[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jutro Luke i Bobbie mieli zabrać ją i Griffa do Ericsonów.Maddy zdążyła już przygotować listę osób,które powinny zostać zaproszone na spektakl dobroczyn-ny, sporządziła także wykaz firm, do których zamierzałazwrócić się z prośbą o sponsorowanie nowych mieszkańbudowanych przez fundację.Minęło zaledwie kilka krótkich tygodni, od chwilikiedy Max zawiadomił ją, że wyjeżdża na Jamajkę, a onamiała wrażenie, że tamte wydarzenia należą do innejepoki, do innego świata, tak bardzo zatarło się w pamięciich wspomnienie.Po południu, gdy pojechała do teściów po dzieci, Jonzauważył z ciepłym uśmiechem: Dobrze widzieć cię wreszcie szczęśliwą, mojadroga. Dobrze jest czuć się wreszcie szczęśliwą, tato odpowiedziała zgodnie z prawdą.Jeszcze tylko kropla perfum i była gotowa do wyjścia.Leo obserwował z zainteresowaniem, jak Maddy krzątasię, sprawdzając, czy o niczym nie zapomniała. Lubię, kiedy się dużo uśmiechasz, mamusiu óswiadczył z powagą.Mały bardzo się zmienił od chwili pojawienia sięGriffa w życiu rodziny.Maddy raptem posmutniała.Gdyby znajomość z Griffem nie spełniła jej nadziei,jakoś zniosłaby ból zawodu, ale byłoby jej bardzo ciężkoze względu na dzieci, szczególnie na Lea.Chłopiec zdążył przywiązać się do wujka, wpatrywałsię w niego jak w obraz, usiłował we wszystkim na-śladować, jednym słowem zachowywał się tak, jakbyznalazł w nim ojca, którym Max nigdy prawdę powie-dziawszy nie umiał być.Jedyną osobą, której nie w smak były wizyty Griffa, okazał się oczywiście, jak łatwo zgadnąć, Ben.Zawszez uporem trzymający stronę Maxa, jak zwykle kostycznyi zaczepny, zapytał Griffa ledwie zdążył go poznać,dlaczego on, trzydziestokilkuletni mężczyzna, nie mażony ani dzieci. Widocznie nie spotkałem odpowiedniej kobiety odparł Griff spokojnie, ignorując uszczypliwość star-szego pana.Leo nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie rusząw drogę, szczęśliwy, bo Griff obiecał zabrać go naprzejażdżkę po rzece.Upewniwszy się po raz ostatni, że Ben ma wszystko,czego mu trzeba, Maddy wpakowała dzieci do samo-chodu i uruchomiła silnik. Gdyby Leo. Dobrze, dobrze, o nic się nie martw.Wiem, bę-dziesz w hotelu Grosvenor, w razie czego zadzwonię tami wyciągnę cię z kolacji  śmiała się Bobbie, uspokajajączatroskaną po matczynemu Maddy. Nie pamiętam,o której Griff ma przyjechać po ciebie? Około wpół do dziewiątej. Dochodzi dopiero ósma, mamy mnóstwo czasu,zdążysz jeszcze wypić kieliszek wina przed wyjściemz domu.To powinno uśmierzyć twoje matczyne niepoko-je  pokpiwała dobrodusznie Bobbie, patrząc, jak Maddycałuje dzieci na dobranoc.Griff z chmurną miną spoglądał na swoje odbiciew lustrze.Zbyt wcześnie, żeby jechać po Maddy.Gdybynie to, że prowadził, mógłby zrobić sobie drinka.Takwiele zależało od dzisiejszego wieczoru.  Obiad, święto. Tak powiedział przez telefoni rzeczywiście miało to być święto, tyle że nie uprzedziłMaddy, o czym chciał z nią rozmawiać.Zamknął oczy i jej obraz natychmiast pojawił się podpowiekami, tak wierny, tak realny, że Griff słyszałniemal jej cichy śmiech, czuł zapach jej skóry, jejoddech.Potrząsnął głową, jakby chciał się uwolnić odbolesnej tęsknoty.Gdyby była teraz z nim.gdyby była tutaj, na pewnonie dotarliby do restauracji.Powątpiewał, czy udałobysię im dotrzeć do drzwi sypialni, o łóżku już niewspomniawszy.Jęknął cicho.Nie, dzisiaj nie zamierzałrozpraszać naturalnych zahamowań i wątpliwości Mad-dy, przekonywać jej, że to w jego ramionach, w jegołóżku, w jego miłości znajdzie szczęście i spełnienie.Dzisiaj chciał,.Zanim jeszcze poznał Lea i Emmę, wiedział, jakwiele dla Maddy znaczą dzieci, jak bardzo je kochai jak ważne miejsce zajmują w jej życiu.Był przygoto-wany na to, że dzieciaki go odrzucą i nawet poczuł donich, jeśli miał być szczery, pewne uprzedzenie, szcze-gólnie do Lea.Maddy tyle opowiadała o synku, że Griff, na pod-stawie tego, co usłyszał, a reszty mógł się domyślać,stworzył sobie obraz trudnego, bardzo rozpieszczonegoi upartego kilkulatka.Nie był przygotowany na jedno: nieprzypuszczał, że widok Maddy razem z synkiem i córecz-ką przepełni go tak gwałtownym, niepohamowanymsmutkiem, żalem, tęsknotą za nieosiągalnym.Jej dzieci, ale nie jego.Uderzyło go też, że Leo, który, inaczej niż Griffoczekiwał, odniósł się do niego bez najmniejszego śladu wrogości, okazał się dzieckiem wrażliwym i w tejwrażliwości bezbronnym.Patrzył owego popołudnia na malca i chciało mu siępłakać nad widocznym cierpieniem chłopca, jego lękiem,niepewnością.Głęboko poruszony postanowił zaskarbić sobie powo-li zaufanie malca.Maddy, nawet gdyby zdecydowała sięz nim związać, nigdy nie zostawiłaby Lea i Emmy.Należała do tych kobiet, które przedkładają szczęścieswoich dzieci nad własne.Dostrzegał niepokój, z jakim obserwowała jego za-dzierzgującą się więz z synem, jej lęk, że małemu możestać się krzywda.Dzisiaj wieczorem Griff miał powie-dzieć Maddy, że nigdy, ale to nigdy nie skrzywdzi jejcórki ani syna, bo poza jej dziećmi, nigdy nie będzie miałżadnych innych.W przeciwieństwie do Maxa nie będziew stanie dać jej dziecka, które byłoby ich wspólnymdzieckiem! Jego dzieckiem!Dowiedział się o tym przez czysty przypadek.Jegodziewczyna, którą poznał na uniwersytecie i z którązamierzał się ożenić, kiedy już oboje osiągną względnąstabilizację zawodową, wspomniała w rozmowie, że jejstarsza siostra właśnie się zaręczyła. Bardzo się ucieszyliśmy, ale mama i ojciec zaży-czyli sobie, żeby Kate i Alex zrobili badania genetyczne.W naszej rodzinie bardzo dużo osób chorowało nawłókniaki i chociaż żadne z nas nie zostało dotknięte tąprzypadłością, to jeśli partner albo partnerka będzie miećten sam gen, schorzenie się uaktywni. Tu dziewczynaskrzywiła się. My też powinniśmy się przebadać.Możejeśli pójdziemy w czwórkę, dostaniemy specjalną zniżkę zażartowała. Griff, który myśli zajęte miał czekającą ich wakacyjnąwyprawą w Pireneje, zgodził się.Był wtedy nieopierzo-nym dwudziestoletnim smarkaczem, uważał się za tęgie-go chwata, chełpił się zdrowiem i z niejaką pogardąspoglądał na różne fizyczne niedomagania czy ułomno-ści, przekonany, że dotyczą one innych, nigdy jego.Badanie wypadło dobrze, nie nosił genu odpowiedzia-lnego za powstawanie włókniaka, niemniej po powrociez beztroskich wakacji we francuskich Pirenejach zastałw domu list od swojego lekarza, który pilnie wzywał gona rozmowę. Słucham, co pan u mnie znalazł?  pytał oszołomio-ny, gdy lekarz prosił, żeby jednak zechciał usiąść.Doktor kilka razy przemierzył nerwowym krokiemniewielki gabinet, wreszcie oznajmił, że Griff jest gene-tycznie obciążony pląsawicą Huntingtona, i że tę groznąchorobę odziedziczą jego dzieci, jeśli zdecyduje się jemieć. Panu nic nie grozi  tłumaczył cierpliwie. Pan jesttylko nosicielem, ale dzieci urodzą się z tą odmianąpadaczki.Było to ponad dziesięć lat temu, zanim jeszczepsychoterapia stała się powszechną normą, i Griff sammusiał znalezć sposób uporania się ze swoim nieszczęś-ciem.Jego rodzice od dawna nie żyli, obydwoje zginęliw katastrofie kolejowej, kiedy był jeszcze małym chłop-cem, babcia, która go wychowywała, umarła rok wcześ-niej.Pierwsza rzecz, jaką uczynił, to zerwał ze swojądziewczyną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl