[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A najgorsze, że nie można go na chwilÄ™ zostawićsamego.Niedawno, co panowie na to powiedzÄ…, wyszÅ‚a tylko, aby kupić sobieproszku do zÄ™bów, wraca i co widzi: chory siedzi w łóżku, zajada salami, kawaÅ‚grubego razowego chleba i ogórek, a przed nim stoi kufel ciężkiego ciemnego piwa!Wszystkie te domowe smakoÅ‚yki przysÅ‚aÅ‚a mu rodzina, żeby siÄ™ pokrzepiÅ‚.Naza-jutrz byÅ‚ naturalnie bardziej podobny do trupa niż do żywego czÅ‚owieka; sam przy-Å›piesza swój koniec.BÄ™dzie to jednak wyzwoleniem dla niego tylko, bo ona - 107 - nazywa siÄ™, nawiasem mówiÄ…c, siostra Berta, a wÅ‚aÅ›ciwie Alfreda Schildknecht pójdzie wtedy do innego chorego, w mniej lub wiÄ™cej posuniÄ™tym stadium, do tegolub innego sanatorium.To jest perspektywa, która siÄ™ jej w życiu otwiera  innejnie widzi przed sobÄ….Hans Castorp rzekÅ‚ na to, że jej zawód jest rzeczywiÅ›cie ciężki, ale powinien,jego zdaniem, dawać zadowolenie wewnÄ™trzne. Zapewne  odpowiedziaÅ‚a  daje zadowolenie wewnÄ™trzne, ale niemniejjest bardzo ciężki. No wiÄ™c życzymy panu Rotbeinowi wszystkiego najlepszego  i kuzynichcieli siÄ™ oddalić, ale wówczas uczepiÅ‚a siÄ™ ich niemal sÅ‚owami i spojrzeniemi wysiÅ‚ki jej, by mÅ‚odych ludzi jeszcze trochÄ™ zatrzymać, byÅ‚y tak żaÅ‚osne, że okru-cieÅ„stwem byÅ‚oby nie zostać jeszcze przez chwilÄ™. Zpi teraz!  rzekÅ‚a. Nie jestem mu potrzebna, wiÄ™c na kilka krótkichchwil wyszÅ‚am na korytarz. I zaczęła skarżyć siÄ™ na radcÄ™ Behrensa i na ton,w jakim siÄ™ do niej zwraca i który jest zanadto bezceremonialny, zważywszy jejdobre pochodzenie.O wiele wolaÅ‚a dra Krokowskiego, o którym mówiÅ‚a, że jestuduchowiony.Potem powróciÅ‚a znowu do ojczulka i kuzyna.Nic wiÄ™cej nie mogÅ‚awycisnąć ze swego mózgu i na próżno staraÅ‚a siÄ™ czymÅ› jeszcze zatrzymać kuzy-nów, podniósÅ‚szy nagle gÅ‚os niemal do krzyku, gdy chcieli odejść; wreszcie udaÅ‚oim siÄ™ wymknąć i poszli.Przez chwilÄ™, pochylona naprzód, pochÅ‚aniaÅ‚a ich spojrze-niem, jak gdyby oczami chciaÅ‚a ich przyciÄ…gnąć z powrotem.Potem westchnieniewyrwaÅ‚o siÄ™ jej z piersi i powróciÅ‚a do swego chorego.Poza tym w tych dniach Hans Castorp zawarÅ‚ znajomość tylko jeszcze z owÄ…czarno ubranÄ…, bladÄ… MeksykankÄ…, którÄ… widziaÅ‚ poprzednio w ogrodzie i którÄ…nazywano Tous-les-deux.ZdarzyÅ‚o siÄ™ bowiem, że i on usÅ‚yszaÅ‚ z jej ust ponurÄ… for-muÅ‚Ä™, która staÅ‚a siÄ™ jej przezwiskiem, ale ponieważ byÅ‚ na to przygotowany, wiÄ™czachowaÅ‚ siÄ™ najzupeÅ‚niej poprawnie i mógÅ‚ być pózniej z siebie zadowolony.Popierwszym Å›niadaniu, wybierajÄ…c siÄ™ na przepisany spacer poranny, kuzyni spotkalijÄ… przed głównym wejÅ›ciem.OwiniÄ™ta czarnym kaszmirowym szalem, chodziÅ‚a tami z powrotem dÅ‚ugimi, niespokojnymi krokami, uginajÄ…c siÄ™ w kolanach: jej starze-jÄ…ca siÄ™ twarz o dużych, zgorzkniaÅ‚ych ustach odbijaÅ‚a szarÄ… bladoÅ›ciÄ… od czarnegowoalu, osÅ‚aniajÄ…cego siwiejÄ…ce wÅ‚osy i zwiÄ…zanego pod brodÄ….Joachim, jak zwyklebez kapelusza, skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ na powitanie, a ona odpowiedziaÅ‚a powolnym skinieniemgÅ‚owy; kiedy podniosÅ‚a oczy, bruzdy, przerzynajÄ…ce jej niskie czoÅ‚o, pogÅ‚Ä™biÅ‚y siÄ™jeszcze bardziej.SpostrzegÅ‚szy nieznajomego, zatrzymaÅ‚a siÄ™ i poruszajÄ…c lekkogÅ‚owÄ… czekaÅ‚a, aż mÅ‚odzieÅ„cy siÄ™ zbliżą, bo widocznie chciaÅ‚a siÄ™ dowiedzieć, czy- 108 - nowo przybyÅ‚y sÅ‚yszaÅ‚ już o jej losie, i usÅ‚yszeć jego zdanie o tym.Joachim przed-stawiÅ‚ jej kuzyna.PodaÅ‚a mu spod mantyli chudÄ…, żółtawÄ…, pokrytÄ… sieciÄ… żyÅ‚ekrÄ™kÄ™, z pierÅ›cionkami na palcach.Nie spuszczaÅ‚a z niego oczu.Potem staÅ‚o siÄ™,powiedziaÅ‚a: Tous les d é , monsieur  tous les d é , vous savez. Je le sais, madame  odrzekÅ‚ Hans Castorp przytÅ‚umionym gÅ‚osem. Et jele regrette beaucoup*.ObwisÅ‚e worki pod jej czarnymi jak z dżetu oczami uderzaÅ‚y swÄ… wielkoÅ›ciÄ…;Hans Castorp u nikogo jeszcze podobnych nie widziaÅ‚.Tchnęła jakÄ…Å› delikatnÄ…,zwiÄ™dÅ‚Ä… woniÄ….Spotkanie to wzbudziÅ‚o w Hansie Castorpie nastrój Å‚agodny i po-ważny. Merci  powiedziaÅ‚a charczÄ…cÄ… wymowÄ…, która dziwnie nie harmonizowaÅ‚az jej depresjÄ…; jeden kÄ…t jej wielkich ust byÅ‚ tragicznie opuszczony w dół.SchowaÅ‚arÄ™kÄ™ pod mantylÄ™, skinęła gÅ‚owÄ… i znowu rozpoczęła swojÄ… wÄ™drówkÄ™.IdÄ…c dalej,Hans Castorp odezwaÅ‚ siÄ™: Widzisz, nie zrobiÅ‚o mi to żadnej różnicy, Å›wietnie daÅ‚em sobie z niÄ… radÄ™.W ogóle umiem sobie caÅ‚kiem dobrze dawać radÄ™ z takimi ludzmi.Zdaje mi siÄ™, żemam przyrodzony dar obchodzenia siÄ™ z nimi  czyż nie? SÄ…dzÄ™ nawet, że na ogółłatwiej dochodzÄ™ do Å‚adu z ludzmi smutnymi niż z wesoÅ‚ymi.Bóg wie, na czym topolega, może na tym, że przecież jestem sierotÄ… i że moi rodzice tak wczeÅ›nie mnieodumarli, ale jeżeli ktoÅ› jest poważny i smutny i jeżeli Å›mierć wchodzi w grÄ™, nieczujÄ™ siÄ™ tym wÅ‚aÅ›ciwie przytÅ‚oczony ani zakÅ‚opotany  przeciwnie, jestem wtedyw swoim żywiole, o wiele bardziej niż w atmosferze radoÅ›ci i ożywienia.MyÅ›laÅ‚emsobie niedawno, że gÅ‚upotÄ… jest ze strony tutejszych paÅ„ bać siÄ™ Å›mierci i wszyst-kiego, co ma z niÄ… zwiÄ…zek, do tego stopnia, by musiano to ukrywać przed nimii przynosić wiatyk w porze posiÅ‚ków.Nie, pfe, to jest niedorzeczne! Powiedz, czywidok trumny jest ci przykry? Ja patrzÄ™ na niÄ… chÄ™tnie.WedÅ‚ug mnie nawet pustatrumna jest wprost Å‚adnym sprzÄ™tem, ale jeżeli ktoÅ› w niej leży, robi na mnie poprostu uroczyste wrażenie.Pogrzeby majÄ… w sobie coÅ› budujÄ…cego i nieraz przycho-dziÅ‚o mi na myÅ›l, że jeżeli ktoÅ› pragnie siÄ™ podnieść na duchu, powinien iść napogrzeb, a nie do koÅ›cioÅ‚a.Ludzie sÄ… odÅ›wiÄ™tnie i czarno ubrani, zdejmujÄ… kapelu-sze, patrzÄ… na trumnÄ™, sÄ… peÅ‚ni powagi i nabożeÅ„stwa i nikt nie Å›mie robić gÅ‚upichdowcipów, jak w życiu codziennym.Bardzo to lubiÄ™, kiedy raz wreszcie widzÄ™ ludzitak nastrojonych.ZadawaÅ‚em sobie czasem pytanie, czy nie powinienem byÅ‚ zostać* vous savez.Je le sais.(franc.)  wie pan.Wiem, proszÄ™ pani.I bardzo mi żal.- 109 - pastorem  myÅ›lÄ™, że odpowiadaÅ‚oby to poniekÄ…d mojemu usposobieniu.MamnadziejÄ™, że mówiÄ…c z tÄ… paniÄ…, nie zrobiÅ‚em żadnego bÅ‚Ä™du we francuskim? Nie  odpowiedziaÅ‚ Joachim. Je le regrette beaucoup byÅ‚o zupeÅ‚niepoprawne.Politycznie podejrzana!NadeszÅ‚y regularne odmiany dnia normalnego: najpierw niedziela  i to niedzielaz orkiestrÄ… uzdrowiskowÄ… na tarasie.Niedziela taka przypadaÅ‚a co czternaÅ›cie dni,zaznaczajÄ…c w ten sposób koniec okresu dwutygodniowego.Przyjazd HansaCastorpa przypadÅ‚ na drugÄ… poÅ‚owÄ™ takiego okresu.PrzyjechaÅ‚ we wtorek, byÅ‚ wiÄ™cteraz piÄ…ty dzieÅ„ jego pobytu.Po owej straszliwej pogodzie i nawrocie zimy dzieÅ„byÅ‚ wiosenny, Å‚agodny; biaÅ‚e chmurki bÅ‚yszczaÅ‚y na jasnobÅ‚Ä™kitnym niebie, a Å›wia-tÅ‚o sÅ‚oneczne kÅ‚adÅ‚o siÄ™ na dolinÄ™ i zbocza gór, które przybraÅ‚y znowu zwykÅ‚Ä… barwÄ™letniej zieleni, bo Å›wieży Å›nieg skazany byÅ‚ z góry na szybkie znikniÄ™cie.Jasne byÅ‚o, że wszyscy starali siÄ™ uczcić niedzielÄ™ i wyróżnić jÄ… spoÅ›ród innychdni; zarzÄ…d i goÅ›cie pomagali sobie w tym usiÅ‚owaniu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl