[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niestety, by ło już za pózno na znieczulenie, ale przeży ty właśnie stres zadziałał podobnie.Jeszcze tego samego dnia leżałam wy męczona w swoim pokoju, starając się odpocząć.Rodzina by ła szczęśliwa, kiedy przesłałam im zdjęcia dzieci.Siostra zapowiedziała, że przy jedziedo mnie w najbliższy m czasie.Nie chciałam jej mówić, że może się okazać, iż wcześniej to ja doniej przy jadę.Mark nie towarzy szy ł mi podczas porodu i aż do tej pory się nie pojawił.Niewróży ło to dobrze naszej wspólnej przy szłości.Miał prawo by ć zły.Dopiero po porodzie zrozumiałam, że przez ostatni czas my ślałam głównieo sobie.Niestety, nie zawsze postępujemy właściwie, choć bardzo by śmy tego chcieli.Aleczasem dowiadujemy się o ty m, gdy jest już za pózno.Wpatrzona w krajobraz za oknem, usły szałam ciche pukanie do drzwi.To by ł Mark.Widocznieściągnęłam go my ślami.Stał, ściskając klamkę, niepewny, jak się zachować.W prawej dłonitrzy mał bukiet różnokolorowy ch tulipanów, od jasnożółty ch poprzez różowe aż po fioletowe.Widziałam, że przebrał się w odświętną koszulę, białą z kołnierzy kiem, tę, którą tak lubiłam.Włosydotąd zmierzwione, teraz miał przy cięte i elegancko ułożone.Wy glądało na to, że dobrzespoży tkował ostatnie godziny.Miałam nadzieję, że nie chciał w ten sposób uczcić naszegopożegnania.Pomy ślałam gorzko, że zadbał, aby m zachowała o nim ładne wspomnienia, kiedywrócę do Krakowa.Przez dłuższą chwilę w milczeniu mierzy liśmy się wzrokiem.Postanowiłam przerwać tę ciszę,od której zaczy nało mi już dzwonić w uszach. Z dziećmi wszy stko w porządku.Położna je zabrała, żeby m mogła trochę odpocząć. Nic nato nie powiedział, więc konty nuowałam: Podobno tak się robi w przy padku blizniąt. Wiem odparł.Zamknął drzwi i zrobił parę kroków w moją stronę. Właśnie rozmawiałemna kory tarzu z twoim lekarzem.Zamilkłam.Pomy ślałam, że tak bardzo brakowało mi jego obecności, kiedy wróciłam z salizabiegowej i zastałam pusty pokój.Jeszcze nigdy nie czułam się taka samotna.Wolałam jednakzachować tę my śl dla siebie, to nie by ł odpowiedni moment, żeby mówić takie rzeczy. Lekarz powiedział, że dzielnie się spisałaś.Wszy stko tak szy bko się potoczy ło, że nawet niemieliśmy okazji porozmawiać na spokojnie. Uśmiechnął się samy m kącikiem ust.Podszedł jeszcze bliżej i zatrzy mał się po mojej lewej stronie.Widziałam, że walczy ze sobą,nie wiedząc, jak mi to powiedzieć.Trudno mi by ło na to patrzeć.Podejrzewałam, że nigdy mi niewy baczy, że tak długo ukry wałam przed nim prawdę.Postanowiłam mu pomóc, a zarazemukrócić nasze cierpienie. Po twoim zachowaniu wnioskuję, że to już koniec. Mój głos zabrzmiał obco. Nie musiszmówić nic więcej.Rozumiem.By łam wobec ciebie nie w porządku i bardzo cię za toprzepraszam, ale teraz nie mogę już nic na to poradzić.Wtedy my ślałam, że to rozsądne wy jście,że zatrzy muję dla siebie tę informację, dopóki się nie upewnię co do twoich uczuć.Mark wciąż milczał jak zaklęty.Próbowałam podnieść się wy żej i usiąść, opierając się napoduszkach, co nie by ło łatwe.Widząc, że sprawia mi to ból, ruszy ł mi na pomoc, ale niechciałam jej przy jąć.Musiałam by ć silna i twarda.Wy ciągnęłam dłoń w jego stronę, dając mudo zrozumienia, że sobie poradzę. My ślałam, że postępując w ten sposób, zrozumiem w końcu, że kochasz mnie naprawdę.Wy bacz, że w ciebie zwątpiłam, chociaż teraz już jest za pózno. Potarłam czoło palcami,starając się zetrzeć z niego zmęczenie, które nagle mnie przy gniotło.Mark słuchał mnie w skupieniu, a kiedy skończy łam, przy klęknął.Zaniemówiłam z wrażenia,patrząc podejrzliwie na jego twarz, na której zaczął się błąkać jakiś dziwny uśmiech. Gdy by ś chciał usiąść, to tam jest krzesło. Wskazałam na ścianę naprzeciwko drzwi.Jeszczetego brakowało, żeby teraz zasłabł.Zastanawiałam się, czy już wzy wać pielęgniarkę czypoczekać na rozwój wy darzeń.Mark nic sobie nie zrobił z moich słów.Najwy razniej by ło mu tak wy godnie.Nagle zrobił siębardzo poważny, chociaż w oczach czaiły się iskry szczęścia.Znaliśmy się na ty le dobrze, żeprzeważnie potrafiłam wy czuwać jego nastroje, ale w ty m momencie by łam zupełniezdezorientowana.Dopiero teraz zauważy łam, że coś trzy ma w mocno zaciśnięty ch palcach lewejdłoni. Joanna! W pokoju zabrzmiał jego donośny głos. Joanna! Miłości mojego ży cia! Czyuczy nisz mnie najszczęś liwszy m człowiekiem na ziemi i czy zostaniesz moją żoną?Otworzy łam szeroko oczy ze zdziwienia, usta pewnie też.Mark wy ciągał w moją stronę lewądłoń, na której znajdowało się granatowe pudełeczko.Otworzy ł wieczko i ujrzałam ślicznypierścionek z białego złota, z kilkoma delikatny mi bry lancikami otaczający mi główny kamień szafir w odcieniu bławatka.Nagłe wtargnięcie pielęgniarki zaskoczy ło nas oboje, jak również kobietę, która naty chmiastwy cofała się z pokoju, cicho zamy kając za sobą drzwi.Znowu zostaliśmy sami.Nie wierzy łam, że to dzieje się naprawdę.Jak ry ba otwierałam i zamy kałam usta, lecz niewy doby wał się z nich żaden dzwięk.W końcu wzięłam się w garść. My ślałam, że jesteś na mnie zły & wy szeptałam. Przecież cię okłamałam. Nie będę ukry wał, że wolałby m wcześniej wiedzieć o dzieciach, ale teraz to już nie maznaczenia.Wiem, że sam jestem sobie winien, i po części rozumiem twoje obawy.Ale jest jednarzecz, która nie daje mi spokoju, odkąd się dowiedziałem, że jestem ich ojcem. Zawiesił głos. Co takiego?Pochy liłam się w jego stronę, podpierając się na jednej ręce.Mark nadal klęczał na jedny mkolanie z pierścionkiem w dłoni. Nie daje mi spokoju, o czy m chciałaś ze mną porozmawiać w dniu, kiedy pojawiła się u nasVictoria.Mam dziwne przeczucie, że chciałaś mi powiedzieć o ciąży.Czy to prawda?Pokiwałam niepewnie głową. Tak.Ale kiedy mi oznajmiłeś, że planujecie zacząć wszy stko od nowa, uznałam, że nie mogęstać ci na drodze wy znałam cicho. Nie chciałam, żeby ś został ze mną wy łącznie z poczuciaobowiązku.Pragnęłam wielkiej miłości, przenikającej całe moje ciało.A ty wtedy nie mogłeśdać mi nic więcej.Zwiatło pięknie odbijało się od pierścionka. Postąpiłaś słusznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Niestety, by ło już za pózno na znieczulenie, ale przeży ty właśnie stres zadziałał podobnie.Jeszcze tego samego dnia leżałam wy męczona w swoim pokoju, starając się odpocząć.Rodzina by ła szczęśliwa, kiedy przesłałam im zdjęcia dzieci.Siostra zapowiedziała, że przy jedziedo mnie w najbliższy m czasie.Nie chciałam jej mówić, że może się okazać, iż wcześniej to ja doniej przy jadę.Mark nie towarzy szy ł mi podczas porodu i aż do tej pory się nie pojawił.Niewróży ło to dobrze naszej wspólnej przy szłości.Miał prawo by ć zły.Dopiero po porodzie zrozumiałam, że przez ostatni czas my ślałam głównieo sobie.Niestety, nie zawsze postępujemy właściwie, choć bardzo by śmy tego chcieli.Aleczasem dowiadujemy się o ty m, gdy jest już za pózno.Wpatrzona w krajobraz za oknem, usły szałam ciche pukanie do drzwi.To by ł Mark.Widocznieściągnęłam go my ślami.Stał, ściskając klamkę, niepewny, jak się zachować.W prawej dłonitrzy mał bukiet różnokolorowy ch tulipanów, od jasnożółty ch poprzez różowe aż po fioletowe.Widziałam, że przebrał się w odświętną koszulę, białą z kołnierzy kiem, tę, którą tak lubiłam.Włosydotąd zmierzwione, teraz miał przy cięte i elegancko ułożone.Wy glądało na to, że dobrzespoży tkował ostatnie godziny.Miałam nadzieję, że nie chciał w ten sposób uczcić naszegopożegnania.Pomy ślałam gorzko, że zadbał, aby m zachowała o nim ładne wspomnienia, kiedywrócę do Krakowa.Przez dłuższą chwilę w milczeniu mierzy liśmy się wzrokiem.Postanowiłam przerwać tę ciszę,od której zaczy nało mi już dzwonić w uszach. Z dziećmi wszy stko w porządku.Położna je zabrała, żeby m mogła trochę odpocząć. Nic nato nie powiedział, więc konty nuowałam: Podobno tak się robi w przy padku blizniąt. Wiem odparł.Zamknął drzwi i zrobił parę kroków w moją stronę. Właśnie rozmawiałemna kory tarzu z twoim lekarzem.Zamilkłam.Pomy ślałam, że tak bardzo brakowało mi jego obecności, kiedy wróciłam z salizabiegowej i zastałam pusty pokój.Jeszcze nigdy nie czułam się taka samotna.Wolałam jednakzachować tę my śl dla siebie, to nie by ł odpowiedni moment, żeby mówić takie rzeczy. Lekarz powiedział, że dzielnie się spisałaś.Wszy stko tak szy bko się potoczy ło, że nawet niemieliśmy okazji porozmawiać na spokojnie. Uśmiechnął się samy m kącikiem ust.Podszedł jeszcze bliżej i zatrzy mał się po mojej lewej stronie.Widziałam, że walczy ze sobą,nie wiedząc, jak mi to powiedzieć.Trudno mi by ło na to patrzeć.Podejrzewałam, że nigdy mi niewy baczy, że tak długo ukry wałam przed nim prawdę.Postanowiłam mu pomóc, a zarazemukrócić nasze cierpienie. Po twoim zachowaniu wnioskuję, że to już koniec. Mój głos zabrzmiał obco. Nie musiszmówić nic więcej.Rozumiem.By łam wobec ciebie nie w porządku i bardzo cię za toprzepraszam, ale teraz nie mogę już nic na to poradzić.Wtedy my ślałam, że to rozsądne wy jście,że zatrzy muję dla siebie tę informację, dopóki się nie upewnię co do twoich uczuć.Mark wciąż milczał jak zaklęty.Próbowałam podnieść się wy żej i usiąść, opierając się napoduszkach, co nie by ło łatwe.Widząc, że sprawia mi to ból, ruszy ł mi na pomoc, ale niechciałam jej przy jąć.Musiałam by ć silna i twarda.Wy ciągnęłam dłoń w jego stronę, dając mudo zrozumienia, że sobie poradzę. My ślałam, że postępując w ten sposób, zrozumiem w końcu, że kochasz mnie naprawdę.Wy bacz, że w ciebie zwątpiłam, chociaż teraz już jest za pózno. Potarłam czoło palcami,starając się zetrzeć z niego zmęczenie, które nagle mnie przy gniotło.Mark słuchał mnie w skupieniu, a kiedy skończy łam, przy klęknął.Zaniemówiłam z wrażenia,patrząc podejrzliwie na jego twarz, na której zaczął się błąkać jakiś dziwny uśmiech. Gdy by ś chciał usiąść, to tam jest krzesło. Wskazałam na ścianę naprzeciwko drzwi.Jeszczetego brakowało, żeby teraz zasłabł.Zastanawiałam się, czy już wzy wać pielęgniarkę czypoczekać na rozwój wy darzeń.Mark nic sobie nie zrobił z moich słów.Najwy razniej by ło mu tak wy godnie.Nagle zrobił siębardzo poważny, chociaż w oczach czaiły się iskry szczęścia.Znaliśmy się na ty le dobrze, żeprzeważnie potrafiłam wy czuwać jego nastroje, ale w ty m momencie by łam zupełniezdezorientowana.Dopiero teraz zauważy łam, że coś trzy ma w mocno zaciśnięty ch palcach lewejdłoni. Joanna! W pokoju zabrzmiał jego donośny głos. Joanna! Miłości mojego ży cia! Czyuczy nisz mnie najszczęś liwszy m człowiekiem na ziemi i czy zostaniesz moją żoną?Otworzy łam szeroko oczy ze zdziwienia, usta pewnie też.Mark wy ciągał w moją stronę lewądłoń, na której znajdowało się granatowe pudełeczko.Otworzy ł wieczko i ujrzałam ślicznypierścionek z białego złota, z kilkoma delikatny mi bry lancikami otaczający mi główny kamień szafir w odcieniu bławatka.Nagłe wtargnięcie pielęgniarki zaskoczy ło nas oboje, jak również kobietę, która naty chmiastwy cofała się z pokoju, cicho zamy kając za sobą drzwi.Znowu zostaliśmy sami.Nie wierzy łam, że to dzieje się naprawdę.Jak ry ba otwierałam i zamy kałam usta, lecz niewy doby wał się z nich żaden dzwięk.W końcu wzięłam się w garść. My ślałam, że jesteś na mnie zły & wy szeptałam. Przecież cię okłamałam. Nie będę ukry wał, że wolałby m wcześniej wiedzieć o dzieciach, ale teraz to już nie maznaczenia.Wiem, że sam jestem sobie winien, i po części rozumiem twoje obawy.Ale jest jednarzecz, która nie daje mi spokoju, odkąd się dowiedziałem, że jestem ich ojcem. Zawiesił głos. Co takiego?Pochy liłam się w jego stronę, podpierając się na jednej ręce.Mark nadal klęczał na jedny mkolanie z pierścionkiem w dłoni. Nie daje mi spokoju, o czy m chciałaś ze mną porozmawiać w dniu, kiedy pojawiła się u nasVictoria.Mam dziwne przeczucie, że chciałaś mi powiedzieć o ciąży.Czy to prawda?Pokiwałam niepewnie głową. Tak.Ale kiedy mi oznajmiłeś, że planujecie zacząć wszy stko od nowa, uznałam, że nie mogęstać ci na drodze wy znałam cicho. Nie chciałam, żeby ś został ze mną wy łącznie z poczuciaobowiązku.Pragnęłam wielkiej miłości, przenikającej całe moje ciało.A ty wtedy nie mogłeśdać mi nic więcej.Zwiatło pięknie odbijało się od pierścionka. Postąpiłaś słusznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]