[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu było główne zgromadzenie dusz,tutaj spotykały się, tu rozmawiały ze sobą, cicho, beznamiętnie, niby jakimśświergotem ptasząt albo ćwierkaniem świerszczy.Ani radości, ani bólu nie byłowidać na ich twarzach, ale także ani śladu nudy.Czytało się na nich nieobecnośćjakiego bądz poruszającego duszę uczucia.Herakles dojrzał tu wielu znajomych,jego za to nie poznał nikt.Po chwili dał się słyszeć lekki tętent; Herakleszdumiony obrócił się w stronę, skąd dobiegał - czyliż tu są i jezdzcy? Nie, tobył centaur Chejron.Herakles wyciągnął ku niemu rękę, on jednak spojrzałobojętnie i pomknął dalej.- Smutno mi - rzekł Herakles - że mnie nikt z nich nie poznaje.Czemu totak ?- Ayk ciepłej krwi powraca im pamięć - odpowiedział Hermes.- Gdyby choćjeden z nich był ci potrzebny, przyprowadzilibyśmy tutaj czarną owcę izarżnęlibyśmy ją w taki sposób, żeby krew ściekła w umyślnie przygotowaną jamę;dusze zleciałyby się wtedy na zapach krwi.Co zaś do Chejrona, to możesz uprosićPersefonę, aby przyjęła go do orszaku błogosławionych swojego raju.Nie był coprawda wtajemniczonym, ale zacnym życiem zasłużył na tę nagrodę, a twoja prośbamoże zastąpić wtajemniczenie.Herakles postanowił sobie w duchu, że niewątpliwie to uczyni, i zamyślił sięnad drogami sprawiedliwości zagrobowej: o wtajemniczeniu i zasłudze, oskuteczności prośby, opieki, miłości.Za asfodelową łąką wznosił się dworzec,widocznie siedziba władców podziemnego królestwa.Ale Hermes zaprowadził swojegogościa dalej, ku rzece, która z gniewem toczyła czarne fale w spadzistymkorycie.W pewnym miejscu urywało się ono nagle w przepaść, z daleka słychać jużbyło huk ciężko walących się wód.201 - To Styks - mówił Hermes - trzecia rzeka piekieł, woda strasznej przysięgidla bogów.Dlaczego jest taka, zrozumiesz, skoro zobaczysz miejsce, gdzie wpada.Zaprowadził go dalej, aż doszli do skraju przepaści.Urwisko było takstraszne, że nawet kozica nie odważyłaby się go przebiec, ale Hermes uniósłHeraklesa i szybując z nim razem w pustce, lekkimi kołami spuścił się na dnootchłani.Zgasł tu już ostatni ślad dziennego półświatła, dookoła czerniałagłęboka noc.Za to w dali ukazał się inny, czerwony poblask.- Gdzie jesteśmy? - zapytał Herakles.- W sednie Hadesowego królestwa - odrzekł mu Hermes - otchłani grzechów imąk.Rzeka płomieni, do której dochodzimy w czerwonym łożysku, to Pyriflegeton;tamta, od której przez mgły wieje lodem, to Kokytos.W Pyriflegetonie cierpiąmęki cielesne grzesznicy zezwierzęciali, którzy zagłuszyli w sobie duszęwystępkami; w Kokytosie doświadczają mąk duchowych ci, co zatruli duszę żywotemniesprawiedliwym.- Czy wieczne są te męki? - zapytał Herakles czując, że drży.- Nie dla wszystkich.Ci, którzy zmazali się ciężkim przestępstwem, a jednaknie do cna jeszcze zabili w sobie duszę, otrzymują zezwolenie raz do rokupopłynąć Styksem na jezioro Acheronu.Tutaj spotykają się z nimi ci, przeciwktórym oni zawinili.Przed spotkaniem piją nieco krwi, aby odzyskać utraconąpamięć.Winni muszą teraz błagać ich o odpuszczenie.Jeżeli wyprosząodpuszczenie, idą z nimi razem, zażywszy Lety, na asfodelowe błonie.Gdy niezostało im darowane, wracają na to miejsce na nowy rok kazni.I znowu zadumał się Herakles nad zbawczą siłą prośby i miłości.Posuwali sięzwolna, niżej coraz a niżej, ku coraz nowym miejscom katuszy.Wielu tam znalazłznajomych swoich z ziemi i jego poznał niejeden - ci bowiem nie pili z rzekiZapomnienia.Na samym dnie był lejek, spuścili się weń i znowu pogrążyli wkrólestwo czarnej nocy.Nagle Herakles poczuł, że chociaż nie zmienili kierunku,jednak już nie spuszczają się, lecz podnoszą, i to bystro.Wrażenie pochodziłostąd, że Hermes podpierał go swoim krzepkim ramieniem.Z daleka zamajaczyło coś jakby światło - nie zwykła czerwień, ale raczejdziwne rozwidnienie; im bliżej, im bardziej pięli się w górę, tym stawało sięwyrazniejsze, chociaż chwilami przeplatało się z mrokiem.Wreszcie,przewędrowawszy widocznie długie dni i noce, wydobyli się na powierzchnię, takąsamą jak nasza otwartą przestrzeń świata, z takim samym jak u nas słońcem nadgłowami.A jednak to nie była nasza ziemia; inne drzewa, inne trawy, i ptakiinaczej śpiewają, i kwiaty nie tak jakoś pachną.A przecież wszystko zanosi sięod śpiewu, wszystko wonieje, wszędzie rozlane jest błogosławieństwo.202Herakles znał już wybrańców Demetry i Kory, zwiewne cienie, które przepływająbezszelestnym lotem pod koronami zielonych drzew, rozkoszując się korowodamidziewic, upajając się pieśnią natchnionych śpiewaków.Oto mija liczniejszy nadinne orszak: Orfeusz śpiewa mu o Eurydyce, o swoim kochaniu, które pokonałośmierć.Lecz Hermes nie pozwala podsunąć się:- Z daleka patrz! Z daleka uważaj! Nie dla ciebie to ubłogosławienie, ciebieczeka inne, jeżeli nie padniesz śród drogi.Czy Hermes to mówi? Nie, on sam to czuje.Z daleka! z daleka! Kto jest ówdostojny starzec z białą brodą, który mu ręką daje znak przyjaznegopozdrowienia? Toś ty, Amfitrionie? Ale któż to jest przy nim owa młoda,przecudna kobieta w białej odzieży, która szuka go tkliwym spojrzeniemślicznych, smutnych oczu? Ona? Czyż to być może! - Dejaniro.tyś tutaj?Hermes stoi tuż obok niego, nie trzyma go za rękę.- Z daleka! z daleka!Czy Hermes to szepnął, czy on sam sobie w myśli ? Okropne doświadczenie! Alepowinność zwycięża.Idą w dalszą drogę.Znowu błonia i błonia, znowu rzeszebłogosławionych.Oto słońce zapada, noc dookoła, nieprzebyta noc.Straszna była pokusa, lecz nie mniej straszna jest siła, która wypełnia muduszę.- Słuchaj - mówi do Hermesa.- W Eleusis rozum mój przejrzał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl