[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maciej nieznacznie wzruszył ramionami i z nieukrywaną nieżyczliwością spojrzał mu w oczy. O czymże my możemy ze sobą mówić? Po prostu porozmawiać.Pomijając już sprawy interesów.które.o których. Proszę pana, pani hrabina zapowiedziała na jutro przyjazd adwokata.O interesachbędziemy mówili z adwokatem.Hrabia pojednawczo kiwnął głową. Oczywiście. Więc?. O, niech pan nie sądzi, że nie zdaję sobie sprawy z tych rzeczy.Jestem pańskimdłużnikiem.To jasne.Ale przecie nie ja tu zawiniłem w tej potwornej sprawie.Chybaobiektywnie przyzna pan, że mojej winy tu nie było? Chętnie przyznaję. Właśnie, a odnoszę wrażenie, że ma pan do mnie żal, niechęć.Sprawia mi to tymwiększą przykrość, żeśmy przecie przed laty byli przyjaciółmi.Uczyliśmy się razem.Byliśmynawet, o ile pamiętam, po imieniu.Maciej uśmiechnął się zjadliwie. Ach, przypomniał pan to sobie?. Nie zapomniałem o tym nigdy zapewniał Gogo, udając, że nie dostrzega ironii.Wprawdzie to dawne czasy, i takie dziecinne czy chłopięce przyjaznie z natury rzeczy musząmijać, zanikać, zmieniać się.Ale nie widzę powodu, by w jakichkolwiek, nawet w całkowicieodwróconych sytuacjach po przyjazni miała zostawać antypatia czy wzajemna niechęć.30 Toteż spokojnie odpowiedział Maciej między nami nie ma mowy o niechęciwzajemnej. Jak to mam rozumieć? Przecie ja daję panu dowód, że nie żywię doń niechęci. O, pan nawet objawia wyrazną chęć.Ale ja mam do pana niechęć.Powiedział to głośniej i z nienawiścią spojrzał mu w oczy.Gogo zaczerwienił się.Jeszczenigdy nie czuł się tak poniżony, tak upokorzony.Czekał tu nań w parku w niejasnej nadziei,że zdoła z tym człowiekiem nawiązać jakiś kontakt, że dzięki wymowie i swemu talentowitowarzyskiemu potrafi odzyskać sympatię tego prostaka.Umyślnie wybrał moment popogrzebie, licząc na to, że przeciwnik pod wpływem wzruszenia będzie podatniejszy.Izawiódł się.Widział teraz swoją przegraną na całej linii. Stawia pan sprawę naszych stosunków aż nazbyt ostro. Ja ją tak stawiam?. zaśmiał się Maciej. O, nie, proszę pana! Pan ją takpostawił.Może mi pan wierzyć, że czekałem pańskiego przyjazdu z większą niecierpliwościąniż inni.Chce pan szczerości, to będę szczery.Tak, czekałem.Bo to ja pamiętałem o tym, żebyliśmy towarzyszami, dobrymi towarzyszami w dzieciństwie i nawet pózniej.Co tam, niespodziewałem się, że wrócimy do dawnej zażyłości.Gdzie mnie, marnemu oficjaliście, dohrabiego, mnie, samoukowi i prostakowi, do pana.Ale myślałem sobie: ot, będę miał kogoś, zkim można pogadać, zwierzyć się ze swych myśli, kogoś znacznie mądrzejszego ażyczliwego.Kto będzie wiedział, że ma we mnie uczciwego i całym sercem oddanegopracownika.Tylko niech pan nie sądzi, że liczyłem na jaki awans.Uchowaj Boże.Ja tam niezgodziłbym się nawet rządcą zostać.Nie miałem ani takich ambicji, ani nie interesowało mnieto.Marzyłem0 tym, że w dawnym towarzyszu znajdę życzliwego przewodnika, światłego opiekuna.Bo przecie tu nikogo nie miałem, komu bym mógł chociażby to moje wierszoklectwopokazać, zapytać, poradzić się.No1 przyjechał pan.I z miejsca jak psa, kopniakiem! I drwinki, i śmieszki.Nich pan niemówi, że nie wiedział pan, jak