[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Melliel nie było nic kobiecego, zwyjątkiem głosu: nawet gdy burczała coś na powitanie, słychać byłomuzykę.Czasem w czasie wojny śpiewała przy ognisku i jej muzycznehistorie były jedną z nielicznych dobrych rzeczy w obozie wojennym.Przebywała w stolicy do wczoraj.Teraz znajdowała się wśród tychBastardów, zmierzających na zachód, ku mgłom i tajemnicom krain, wktórych zaginęli zwiadowcy.Jak gdyby Imperium nie straciło już dośćżołnierzy w ostatnich bitwach tej wojny.Wszystkie armie spłynęłykrwią, ale żadna nie ucierpiała dotkliwiej niż Bastardzi.- Oczywiście, że wysłał Bastardów - syknęła Liraz, kiedy usłyszałao tej misji.- A kogo obchodzi, czy bękarci wrócą?Ale Melliel cieszyła się, że wyrusza, ulżyło jej uwolnienie się zpajęczej sieci, jaką było Astrae.To ona wyjaśniła im, co jeszcze stałosię w Wieży Triumfu, kiedy Szczerbulce już wisiały.- Spowite w całun ciało zostało.usunięte.przez bramę Tav tegosamego ranka.- Tav była ostatnią z bram w Wieży.Służyła tylko jakowyjście, konkretnie mówiąc podziemny rynsztok, którym odpadywędrowały prosto do morza.Akiva napiął się cały.- Kto?Melliel zacisnęła szczęki. - Nie wiadomo na pewno, ale.Najwyrazniej nikt nie pomyślał ozwolnieniu eskorty haremu.Czekali przez dwie godziny przez bramąAlef, zanim służący zauważył ich i odesłał.Akiva odebrał tę informację najpierw w żołądku, a zaraz pózniej wpięściach, palący odruch kazał mu zacisnąć je tak mocno, że rozbolałygo przedramiona.Liraz wydała zduszonych okrzyk, Hazael zacząłoddychać chrapliwie i gwałtownie odszedł, sypiąc iskrami.Zatrzymałsię i wrócił.Jego jasna zwykle twarz była czerwona.Liraz się trzęsła, apięści zacisnęła tak samo mocno, jak Akiva.Eskorta haremu to była procesja Srebrnomieczych, którzyprowadzili kochanki do łoża imperatora i z powrotem. Obowiązekparadny", jak go nazywali.Matka Akivy pokonała tę trasę wiele lattemu, kto wie, ile razy, za którymś razem wracając z zaczątkiem jego wbrzuchu.Matki Liraz i Hazaela też tamtędy szły, matka Melliel takżeoraz nieznane zastępy innych dziewcząt i kobiet.Wyglądało na to, żetego ranka, gdy odbyła się egzekucja, kochanka, która powinna byłaprzejść przez bramę Alef, opuściła wieżę przez wyjście Tav. Spotkało ją coś potwornego", Akiva usłyszał w głowie okrutny,prowokujący głos ojca, kiedy po raz pierwszy wolno mu było z nimporozmawiać.Czy ciało jego matki także odesłano przez bramę Tav?Nagle poczuł się bardzo zmęczony.Dlaczego życie było tak bez-litośnie wstrętne? Wojna się skończyła, ale obydwie strony wciążwyrzynały cywilów, imperator od niechcenia zabijał w swojej sypialnikonkubiny, a bękartów wysyłał w nieznane, na pastwę nowych wojen.Na świecie nie było nic dobrego, nic a nic.A teraz, kiedy nawet jegowspomnienia zostały zbrukane, Akiva czuł się, jakby spadał.Mówiła serio? Naprawdę nigdy mu nie ufała? Chciał zaprzeczyć,przecież pamiętał.Pamiętał dnie - i noce - wyrazniej niż jakiekolwiekinne w życiu; to, jak wtulała się w niego przez sen, jak budziła się, a najego widok jej brązowe oczy się rozświetlały.Nawet na szafocie ipózniej w Marrakeszu, kiedy rozwidlona kostka została jużprzełamana, ale ona jeszcze wszystkiego nie zrozumiała.Zanim dowiedziała się, co zrobił.Może widział tylko to, co chciał widzieć.Zresztą, to i tak nie miałojuż znaczenia.W jej oczach nie było światła ani dla niego, ani, cogorsza, dla nikogo. Rankiem, kiedy Melliel wyruszała ze swoimi żołnierzami, Akivastał razem z Liraz i Hazaelem na murach obronnych.Jakaś część niegochciała iść z nimi, w mgły, w tajemnice, w ślad za zaginionymioddziałami, zobaczyć Dalekie Wyspy, może nawet poznać tę, którawysłała do imperatora tak szaloną wiadomość.Ale jego miejsce było tutaj, po tej stronie świata.Tu było jegozadanie i jego pokuta, tu miał zrobić to, co obiecał Karou, czyliwszystko i cokolwiek.Czym było wszystko? Czym było cokolwiek?Wiedział, ale wydawało się to piętrzyć przed nim ogromne iniezwyciężone jak góry na południu.Bunt.Tam, w świątyni, z Madrigal, wszystko wydawało się możliwe.Aleczy było? Czy w swoich zastępach znajdzie zrozumienie? Wiedział, żew szeregach rodzą się sprzeciw i cicha desperacja.Myślał o Noamieprzy akwedukcie, pytającym z pasją, kiedy to wszystko się skończy.Było więcej takich jak on, ale byli też ci, którzy uwzględniali kobiety idzieci w swoim rejestrze mordów i śmiali się, czekając, aż wyschnietusz.Tak będzie zawsze, zawsze będą dwa typy żołnierzy.Jak miałznalezć tych dobrych, jakich zwerbować, powierzyć tajemnicę ipoświęcić się żmudnemu i niewdzięcznemu zadaniu szykowaniabuntu? Oddziały Melliel były już tylko lśniącym punktem nahoryzoncie.Skaliste wybrzuszenie cypla zasłaniało morze, ale wpowietrzu czuć było jego krystaliczny zapach, a niebo byłobezchmurne i ogromne.W końcu ich bękarccy bracia zniknęli.- Co teraz? - spytała Liraz i odwróciła się do nich.Nie wiedział, co ma na myśli.Liraz.Wciąż nie wiedział, co myśleć osiostrze.Do zwoływania ptaków i uwolnienia Kirina podeszła nieufnie,ale od czasu jego powrotu z obozu buntowników wydawała siębardziej niż kiedykolwiek czujna i skupiona.Kiedy rozeszła się wieść,że chimery przypuściły kontratak na cywilów, bał się, że będzienalegała na zdradzenie ich kryjówki zwierzchnikom.Gorzała w niej niezmordowana energia, a ze skrzydeł opadały jejiskry, gdy chodziła tam i z powrotem.- Jak powinno się zacząć? - spytała.Zatrzymała się, wpatrzyła się wniego i podniosła ręce.Czarne dłonie.- Powiedziałeś, że wystarczyzacząć.Więc od czego zaczniemy? Początek? Litość rodzi litość, powiedział jej Akiva.Nie wiedział, coodpowiedzieć.- Masz na myśli.- Harmonię z potworami? - dokończyła.- Nie wiem.Ale wiem, żemam dość wypełniania rozkazów takich ludzi, jak Jael i Joram.Wiem,że co wieczór jakaś dziewczyna musi przejść przez podniebny most iwie, że nikt jej nie pomoże.To są nasze matki.-Mówiła gorzko.-Jesteśmy mieczami, mówią nam, a miecz nie ma matki ani ojca, ale jakiedyś miałam matkę, a nie pamiętam nawet jej imienia.Nie chcę jużbyć kimś takim.- Znów podniosła ręce.-Zrobiłam rzeczy.- Głos jejsię załamał.Hazael przytulił ją.- Wszyscy zrobiliśmy, Lir.Pokręciła głową.Oczy miała szeroko otwarte i jasne.Ale nie było wnich łez, nie w oczach Liraz.- Nie tak jak ja.Ty nie mógłbyś.Ty jesteś dobry.Obydwaj jesteścielepsi niż ja.Pomagaliście im, prawda? A ja.A ja.- Zamilkła.Akiva wziął jej dłonie w swoje ręce, zakrył czarne znaki, żeby niemusiała już na nie patrzeć.Pamiętał, co wiele lat temu powiedziała muMadrigal, trzymając dłoń na jego sercu, a on nakrył ją swoją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl