[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wbiła mi w dłoń i w ramię długie paznokcie, usiłując sięwyswobodzić.Strumyczki krwi wyciekały z ran i szybko spłynęły po mojejbladej skórze.Uśmiechnęłam się do wampirzycy, odchylając wargi na tyle, byodsłonić kły, zanim cisnęłam nią przez wielką salę.Z hukiem, któremutowarzyszył odgłos gruchotanych kości, upadła w pobliżu środka komnaty, upodnóża podestu.Trzask pękającego obojczyka rozległ się w powietrzu, poczym dał się słyszeć cichy pisk skóry, ślizgającej się po lśniącej marmurowejposadzce.Przystanęłam i popatrzyłam na wampiry.Stojąc, wszyscy obserwowalipojedynek.Zerwali się z krzeseł i wpatrywali się we mnie intensywnie, próbującwyczuć, czy zaraz rzucę się i na nich, czy też najpierw skończę z rywalką.Warknęłam cicho i gardłowo, ostrzegając ich, by się nie wtrącali.Kilku zasyczało,ale cofnęli się o kilku kroków, robiąc mi miejsce.Valerio, nadal siedząc, wbił wemnie pytające spojrzenie.- Elizabeth cię zniszczy! - wrzasnęła Gwen histerycznie.Rana na jej szczęcezasklepiła się już wystarczająco, by Gwen mogła mnie przeklinać.- A gdzie ona jest, Gwen? - zainteresowałam się, podchodząc do niej, gdypróbowała usiąść.Ból w lewym barku, którym grzmotnęła o podłogę, spowalniałjej ruchy.Nocni wędrowcy leczyli się z ran w zdumiewającym tempie, ale nieoznaczało to wcale, że nie odczuwali rozdzierającego bólu, tak jak inne stworzenia.- Pewnie już wie, że zwijasz się z bólu.Zaczekam, aż ją wezwiesz.Stanęłam nad nią i udawałam, że przypatruję się swoim paznokciom.Z wyciem,wyrażającym furię, odepchnęła się prawą ręką od podłogi i rzuciła się na mnie.Poruszała się szybciej, niż tego oczekiwałam, przewróciła mnie na posadzkę i usiadłana mnie.Jej długie paznokcie przeorały moją twarz i wyrwały spory kawał mięsa zgardła.Uderzyłam ją na odlew prawą pięścią i zrzuciłam z siebie, by móc przetoczyćsię na kolana.- Zostawiła cię na pastwę losu - rzuciłam prowokująco i podniosłam się bez trudu,podczas gdy jej przyszło to z wysiłkiem.Wcześniej pożywiła się wprawdzie łowiąTristana, ale jego krew nie miała takiej mocy, by zapewnić jej ozdrowienie.Powinnabyła przed starciem ze mną posilić się krwią człowieka, jednego lub nawet dwóch,zamiast marnować noc na Tristana.Połamane kości spowalniały jej ruchy, a poza tymwybiłam jej szczękę, kiedy przywaliłam jej przed chwilą.Z lewą ręką przyciśniętą do szyi podeszłam i znalazłam się przy Gwen.Krewsączyła się spod moich palców i spływała na piersi, wsiąkając w koszulę.- Ostrzegałam cię.Bez wahania przyklękłam przed nią i zadałam cios w klatkę piersiową.Mojadłoń przebiła skórę i mięśnie, krusząc mostek.Wystarczyła mi tylko sekunda naotwarcie dłoni wbitej w jej ciało i zaciśnięcie palców wokół znieruchomiałego serca.Gwen zdążyła tylko ułożyć usta do słowa nie", zanim wyrwałam serce z jej piersi.Osunęła się bez życia na posadzkę, a resztki jej duszy otarły się o mnie, ulatując weter.Zciskałam mocno serce w prawej ręce, a krew spływała mi po ramieniu iskapywała z łokcia.Miażdżyłam w pięści ten ciepławy narząd, którego tkankiprzeciskały mi się między palcami.Szeroki uśmiech rozjaśnił moją bladą twarz, gdypołożyłam to serce na krześle Elizabeth, jako swój dar dla Sabatu.Rozdział 13Monstrum ryczało w mojej piersi, a od tego ryku dusza dygotała w kruchejcielesnej powłoce.To samo uczucie, które ogarnęło mnie wcześniej w londyńskimzaułku, napinało mięśnie mojego szczupłego ciała, głośno domagając sięoswobodzenia.Nie czułam głodu, choć powietrze było aż gęste od zapachu krwi.Miałam nią opryskane ręce i nogi, a jedynym odgłosem w tej wielkiej sali było terazciche skapywanie krwi z moich palców na lśniącą czarną marmurową posadzkę.To jednak nie wszystko.Zabicie Gwen przebudziło coś we mnie, a to cośwciąż pozostawało nienasycone.Niespodziewane ciepło przemknęło przeze mnie,jak gdybym wciąż wiodła ludzkie życie i wygrzewała się nago w letnim słońcu.Kłymnie ćmiły - pragnęłam zatopić je w miękkim, delikatnym mięsie.Odchyliłam w tył głowę, a w piersi zabulgotał śmiech.Kiedy rozległ się w sali,wydał się skuty lodem; w tym śmiechu nie było rozbawienia.Zwiat zdawał sięodpływać, czas spowolnił bieg.W tej sali pozostali tylko nocni wędrowcy oraz ja.Leniwie omiotłam wzrokiem grupę na lewo ode mnie.Kilka par lśniących oczunapotkało moje spojrzenie i dostrzegłam w nich radość.Widniała w tych oczachowa pierwotna żądza krwi i przemocy.Sama uległam jej z ogromną ochotą.Tejnocy monstrum we mnie zostało spuszczone ze smyczy.Poderwaliśmy się równocześnie.Trójka nocnych wędrowców wyskoczyła spododległej ściany, kiedy zrobiłam pierwszy krok w ich kierunku.Prawie niezauważyłam pozostałych, przemykających w stronę wyjścia.Fala mocy obmyła tychmłodszych wampirów i teraz roztropnie postanowili się wycofać, woląc przemocączerpać krew z bezpieczniejszego, mniej groznego ode mnie zródła.Tańczyliśmy wokół siebie, wykonując płynne ruchy, lecz człowiek, któryoglądałby nas teraz, niczego by z tego nie zrozumiał.Myśli już w tym nie było.Tylkopragnienie zabijania.Pragnienie śmierci.Pierwszy z wampirów, którzy stanęli dowalki ze mną, był dość młody, ukończył zaledwie sto lat.Jego duże zielone oczyzalśniły jak skrzące się szmaragdy, zanim wyrwałam mu serce z piersi.Drugiegouśmierciłam w podobny sposób, choć zdążył wyryć pazurami kilka bruzd na moimbrzuchu.Obróciłam się, by zlokalizować ostatniego, trzeciego, i nagle zderzyłam się ztwardą posadzką.Gwiazdy pokazały mi się przed oczami.Krzywiąc się izaciskając zęby z bólu, który o mało nie pozbawił mnie przytomności,przetoczyłam się na prawy bok.Pół oddechu pózniej ciężkie dębowe krzesłoroztrzaskało się dokładnie w miejscu, z którego się odsunęłam i rozbiło marmurowąposadzkę.Rozpadło się w drzazgi, a te poszybowały w powietrzu pod wpływemimpetu zderzenia.Instynktownie osłoniłam serce przed nimi, choć żaden zodłamków drewna nie groził przebiciem kości mostka.Obróciłam się na plecy, żeby się przekonać, kto mnie zaatakował.Wampirzyca,mająca nieco ponad metr pięćdziesiąt wzrostu, o jasnoblond włosach i lśniącychniebieskich oczach, trzymała w ręku jedną z nóg roztrzaskanego krzesła.Uśmiechnęłam się do niej, a ów fragment mebla stanął w płomieniach.W jednejchwili tańczące ognie objęły wszelkie drewniane odłamki krzesła, rozrzucone naposadzce, Wampirzyca zawyła zdumiona, upuszczając nogę krzesła i chwiejnymkrokiem wycofując się