[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wścibska Nancy? To zwrot regionalny. Z jakiego regionu? Z mojego mieszkania.Mam cię.uśmiechnąłeś się wreszcie.Ale ta szy-ja.jak deska. Przysunęła się bliżej, zaczęła masować.Czułem jej ciepło i siłę,płynącą z delikatnych dłoni.Dłoni, które, gdy ją poznałem, uznałem za słabe.251 Dobrze ci? spytała. Fantastycznie.Zamieniłbym kolację na godzinę takiego masażu. Mam pomysł powiedziała. Najpierw nawpychamy się meksykań-skiego żarcia, potem pojedziemy do ciebie albo do mnie i zrobię ci prawdziwyteksański masaż, a potem będziesz mógł mnie tłamsić.Zapomnij o wszystkichprzykrościach i komplikacjach i potłamś mnie, żeby zrobiło ci się lepiej na sercu.* * *Wylądowaliśmy u mnie.Byliśmy w łóżku, kiedy zadzwonił telefon.Leżeli-śmy nadzy w ciemności, słuchaliśmy autorskiego wykonania Błękitnej rapsodiiGershwina, trzymaliśmy się za ręce. Chryste, która godzina? spytałem. Dwadzieścia po jedenastej.Podniosłem słuchawkę. Cześć odezwał się Milo. Co się stało? Czy z nuty irytacji w twoim głosie mam wnioskować, że to nieodpowiednimoment? Coraz lepiej ci idzie zabawa w detektywa odparłem. Jest ktoś u ciebie? Mhmm. Blondyneczka, mam nadzieję? Nie twoja. To dobrze, bo właśnie z nią chciałem rozmawiać.Daj mi ją.Zdziwiony podałem słuchawkę Lindzie. To Milo.Do ciebie. Do mnie? spytała i wzięła słuchawkę. Słucham, detektywie Sturgis,o co chodzi?.Aha.Jest pan pewien?.To świetnie.Jak pan.Aha.Szczęśliwytraf.Tak pan sądzi? Dobrze.Brzmi interesująco.Tak myślę.Jeśli naprawdępan tak sądzi.Dobrze.Będę tam.Dziękuję.Sięgnęła nade mną i odłożyła słuchawkę.Jej piersi musnęły moje wargi.Ko-rzystając z okazji, spróbowałem pochwycić je ustami.Odsunęła się i spytała: Chcesz jechać na przejażdżkę?252* * *Jechaliśmy ulicą Fiesta Drive, dziś bez nocnej mgły.W świetle księżyca ma-gnolie wyglądały jak drzewka wycięte z papieru.Dom miał schludny wygląd, nie różnił się od innych w okolicy.Na podjez-dzie stał zaparkowany oldsmobile cutlass; za nim niski, czarny, podobny do cyga-ra firebird trans am.Na tylnym zderzaku firebirda widniała nalepka reklamującastację radiową, która gra muzykę heavy metal i druga z napisem: %7łYCIE JESTJAK PLA%7łA.Drzwi frontowe pachniały świeżą farbą.Gong zaintonował siedem pierwszychnut Hymnu bojowego republiki.Przy piątym dzwięku drzwi otworzyła postawnakobieta w średnim wieku, o zatroskanej, bladej twarzy.Miała na sobie zgniłozie-lone spodnie i białą bluzkę i była boso.We włosach tkwiły błękitne wałki. Jestem doktor Overstreet powiedziała Linda.Kobieta zadrżała i zająknęła się: Jestem.Oni.Niech pani wejdzie.Proszę.Weszliśmy do salonu o identycznym rozmiarze, wykończeniu i rozkładzie jaksalon w domu Burdena.Ten był pomalowany na miodowożółty kolor z kontrastu-jącymi białymi gzymsami.Stała tu kanapa z perkalowym, kwiecistym pokrowcemz falbanką i pasujące do niej krzesła; fotel z brązowego welwetu z odchylanymoparciem, stoliki w kolorze złotego klonu i lśniące, białe, ceramiczne lampy.Naścianach wisiały reprodukcje pejzaży i martwych natur, a także krąg znaków zo-diaku z brązu i stary wieniec bożonarodzeniowy.Kominek był murowany i poma-lowany na biało.Na nim stał model szkunera, zbudowany z miedzianych blaszeki mosiężnego drutu.Mężczyzna o ciemnej karnacji i ostrych rysach twarzy siedział w fotelu z od-chylanym oparciem, nie sprawiał jednak wrażenia osoby delektującej się odpo-czynkiem.Miał rzednące czarne włosy, które siwiały na skroniach, i pociągłątwarz o wydatnej szczęce, z ostrą brodą skierowaną w dół jak różdżka radieste-ty.Spod szlafroka wyglądała koszulka i szare spodnie.Białe stopy z niebieskimiżyłkami tkwiły w pantoflach