, jęknęła i wyrwała się z jego objęć.- O co chodzi? - spytał gorącym głosem.- Nie lubisz, jak cię dotykam?- Ależ tak! Ale tylko mnie pobudzasz jak tak robisz - wyszeptała.- Tojest takie męczące, kiedy ty nie możesz.- przerwała sobie.Nie mogłaznieść zawodu, który zawsze przychodził, wiedziała, co się za chwilęwydarzy.Od dawna już nie próbował z nią być, a ostatnio przestał ją nawetdotykać.Za każdym razem, kiedy mu się nie udawało, robił się jeszczebardziej zamknięty w sobie i zły na siebie.A ona leżała tam tylko i cierpiałasamotnie.Lepiej było w ogóle nie próbować.Ale żeby go nie zranić, dodała: - A poza tym Anne-Marte powiedziała,że powinieneś trzymać się z dala od łóżka w ostatnich tygodniach.Uważa,że to nie jest dobre dla dziecka.- Z dala od łóżka? Myślę, że to raczej nie o łóżko jej chodziło.Czyżby słyszała śmiech w jego głosie? Zdziwiona uniosła się na łokciachi próbowała dojrzeć jego twarz w mroku.Gwałtownie złapał za jej rękę iprzyciągnął ją do swojego podbrzusza.- Pobudzam cię, mówisz? A myślisz, że jak ja się czuję? Westchnęła,zarzuciła mu ramiona na szyję i przyciągnęła jego twarz do swojej.Onjednak delikatnie się odsunął.- A może Anne-Marte ma rację, Solveig? Może powinniśmy byćostrożni? To chyba nie jest dobre dla dziecka.Ogarnięta żądzą przetoczyła się na niego i całowała gwałtownie.Czyżby w końcu doszedł do siebie? Czy to w końcu nastąpiło? Poprawdzie, zaczynała od dłuższego czasu się niepokoić, że coś się w nimzepsuło przez pożar i wszystko co z nim było związane.Ale gorącepulsowanie, które odczuwała na swoim udzie zaprzeczało wszystkim jejdotychczasowym obawom.Przez jej podbrzusze przeszła fala pożądania.Jego dłoń wsunęła się między jej uda, gładząc delikatną skórę i włosy.RS99Jęknęła i rozłożyła nogi wzdychając, kiedy jego palec delikatnie wsunął sięw jej ciepłe, wilgotne ciało.Tak bardzo za tym tęskniła.- Solveig, ale nie boisz się.- wyszeptał ostrzegawczo, kiedy uklękła nadnim.- Cśśś.Leż spokojnie.Ostrożnie obniżyła się i przywarła do niego, zatrzymała się kiedypoczuła, z jaką łatwością się w nią wsunął.Poddał się jej, odetchnął głębokoi prawie natychmiast doszedł do punktu kulminacyjnego.Zwolniła swojeruchy, przez chwilę zatrzymała się zanim powoli pozwoliła mu skończyć.Jego dłoń odszukała drżący punkt na jej ciele i masowała go delikatnymiruchami.Nagle nie mogła już dłużej czekać, przyciągnęła go do siebie iprzywarła do twardego palca [ Pobierz całość w formacie PDF ]