to mnie boli.Bo pan wiedział.A ja zrozumieć nie mogłem, oco panu chodzi, za co to.Machnął ręką i dodał: Pewno mścił się pan za to, że kiedyś ośmieliłem się być pańskim przyjacielem.Możechciał się pan odgrodzić od sługusa, by nie odważył się na poufałość.Nie wiem.I to już mnienie obchodzi.Dość, że to pan rak między nami postawił sprawę.I niepotrzebnie to wszystkomówię, bo pan sam doskonale wie.Gogo słuchał zagryzając wargi.Coraz wyrazniej rozumiał, że na żadne ustępstwa ze stronytego człowieka liczyć nie może. Wiem inną rzecz powiedział z pewną wyniosłością. Wiem, że to pan terazbędzie mścił się na mnie.Maciej zdziwił się. Ja? Na panu.Ani zamiaru nie mam, ani możliwości.Cóż ja panumogę zrobić?.Przecie jest pan człowiekiem ode mnie niezależnym.Ale zapewniam pana,że gdyby pan nawet zamierzał Maciej zaśmiał się zostać w Prudach na moim miejscu,jako pisarz prowentowy, nie robiłbym panu żadnych szykan.Mógłby pan śmiało pisaćwiersze.Nie zaglądałbym panu do zeszytów.I nie wyśmiewałbym tych wierszy przed pannąKatarzyną.Przed moją kuzynką panną Katarzyną!Gogo dostrzegł w jego oczach wyraz pogardy i nienawiści.Był na siebie wściekły, żesprowokował rozmowę.Z godnością skinął głową. Dziękuję panu za wyjaśnienia, które mi w zupełności wystarczą, i za propozycję, zktórej niestety nie skorzystam.A teraz muszę pana już pożegnać.Odwrócił się i starając się iść jak najwolniej, skierował się do pałacu.31Tegoż wieczora pani Matylda wezwała Macieja.Gdy zjawił się, oświadczyła mu, że firma Plon Wielkopolski" telefonowała przed chwilą z zapytaniem, czy z Prudów nie mogłabynabyć trzech wagonów pszenicy z natychmiastową dostawą.Cenę dają dobrą, o półtorazłotego na metrze wyższą od notowań giełdy zbożowej.Administrator, pan Ziembiński, jestzdania, że należy sprzedać, sama zaś pani Matylda uważała, że lepiej poczekać, bo ceny jejzdaniem pójdą w górę. Ponieważ ty jesteś właścicielem Prudów zakończyła więc do ciebie należydecyzja.Był tym zaskoczony i zmieszany.Dotychczas całą zmianę swojej sytuacji ujmował jakbyteoretycznie, abstrakcyjnie.Teraz po raz pierwszy odczuł jej realny dotyk.Nie był do tegoprzygotowany.Zresztą cała sprawa była dlań tak obojętna dlatego, że nie miał o niej żadnegozdania.Toteż zupełnie szczerze zrzekł się decyzji. Będziesz jednak musiał, mój synu powiedziała pani Matylda stopniowozapoznawać się z tymi rzeczami.I pożegnała go pocałunkiem w czoło.Nazajutrz z rana przyjechał mecenas Himler.Był to gruby, stary jegomość o astmatycznymgłosie.Rogowe okulary i mocno kraciaste babranie nadawały mu wygląd amerykańskiegobusinessmana, co jeszcze bardziej podkreślone było żywymi ruchami i głośnym śmiechem.Swoją powierzchownością, hałaśliwym sposobem bycia i przebiegłymi, świdrującymioczkami działał pani Matyldzie na nerwy, ale ceniła go jako świetnego prawnika i jakouczciwego człowieka, któremu można było wybaczyć tę amerykańską stylizację.Zresztąmiała ona i dobrą stronę.Dzięki niej mecenas Himler zaliczyć się mógł śmiało do tegogatunku adwokatów, którzy nie wdają się w długie a niepotrzebne rozmowy, orientują się odrazu i szybko badają każdą sprawę, nie ociągając się z wnioskami.Tak było i w tym wypadku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Maciej nieznacznie wzruszył ramionami i z nieukrywaną nieżyczliwością spojrzał mu w oczy. O czymże my możemy ze sobą mówić? Po prostu porozmawiać.Pomijając już sprawy interesów.które.o których. Proszę pana, pani hrabina zapowiedziała na jutro przyjazd adwokata.O interesachbędziemy mówili z adwokatem.Hrabia pojednawczo kiwnął głową. Oczywiście. Więc?. O, niech pan nie sądzi, że nie zdaję sobie sprawy z tych rzeczy.Jestem pańskimdłużnikiem.To jasne.Ale przecie nie ja tu zawiniłem w tej potwornej sprawie.Chybaobiektywnie przyzna pan, że mojej winy tu nie było? Chętnie przyznaję. Właśnie, a odnoszę wrażenie, że ma pan do mnie żal, niechęć.Sprawia mi to tymwiększą przykrość, żeśmy przecie przed laty byli przyjaciółmi.Uczyliśmy się razem.Byliśmynawet, o ile pamiętam, po imieniu.Maciej uśmiechnął się zjadliwie. Ach, przypomniał pan to sobie?. Nie zapomniałem o tym nigdy zapewniał Gogo, udając, że nie dostrzega ironii.Wprawdzie to dawne czasy, i takie dziecinne czy chłopięce przyjaznie z natury rzeczy musząmijać, zanikać, zmieniać się.Ale nie widzę powodu, by w jakichkolwiek, nawet w całkowicieodwróconych sytuacjach po przyjazni miała zostawać antypatia czy wzajemna niechęć.30 Toteż spokojnie odpowiedział Maciej między nami nie ma mowy o niechęciwzajemnej. Jak to mam rozumieć? Przecie ja daję panu dowód, że nie żywię doń niechęci. O, pan nawet objawia wyrazną chęć.Ale ja mam do pana niechęć.Powiedział to głośniej i z nienawiścią spojrzał mu w oczy.Gogo zaczerwienił się.Jeszczenigdy nie czuł się tak poniżony, tak upokorzony.Czekał tu nań w parku w niejasnej nadziei,że zdoła z tym człowiekiem nawiązać jakiś kontakt, że dzięki wymowie i swemu talentowitowarzyskiemu potrafi odzyskać sympatię tego prostaka.Umyślnie wybrał moment popogrzebie, licząc na to, że przeciwnik pod wpływem wzruszenia będzie podatniejszy.Izawiódł się.Widział teraz swoją przegraną na całej linii. Stawia pan sprawę naszych stosunków aż nazbyt ostro. Ja ją tak stawiam?. zaśmiał się Maciej. O, nie, proszę pana! Pan ją takpostawił.Może mi pan wierzyć, że czekałem pańskiego przyjazdu z większą niecierpliwościąniż inni.Chce pan szczerości, to będę szczery.Tak, czekałem.Bo to ja pamiętałem o tym, żebyliśmy towarzyszami, dobrymi towarzyszami w dzieciństwie i nawet pózniej.Co tam, niespodziewałem się, że wrócimy do dawnej zażyłości.Gdzie mnie, marnemu oficjaliście, dohrabiego, mnie, samoukowi i prostakowi, do pana.Ale myślałem sobie: ot, będę miał kogoś, zkim można pogadać, zwierzyć się ze swych myśli, kogoś znacznie mądrzejszego ażyczliwego.Kto będzie wiedział, że ma we mnie uczciwego i całym sercem oddanegopracownika.Tylko niech pan nie sądzi, że liczyłem na jaki awans.Uchowaj Boże.Ja tam niezgodziłbym się nawet rządcą zostać.Nie miałem ani takich ambicji, ani nie interesowało mnieto.Marzyłem0 tym, że w dawnym towarzyszu znajdę życzliwego przewodnika, światłego opiekuna.Bo przecie tu nikogo nie miałem, komu bym mógł chociażby to moje wierszoklectwopokazać, zapytać, poradzić się.No1 przyjechał pan.I z miejsca jak psa, kopniakiem! I drwinki, i śmieszki.Nich pan niemówi, że nie wiedział pan, jak to mnie boli.Bo pan wiedział.A ja zrozumieć nie mogłem, oco panu chodzi, za co to.Machnął ręką i dodał: Pewno mścił się pan za to, że kiedyś ośmieliłem się być pańskim przyjacielem.Możechciał się pan odgrodzić od sługusa, by nie odważył się na poufałość.Nie wiem.I to już mnienie obchodzi.Dość, że to pan rak między nami postawił sprawę.I niepotrzebnie to wszystkomówię, bo pan sam doskonale wie.Gogo słuchał zagryzając wargi.Coraz wyrazniej rozumiał, że na żadne ustępstwa ze stronytego człowieka liczyć nie może. Wiem inną rzecz powiedział z pewną wyniosłością. Wiem, że to pan terazbędzie mścił się na mnie.Maciej zdziwił się. Ja? Na panu.Ani zamiaru nie mam, ani możliwości.Cóż ja panumogę zrobić?.Przecie jest pan człowiekiem ode mnie niezależnym.Ale zapewniam pana,że gdyby pan nawet zamierzał Maciej zaśmiał się zostać w Prudach na moim miejscu,jako pisarz prowentowy, nie robiłbym panu żadnych szykan.Mógłby pan śmiało pisaćwiersze.Nie zaglądałbym panu do zeszytów.I nie wyśmiewałbym tych wierszy przed pannąKatarzyną.Przed moją kuzynką panną Katarzyną!Gogo dostrzegł w jego oczach wyraz pogardy i nienawiści.Był na siebie wściekły, żesprowokował rozmowę.Z godnością skinął głową. Dziękuję panu za wyjaśnienia, które mi w zupełności wystarczą, i za propozycję, zktórej niestety nie skorzystam.A teraz muszę pana już pożegnać.Odwrócił się i starając się iść jak najwolniej, skierował się do pałacu.31Tegoż wieczora pani Matylda wezwała Macieja.Gdy zjawił się, oświadczyła mu, że firma Plon Wielkopolski" telefonowała przed chwilą z zapytaniem, czy z Prudów nie mogłabynabyć trzech wagonów pszenicy z natychmiastową dostawą.Cenę dają dobrą, o półtorazłotego na metrze wyższą od notowań giełdy zbożowej.Administrator, pan Ziembiński, jestzdania, że należy sprzedać, sama zaś pani Matylda uważała, że lepiej poczekać, bo ceny jejzdaniem pójdą w górę. Ponieważ ty jesteś właścicielem Prudów zakończyła więc do ciebie należydecyzja.Był tym zaskoczony i zmieszany.Dotychczas całą zmianę swojej sytuacji ujmował jakbyteoretycznie, abstrakcyjnie.Teraz po raz pierwszy odczuł jej realny dotyk.Nie był do tegoprzygotowany.Zresztą cała sprawa była dlań tak obojętna dlatego, że nie miał o niej żadnegozdania.Toteż zupełnie szczerze zrzekł się decyzji. Będziesz jednak musiał, mój synu powiedziała pani Matylda stopniowozapoznawać się z tymi rzeczami.I pożegnała go pocałunkiem w czoło.Nazajutrz z rana przyjechał mecenas Himler.Był to gruby, stary jegomość o astmatycznymgłosie.Rogowe okulary i mocno kraciaste babranie nadawały mu wygląd amerykańskiegobusinessmana, co jeszcze bardziej podkreślone było żywymi ruchami i głośnym śmiechem.Swoją powierzchownością, hałaśliwym sposobem bycia i przebiegłymi, świdrującymioczkami działał pani Matyldzie na nerwy, ale ceniła go jako świetnego prawnika i jakouczciwego człowieka, któremu można było wybaczyć tę amerykańską stylizację.Zresztąmiała ona i dobrą stronę.Dzięki niej mecenas Himler zaliczyć się mógł śmiało do tegogatunku adwokatów, którzy nie wdają się w długie a niepotrzebne rozmowy, orientują się odrazu i szybko badają każdą sprawę, nie ociągając się z wnioskami.Tak było i w tym wypadku [ Pobierz całość w formacie PDF ]