frotte.Ręce położył na oparciach fotela.Zaciskałi rozwierał dłonie.Milo stał naprzeciwko niego, na lewo od kanapy.Tuż obok siedział szesnaste-lub siedemnastoletni chłopak.Chłopak był postawny, ale jakiś rozlazły.Jego gru-be, bezkształtne, białe ramiona wystawały z zawiniętych rękawów groszkowo-zielonej koszulki z naszywanymi kieszonkami.Wokół pulchnych nadgarstkówskórzane opaski, nabijane ćwiekami.Czarne dżinsy wpuszczone w wysokie bu-ty z łańcuszkami na obcasach.Na palcu lewej dłoni dostrzegłem potężny sygnetz nierdzewnej stali, przedstawiający trupią czaszkę.Prawą dłonią zasłaniał puco-łowatą twarz, o jeszcze nie w pełni ukształtowanych rysach, czarne włosy były253krótko przystrzyżone przy skórze.Puszek, imitujący baczki, biegł po policzkachpoznaczonych krostami.Kiedy weszliśmy, nie podniósł głowy.Najwyrazniej odpewnego czasu płakał. Dobry wieczór, doktor Overstreet i doktorze Delaware powiedział Milo. To państwo Buchanan.Mężczyzna i kobieta skinęli żałośnie głowami. A to jest Matthew.To on przyozdobił pani samochód.Chłopak zatkał głośniej. Przestań, do diabła! zezłościł się ojciec. Przynajmniej miej odwagęprzeprosić i nie bądz tchórzem, do cholery!Chłopak nadal płakał.Buchanan zerwał się i podszedł do kanapy.Wielki, rozlazły mężczyzna.Zła-pał chłopaka za nadgarstki i szarpnął je.Chłopak pochylił się nisko.Starał sięukryć twarz pomiędzy kolanami.Ojciec chwycił go za podbródek i zmusił dopodniesienia głowy. Patrz na nich, do cholery! Przeproś, albo będzie z tobą jeszcze gorzej, obie-cuję ci.Twarz chłopaka była blada i rozmazana, usta wygięte w dół i groteskowew uścisku ojca.Zacisnął oczy.Buchanan zaklął.Pani Buchanan zrobiła krok w stronę syna.Wzrok męża przestrzegł ją.Rękamu się zacisnęła.Chłopak jęknął z bólu. Spokojnie powiedział Milo.Dotknął ramienia Buchanana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Wścibska Nancy? To zwrot regionalny. Z jakiego regionu? Z mojego mieszkania.Mam cię.uśmiechnąłeś się wreszcie.Ale ta szy-ja.jak deska. Przysunęła się bliżej, zaczęła masować.Czułem jej ciepło i siłę,płynącą z delikatnych dłoni.Dłoni, które, gdy ją poznałem, uznałem za słabe.251 Dobrze ci? spytała. Fantastycznie.Zamieniłbym kolację na godzinę takiego masażu. Mam pomysł powiedziała. Najpierw nawpychamy się meksykań-skiego żarcia, potem pojedziemy do ciebie albo do mnie i zrobię ci prawdziwyteksański masaż, a potem będziesz mógł mnie tłamsić.Zapomnij o wszystkichprzykrościach i komplikacjach i potłamś mnie, żeby zrobiło ci się lepiej na sercu.* * *Wylądowaliśmy u mnie.Byliśmy w łóżku, kiedy zadzwonił telefon.Leżeli-śmy nadzy w ciemności, słuchaliśmy autorskiego wykonania Błękitnej rapsodiiGershwina, trzymaliśmy się za ręce. Chryste, która godzina? spytałem. Dwadzieścia po jedenastej.Podniosłem słuchawkę. Cześć odezwał się Milo. Co się stało? Czy z nuty irytacji w twoim głosie mam wnioskować, że to nieodpowiednimoment? Coraz lepiej ci idzie zabawa w detektywa odparłem. Jest ktoś u ciebie? Mhmm. Blondyneczka, mam nadzieję? Nie twoja. To dobrze, bo właśnie z nią chciałem rozmawiać.Daj mi ją.Zdziwiony podałem słuchawkę Lindzie. To Milo.Do ciebie. Do mnie? spytała i wzięła słuchawkę. Słucham, detektywie Sturgis,o co chodzi?.Aha.Jest pan pewien?.To świetnie.Jak pan.Aha.Szczęśliwytraf.Tak pan sądzi? Dobrze.Brzmi interesująco.Tak myślę.Jeśli naprawdępan tak sądzi.Dobrze.Będę tam.Dziękuję.Sięgnęła nade mną i odłożyła słuchawkę.Jej piersi musnęły moje wargi.Ko-rzystając z okazji, spróbowałem pochwycić je ustami.Odsunęła się i spytała: Chcesz jechać na przejażdżkę?252* * *Jechaliśmy ulicą Fiesta Drive, dziś bez nocnej mgły.W świetle księżyca ma-gnolie wyglądały jak drzewka wycięte z papieru.Dom miał schludny wygląd, nie różnił się od innych w okolicy.Na podjez-dzie stał zaparkowany oldsmobile cutlass; za nim niski, czarny, podobny do cyga-ra firebird trans am.Na tylnym zderzaku firebirda widniała nalepka reklamującastację radiową, która gra muzykę heavy metal i druga z napisem: %7łYCIE JESTJAK PLA%7łA.Drzwi frontowe pachniały świeżą farbą.Gong zaintonował siedem pierwszychnut Hymnu bojowego republiki.Przy piątym dzwięku drzwi otworzyła postawnakobieta w średnim wieku, o zatroskanej, bladej twarzy.Miała na sobie zgniłozie-lone spodnie i białą bluzkę i była boso.We włosach tkwiły błękitne wałki. Jestem doktor Overstreet powiedziała Linda.Kobieta zadrżała i zająknęła się: Jestem.Oni.Niech pani wejdzie.Proszę.Weszliśmy do salonu o identycznym rozmiarze, wykończeniu i rozkładzie jaksalon w domu Burdena.Ten był pomalowany na miodowożółty kolor z kontrastu-jącymi białymi gzymsami.Stała tu kanapa z perkalowym, kwiecistym pokrowcemz falbanką i pasujące do niej krzesła; fotel z brązowego welwetu z odchylanymoparciem, stoliki w kolorze złotego klonu i lśniące, białe, ceramiczne lampy.Naścianach wisiały reprodukcje pejzaży i martwych natur, a także krąg znaków zo-diaku z brązu i stary wieniec bożonarodzeniowy.Kominek był murowany i poma-lowany na biało.Na nim stał model szkunera, zbudowany z miedzianych blaszeki mosiężnego drutu.Mężczyzna o ciemnej karnacji i ostrych rysach twarzy siedział w fotelu z od-chylanym oparciem, nie sprawiał jednak wrażenia osoby delektującej się odpo-czynkiem.Miał rzednące czarne włosy, które siwiały na skroniach, i pociągłątwarz o wydatnej szczęce, z ostrą brodą skierowaną w dół jak różdżka radieste-ty.Spod szlafroka wyglądała koszulka i szare spodnie.Białe stopy z niebieskimiżyłkami tkwiły w pantoflach frotte.Ręce położył na oparciach fotela.Zaciskałi rozwierał dłonie.Milo stał naprzeciwko niego, na lewo od kanapy.Tuż obok siedział szesnaste-lub siedemnastoletni chłopak.Chłopak był postawny, ale jakiś rozlazły.Jego gru-be, bezkształtne, białe ramiona wystawały z zawiniętych rękawów groszkowo-zielonej koszulki z naszywanymi kieszonkami.Wokół pulchnych nadgarstkówskórzane opaski, nabijane ćwiekami.Czarne dżinsy wpuszczone w wysokie bu-ty z łańcuszkami na obcasach.Na palcu lewej dłoni dostrzegłem potężny sygnetz nierdzewnej stali, przedstawiający trupią czaszkę.Prawą dłonią zasłaniał puco-łowatą twarz, o jeszcze nie w pełni ukształtowanych rysach, czarne włosy były253krótko przystrzyżone przy skórze.Puszek, imitujący baczki, biegł po policzkachpoznaczonych krostami.Kiedy weszliśmy, nie podniósł głowy.Najwyrazniej odpewnego czasu płakał. Dobry wieczór, doktor Overstreet i doktorze Delaware powiedział Milo. To państwo Buchanan.Mężczyzna i kobieta skinęli żałośnie głowami. A to jest Matthew.To on przyozdobił pani samochód.Chłopak zatkał głośniej. Przestań, do diabła! zezłościł się ojciec. Przynajmniej miej odwagęprzeprosić i nie bądz tchórzem, do cholery!Chłopak nadal płakał.Buchanan zerwał się i podszedł do kanapy.Wielki, rozlazły mężczyzna.Zła-pał chłopaka za nadgarstki i szarpnął je.Chłopak pochylił się nisko.Starał sięukryć twarz pomiędzy kolanami.Ojciec chwycił go za podbródek i zmusił dopodniesienia głowy. Patrz na nich, do cholery! Przeproś, albo będzie z tobą jeszcze gorzej, obie-cuję ci.Twarz chłopaka była blada i rozmazana, usta wygięte w dół i groteskowew uścisku ojca.Zacisnął oczy.Buchanan zaklął.Pani Buchanan zrobiła krok w stronę syna.Wzrok męża przestrzegł ją.Rękamu się zacisnęła.Chłopak jęknął z bólu. Spokojnie powiedział Milo.Dotknął ramienia Buchanana [ Pobierz całość w formacie PDF ]