nieco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wbiła mi w dłoń i w ramię długie paznokcie, usiłując sięwyswobodzić.Strumyczki krwi wyciekały z ran i szybko spłynęły po mojejbladej skórze.Uśmiechnęłam się do wampirzycy, odchylając wargi na tyle, byodsłonić kły, zanim cisnęłam nią przez wielką salę.Z hukiem, któremutowarzyszył odgłos gruchotanych kości, upadła w pobliżu środka komnaty, upodnóża podestu.Trzask pękającego obojczyka rozległ się w powietrzu, poczym dał się słyszeć cichy pisk skóry, ślizgającej się po lśniącej marmurowejposadzce.Przystanęłam i popatrzyłam na wampiry.Stojąc, wszyscy obserwowalipojedynek.Zerwali się z krzeseł i wpatrywali się we mnie intensywnie, próbującwyczuć, czy zaraz rzucę się i na nich, czy też najpierw skończę z rywalką.Warknęłam cicho i gardłowo, ostrzegając ich, by się nie wtrącali.Kilku zasyczało,ale cofnęli się o kilku kroków, robiąc mi miejsce.Valerio, nadal siedząc, wbił wemnie pytające spojrzenie.- Elizabeth cię zniszczy! - wrzasnęła Gwen histerycznie.Rana na jej szczęcezasklepiła się już wystarczająco, by Gwen mogła mnie przeklinać.- A gdzie ona jest, Gwen? - zainteresowałam się, podchodząc do niej, gdypróbowała usiąść.Ból w lewym barku, którym grzmotnęła o podłogę, spowalniałjej ruchy.Nocni wędrowcy leczyli się z ran w zdumiewającym tempie, ale nieoznaczało to wcale, że nie odczuwali rozdzierającego bólu, tak jak inne stworzenia.- Pewnie już wie, że zwijasz się z bólu.Zaczekam, aż ją wezwiesz.Stanęłam nad nią i udawałam, że przypatruję się swoim paznokciom.Z wyciem,wyrażającym furię, odepchnęła się prawą ręką od podłogi i rzuciła się na mnie.Poruszała się szybciej, niż tego oczekiwałam, przewróciła mnie na posadzkę i usiadłana mnie.Jej długie paznokcie przeorały moją twarz i wyrwały spory kawał mięsa zgardła.Uderzyłam ją na odlew prawą pięścią i zrzuciłam z siebie, by móc przetoczyćsię na kolana.- Zostawiła cię na pastwę losu - rzuciłam prowokująco i podniosłam się bez trudu,podczas gdy jej przyszło to z wysiłkiem.Wcześniej pożywiła się wprawdzie łowiąTristana, ale jego krew nie miała takiej mocy, by zapewnić jej ozdrowienie.Powinnabyła przed starciem ze mną posilić się krwią człowieka, jednego lub nawet dwóch,zamiast marnować noc na Tristana.Połamane kości spowalniały jej ruchy, a poza tymwybiłam jej szczękę, kiedy przywaliłam jej przed chwilą.Z lewą ręką przyciśniętą do szyi podeszłam i znalazłam się przy Gwen.Krewsączyła się spod moich palców i spływała na piersi, wsiąkając w koszulę.- Ostrzegałam cię.Bez wahania przyklękłam przed nią i zadałam cios w klatkę piersiową.Mojadłoń przebiła skórę i mięśnie, krusząc mostek.Wystarczyła mi tylko sekunda naotwarcie dłoni wbitej w jej ciało i zaciśnięcie palców wokół znieruchomiałego serca.Gwen zdążyła tylko ułożyć usta do słowa nie", zanim wyrwałam serce z jej piersi.Osunęła się bez życia na posadzkę, a resztki jej duszy otarły się o mnie, ulatując weter.Zciskałam mocno serce w prawej ręce, a krew spływała mi po ramieniu iskapywała z łokcia.Miażdżyłam w pięści ten ciepławy narząd, którego tkankiprzeciskały mi się między palcami.Szeroki uśmiech rozjaśnił moją bladą twarz, gdypołożyłam to serce na krześle Elizabeth, jako swój dar dla Sabatu.Rozdział 13Monstrum ryczało w mojej piersi, a od tego ryku dusza dygotała w kruchejcielesnej powłoce.To samo uczucie, które ogarnęło mnie wcześniej w londyńskimzaułku, napinało mięśnie mojego szczupłego ciała, głośno domagając sięoswobodzenia.Nie czułam głodu, choć powietrze było aż gęste od zapachu krwi.Miałam nią opryskane ręce i nogi, a jedynym odgłosem w tej wielkiej sali było terazciche skapywanie krwi z moich palców na lśniącą czarną marmurową posadzkę.To jednak nie wszystko.Zabicie Gwen przebudziło coś we mnie, a to cośwciąż pozostawało nienasycone.Niespodziewane ciepło przemknęło przeze mnie,jak gdybym wciąż wiodła ludzkie życie i wygrzewała się nago w letnim słońcu.Kłymnie ćmiły - pragnęłam zatopić je w miękkim, delikatnym mięsie.Odchyliłam w tył głowę, a w piersi zabulgotał śmiech.Kiedy rozległ się w sali,wydał się skuty lodem; w tym śmiechu nie było rozbawienia.Zwiat zdawał sięodpływać, czas spowolnił bieg.W tej sali pozostali tylko nocni wędrowcy oraz ja.Leniwie omiotłam wzrokiem grupę na lewo ode mnie.Kilka par lśniących oczunapotkało moje spojrzenie i dostrzegłam w nich radość.Widniała w tych oczachowa pierwotna żądza krwi i przemocy.Sama uległam jej z ogromną ochotą.Tejnocy monstrum we mnie zostało spuszczone ze smyczy.Poderwaliśmy się równocześnie.Trójka nocnych wędrowców wyskoczyła spododległej ściany, kiedy zrobiłam pierwszy krok w ich kierunku.Prawie niezauważyłam pozostałych, przemykających w stronę wyjścia.Fala mocy obmyła tychmłodszych wampirów i teraz roztropnie postanowili się wycofać, woląc przemocączerpać krew z bezpieczniejszego, mniej groznego ode mnie zródła.Tańczyliśmy wokół siebie, wykonując płynne ruchy, lecz człowiek, któryoglądałby nas teraz, niczego by z tego nie zrozumiał.Myśli już w tym nie było.Tylkopragnienie zabijania.Pragnienie śmierci.Pierwszy z wampirów, którzy stanęli dowalki ze mną, był dość młody, ukończył zaledwie sto lat.Jego duże zielone oczyzalśniły jak skrzące się szmaragdy, zanim wyrwałam mu serce z piersi.Drugiegouśmierciłam w podobny sposób, choć zdążył wyryć pazurami kilka bruzd na moimbrzuchu.Obróciłam się, by zlokalizować ostatniego, trzeciego, i nagle zderzyłam się ztwardą posadzką.Gwiazdy pokazały mi się przed oczami.Krzywiąc się izaciskając zęby z bólu, który o mało nie pozbawił mnie przytomności,przetoczyłam się na prawy bok.Pół oddechu pózniej ciężkie dębowe krzesłoroztrzaskało się dokładnie w miejscu, z którego się odsunęłam i rozbiło marmurowąposadzkę.Rozpadło się w drzazgi, a te poszybowały w powietrzu pod wpływemimpetu zderzenia.Instynktownie osłoniłam serce przed nimi, choć żaden zodłamków drewna nie groził przebiciem kości mostka.Obróciłam się na plecy, żeby się przekonać, kto mnie zaatakował.Wampirzyca,mająca nieco ponad metr pięćdziesiąt wzrostu, o jasnoblond włosach i lśniącychniebieskich oczach, trzymała w ręku jedną z nóg roztrzaskanego krzesła.Uśmiechnęłam się do niej, a ów fragment mebla stanął w płomieniach.W jednejchwili tańczące ognie objęły wszelkie drewniane odłamki krzesła, rozrzucone naposadzce, Wampirzyca zawyła zdumiona, upuszczając nogę krzesła i chwiejnymkrokiem wycofując się nieco [ Pobierz całość w formacie PDF ]