[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Totylko Taez, ale są tam nowoczesne domy, bieżąca woda, elektryczność, ludzie.Jestem sama z Ward i jej niedobrymi oczkami.Sama z parą starych dziadków.Sama dowszystkich robót.Czasem wydaje mi się, że padnę z wyczerpania, bolą mnie krzyże, plecymam sztywne, trudno mi piąć się po ścieżce, dzwigać wodę.Wieczorem moje ciało jest jednymworkiem cierpienia.Niezmordowanie odczytuję przywiezione powieści.Jeśli zapomniałam jakiśdetal z pierwszej z nich, natychmiast się w nią zagłębiam.Czytać po angielsku, myśleć po angielsku.Ufać.W niektóre wieczory jestem przekonana, żemój plan się powiedzie.Urodzić w Anglii przy mamie, w prawdziwym szpitalu.Powiedzą tak.W inne wieczory wpadam w rozpacz.Nigdy nie powiedzą tak.Chciałabym spać bez tegonieustannego koszmaru, tego zwątpienia, nadziei, rozpaczy.Jestem olbrzymia i przy panujących teraz upałach, bez deszczu, bez burzy, z trudem to znoszę.Przy studni inne kobiety są zdziwione widząc, jak ciężko pracuję w moim stanie.Kazać mi, bymnosiła wodę w ósmym miesiącu ciąży, to szaleństwo i złośliwość ze strony Ward.Próbują miwiec pomóc.Także Nadia, której ciąża jest mniej zaawansowana od mojej.Staram się na tyle ile to możliwe uszczknąć parę chwil wypoczynku w porze, kiedy upał jestnajbardziej nieznośny.Toteż któregoś dnia kładę się na chwilę na łóżku, w gorące popołudnie1986 roku.Nigdy tego nie zapomnę.Nagle, od podnóża pagórka, dochodzi mnie głos Aminy,która coś wykrzykuje.Wychodzę, żeby lepiej usłyszeć, tamta stoi na dachu swojego domu,poniżej naszego, i woła Jest dla was paczka od Mohammeda, przysłał ja z Taez, czy możesz po nią zejść do wsi?Ward idzie pierwsza, ponieważ ja potrzebuję czasu, żeby zejść stromą ścieżką prowadzącąwzdłuż pagórka.Z moim brzuchem jest to dodatkowe niebezpieczeństwo.Nareszcie docieramna dół i widzę małe, rozdyskutowane zbiegowisko wieśniaków.Dzieje się coś nadzwyczajnego,rzucają spojrzenia w moją stronę, potem odwracają się, szepczą na ucho.Na próżno sięrozglądam, nie widzę landroveru, który przecież powinien być tu jeszcze, skoro przywiózł mojąpaczkę.Wtedy Hoala podchodzi do mnie i mówi cicho: Zana.Twoja mama jest tutaj.jest u dołu drogi, czeka na ciebie.Patrzę na nią i nie wierzę, milcząc kiwa głową i pokazuje mi stojący na zboczu pagórkasamochód i dwie osoby na skraju drogi.Kobietę w czerwonej bluzce i młodego człowieka.Poraz pierwszy od bardzo dawna widzę kobietę z odkrytymi włosami.Chwilę stoję nieruchomo,patrząc i mrugając oczyma w słońcu, nagle moje serce zaczyna bić coraz prędzej.Po policz-kach płyną mi łzy, wzruszenie ściska mi gardło.Zlizgam się i chwieję podążając w ich stronę.Mama!To mama stoi na brzegu drogi w czerwonej bluzce, to ona.Wyciąga ramiona i przytula mnie dopiersi.Nigdy nie odczułam tak wielkiego wzruszenia, takiego szczęścia.Wtulone w siebie, ściskamysię do utraty tchu.Niezdolne, by wymówić choćby jedno słowo, wstrząsane łkaniem.Kobiety zewsi podeszły do nas, stoją wokół i patrzą w milczeniu.To takie nierealne.mama tutaj, na drodze do Hockail.Na koniec, kiedy na nią spoglądam,mówi do mnie zduszonym głosem: Przywitaj się z twoim bratem. To jest Mo? Ten wielki chłopak? Ten młodzieniec?Tak bardzo się zmienił przez sześć lat, że nigdy bym go nie rozpoznała.Także i on płacze.Kiedy go ostatni raz widziałam, sięgał mi zaledwie do pasa, a teraz patrzy na mnie z góry, choćma dopiero trzynaście lat.Jestem z niego dumna, stał się silny, muskularny, jego czarnaczupryna jest zawsze tak samo kręcona.Mo, mój mały braciszek, miażdży mnie w ramionach.Upał jest bezlitosny i mama ledwie żyje, zdaję sobie sprawę, że płaczemy i ściskamy się wpełnym słońcu. Chodz, pójdziemy do cienia.Pociągnęłam ją na ścieżkę, po której trudniej się jej wspinać, aniżeli mnie mimo ósmegomiesiąca ciąży. Poczekaj na mnie, jak ty to robisz, że idziesz tak szybko.Wygląda na to, że cała wieś poszła za nami.Patrzą na nas uparcie jak na egzotyczne stwory isama już nie wiem, co mówić.Nagle zaczynam bombardować mamę pytaniami: W jaki sposób tu dotarłaś? Co się stało? Przyjechałaś po nas? Kiedy wyjeżdżamy? Pozwól mi oddychać, Zana.Wytłumaczę ci.Gdzie jest dom? To tutaj? Nie, to dom Abdula Noor.Dom Abdula Khada jest tam.Wskazuje palcem szczyt pagórka. Aż tam trzeba się wspiąć?Widzę siebie, jak pierwszy raz, podążając za Abdulem Khada, z najwyższym trudem pięłam siętą skalistą ścieżką, przerażona widokiem przepaści, wyczerpana podróżą po wyboistej drodze,wykończona upałem.Mama nie wierzy własnym oczom.Pozwalam jej odetchnąć przez chwilę, potem pociągam ichoboje, ja i Mo, dalej od ciekawskich oczu.Amina przynosi coś chłodnego do wypicia, mamiewydaje się letnie.Jak ją doprowadzić na górę? Ten dom jest jak orle gniazdo, nie zdawałamjuż sobie z tego sprawy.Potrzeba nam pół godziny, żeby tam się dostać; dotarłszy na miejsce,mama pada na ławkę przed domem, nieciekawa nawet jego wnętrza.Gdyby mnie uprzedzono wcześniej, przygotowałabym napoje, świeże jedzenie, urządziłabymdla niej jakiś wygodny kat.Ale nie ma nic poza plackiem kukurydzianym.Nic odpowiedniegodla przybysza z Anglii.Ja jestem do tych potraw przyzwyczajona, ale mama nie może ich jeść.Najbardziej ją chyba przerażają muchy, które roją się na skórze, szukając odkrytego skrawka,lepią się do oczu, brzęczą za uszami.To zabawne, nagle zaczynam inaczej patrzeć na to wszystko dlatego, że ona jest tutaj.Dlatego, że nie potrafi tego znieść, podobnie jak ja na początku.Ten początek, kiedy to byłoMam dwadzieścia jeden lat i jestem tu nadal, z muchami i całą resztą.Mama obejmuje mnie wpół, dotyka brzucha ze wzruszeniem.Cóż powiedzieć.jest tamdziecko.Hoala zaproponowała, że pójdzie po Nadię, do Ashube. Tylko jej nie przestrasz, jest w ciąży i delikatna.Powiedz jej po prostu, żeby tu przyszła, niewspominając o mamie.Mo patrzy dookoła z osłupieniem i ciekawością.Fascynują go jaszczurki.Nareszcie w moim pokoju możemy porozmawiać i mama stara się opowiedzieć wszystko pokolei. Zaczęłam podejrzewać, że coś nie jest w porządku, w momencie gdy miałyście wrócić zwakacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Totylko Taez, ale są tam nowoczesne domy, bieżąca woda, elektryczność, ludzie.Jestem sama z Ward i jej niedobrymi oczkami.Sama z parą starych dziadków.Sama dowszystkich robót.Czasem wydaje mi się, że padnę z wyczerpania, bolą mnie krzyże, plecymam sztywne, trudno mi piąć się po ścieżce, dzwigać wodę.Wieczorem moje ciało jest jednymworkiem cierpienia.Niezmordowanie odczytuję przywiezione powieści.Jeśli zapomniałam jakiśdetal z pierwszej z nich, natychmiast się w nią zagłębiam.Czytać po angielsku, myśleć po angielsku.Ufać.W niektóre wieczory jestem przekonana, żemój plan się powiedzie.Urodzić w Anglii przy mamie, w prawdziwym szpitalu.Powiedzą tak.W inne wieczory wpadam w rozpacz.Nigdy nie powiedzą tak.Chciałabym spać bez tegonieustannego koszmaru, tego zwątpienia, nadziei, rozpaczy.Jestem olbrzymia i przy panujących teraz upałach, bez deszczu, bez burzy, z trudem to znoszę.Przy studni inne kobiety są zdziwione widząc, jak ciężko pracuję w moim stanie.Kazać mi, bymnosiła wodę w ósmym miesiącu ciąży, to szaleństwo i złośliwość ze strony Ward.Próbują miwiec pomóc.Także Nadia, której ciąża jest mniej zaawansowana od mojej.Staram się na tyle ile to możliwe uszczknąć parę chwil wypoczynku w porze, kiedy upał jestnajbardziej nieznośny.Toteż któregoś dnia kładę się na chwilę na łóżku, w gorące popołudnie1986 roku.Nigdy tego nie zapomnę.Nagle, od podnóża pagórka, dochodzi mnie głos Aminy,która coś wykrzykuje.Wychodzę, żeby lepiej usłyszeć, tamta stoi na dachu swojego domu,poniżej naszego, i woła Jest dla was paczka od Mohammeda, przysłał ja z Taez, czy możesz po nią zejść do wsi?Ward idzie pierwsza, ponieważ ja potrzebuję czasu, żeby zejść stromą ścieżką prowadzącąwzdłuż pagórka.Z moim brzuchem jest to dodatkowe niebezpieczeństwo.Nareszcie docieramna dół i widzę małe, rozdyskutowane zbiegowisko wieśniaków.Dzieje się coś nadzwyczajnego,rzucają spojrzenia w moją stronę, potem odwracają się, szepczą na ucho.Na próżno sięrozglądam, nie widzę landroveru, który przecież powinien być tu jeszcze, skoro przywiózł mojąpaczkę.Wtedy Hoala podchodzi do mnie i mówi cicho: Zana.Twoja mama jest tutaj.jest u dołu drogi, czeka na ciebie.Patrzę na nią i nie wierzę, milcząc kiwa głową i pokazuje mi stojący na zboczu pagórkasamochód i dwie osoby na skraju drogi.Kobietę w czerwonej bluzce i młodego człowieka.Poraz pierwszy od bardzo dawna widzę kobietę z odkrytymi włosami.Chwilę stoję nieruchomo,patrząc i mrugając oczyma w słońcu, nagle moje serce zaczyna bić coraz prędzej.Po policz-kach płyną mi łzy, wzruszenie ściska mi gardło.Zlizgam się i chwieję podążając w ich stronę.Mama!To mama stoi na brzegu drogi w czerwonej bluzce, to ona.Wyciąga ramiona i przytula mnie dopiersi.Nigdy nie odczułam tak wielkiego wzruszenia, takiego szczęścia.Wtulone w siebie, ściskamysię do utraty tchu.Niezdolne, by wymówić choćby jedno słowo, wstrząsane łkaniem.Kobiety zewsi podeszły do nas, stoją wokół i patrzą w milczeniu.To takie nierealne.mama tutaj, na drodze do Hockail.Na koniec, kiedy na nią spoglądam,mówi do mnie zduszonym głosem: Przywitaj się z twoim bratem. To jest Mo? Ten wielki chłopak? Ten młodzieniec?Tak bardzo się zmienił przez sześć lat, że nigdy bym go nie rozpoznała.Także i on płacze.Kiedy go ostatni raz widziałam, sięgał mi zaledwie do pasa, a teraz patrzy na mnie z góry, choćma dopiero trzynaście lat.Jestem z niego dumna, stał się silny, muskularny, jego czarnaczupryna jest zawsze tak samo kręcona.Mo, mój mały braciszek, miażdży mnie w ramionach.Upał jest bezlitosny i mama ledwie żyje, zdaję sobie sprawę, że płaczemy i ściskamy się wpełnym słońcu. Chodz, pójdziemy do cienia.Pociągnęłam ją na ścieżkę, po której trudniej się jej wspinać, aniżeli mnie mimo ósmegomiesiąca ciąży. Poczekaj na mnie, jak ty to robisz, że idziesz tak szybko.Wygląda na to, że cała wieś poszła za nami.Patrzą na nas uparcie jak na egzotyczne stwory isama już nie wiem, co mówić.Nagle zaczynam bombardować mamę pytaniami: W jaki sposób tu dotarłaś? Co się stało? Przyjechałaś po nas? Kiedy wyjeżdżamy? Pozwól mi oddychać, Zana.Wytłumaczę ci.Gdzie jest dom? To tutaj? Nie, to dom Abdula Noor.Dom Abdula Khada jest tam.Wskazuje palcem szczyt pagórka. Aż tam trzeba się wspiąć?Widzę siebie, jak pierwszy raz, podążając za Abdulem Khada, z najwyższym trudem pięłam siętą skalistą ścieżką, przerażona widokiem przepaści, wyczerpana podróżą po wyboistej drodze,wykończona upałem.Mama nie wierzy własnym oczom.Pozwalam jej odetchnąć przez chwilę, potem pociągam ichoboje, ja i Mo, dalej od ciekawskich oczu.Amina przynosi coś chłodnego do wypicia, mamiewydaje się letnie.Jak ją doprowadzić na górę? Ten dom jest jak orle gniazdo, nie zdawałamjuż sobie z tego sprawy.Potrzeba nam pół godziny, żeby tam się dostać; dotarłszy na miejsce,mama pada na ławkę przed domem, nieciekawa nawet jego wnętrza.Gdyby mnie uprzedzono wcześniej, przygotowałabym napoje, świeże jedzenie, urządziłabymdla niej jakiś wygodny kat.Ale nie ma nic poza plackiem kukurydzianym.Nic odpowiedniegodla przybysza z Anglii.Ja jestem do tych potraw przyzwyczajona, ale mama nie może ich jeść.Najbardziej ją chyba przerażają muchy, które roją się na skórze, szukając odkrytego skrawka,lepią się do oczu, brzęczą za uszami.To zabawne, nagle zaczynam inaczej patrzeć na to wszystko dlatego, że ona jest tutaj.Dlatego, że nie potrafi tego znieść, podobnie jak ja na początku.Ten początek, kiedy to byłoMam dwadzieścia jeden lat i jestem tu nadal, z muchami i całą resztą.Mama obejmuje mnie wpół, dotyka brzucha ze wzruszeniem.Cóż powiedzieć.jest tamdziecko.Hoala zaproponowała, że pójdzie po Nadię, do Ashube. Tylko jej nie przestrasz, jest w ciąży i delikatna.Powiedz jej po prostu, żeby tu przyszła, niewspominając o mamie.Mo patrzy dookoła z osłupieniem i ciekawością.Fascynują go jaszczurki.Nareszcie w moim pokoju możemy porozmawiać i mama stara się opowiedzieć wszystko pokolei. Zaczęłam podejrzewać, że coś nie jest w porządku, w momencie gdy miałyście wrócić zwakacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]