[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gray trzymał na kolanach środkową część rozłożonej skóry.Dużej części rysunkubrakowało.Dotknął powierzchni palcami.Była znacznie bardziej szorstka.- Lewis zdrapał ze skóry tę część rysunku - powiedział Gray.( - Po co? - spytałaSeichan.( - W pustym miejscu coś napisał.( Patrzył na staranne linie znaków biegnącychszerokim pasem przez środek.Podczas gdy wszyscy opatrywali swoje rany, Gray starł starąkrew, która wciąż pokrywała większą część skóry bizona.Poplamiło ją żelazo zawarte whemoglobinie, ale słowa, które znalazł, nadal były czytelne.- Tyle że to nie ma sensu - dodał.- To po prostu pomieszane litery.Albo jakiś szyfr,albo Lewis naprawdę oszalał.( Seichan zerknęła przez ramię na skórę, po czym znówskierowała wzrok na drogę.( - Przecież Heisman mówił, że Lewis i Jefferson porozumiewalisię szyfrem.Wymieniali wiadomości zapisane ich własnym kodem.( - Rzeczywiście.( Graywyobraził sobie Lewisa, jak umiera tamtej długiej nocy, czekając, aż znajdzie go paniGrinder.Miał dużo czasu, by napisać ostatnią wiadomość dla świata.Ale co zawierała? Nazwisko mordercy? Jego testament?( Palce Graya znów pogładziły twardą skórę w miejscu,gdzie została prymitywnie starta.Co Lewis usunął? Przy samych brzegach pozostałyślady czegoś, co mogło wyglądać na mapę: zakręt rzeki spływającej po zboczu góry,fragment jeziora.Czyżby to bardziej szczegółowa mapa terenu wokół zaginionego miastaTawtsee untsaw Pootseev? Może złota mapa wskazywała ogólne położenie, a malowana naskórze dokładniejszą lokalizację? Czy dzięki niej Fortescue znalazł to miejsce na zachodzie,jeśli rzeczywiście udało mu się je odnalezć?Gray ułożył sobie w głowie poszczególne elementy.- Wydaje mi się, że zdrajca, generał Wilkinson, zabił go dla złotej tabliczki, którąLewis miał przy sobie, ale nic nie wiedział o skórze bizona.Lewis nie chciał, żeby po jegośmierci skóra wpadła w niepowołane ręce, więc zdrapał rysunek i zostawił ostatniązaszyfrowaną wiadomość dla świata.Poświęcił własną krew i ciało, żeby ją ukryć.- Po co miał ją ukrywać?- Może dlatego, żeby morderca nie wiedział, iż został wymieniony z imienia inazwiska.Może miał nadzieję, że skóra dotrze do Je ersona razem z jego innymi rzeczami, ajeżeli nie, to przynajmniej zostawi testament dla potomności.Być może nigdy się niedowiemy.Wiemy tylko, że nie ma tu żadnej mapy, która mogłaby pomóc Painterowi.Zadzwonił jego telefon na kartę.Gray odebrał.( - Kat?( - Jak się czuje Monk? -zapytała, starając się panować nad głosem, który jednak nieco się łamał.- Jak się czuje Monk? - zapytała, starając się panować nad głosem, który jednak niecosię łamał.- Zpi jak dziecko - uspokoił ją.( Gray dzwonił już do niej, kiedy ruszyli, żebyprzedstawić jej sytuację.Złożył też krótki raport na temat mapy.( - Na prywatnym lotniskuniedaleko Columbii czeka na was samolot - powiedziała.( - To dobrze, powinniśmy tam byćza parę minut.Ale co z Seichan? Przecież wszyscy jej poszukują.( - Przy tym, co się dzieje wYellowstone, nikt się już wami nie interesuje, zwłaszcza że przekazałam komunikat oWaldorfie z informacją, że incydent w Fort Knox był jego robotą i że to on wymyśliłhistoryjkę o terrorystach, by ukryć własne działania.Powinni już dać wam wszystkim spokój imyślę, że możecie bezpiecznie wracać do domu.- Wrócimy jak najszybciej.- Graya dręczyło jeszcze jedno pytanie.- Domyślasz sięjuż, jak Waldorfowi udało się zastawić na nas tę pułapkę? Skąd wiedział, że pojechaliśmyodkopać zwłoki Lewisa? O ile mi wiadomo, wiedziałaś o tym tylko ty i Eric Heisman.I możejego asystentka Sharyn. - Z moich informacji wynika, że oboje są czyści.Szczerze mówiąc, wszystko dziejesię tak szybko, że niektóre wiadomości mogły dotrzeć do niewłaściwych uszu.A sam wiesz,że Gildia ma uszy wszędzie.- Kat westchnęła.- A wy? Znalezliście już coś na tej skórzebizona?- Nie.Nic, co może pomóc Painterowi.Obawiam się, że odtąd jest zdany tylko nasiebie.391 czerwca, 5.20( Park Narodowy YellowstoneKai szła przez las baśniowych stożków ze swoim cieniem przykutym do siebie.Ashanda podążała za nią tak bezszelestnie, że nie było słychać nawet brzęku kajdanek.Mimoże Kai miała na przegubie bombę, obecność tej kobiety w dziwny sposób dodawała jejotuchy.Może to jakiś objaw syndromu sztokholmskiego, pomyślała Kai.Wyczuwała jednak, że kryje się za tym coś więcej.Wiedziała, że kobieta wykonujerozkaz Rafaela, ale nie było w niej żadnej wrogości.W pewnym sensie była więzniem taksamo jak Kai.Przecież obie miały kajdanki.Kai musiała też przyznać, że było coś prostego ipięknego w milczeniu Ashandy i cichym nuceniu, które od czasu do czasu słyszała - zawszepełnym pewnego podskórnego smutku.Kai nie mogła się jednak pozbyć bomby na przegubie.Ciążyła jej coraz bardziej zkażdym krokiem, stale przypominając o grożącym jej niebezpieczeństwie.Chcąc zająć czymś uwagę, krążyła po lesie z Ashandą.Zwiatu pozostała niecałagodzina życia.Po przeszukaniu skał żołnierze obu stron z pustymi rękami zaczęli się powoliwycofywać.W jej głowie wciąż brzmiały zagadkowe słowa Hanka Kanosha.(  Gdzie spoglądająwilk i orzeł.( Idąc przez las i myśląc o tych słowach, wreszcie to zobaczyła - w świetlewschodzącego słońca, pod właściwym kątem.Przystanęła tak raptownie, że Ashanda wpadłana nią w chwili nieuwagi, która rzadko się jej zdarzała.( - Profesorze Kanosh! WujkuCrowe!( Obaj mężczyzni unieśli pochylone głowy.( - Chodzcie tu! - Kai, zapominając namoment o kajdankach, pomachała ręką, ale zaraz ją opuściła.Gorączkowy ton w jej głosieprzyciągnął mężczyzn razem z Rafaelem.( - Co się stało? - spytał Hank.( Wskazała wznoszącysię przed nią dwumetrowy stożek gejzerytu przypominający filar.( - Popatrzcie na tenrozwidlony wierzchołek, na te spiczaste czubki.Wyglądają jak uszy!.A wystający gruby kawałek skały pod spodem.nie przypomina psiego pyska?( - Kai ma rację - przytaknął Hanki podszedł bliżej.- Wilk i orzeł to popularne indiańskie totemy.A te naturalne laryprzypominają słupy totemiczne.Dotknijcie.( Wuj Crowe wyciągnął rękę.( - Ktoś w nichrzezbił - zdumiał się.( Hank przesunął palec po skalnym filarze.( - Ale z biegiem czasupowierzchnię pokryły nawarstwiające się minerały, przykrywając rzezbienia.( Rafael wykonałobrót, wspierając się na lasce.( - Musimy znalezć tego orła.( Przez następne dziesięć minutobydwa oddziały przetrząsały skalny las, ale żaden ze słupów w żadnym stopniu nieprzypominał ptaka.Ożywione poszukiwania wkrótce ustały i wszyscy dreptali w miejscu, drapiąc się wgłowę.( - Tracimy czas - oznajmił Rafael.- Może powinniśmy szukać tylko tam, gdzie patrzywilk, non?( Kai zdążyła już okrążyć pole geotermalnych stożków i dotarła do miejsca, zktórego wyruszyła.Stanęła przed słupem z wilczym łbem, odwracając się do niego plecami, ispojrzała na dolinę.Wilk miał rozległy widok na nieckę w jej najszerszym miejscu, aż poodległą skalną ścianę.Kai wskazała w tamtym kierunku.- A czy ktoś szukał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl