[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jeśli poczęłam dziecko? Stłumiła łzy.Przypomniała sobie, jak po śmierci rodziców ciotka wzięła ją na stronę ipowiedziała, że jako młoda szlachcianka nie musi się o nic martwić, wszelkiedecyzje podejmą za nią starsi, ona zaś ma jedynie umacniać w sobie cnoty,właściwe damie.Gdyby mogła teraz postąpić wedle słów ciotki, złagodziłobyto jej ból i wstyd.Jednak część jej serca zamknęła się przed tą radą, jakby ktośzatrzasnął nagle drzwi.Przez dwadzieścia cztery godziny Anna nie reagowała na obecnośćodwiedzających, którzy przychodzili i odchodzili.Oczy miała przez cały czaszamknięte i udawała, że śpi.Depresja nie opuszczała jej ani na chwilę.Popołudnie następnego dnia było zadziwiająco spokojne, jeśli nie liczyćciągłego uderzania deszczu o szyby i parapety.W końcu Anna zwlokła się z łóżka.Nie mogła spać ani walczyć dłużej zczarnymi myślami.Owijając się bawełnianym szlafrokiem, zauważyła, jak jestposiniaczona.Każda część jej ciała wydawała się potłuczona i obolała.Ignorując dotkliwy ból w kostce i stopie, dotarła do drzwi i wyszła na korytarz.Stanęła, nadsłuchując i w pełni zdając sobie sprawę, że zachowuje siędziwacznie.Mimo to szła dalej, kierując się ku tylnej klatce schodowej,przeznaczonej dla służby.Ciepłe, nasycone kuchennymi zapachami powietrzewędrowało tędy niczym przez komin.Zeszła ostrożnie po ciemnych schodach.Wiedziała, że przed służbąniewiele da się zachować w sekrecie.Zatem, podsłuchując ich rozmowę,będzie mogła czegoś się dowiedzieć.- Dobrze wiesz, że jeśli ktoś z rodziny jest tak bardzo chory, jak panienkaAnna, każdemu przybywa obowiązków.Także tobie!Szorstki głos należał bez wątpienia do Marty.- Tak, mamo.RS 88Anna uchyliła bezszelestnie drzwi i zerknęła do kuchni.Po drugiej stroniepomieszczenia jasnowłosa i pulchna Marta nalewała zupę swemu synkowiTomaszowi.Drzwi prowadzące na zewnątrz otwarły się i do kuchni wszedł mąż Marty.Zdjął przemoczony kożuch oraz czapkę i zajął miejsce przy stole.Ich dwiecórki dopełniały zapewne popołudniowych obowiązków.Wałek pociągnął za swą ciemną brodę, smakując jedzenie.Był krępymmężczyzną z wielkim czarnym wąsem i o zgodnym usposobieniu.Marta nalałasobie i mężowi zbożowej kawy.Ta prawdziwa, kosztowna, bo pochodząca zimportu, przeznaczona była jedynie dla państwa.Marta usiadła.- Wiesz, Wałek, dziś rano mama zobaczyła dwie sroki.Siedziały na płocietuż koło zagrody dla kurcząt.- Wyciągnęła rękę i z troską dotknęła dłoni męża.- Ptaki siedziały tyłem do domu.Wiesz, co to oznacza.W ciemnych oczach Walka także pojawił się niepokój.- A co to oznacza? - dopytywał się piskliwie ośmioletni Tomasz.- Nic - odparła matka.- Skończyłeś?- Tak.- Więc zajmij się kurczętami.Chłopiec zsunął się z krzesła i przebiegł przez kuchnię.Przy drzwiachodwrócił się i zawołał:- Mogę nakarmić też sroki?- Zmiataj! - krzyknął za nim ojciec.Trzasnęły drzwi.Chłopi, choć katolicy, pozostawali pod wpływem dawnych wierzeń iprzesądów w o wiele większym stopniu niż szlachta.Wierzyli na przykład, żesroka, siedząca przodem do domu, wróży przybycie mile widzianych gości.Jeśli jednak ptak usiadł zwrócony w przeciwną stronę, traktowali to jak ostrze-żenie przed niepożądaną wizytą.- Co zamierza pan? - spytała Marta.- Na razie nic.Czeka, aż przestanie padać.Myślę, że wróci nad staw, żebyposzukać tam dowodów.- Dowodów? Jakich znowu dowodów? Przeciwko komu? Wałek wzruszyłramionami.- Wałek, ty coś wiesz.Natychmiast mi powiedz!- Bo jeśli nie, poszczujesz mnie psami - odpowiedział i westchnął.-Wygląda na to, że szaleńcem znad stawu był młody Stelnicki.- Nie! - krzyknęła gwałtownie Marta.RS 89Anna przycisnęła dłoń do ust, by stłumić protest.Nawet służba wiedziałajuż o fałszywym oskarżeniu!- Skąd wiesz, że to on? - spytała Marta.- Wiem, ponieważ, droga żono, prowadziłem furmankę, na której Grońscyprzywiezli panienkę Annę.Powiedziała, kto ją zaatakował.- Słyszałeś, jak mówi, że to Stelnicki?- Cóż, nie, ale panienka Zofia słyszała.Zofia! Anna poczuła, że znów kręci się jej w głowie.To niemożliwe - tomusi być jakieś nieporozumienie.- Jak myślisz, Wałek - mówiła tymczasem Marta - czy pan może okazać sięna tyle niemądry, by samemu poszukać zemsty na Stelnickim? W jego wieku?- Nie! - powiedział Wałek z przyganą w głosie.- Przekaże sprawę starościei urzędnikom sądowym, jeśli tylko panienka rozpozna w Stelnickimnapastnika.- Pozwalając, by wszyscy dowiedzieli się, co zaszło? Jakoś w to wątpię.- Kiedy sprawa dotyczy szlachty, można ją wyciszyć.Wałek umilkł i jakbysię namyślał.- Z drugiej strony hrabia to człowiek twardy i uparty.- Raczej starszy pan o usposobieniu bardziej gwałtownym, niż pozwalająmu na to siły! Jak możesz podchodzić do tego tak spokojnie?- Nie irytuj się, kobieto.To sprawa mężczyzn.- To paskudna sprawa.I to nie mężczyzna leży tam na górze, półżywy.Drzwi prowadzące do jadalni otwarły się z rozmachem i do kuchni weszłaLutisza, balansując stosem brudnych naczyń.- Skończyli kluski z syropem - oświadczyła.- Gotuj, usługuj, troszcz się ochorą.A teraz lady Grońska przebąkuje coś o tym, że mamy spodziewać sięgości.Mówię wam, ani chwili odpoczynku.Marta i Wałek spojrzeli na siebie znacząco.Annie zrobiło się jeszcze bardziej słabo.Oparła się o kamienną ścianę,podczas gdy służący nadal rozprawiali.To, co usłyszała na temat wuja Leo,przejęło ją chłodem do szpiku kości.Rozmyślała gorączkowo.Czy wuj otwarcie oskarży Jana? Z jakimskutkiem? Być może po tym, jak Feliks Paduch wymknął się sprawiedliwości,hrabia nie wierzy już sądom.I dlaczego obwiniano akurat Jana? Ponieważ na wpół przytomna ofiaraoskarżyła właśnie jego.Lecz Wałek nie słyszał Anny: to Zofia rzuciłaoskarżenie!RS 90Nagle Anna uświadomiła sobie, że Lutisza idzie w jej stronę i jest jużbardzo blisko.Wstrzymała oddech.Ośmieliła się zerknąć do kuchni i zobaczyła, że starsza kobieta podnositacę.- Zaniosę to do pokoju hrabiny.Zanim zdążyła wykonać tych parę kroków, dzielących ją od klatkischodowej, Anna otuliła się ciaśniej szlafrokiem i utykając, zaczęła zzadziwiającą prędkością wspinać się po schodach.RS 91Rozdział dziesiąty.Ledwie zdążyła zjeść południowy posiłek, złożony z rosołu i chleba zmasłem, gdy do pokoju weszła podekscytowana Zofia.- Och, kuzynko, jak dobrze, że wreszcie się obudziłaś! Myśleliśmy, żezamierzasz przespać resztę życia.Nasze modlitwy musiały zostać wysłuchane.Pochyliła się i pocałowała Annę lekko w policzek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl