[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pół ukryte pomiędzy szafami niewielkie drzwi otworzyłysię, pchnięte z rozmachem, i na progu stanęła młodadziewczyna w mundurze porucznika milicji.Była ładna,jasnowłosa i modnie uczesana.Prosto zwisające, długie włosy opadały na naramienniki munduru.W ręce trzymała plikpapierów. Masz tu swoje akta  powiedziała zamykając drzwi zasobą. Nie wiem, dlaczego ktoś położył mi je na biurku, jeżeliw nagłówku.pisze jak wół: kapitan Stefan Wieczorek.Urwała i rozejrzała się.Pokój był najwyrazniej pusty. Połóż obok tych Chrystusków  powiedział cicho jakiśgłos. Gdzie jesteś?  nadal nie dostrzegała nikogo. Jeżelichcesz się bawić w chowanego, musisz najpierw doliczyć dodwudziestu i zawołać  Szukam!.Kapitan Stefan Wieczorek ciężko dzwignął się z klęczek iwynurzył spoza biurka, trzymając delikatnie w palcachpostrzępioną chorągiew cerkiewną, na której złocisty świętyJerzy godził czerwoną włócznią w niebieskiego smoka. U nas liczyło się do pięćdziesięciu.Westchnął i odsunąwszy łokciem najbliższego zasmuconegoChrystusa położył chorągiew na biurku. Jeden facet. wskazał oczyma  wychował sobie trzechchłopaczków: siedemnaście, osiemnaście i dziewiętnaście lat,żeby mu to znosili Płacił po setce, po dwie, jak leci, isprzedawał po dwa tysiące cudzoziemcom.Przedwczoraj wpadłna granicy jeden Anglik, który wiózł trzy.Powiedział zresztą odrazu, od kogo to ma.Resztę znalazłem w czasie rewizji. No i co? Nic.Anglik pojechał do Anglii bez świątków, a tamtensiedzi.Chłopcy też.Sam nie wiem, co z nimi robić? Dosyćsympatyczni.Też ich chyba trzeba będzie puścić. %7łeby znowu zaczęli? No nie.Rodziców zawiadomiłem, byłem nawet tam.Poszedłem pieszo.Potworny mróz.Dobrze, że dzisiaj zelżał zerknął w okno. Matki płakały, dzieciaki płakały, chociaż toprawie dorośli ludzie.Koszmar. rozłożył ręce. Tegofaceta przekazuję prokuratorowi.Właściwie sprawa prosta.Zwiątki z Podhala i z Krakowskiego, trochę cerkiewnychpamiąteczek z Bieszczadów, to wszystko. A tu masz tę Desę.Wiesz, z tymi dywanami.  Dobra.Trzeba będzie pojechać do Krakowa i doWrocławia.Chyba ciebie poślę.Przejedziesz się? Zwietnie!  dziewczyna zdecydowanie przytaknęłaruchem głowy.Włosy rozsypały się i powróciły dopoprzedniego stanu.Lekkim ruchem dłoni poprawiła grzywkęnad czołem. Mróz, nie mróz, wolę sto razy delegacjęgdziekolwiek niż siedzenie w Warszawie.Na tydzień przedBożym Narodzeniem.Kiedy mam jechać?Kapitan Wieczorek otworzył usta, ale podwładna jego nigdynie dowiedziała się, co chciał powiedzieć.Dyżurny milicjant wsunął głowę do pokoju i powiedział: Obywatel kapitan i obywatelka porucznik Rogalska mająsię zgłosić do szefa. Zaraz? Tak by wyglądało, bo nie powiedział kiedy. Dobra.Już idziemy.Milicjant zniknął.Wieczorek opuścił zawinięte rękawykoszuli, z westchnieniem zawiązał krawat i włożył bluzę. Czego stary chce, jak myślisz, Kasia? Dowiecie się we właściwym czasie, obywatelu powiedziała porucznik Katarzyna Rogalska obojętnym,bezosobowym tonem, którego używała wyłącznie wobecprzesłuchiwanych przestępców.Wyszli na korytarz.Przed drzwiami szefa wydziałuoperacyjnego spotkali jeszcze jednego oficera. Odprawa, o tej porze?  Kapitan Tadeusz Półtorak byłwysokim, spokojnym, młodym człowiekiem, tak wysokim, żeczęsto, kiedy występował w cywilu, brano go za koszykarza.Pośród kolegów nosił, dla nieznanych bliżej przyczyn,przydomek  Telewizor. Wchodz, Telewizor, pierwszy. powiedziała półgłosemRogalska, cofając się o pół kroku. Jak to?  Kapitan Półtorak zrobił półokrągły gest dłonią. Szanuj swoje dziewczęce przywileje. Nacisnął klamkę ipopchnął ją lekko.Po chwili wszyscy troje znalezli się w gabinecie pułkownika.Widok, który przedstawił się ich oczom, był tak nieoczekiwany, że w pierwszej chwili Rogalska zaniemówiła.Szef byłczłowiekiem towarzyskim, ale gdyby komukolwiek z jegopodwładnych powiedziano, że zastanie go pijącego alkohol nasłużbie, uznałby opowiadającego za obłąkanego.Nic takiegonie mogło się zdarzyć na terenie wydziału.A jednak zdarzyło się.Pułkownik siedział wygodnie rozpartyw fotelu, a naprzeciw niego, po drugiej stronie stołu siedziałrównie wygodnie rozparty, ubrany w elegancki szary garniturmłody człowiek o różowej buzi dziecka i niewinnych błękitnychoczach.Pomiędzy siedzącymi stała wypróżniona do połowybutelka czerwonego wina i kieliszki.Na widok wchodzącej kobiety w mundurze młody człowiekszybko zerwał się z miejsca, a pułkownik, nieco wolniej,poszedł w jego ślady.Uciszył ruchem ręki Wieczorka, którychciał się zameldować, i powiedział: To jest pan Galeron, komisarz francuskiej policjibezpieczeństwa, delegowany do Interpolu.Przybył do nas wpewnej sprawie, w którą wszyscy troje zostaniecie zamieszanijuż od dzisiaj i dlatego chciałem, żebyście przyszli tu od razu.Kasiu, sekretarka ma kieliszki.Powiedz, żeby dała jeszcze trzy,dobrze?Młody człowiek, uśmiechając się serdecznie i kiwającradośnie głową, jak gdyby fakt spotkania trojga oficerów milicjiw gmachu Komendy Głównej tejże milicji uważał za niezwykleszczęśliwy zbieg okoliczności, uścisnął ich ręce.Katarzynawyszła na chwilę i powróciła z kieliszkami.Pułkownik nalał. Siadajcie.Zwrócił się do młodego człowieka i szybko powiedział kilkasłów po francusku.Wieczorek uśmiechnął się niedostrzegalniei spoważniał natychmiast [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl