[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc Maud miała pewną swobodę w godzinach porannych, było jej tylko wzbronionewydalać się poza obręb ściśle określonego terytorium.Nie przekraczała go też nigdy poniefortunnej próbie ucieczki.Było to zaraz w pierwszych dniach jej niewoli; uciekła w nocy,pół dnia błąkała się po lesie, chwytając słuchem odgłosy pościgu, aż wypatrzyły ją wgęstwinie bystre oczy Negra.- I wówczas uczyniłam ślub, że nigdy w życiu nie wezmę udziału w żadnympolowania - mruknęła, aby odpędzić wspomnienie nieludzkiej chłosty, jaką ją ukarano zapróbę ucieczki.To była prawda z tym ślubem; lady Maud Mackay, zapalona sportsmenka,znalazłszy się sama w położeniu biednej, bezbronnej, osaczonej zwierzyny, zrozumiaławreszcie powody śmiertelnej grozy w szklanych oczach lisa, rozszarpanego przez charty ipowzięła chwalebne, choć w jej ówczesnej sytuacji dość ekscentryczne, postanowienie, żenigdy więcej w życiu polować nie będzie.A potem, kiedy ją do krwi obito, przyrzekła sobie uroczyście, iż po raz drugi niespróbuje uciekać.Och nie! Chłosta, pierwsza w życiu, przeraziła ją, złamała i wpoiła w niąprzekonanie, że taki ból fizyczny jest przedsmakiem śmierci, zaś śmierci lękała się panicznie.Więc nie uciekała więcej, pożegnała się ostatecznie z dawnymi nadziejami na przybyciejakiegoś statku, a trzymała się kurczowo życia z tych samych instynktownych pobudek, zjakich trzyma się go przestępca skazany na dożywotne więzienie.Chciała żyć i żyła, jak ówdożywotny żyje, bo monotonia niewoli, nędzna strawa, upokorzenia i cała ta przesmutnawegetacja bez widoku na lepsze jutro, wydaje się niewolnikom materializmu mniejszym złemniż odmarsz w Nieznane, który śmiercią zowią.Jedyną rozrywką i przyjemnością Maud stało się rozpamiętywanie świetnejprzeszłości, dumanie nad potokiem, w którym musiała prać postrzępioną bieliznę swoichwrogów.I on tylko, ten strumyk przedzierający się przez leśne wertepy, był jej jedynympowiernikiem, on jeden słyszał jej westchnienia, widział łzy i ciepłą pieszczotą swychleniwych nurtów całował jej stopy i dłonie, delikatne, nienawykłe do pracy, a do najgorszychrobót teraz przymuszone.Do najgorszych.Do prania pieluch bękarta dawnej służącej, Molly,a na pieluchy pocięto bieliznę lady Maud, której obecny strój składał się z rafiowej spódniczkii z niczego więcej.Nic dziwnego, że w tych warunkach nić wspomnień z dawnych dobrychczasów rwała się łatwo i wykonywanie przykrych narzuconych obowiązków, wypominającejej obecną niedolę, zatruwało nawet te krótkie chwile upragnionej samotności.Niekiedy próbowała obliczyć, ile dni upłynęło od owej nocy, kiedy dzięki podłościMartela wpadła w szpony dzisiejszych władców wyspy.Na próżno.Straciła zupełnie rachubęczasu, była równie skłonną uwierzyć, że minęło pięć, jak i dziesięć miesięcy; czyż to zresztąnie było obojętne? - Martel! Przeklęty, mściwy łotr - syknęła z nienawiścią, której nawetapatia i przymusowa zgoda z obecnym losem nie zdołała stępić.Pózniej dopiero, z urywków rozmowy Lampela z redaktorem dowiedziała się, jakhaniebną rolę odegrał ten ostatni w tragedii jej życia.Lampelowi ani przez myśl nie przeszło, że Maud nocuje na polance niemalsąsiadującej z ich leśnym obozem; sądził, iż pospieszyła za mężem i nakłaniał usilnietowarzyszy, by rozpocząć pościg natychmiast, inaczej spotka ją los Anity i wymknie im się zrąk na zawsze.Lecz kompania nie chciała nic słyszeć o nowej fatydze; zmęczeniczterokrotnym marszem przez puszczę w dusznej atmosferze zwiastującej burzę,pokiereszowani, pobici przez dzielnego Granta, łaknęli tylko odpoczynku.I gdyby nie Martel,byłyby wypadki popłynęły zgoła innym korytem, i Maud, zamierzająca uciec na drugi koniecwyspy, byłaby na pewno uszła swego dzisiejszego losu.Ale mściwy Martel czekał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Więc Maud miała pewną swobodę w godzinach porannych, było jej tylko wzbronionewydalać się poza obręb ściśle określonego terytorium.Nie przekraczała go też nigdy poniefortunnej próbie ucieczki.Było to zaraz w pierwszych dniach jej niewoli; uciekła w nocy,pół dnia błąkała się po lesie, chwytając słuchem odgłosy pościgu, aż wypatrzyły ją wgęstwinie bystre oczy Negra.- I wówczas uczyniłam ślub, że nigdy w życiu nie wezmę udziału w żadnympolowania - mruknęła, aby odpędzić wspomnienie nieludzkiej chłosty, jaką ją ukarano zapróbę ucieczki.To była prawda z tym ślubem; lady Maud Mackay, zapalona sportsmenka,znalazłszy się sama w położeniu biednej, bezbronnej, osaczonej zwierzyny, zrozumiaławreszcie powody śmiertelnej grozy w szklanych oczach lisa, rozszarpanego przez charty ipowzięła chwalebne, choć w jej ówczesnej sytuacji dość ekscentryczne, postanowienie, żenigdy więcej w życiu polować nie będzie.A potem, kiedy ją do krwi obito, przyrzekła sobie uroczyście, iż po raz drugi niespróbuje uciekać.Och nie! Chłosta, pierwsza w życiu, przeraziła ją, złamała i wpoiła w niąprzekonanie, że taki ból fizyczny jest przedsmakiem śmierci, zaś śmierci lękała się panicznie.Więc nie uciekała więcej, pożegnała się ostatecznie z dawnymi nadziejami na przybyciejakiegoś statku, a trzymała się kurczowo życia z tych samych instynktownych pobudek, zjakich trzyma się go przestępca skazany na dożywotne więzienie.Chciała żyć i żyła, jak ówdożywotny żyje, bo monotonia niewoli, nędzna strawa, upokorzenia i cała ta przesmutnawegetacja bez widoku na lepsze jutro, wydaje się niewolnikom materializmu mniejszym złemniż odmarsz w Nieznane, który śmiercią zowią.Jedyną rozrywką i przyjemnością Maud stało się rozpamiętywanie świetnejprzeszłości, dumanie nad potokiem, w którym musiała prać postrzępioną bieliznę swoichwrogów.I on tylko, ten strumyk przedzierający się przez leśne wertepy, był jej jedynympowiernikiem, on jeden słyszał jej westchnienia, widział łzy i ciepłą pieszczotą swychleniwych nurtów całował jej stopy i dłonie, delikatne, nienawykłe do pracy, a do najgorszychrobót teraz przymuszone.Do najgorszych.Do prania pieluch bękarta dawnej służącej, Molly,a na pieluchy pocięto bieliznę lady Maud, której obecny strój składał się z rafiowej spódniczkii z niczego więcej.Nic dziwnego, że w tych warunkach nić wspomnień z dawnych dobrychczasów rwała się łatwo i wykonywanie przykrych narzuconych obowiązków, wypominającejej obecną niedolę, zatruwało nawet te krótkie chwile upragnionej samotności.Niekiedy próbowała obliczyć, ile dni upłynęło od owej nocy, kiedy dzięki podłościMartela wpadła w szpony dzisiejszych władców wyspy.Na próżno.Straciła zupełnie rachubęczasu, była równie skłonną uwierzyć, że minęło pięć, jak i dziesięć miesięcy; czyż to zresztąnie było obojętne? - Martel! Przeklęty, mściwy łotr - syknęła z nienawiścią, której nawetapatia i przymusowa zgoda z obecnym losem nie zdołała stępić.Pózniej dopiero, z urywków rozmowy Lampela z redaktorem dowiedziała się, jakhaniebną rolę odegrał ten ostatni w tragedii jej życia.Lampelowi ani przez myśl nie przeszło, że Maud nocuje na polance niemalsąsiadującej z ich leśnym obozem; sądził, iż pospieszyła za mężem i nakłaniał usilnietowarzyszy, by rozpocząć pościg natychmiast, inaczej spotka ją los Anity i wymknie im się zrąk na zawsze.Lecz kompania nie chciała nic słyszeć o nowej fatydze; zmęczeniczterokrotnym marszem przez puszczę w dusznej atmosferze zwiastującej burzę,pokiereszowani, pobici przez dzielnego Granta, łaknęli tylko odpoczynku.I gdyby nie Martel,byłyby wypadki popłynęły zgoła innym korytem, i Maud, zamierzająca uciec na drugi koniecwyspy, byłaby na pewno uszła swego dzisiejszego losu.Ale mściwy Martel czekał [ Pobierz całość w formacie PDF ]