[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego drugi koniec owinięty był wokół belkiprzedniego zawieszenia wywróconego pick-upa.Reacher domyślił się,że tym, którzy zaczepili łańcuch, chodziło o to, by wywróconego pick-upa postawić na kołach, a następnie wyciągnąć z rowu.Ale geometriaprzysparzała trochę kłopotów.Łańcuch musiał być krótki, ponieważdroga była wąska.Jego krótkość oznaczała jednak, że przód pick-upaopadnie na tył półtonówki – chyba że półtonówka będzie przez całyczas w odpowiednim tempie przesuwała się do przodu.I nie wpadniedo rowu po drugiej stronie.Zapowiadał się misterny motoryzacyjny ba-let.W zdarzeniu uczestniczyło trzech mężczyzn.Jeden siedziałskołowany na poboczu, z łokciami na kolanach i spuszczoną głową.Re-acher domyślił się, że to kierowca wywróconego pick-upa, nadaloszołomiony po wypadku i być może nadal pijany lub naćpany, ewen-tualnie jedno i drugie.Pozostali dwaj byli jego ratownikami.Jeden sie-dział w szoferce półtonówki, z łokciem w oknie, oglądając się do tyłu, adrugi chodził z jednej strony na drugą, szykując się do operacji.Historia, która zdarza się każdego dnia, uznał Reacher.Albo każdejnocy.Za dużo piw, za dużo maryśki albo za dużo jednego i drugiego, apotem ciemna kręta droga, za szybko wzięty zakręt, wdepnięty w pani-ce hamulec, zablokowane tylne koła, być może oblodzony kawałek as-faltu, poślizg i lądowanie w rowie.A później gramolenie się nazewnątrz, zjazd w dół po karoserii, dzwonienie z komórki i czekanie nażyczliwych przyjaciół.Nic szczególnego, jakkolwiek na to spojrzeć.Praktycznie rutyna.Mimo geometrycznych trudności miejscowi zachowywali się, jakby wie-dzieli, co robią.Może robili to już wcześniej, niewykluczone, że wielerazy.Reacher i Turner musieli tylko poczekać pięć minut.Może dzie-sięć.I na tym koniec.Ale nagle okazało się, że to nie koniec.Oszołomiony facet na poboczu zdał sobie powoli sprawę, że poja-wiły się nowe światła.Mrużąc oczy, spojrzał na drogę, i odwrócił odnich wzrok.A potem spojrzał jeszcze raz.Dźwignął się na nogi i dał krok w ich stronę.– To bryka Billy’ego Boba – powiedział.Dał kolejny krok, a potem jeszcze jeden, zmierzył groźnym wzro-kiem Turner i Reachera, tupnął w ziemię i machnął ręką, jakby przega-niał olbrzymią chmurę owadów.– Co wy w niej robicie?! – ryknął.Co zabrzmiało jak „Cywy nym orbicie”, może wskutek braków wuzębieniu, może pod wpływem wypitej gorzały, może w wynikuoszołomienia albo wszystkich tych powodów jednocześnie.Reacher niemiał pewności.Chwilę później facet, który miał kierować całą operacją,również się nimi zainteresował, a facet, który siedział w szoferce, wy-siadł i wszyscy trzej sformowali nierówny krąg mniej więcej trzy metryprzed przednim zderzakiem corvette.Wszyscy byli żylaści i ogorzali.Wszyscy w niebieskich dżinsach, wysokich butach i roboczych flanelo-wych koszulach włożonych na nieokreślonego koloru bluzy.Wszyscymieli na głowach wełniane czapki.Skołowany facet miał może metr sie-demdziesiąt wzrostu, facet kierujący operacją może metr siedemdziesiątpięć, a kierowca półtonówki metr osiemdziesiąt pięć.Niczym rozmiaryS, M i L w katalogu wiejskiej odzieży.Przeznaczonym dla niezbytzamożnej klienteli.– Przejedź ich – syknął Reacher.Turner nie posłuchała go.– To bryka Billy’ego Boba – powiedział kierowca półtonówki.– Właśnie to powiedziałem! – ryknął ten skołowany.„Waśnie to owdziałem”.Naprawdę głośno.Może podczas wypadku uszkodził sobie słuch.– Dlaczego jeździcie samochodem Billy’ego Boba? – chciał wiedziećfacet z półtonówki.– To mój samochód – odparł Reacher.– Nieprawda.Poznaję tablice rejestracyjne.Reacher rozpiął pasy.Turner rozpięła swoje.– Dlaczego tak się przejmujecie, kto jeździ samochodem Billy’egoBoba? – zapytał Reacher.– Bo Billy Bob jest naszym kuzynem – odparł facet.– Naprawdę?– Żebyś wiedział.Claughtonowie mieszkają w hrabstwie Hampshireod dobrych trzystu lat.– Macie ciemne garnitury?– Bo co?– Bo niedługo wybierzecie się na pogrzeb.Billy Bob nie potrzebujejuż samochodu.Dziś w nocy spłonęło jego laboratorium.Nie zdążył zniego wybiec.Przejeżdżaliśmy akurat obok.Nie mogliśmy mu pomóc.Trzej faceci przez chwilę milczeli.Podreptali w miejscu, wzruszyliramionami, potem znów podreptali i splunęli na jezdnię.– Nie mogliście mu pomóc, ale ukradliście jego samochód? – zainte-resował się facet z półtonówki.– Potraktujcie to jako ekspropriację.– Zanim jeszcze ostygł?– Nie mogliśmy czekać tak długo.Hajcowało się jak wszyscy diabli.Minie dzień albo dwa, nim ostygnie.– Jak się nazywasz, dupku?– Reacher – odparł Reacher [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jego drugi koniec owinięty był wokół belkiprzedniego zawieszenia wywróconego pick-upa.Reacher domyślił się,że tym, którzy zaczepili łańcuch, chodziło o to, by wywróconego pick-upa postawić na kołach, a następnie wyciągnąć z rowu.Ale geometriaprzysparzała trochę kłopotów.Łańcuch musiał być krótki, ponieważdroga była wąska.Jego krótkość oznaczała jednak, że przód pick-upaopadnie na tył półtonówki – chyba że półtonówka będzie przez całyczas w odpowiednim tempie przesuwała się do przodu.I nie wpadniedo rowu po drugiej stronie.Zapowiadał się misterny motoryzacyjny ba-let.W zdarzeniu uczestniczyło trzech mężczyzn.Jeden siedziałskołowany na poboczu, z łokciami na kolanach i spuszczoną głową.Re-acher domyślił się, że to kierowca wywróconego pick-upa, nadaloszołomiony po wypadku i być może nadal pijany lub naćpany, ewen-tualnie jedno i drugie.Pozostali dwaj byli jego ratownikami.Jeden sie-dział w szoferce półtonówki, z łokciem w oknie, oglądając się do tyłu, adrugi chodził z jednej strony na drugą, szykując się do operacji.Historia, która zdarza się każdego dnia, uznał Reacher.Albo każdejnocy.Za dużo piw, za dużo maryśki albo za dużo jednego i drugiego, apotem ciemna kręta droga, za szybko wzięty zakręt, wdepnięty w pani-ce hamulec, zablokowane tylne koła, być może oblodzony kawałek as-faltu, poślizg i lądowanie w rowie.A później gramolenie się nazewnątrz, zjazd w dół po karoserii, dzwonienie z komórki i czekanie nażyczliwych przyjaciół.Nic szczególnego, jakkolwiek na to spojrzeć.Praktycznie rutyna.Mimo geometrycznych trudności miejscowi zachowywali się, jakby wie-dzieli, co robią.Może robili to już wcześniej, niewykluczone, że wielerazy.Reacher i Turner musieli tylko poczekać pięć minut.Może dzie-sięć.I na tym koniec.Ale nagle okazało się, że to nie koniec.Oszołomiony facet na poboczu zdał sobie powoli sprawę, że poja-wiły się nowe światła.Mrużąc oczy, spojrzał na drogę, i odwrócił odnich wzrok.A potem spojrzał jeszcze raz.Dźwignął się na nogi i dał krok w ich stronę.– To bryka Billy’ego Boba – powiedział.Dał kolejny krok, a potem jeszcze jeden, zmierzył groźnym wzro-kiem Turner i Reachera, tupnął w ziemię i machnął ręką, jakby przega-niał olbrzymią chmurę owadów.– Co wy w niej robicie?! – ryknął.Co zabrzmiało jak „Cywy nym orbicie”, może wskutek braków wuzębieniu, może pod wpływem wypitej gorzały, może w wynikuoszołomienia albo wszystkich tych powodów jednocześnie.Reacher niemiał pewności.Chwilę później facet, który miał kierować całą operacją,również się nimi zainteresował, a facet, który siedział w szoferce, wy-siadł i wszyscy trzej sformowali nierówny krąg mniej więcej trzy metryprzed przednim zderzakiem corvette.Wszyscy byli żylaści i ogorzali.Wszyscy w niebieskich dżinsach, wysokich butach i roboczych flanelo-wych koszulach włożonych na nieokreślonego koloru bluzy.Wszyscymieli na głowach wełniane czapki.Skołowany facet miał może metr sie-demdziesiąt wzrostu, facet kierujący operacją może metr siedemdziesiątpięć, a kierowca półtonówki metr osiemdziesiąt pięć.Niczym rozmiaryS, M i L w katalogu wiejskiej odzieży.Przeznaczonym dla niezbytzamożnej klienteli.– Przejedź ich – syknął Reacher.Turner nie posłuchała go.– To bryka Billy’ego Boba – powiedział kierowca półtonówki.– Właśnie to powiedziałem! – ryknął ten skołowany.„Waśnie to owdziałem”.Naprawdę głośno.Może podczas wypadku uszkodził sobie słuch.– Dlaczego jeździcie samochodem Billy’ego Boba? – chciał wiedziećfacet z półtonówki.– To mój samochód – odparł Reacher.– Nieprawda.Poznaję tablice rejestracyjne.Reacher rozpiął pasy.Turner rozpięła swoje.– Dlaczego tak się przejmujecie, kto jeździ samochodem Billy’egoBoba? – zapytał Reacher.– Bo Billy Bob jest naszym kuzynem – odparł facet.– Naprawdę?– Żebyś wiedział.Claughtonowie mieszkają w hrabstwie Hampshireod dobrych trzystu lat.– Macie ciemne garnitury?– Bo co?– Bo niedługo wybierzecie się na pogrzeb.Billy Bob nie potrzebujejuż samochodu.Dziś w nocy spłonęło jego laboratorium.Nie zdążył zniego wybiec.Przejeżdżaliśmy akurat obok.Nie mogliśmy mu pomóc.Trzej faceci przez chwilę milczeli.Podreptali w miejscu, wzruszyliramionami, potem znów podreptali i splunęli na jezdnię.– Nie mogliście mu pomóc, ale ukradliście jego samochód? – zainte-resował się facet z półtonówki.– Potraktujcie to jako ekspropriację.– Zanim jeszcze ostygł?– Nie mogliśmy czekać tak długo.Hajcowało się jak wszyscy diabli.Minie dzień albo dwa, nim ostygnie.– Jak się nazywasz, dupku?– Reacher – odparł Reacher [ Pobierz całość w formacie PDF ]