[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tej uczciezaś zwierzęta rozrzucały niedojedzone resztki po całej okolicy.Dla nich TSJ był najszczęśliwszym z możliwychzrządzeniem losu.W żadnym stopniu nie zagrażał ich życiu, za to dostarczał im więcej pożywienia, niż mogłybysobie wymarzyć.Wyciągnąwszy z wagonu ostatnie zwłoki, padliśmy na ziemię, ciężko dysząc.Po chwili zbliżył się do nas jeden zgwardzistów i rzucił w naszą stronę kilka paczek z wojskowymi racjami żywnościowymi. A w tym baniaku macie sześćdziesiąt litrów wody. Wskazał na blaszany pojemnik, który dwóch jego kolegówwyciągało właśnie z lokomotywy. %7łarcie leży przed wami.Od tej pory radzicie sobie sami.Tylko odradzam wampowrót do Gulfport.Nie jesteście tam mile widziani.Nie chcemy was więcej widzieć, zrozumiano? To jest morderstwo  rzuciła pod nosem jedna z kobiet (ściślej  jedna z trzech kobiet, które przeżyły).Jesteśmy na samym środku jakiejś pieprzonej pustyni i nie mamy dokąd pójść.Za parę godzin TSJ pozamienia nasw Nieumarłych, a was stać tylko na to, żeby dać nam parę litrów wody i jakieś ścierwo w puszkach.To jakaś zasranajałmużna, żebyście mieli czystsze sumienia? I tak jesteście bydlakami! Zamknij się  wrzasnął gwardzista. Ciesz się, że nie dostałaś na miejscu kuli między oczy.Skazano was nawygnanie, a więc darowano wam życie.Według mnie lepiej by was było od razu powystrzelać.No, ale ja tu jestemtylko od wykonywania rozkazów. Aż nie wiem, jak wam dziękować&  mruknąłem pod nosem.Czułem, że znów zaczynam bardzo intensywniesię pocić.Nie wiedziałem, czy to z upału i wysiłku, czy dlatego, że wirus przypuszczał na mnie nowy atak.Musiałem jednak jeszcze jakiś czas wytrzymać.Nie mogłem napić się teraz cladoxpanu, jeśli nie chciałem, by inni dowiedzielisię, jak duży jego zapas mam przy sobie. Bierzemy ich  wycedził nagle przez zęby jeden ze stojących obok mnie mężczyzn. Na sygnał. Co ty gadasz?  spytałem cicho, ledwie uchylając usta.Nie wiedziałem zupełnie, o co chodzi.W tym momencie Latynos siedzący na skraju rzędu więzniów rzucił się na najbliższego gwardzistę.Ten,zaskoczony, nie zdążył sięgnąć po broń.Obaj mężczyzni padli na ziemię i tarzali się w tumanie pyłu.Wtem brońwypaliła.Któryś z walczących dostał, ale nie byliśmy w stanie zobaczyć który.Rozpętywało się szaleństwo.Połowa ocalałych pasażerów rzuciła się na Zieloną Gwardię, usiłując wyrwać żołnierzom broń.Atakiem kierowaliczłonkowie Latin Kings.W ciemnościach wagonu najwyrazniej uknuli jakiś plan awaryjny, który teraz próbowaliwcielić w życie.Już po chwili znalezli się jednak w poważnych tarapatach.Atakujący popełnili kolosalny błąd, nie informując oswoich zamiarach wszystkich konwojowanych więzniów.Gdy więc część ocalałych rzuciła się na gwardzistów, jaoraz kilka innych osób byliśmy zaskoczeni i zdumieni.Przypatrywaliśmy się szamotaninie, usiłując w ciąguułamków sekund zdecydować, co robić.Niektórzy natychmiast ukryli się za rdzewiejącym obok wrakiem furgonetki.Parę osób postanowiło przyłączyć się do walki.Reszta  w tym ja  tkwiła nieruchomo w miejscu, nie mając pojęcia,jak się zachować.Gdy jednak seria z M4 powaliła na ziemię połowę niezdecydowanych, rozbiegliśmy się nawszystkie strony.Plan był odważny, ale głupi.Zamiast skupić wysiłki na zdobyciu lokomotywy, buntownicy wdali się w nierównąpotyczkę z Zieloną Gwardią.To zaś dało maszyniście i załodze dość czasu, by zamknąć drzwi lokomotywy na czteryspusty i przygotować broń.Już po chwili na dachu maszyny pojawił się gwardzista z ciężkim karabinemmaszynowym.Szóstym zmysłem wyczułem, co się stanie za kilka sekund. Kryć się!  krzyknąłem na całe gardło, by ułamek sekundy pózniej rzucić się do rowu przy torowiskuwypełnionego gnijącymi trupami.Setki pocisków z karabinu maszynowego pruły powietrze.Ci heloci, którzy nie ukryli się w porę, wykonywali terazmakabryczny taniec śmierci.Ich ciała smagane dziesiątkami kul podrygiwały dłuższą chwilę, wciąż stojąc, nimostatecznie padały bez życia na ziemię.Pod gradem kul padł także jeden z gwardzistów, ale jego koledzy nie uznalitego za tragedię.Ważne było dla nich to, że już po niecałej minucie spontaniczny bunt helotów zostałspacyfikowany. Kurwa mać, zaskoczyły mnie te kutasy  słychać było zniekształcony głos. Jesteście wszyscy cali?  dobiegło pytanie z wnętrza lokomotywy. McCurry i Weiss nie żyją  odpowiedział ktoś. Carille, jełopie, to ty odstrzeliłeś Weissa! Wchrzanił mi się na linię strzału!  odparował oskarżony. Nie moja wina! Kurwa, trzeba patrzeć, gdzie sięlezie. Dobra, potem pogadamy  uciął pierwszy głos, zapewne należący do dowódcy. Upewnijcie się, czy wszyscynie żyją, i zabierajmy się stąd.Dreszczy dostaję od patrzenia na to miejsce.Z głębokości rowu usłyszałem, jak Zieloni kolejno sprawdzają wszystkie zwłoki.Kilkakrotnie dobiegł moich uszuodgłos wystrzału karabinowego  nieomylny znak, że dobijali rannych.Miałem bardzo niewiele czasu, by zwiększyćswoje szanse przeżycia.Chwyciłem zwłoki leżące najbliżej mnie i naciągnąłem je na siebie.Jednocześnie starałemsię ukryć nogi pomiędzy plątaniną kończyn i ciał innych zabitych.Teraz pozostało mi jedynie siedzieć cicho iczekać.Poczułem, jak spadają na mnie grudki ziemi.Ktoś stał na krawędzi rowu, najwyżej dwa lub trzy metry ode mnie.Wstrzymałem oddech, dławiąc się potwornym fetorem wydzielanym przez stosy gnijących zwłok.Minęło kilkasekund, które dla mnie trwały godzinami, aż wreszcie strażnik się oddalił.Odetchnąłem z ulgą.Po chwili jednakuświadomiłem sobie, że na górze, przy wraku furgonetki, zostawiłem koszyk.Serce we mnie zamarło.W środku byłprzecież i Lukullus, i cały mój zapas cladoxpanu.Jeśli znajdą kota, z pewnością go zabiją.Do tego zabiorą ze sobącały lek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl