[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mijała niewielki placyk.I tutaj również wino lało się strumieniami, rozlegały się dzwięki gitar ikastanietów, a ludzie tańczyli.Była koło rusztowań nowo budującego się domu, gdy wtem coś czarnegomignęło przed nią w powietrzu.Z góry zwieszała się gruba lina służąca zazwyczaj murarzom do wciąganiacegieł i wapna na górę.Wysmukła postać w czarnym, obcisłym ubiorze zsunęła się po niej i stanęła przedpułkownikową.- Hola, donna Anita! - zawołał zamaskowany, ukazując śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu.-Wybacz mi, proszę, że tak długo kazałem ci czekać na siebie.Nie mogłem jednak postąpić inaczej, bowiemtowarzyszyło ci zbyt wielu uzbrojonych wojowników.Pocieszam się jednak myślą, że nie chcąc byś sięnudziła, posłałem ci tymczasem kilku swych zastępców!.Piękna Anita zadrżała.Obecnie nie miała najmniejszej wątpliwości, że tym razem stał przed niąprawdziwy Zorro.- Czy gniewasz się, o piękna Anito? - Zorro ujął jej drżącą rękę i wciągnął ją pomiędzy tańczącepary.- Nie, nie gniewam się - wyszeptała - ale błagam cię, uciekaj, gdyż mój mąż oraz don Alvare_podążają za mną!.- Wiem o tym! - odparł Zorro.- Ale bądz spokojna, nic złego mi się nie stanie!.Zaczęli tańczyć fandango.A choć piękna Anita tańczyła je setki razy, to jednak nigdy jeszcze nieodczuwała takiej rozkoszy w tańcu.- Cudnie tańczysz, Zorro! - wyszeptała przymykając oczy.- W głowie mi się kręci.Jestem pijana.A przecież nie piłam.- To fandango upaja cię, senora! - rzekł Zorro.Wtem nad uchem Zorry rozległ się gniewny okrzyk:- Do twierdzy jego również! - wołał don Carlo.- Już ja cię nauczę udawać Zorrę, ty głupi błaznie!.I jego chude, zakrzywione jak szpony palce, sięgnęły po maskę, by ją zedrzeć.Nie zdążył jednakdokonać tego, w tej samej bowiem sekundzie żalazna dłoń wpiła się w przegub jego ręki, wykręciła ją iodepchnęła z taką siłą, że pułkownik wyrżnął głową o pierś don Alvareza, po czym don Carlo padłogłuszony.Obaj zatoczyli się jak pijani.- %7łołnierze, do mnie.do mnie!.- wył gubernator.- Prędko, do tysiąca piorunów!.Chwytaćgo.łapać!.%7łołnierze pędzili na pomoc.Wystraszony tłum rozproszył się.Muzykanci nie zdążyli jednak uciectak szybko.W chwili gdy jeden z nich przebiegał obok Zorry, ten wydarł mu gitarę z ręki i rąbnął nią wgłowę Alvareza.Dzielny dygnitarz zamilkł wreszcie i miękko usiadł na ziemi, z trudem chwytając oddech.- Senora - zwrócił się Zorro do swej uroczej partnerki - nie dokończyliśmy naszego fandanga!.- I wątpię czy dokończymy - odpowiedziała Anita, wskazując nadbiegających żołnierzy.- Sądzę,że oni nam nie pozwolą.- To zależy tylko od ciebie, senoroL.- Chciałabym - uśmiechnęła się rozbawiona - choćby przez wzgląd na mego czcigodnegomałżonka.O patrz, już podnosi się.Rzeczywiście, don Carlo oszołomiony na chwilę, podnosił się z trudem.- Nic nie szkodzi, senora! - odparł Zorro beztrosko, nie racząc nawet rzucić okiem w stronęnadbiegających żołnierzy.- Jeśli tylko życzysz sobie, damy jakoś radę!.- Jestem ciekawa!.- To proste, lecz musisz udawać zemdloną!.- Dobrze! - zgodziła się ochoczo, po czym jak najwytrawniejsza aktorka wydała przerazliwyokrzyk, zatrzepotała rękami w powietrzu i zachwiała się, bliska upadku.Zorro chwycił ją wpół, zarzucił jak ,piórko na ramię i w kilku susach dopadł rusztowaniabudującego się domu.Dalszy ciąg był dlań fraszką.Zaczął wspinać się zwinnie w górę, tuż przed nosemuzbrojonych ludzi don Alvareza.Gubernator widząc, że zdobycz wymyka mu się chyba po raz setny, odchodził po prostu odzmysłów.- Strzelajcie do niego! - wrzasnął purpurowy z gniewu.- Na co czekacie, tchórze, nędznicy?Wołania te podziałały na don Carla jak iskra w beczce prochu.Ryknął jak zraniony lew i skoczyłku żołnierzom, którzy brali na cel pnącą się po rusztowaniu zwinną postać Zorry.- Aotry, kanalie! - pienił się.- Temu, kto pierwszy wystrzeli, łeb roztrzaskam!.Chcecie zastrzelićmoją żonę?.Ja was tu zaraz wszystkich powystrzelam jak kaczki!.- Rozkaz gubernatora! - mruknął jeden z żołnierzy, podczas gdy inni spoglądali nańniezdecydowanie.- Rozkaz gubernatora? - don Carlo nie panował już nad sobą.- Taki gubernator, co dybie na życiemojej żony, niech mnie.- Pułkowniku! - don Alvarez był blady z wściekłości.- Uważaj na swoje słowa!.Nie zapominaj,że wypowiadasz je w obecności żołnierzy.Ale don Carlo był już przy rusztowaniu i zaczął wspinać się z iście małpią zręcznością.Wściekłośći zazdrość dodawały mu nadludzkich niemal sił.Tam na górze Zorro uprowadzał jego uroczą Anitę.Gdybyw tej chwili don Carlo dopadł go, czuł, że rozszarpałby bezczelnego uwodziciela na drobne kawałki.Ale z każdą sekundą krwiożercze zamiary stawały się coraz bardziej niewykonalne.Zorro znikł we wnętrzu domu.- Otoczyć dom! - krzyknął don Alvarez.Nie było to jednak takie łatwe, albowiem nowo budujące się domostwo sąsiadowało z szeregieminnych domów.W ślad za don Carlem pięli się inni żołnierze.Gdy dotarli do miejsca, gdzie znikł Zorro, ujrzeli nagie mury związane pośrodku belkami.Belki tebiegły od muru do przeciwległego muru.Miały służyć jako wiązadło do przyszłego dachu.Zorro szedł po wąskiej belce ze swym ciężarem na ramieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Mijała niewielki placyk.I tutaj również wino lało się strumieniami, rozlegały się dzwięki gitar ikastanietów, a ludzie tańczyli.Była koło rusztowań nowo budującego się domu, gdy wtem coś czarnegomignęło przed nią w powietrzu.Z góry zwieszała się gruba lina służąca zazwyczaj murarzom do wciąganiacegieł i wapna na górę.Wysmukła postać w czarnym, obcisłym ubiorze zsunęła się po niej i stanęła przedpułkownikową.- Hola, donna Anita! - zawołał zamaskowany, ukazując śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu.-Wybacz mi, proszę, że tak długo kazałem ci czekać na siebie.Nie mogłem jednak postąpić inaczej, bowiemtowarzyszyło ci zbyt wielu uzbrojonych wojowników.Pocieszam się jednak myślą, że nie chcąc byś sięnudziła, posłałem ci tymczasem kilku swych zastępców!.Piękna Anita zadrżała.Obecnie nie miała najmniejszej wątpliwości, że tym razem stał przed niąprawdziwy Zorro.- Czy gniewasz się, o piękna Anito? - Zorro ujął jej drżącą rękę i wciągnął ją pomiędzy tańczącepary.- Nie, nie gniewam się - wyszeptała - ale błagam cię, uciekaj, gdyż mój mąż oraz don Alvare_podążają za mną!.- Wiem o tym! - odparł Zorro.- Ale bądz spokojna, nic złego mi się nie stanie!.Zaczęli tańczyć fandango.A choć piękna Anita tańczyła je setki razy, to jednak nigdy jeszcze nieodczuwała takiej rozkoszy w tańcu.- Cudnie tańczysz, Zorro! - wyszeptała przymykając oczy.- W głowie mi się kręci.Jestem pijana.A przecież nie piłam.- To fandango upaja cię, senora! - rzekł Zorro.Wtem nad uchem Zorry rozległ się gniewny okrzyk:- Do twierdzy jego również! - wołał don Carlo.- Już ja cię nauczę udawać Zorrę, ty głupi błaznie!.I jego chude, zakrzywione jak szpony palce, sięgnęły po maskę, by ją zedrzeć.Nie zdążył jednakdokonać tego, w tej samej bowiem sekundzie żalazna dłoń wpiła się w przegub jego ręki, wykręciła ją iodepchnęła z taką siłą, że pułkownik wyrżnął głową o pierś don Alvareza, po czym don Carlo padłogłuszony.Obaj zatoczyli się jak pijani.- %7łołnierze, do mnie.do mnie!.- wył gubernator.- Prędko, do tysiąca piorunów!.Chwytaćgo.łapać!.%7łołnierze pędzili na pomoc.Wystraszony tłum rozproszył się.Muzykanci nie zdążyli jednak uciectak szybko.W chwili gdy jeden z nich przebiegał obok Zorry, ten wydarł mu gitarę z ręki i rąbnął nią wgłowę Alvareza.Dzielny dygnitarz zamilkł wreszcie i miękko usiadł na ziemi, z trudem chwytając oddech.- Senora - zwrócił się Zorro do swej uroczej partnerki - nie dokończyliśmy naszego fandanga!.- I wątpię czy dokończymy - odpowiedziała Anita, wskazując nadbiegających żołnierzy.- Sądzę,że oni nam nie pozwolą.- To zależy tylko od ciebie, senoroL.- Chciałabym - uśmiechnęła się rozbawiona - choćby przez wzgląd na mego czcigodnegomałżonka.O patrz, już podnosi się.Rzeczywiście, don Carlo oszołomiony na chwilę, podnosił się z trudem.- Nic nie szkodzi, senora! - odparł Zorro beztrosko, nie racząc nawet rzucić okiem w stronęnadbiegających żołnierzy.- Jeśli tylko życzysz sobie, damy jakoś radę!.- Jestem ciekawa!.- To proste, lecz musisz udawać zemdloną!.- Dobrze! - zgodziła się ochoczo, po czym jak najwytrawniejsza aktorka wydała przerazliwyokrzyk, zatrzepotała rękami w powietrzu i zachwiała się, bliska upadku.Zorro chwycił ją wpół, zarzucił jak ,piórko na ramię i w kilku susach dopadł rusztowaniabudującego się domu.Dalszy ciąg był dlań fraszką.Zaczął wspinać się zwinnie w górę, tuż przed nosemuzbrojonych ludzi don Alvareza.Gubernator widząc, że zdobycz wymyka mu się chyba po raz setny, odchodził po prostu odzmysłów.- Strzelajcie do niego! - wrzasnął purpurowy z gniewu.- Na co czekacie, tchórze, nędznicy?Wołania te podziałały na don Carla jak iskra w beczce prochu.Ryknął jak zraniony lew i skoczyłku żołnierzom, którzy brali na cel pnącą się po rusztowaniu zwinną postać Zorry.- Aotry, kanalie! - pienił się.- Temu, kto pierwszy wystrzeli, łeb roztrzaskam!.Chcecie zastrzelićmoją żonę?.Ja was tu zaraz wszystkich powystrzelam jak kaczki!.- Rozkaz gubernatora! - mruknął jeden z żołnierzy, podczas gdy inni spoglądali nańniezdecydowanie.- Rozkaz gubernatora? - don Carlo nie panował już nad sobą.- Taki gubernator, co dybie na życiemojej żony, niech mnie.- Pułkowniku! - don Alvarez był blady z wściekłości.- Uważaj na swoje słowa!.Nie zapominaj,że wypowiadasz je w obecności żołnierzy.Ale don Carlo był już przy rusztowaniu i zaczął wspinać się z iście małpią zręcznością.Wściekłośći zazdrość dodawały mu nadludzkich niemal sił.Tam na górze Zorro uprowadzał jego uroczą Anitę.Gdybyw tej chwili don Carlo dopadł go, czuł, że rozszarpałby bezczelnego uwodziciela na drobne kawałki.Ale z każdą sekundą krwiożercze zamiary stawały się coraz bardziej niewykonalne.Zorro znikł we wnętrzu domu.- Otoczyć dom! - krzyknął don Alvarez.Nie było to jednak takie łatwe, albowiem nowo budujące się domostwo sąsiadowało z szeregieminnych domów.W ślad za don Carlem pięli się inni żołnierze.Gdy dotarli do miejsca, gdzie znikł Zorro, ujrzeli nagie mury związane pośrodku belkami.Belki tebiegły od muru do przeciwległego muru.Miały służyć jako wiązadło do przyszłego dachu.Zorro szedł po wąskiej belce ze swym ciężarem na ramieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]