[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest już za pózno,pomyślał.Za dużo świadków. Kim on dla ciebie jest? Ten chłopczyk? Siostrzeńcem.To syn siostry. Dziewczynka wytarła łzy rękawem i od razu znowuzapłakała.Auks zmarszczył czoło, wypluł na dłoń uzdrawiającą papkę.Wykręciwszy się, sięgnął dłoniądo tylnej łapy.Razwijar zauważył, że chimajryd delikatnie odwraca się do dziewczynki bokiem,jakby z jakiegoś powodu się krępował. Nigdy nie widziałem czarowników z tak bliska przyznał się Heks, przyglądając się jej. %7ływych.I zasmarkanych.Dziewczynka zagryzła wargi, powstrzymując łzy.Jej zadarty nos stał się purpurowy odpłaczu, zadrapanie na czole krwawiło.Ta dziewczynka była godna pożałowania i dlategoimperatorski mag dał się zaskoczyć, pomyślał Razwijar.* * *Mieszkańcy osady zebrali się nad wodą, a nie przy czaszy wyschniętej fontanny, gdzie zaschłana marmurze krew imperatorskiego maga.Miejscowi hodowali krzyczałki i sytuchy, dojne ptaki,których pióra i mięso ceniono nie mniej niż mleko.W zatoce, odgrodzonej Kamienną Strzałką,pływały ich całe stada.Na brzegu rzędami stały zagrody, a tuż przed nimi, na piaszczystej plaży,tutejsi mieszkańcy mieli coś w rodzaju agory.Ramię przy ramieniu stali starcy, kobiety i podrostki.W środku kręgu słuchaczy stary i bardzomłody mężczyzna krzyczeli jeden na drugiego.Pierwszy był miejscowym seniorem, drugi bratem kobiety, która nie chciała oddać dziecka z magicznymi zdolnościami.Ona sama, blada,ale dziwnie spokojna, stała obok.Malca nigdzie nie było widać. I co teraz?! Wszystkich nas poszatkują! Pozabijają, jak pozabijali naszych na Mierzei! krzyczał starzec. Co, drugiego nie urodzi? Powiedziano przecież, że w pałacu będzie żyć! Ateraz, przez nią& co się stanie?! A co się ma stać! wrzeszczał młody. Ona tego maga nie tknęła nawet palcem! A żeryczała, to co, zabronisz babie ryczeć?! Przylecą jeszcze raz, to pewne, oddamy małego, corobić& A w czym ona zawiniła?! Zawiniła Jaska powiedział ktoś. Oto i ona!Wszyscy równocześnie się odwrócili.Na brzeg wkroczył Auks z Razwijarem na grzbiecie inieszczęsną, cały czas dygocącą dziewczynką.Dzieci i podrostki, a i kobiety, wpatrzyli się w półczłowieka, nagle zapominając, po co sięzebrali i co im grozi.Razwijar siedział wyprostowany, ściskając piętami boki chimajryda.Dziewczynka szła, patrząc w ziemię.W tłumie coraz głośniej dawały się słyszeć głosy: Zjawiła się& czarodziejka& A ci, co za jedni? Mamo, zwierzoczłek! Z ogonem! Cicho powiedział Razwijar.Wpatrując się w twarze nieznajomych, obcych ludzi, widział zarysy zmarszczek na czołach,czarne kropki porów na nosach z rozdymającymi się nozdrzami, krople potu nad górną wargą.Słomiane kapelusze i białe kaptury, chustki i wstążki, błyszczące oczy z wąskimi od słońcazrenicami.Starsi byli wzburzeni.Młodsi cieszyli się z odmiany w monotonnym, nudnym życiu.Ani jeden z nich nie wiedział i nie widział tego, co dla Razwijara było jasne jak słońce nad nimi. Cicho powtórzył ostro.I pod jego spojrzeniem umilkły rozmowy i stał się rozróżnialnyszmer milknącej fali.Ludzie wpatrzyli się w niego niemal z takim samym zdziwieniem, jak przedchwilą patrzyli na półczłowieka.Nie rozumieli, dlaczego ten młody, obdarty, nikomu nieznanyobcy, przemawia do nich jakby posiadał władzę.Zamilkli zdziwieni i tym samym uznali jegoprawo do wydawania dyspozycji. Chcecie żyć to słuchajcie mnie uważnie powiedział ostro. Tam, na mierzei, stoisłup& Imperator boleje nad każdym swoim poddanym.Kto z was umie czytać?Podniosło się kilka niepewnych rąk. Wezcie tęczowy papier.Trzymajcie go w rękach, kiedy oni przylecą.To jedyna rzecz,która może was ocalić, oni nie strzelają, kiedy widzą tę tęczę.Zaczną was obwiniać, a wyprzyzywajcie na świadka Imperatora.A dzieciak&Chciał powiedzieć, że dziecko i tak przyjdzie oddać, ale się zaciął.Popatrzył w twarznieszczęsnej kobiecie i zrozumiał, że ona już się poddała, że pogodziła się z koniecznościąrozstania z malcem, który z daleka od domu stanie się wielkim magiem.Doznał chwilowegorozczarowania; czym jest życie całej osady przeciw życiu własnego, jedynego dziecka?! Dzieciaka oddamy powiedział senior głośno, wypowiadając powziętą wspólnie decyzję. Coś ty za jeden, nie wiem i wiedzieć nie chcę, może też jesteś posłańcem od Imperatora, amoże wędrownym smarkaczem! Nasze sprawy ciebie nie dotyczą.Po co dziewkę zabrałeś? Jątakże będzie trzeba oddać, niech sami osądzą!Tłum zahuczał.Teraz patrzyli na dziewczynkę, a ona ukryła twarz w dłoniach pod ciężaremtych spojrzeń.Razwijar wyprostował się jeszcze bardziej, chociaż zdawało się to prawie niemożliwe.Tubylcy krzyczeli, szeptali, zamartwiali się, złościli, ale najbardziej ze wszystkiego bali się.Ludzie, oczywiście, lekką ręką gotowi byli oddać jednego człowieka w zamian za pomyślnośćalbo chociażby życie wielu.Tylko młody mężczyzna, brat, znowu wyskoczył na środek,zaciskając pieści: Jaski nie oddam! Niech ucieka! Ona przecież nas wszystkich może& Jak tego maga!Całkowicie osadę spalić! My jej nie powstrzymamy&I błagalnie popatrzył na siostrę, jakby oczekując, że ta zacznie palić osadę właśnie teraz.Ludzie przycichli i z przerażeniem się cofnęli. Wiedziałeś o mnie? cicho zapytała dziewczynka.Brat odwrócił się: A jakże& I milczałeś ryknął starzec. Napytaliście nam biedy! Bieda dawno przyszła powiedział ktoś przez zęby. Co teraz& Jaska chociaż się z tym kryła zauważył drugi głos. A ta, z dzieciakiem swoim,rozgadała w całym okręgu, że jej malec jest czarownikiem& No i się stało! Zaczekajcie! krzyknęli z tłumu. Jeśli ona jest czarownicą, to niech ukryje osadę.Narzuci na nią takie czary, żeby nas nie znalezli!Propozycja spotkała się z zachwytem.Ludzie patrzyli na dziewczynkę, nie zauważającopuchniętego nosa i łez na jej twarzy. No dalej! Jaska, no, postaraj się! Zrób wichry nad morzem.Zrób sztorm, niech oni nie dolecą! Zrobisz to? cicho zapytała jej siostra.Dziewczynka w milczeniu zacisnęła palce.Przełknęła ślinę, ogarnęła spojrzeniem twarzewspółplemieńców.Ledwie zauważalnie potrząsnęła głową: Ja& nie mogę.Nie potrafię.Nikt mnie nie uczył& Ja nie chciałam! Ja nie potrafię!Zrobiło się cicho. Jak nie chciałaś, trzeba było cicho siedzieć rozległo się w tłumie. Po co wylazłaś, jeśli nie potrafisz? Teraz wszystkich zabiją, przez ciebie! Czarownica z łaski Szuu! Jeszcze tego nam trzeba?!Teraz się złościli.Nadzieja przepadła.Całej osadzie pozostało czekać na zemstę i patrzeć wniebo. Uciekaj i ukryj się szybko rzucił brat. Uciekaj. Dokąd ona ucieknie? Wydamy ją! Co od nas mogą jeszcze wziąć? Albo ona się nie da gromami zarzuci?! ktoś zaśmiał się histerycznie. I tak ją znajdą! A tak, choć jakaś nadzieja dla nas, a może i dla niej&Pośród tego wzburzenia, krzyku, przekleństw, parsknięć śmiechu, Razwijar siedziałnieruchomo, ściskając piętami boki Auksa, zacisnął palce na jego ramionach.Chimajryd odrobinęodwrócił głowę, zerknął, jakby na coś czekając.Kiedy jezdziec jest w siodle, jego słowo ma pierwszeństwo.Obowiązuje taka etykieta,podniesiona do rangi prawa.Jeśli idziesz pieszo razem z bratem, rozmawiacie jak równy zrównym.Ale wystarczy, by jezdziec wskoczył na siodło, a role się zmieniają; on jest jezdzcem itylko on może zacząć rozmowę. Co? szeptem zapytał Razwijar. Moglibyśmy zabrać ją z sobą.Do Czarnego Szumu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jest już za pózno,pomyślał.Za dużo świadków. Kim on dla ciebie jest? Ten chłopczyk? Siostrzeńcem.To syn siostry. Dziewczynka wytarła łzy rękawem i od razu znowuzapłakała.Auks zmarszczył czoło, wypluł na dłoń uzdrawiającą papkę.Wykręciwszy się, sięgnął dłoniądo tylnej łapy.Razwijar zauważył, że chimajryd delikatnie odwraca się do dziewczynki bokiem,jakby z jakiegoś powodu się krępował. Nigdy nie widziałem czarowników z tak bliska przyznał się Heks, przyglądając się jej. %7ływych.I zasmarkanych.Dziewczynka zagryzła wargi, powstrzymując łzy.Jej zadarty nos stał się purpurowy odpłaczu, zadrapanie na czole krwawiło.Ta dziewczynka była godna pożałowania i dlategoimperatorski mag dał się zaskoczyć, pomyślał Razwijar.* * *Mieszkańcy osady zebrali się nad wodą, a nie przy czaszy wyschniętej fontanny, gdzie zaschłana marmurze krew imperatorskiego maga.Miejscowi hodowali krzyczałki i sytuchy, dojne ptaki,których pióra i mięso ceniono nie mniej niż mleko.W zatoce, odgrodzonej Kamienną Strzałką,pływały ich całe stada.Na brzegu rzędami stały zagrody, a tuż przed nimi, na piaszczystej plaży,tutejsi mieszkańcy mieli coś w rodzaju agory.Ramię przy ramieniu stali starcy, kobiety i podrostki.W środku kręgu słuchaczy stary i bardzomłody mężczyzna krzyczeli jeden na drugiego.Pierwszy był miejscowym seniorem, drugi bratem kobiety, która nie chciała oddać dziecka z magicznymi zdolnościami.Ona sama, blada,ale dziwnie spokojna, stała obok.Malca nigdzie nie było widać. I co teraz?! Wszystkich nas poszatkują! Pozabijają, jak pozabijali naszych na Mierzei! krzyczał starzec. Co, drugiego nie urodzi? Powiedziano przecież, że w pałacu będzie żyć! Ateraz, przez nią& co się stanie?! A co się ma stać! wrzeszczał młody. Ona tego maga nie tknęła nawet palcem! A żeryczała, to co, zabronisz babie ryczeć?! Przylecą jeszcze raz, to pewne, oddamy małego, corobić& A w czym ona zawiniła?! Zawiniła Jaska powiedział ktoś. Oto i ona!Wszyscy równocześnie się odwrócili.Na brzeg wkroczył Auks z Razwijarem na grzbiecie inieszczęsną, cały czas dygocącą dziewczynką.Dzieci i podrostki, a i kobiety, wpatrzyli się w półczłowieka, nagle zapominając, po co sięzebrali i co im grozi.Razwijar siedział wyprostowany, ściskając piętami boki chimajryda.Dziewczynka szła, patrząc w ziemię.W tłumie coraz głośniej dawały się słyszeć głosy: Zjawiła się& czarodziejka& A ci, co za jedni? Mamo, zwierzoczłek! Z ogonem! Cicho powiedział Razwijar.Wpatrując się w twarze nieznajomych, obcych ludzi, widział zarysy zmarszczek na czołach,czarne kropki porów na nosach z rozdymającymi się nozdrzami, krople potu nad górną wargą.Słomiane kapelusze i białe kaptury, chustki i wstążki, błyszczące oczy z wąskimi od słońcazrenicami.Starsi byli wzburzeni.Młodsi cieszyli się z odmiany w monotonnym, nudnym życiu.Ani jeden z nich nie wiedział i nie widział tego, co dla Razwijara było jasne jak słońce nad nimi. Cicho powtórzył ostro.I pod jego spojrzeniem umilkły rozmowy i stał się rozróżnialnyszmer milknącej fali.Ludzie wpatrzyli się w niego niemal z takim samym zdziwieniem, jak przedchwilą patrzyli na półczłowieka.Nie rozumieli, dlaczego ten młody, obdarty, nikomu nieznanyobcy, przemawia do nich jakby posiadał władzę.Zamilkli zdziwieni i tym samym uznali jegoprawo do wydawania dyspozycji. Chcecie żyć to słuchajcie mnie uważnie powiedział ostro. Tam, na mierzei, stoisłup& Imperator boleje nad każdym swoim poddanym.Kto z was umie czytać?Podniosło się kilka niepewnych rąk. Wezcie tęczowy papier.Trzymajcie go w rękach, kiedy oni przylecą.To jedyna rzecz,która może was ocalić, oni nie strzelają, kiedy widzą tę tęczę.Zaczną was obwiniać, a wyprzyzywajcie na świadka Imperatora.A dzieciak&Chciał powiedzieć, że dziecko i tak przyjdzie oddać, ale się zaciął.Popatrzył w twarznieszczęsnej kobiecie i zrozumiał, że ona już się poddała, że pogodziła się z koniecznościąrozstania z malcem, który z daleka od domu stanie się wielkim magiem.Doznał chwilowegorozczarowania; czym jest życie całej osady przeciw życiu własnego, jedynego dziecka?! Dzieciaka oddamy powiedział senior głośno, wypowiadając powziętą wspólnie decyzję. Coś ty za jeden, nie wiem i wiedzieć nie chcę, może też jesteś posłańcem od Imperatora, amoże wędrownym smarkaczem! Nasze sprawy ciebie nie dotyczą.Po co dziewkę zabrałeś? Jątakże będzie trzeba oddać, niech sami osądzą!Tłum zahuczał.Teraz patrzyli na dziewczynkę, a ona ukryła twarz w dłoniach pod ciężaremtych spojrzeń.Razwijar wyprostował się jeszcze bardziej, chociaż zdawało się to prawie niemożliwe.Tubylcy krzyczeli, szeptali, zamartwiali się, złościli, ale najbardziej ze wszystkiego bali się.Ludzie, oczywiście, lekką ręką gotowi byli oddać jednego człowieka w zamian za pomyślnośćalbo chociażby życie wielu.Tylko młody mężczyzna, brat, znowu wyskoczył na środek,zaciskając pieści: Jaski nie oddam! Niech ucieka! Ona przecież nas wszystkich może& Jak tego maga!Całkowicie osadę spalić! My jej nie powstrzymamy&I błagalnie popatrzył na siostrę, jakby oczekując, że ta zacznie palić osadę właśnie teraz.Ludzie przycichli i z przerażeniem się cofnęli. Wiedziałeś o mnie? cicho zapytała dziewczynka.Brat odwrócił się: A jakże& I milczałeś ryknął starzec. Napytaliście nam biedy! Bieda dawno przyszła powiedział ktoś przez zęby. Co teraz& Jaska chociaż się z tym kryła zauważył drugi głos. A ta, z dzieciakiem swoim,rozgadała w całym okręgu, że jej malec jest czarownikiem& No i się stało! Zaczekajcie! krzyknęli z tłumu. Jeśli ona jest czarownicą, to niech ukryje osadę.Narzuci na nią takie czary, żeby nas nie znalezli!Propozycja spotkała się z zachwytem.Ludzie patrzyli na dziewczynkę, nie zauważającopuchniętego nosa i łez na jej twarzy. No dalej! Jaska, no, postaraj się! Zrób wichry nad morzem.Zrób sztorm, niech oni nie dolecą! Zrobisz to? cicho zapytała jej siostra.Dziewczynka w milczeniu zacisnęła palce.Przełknęła ślinę, ogarnęła spojrzeniem twarzewspółplemieńców.Ledwie zauważalnie potrząsnęła głową: Ja& nie mogę.Nie potrafię.Nikt mnie nie uczył& Ja nie chciałam! Ja nie potrafię!Zrobiło się cicho. Jak nie chciałaś, trzeba było cicho siedzieć rozległo się w tłumie. Po co wylazłaś, jeśli nie potrafisz? Teraz wszystkich zabiją, przez ciebie! Czarownica z łaski Szuu! Jeszcze tego nam trzeba?!Teraz się złościli.Nadzieja przepadła.Całej osadzie pozostało czekać na zemstę i patrzeć wniebo. Uciekaj i ukryj się szybko rzucił brat. Uciekaj. Dokąd ona ucieknie? Wydamy ją! Co od nas mogą jeszcze wziąć? Albo ona się nie da gromami zarzuci?! ktoś zaśmiał się histerycznie. I tak ją znajdą! A tak, choć jakaś nadzieja dla nas, a może i dla niej&Pośród tego wzburzenia, krzyku, przekleństw, parsknięć śmiechu, Razwijar siedziałnieruchomo, ściskając piętami boki Auksa, zacisnął palce na jego ramionach.Chimajryd odrobinęodwrócił głowę, zerknął, jakby na coś czekając.Kiedy jezdziec jest w siodle, jego słowo ma pierwszeństwo.Obowiązuje taka etykieta,podniesiona do rangi prawa.Jeśli idziesz pieszo razem z bratem, rozmawiacie jak równy zrównym.Ale wystarczy, by jezdziec wskoczył na siodło, a role się zmieniają; on jest jezdzcem itylko on może zacząć rozmowę. Co? szeptem zapytał Razwijar. Moglibyśmy zabrać ją z sobą.Do Czarnego Szumu [ Pobierz całość w formacie PDF ]