[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przynajmniej na razie.- Zajrzała do sypialni.- Chciał, żebym znim została.- A pani chciała?- Tak, ale nie powinnam.Na twarzy Eliasa malował się wyraz zrozumienia.- Proszę więc zostać.Zanim zrobi się widno, przyjdę po panią i odwiozędo domu.Nikt się o tym nie dowie.Elizabeth zagryzła usta.To było niebezpieczne, skandaliczne.Nie wolnojej zapominać o Maggie.Plotki i tak były już nie do zniesienia.Ale przywspomnieniu Nicholasa samotnego w ogromnym łóżku, cała resztazdawała się nie mieć znaczenia.Elizabeth wyciągnęła dłoń i złapała Eliasa za rękę.- Dziękuję.Jesteś bardzo dobrym człowiekiem.- Nasz Nick jest teraz najważniejszy.Bądz dla niego dobra, dziewczyno.Potrzebuje kobiety, która będzie go kochać.Zamrugała, ale nie udało jej się powstrzymać łez.- Kocham go, Eliasie.Najbardziej na świecie.- Proszę więc iść do niego.I sprawić, żeby na chwilę zapomniał o swoichkłopotach. Elizabeth kiwnęła głową.Wróciła do sypialni, cichutko się rozebrała iwsunęła pod kołdrę obok Nicholasa.Pogrążony we śnie przytulił ją doswego nagiego ciała i mocno otoczył ramionami.Czuła łzy pod powiekami.Będzie przy nim, bo jej potrzebował.Uświadomiła sobie też, jak bardzo sama go potrzebowała.***Zgodnie z obietnicą, następnego dnia, tuż przed świtem, Elias czekał zpowozem, żeby ją zabrać do domu.Po południu Elizabeth przebrała się w prostą suknię z szarego jedwabiu,wyszywaną drobnymi perełkami, żeby znów udać się do ukochanego.Była zdecydowana z nim porozmawiać, tak jak zamierzała minionejnocy.Zaczerwieniła się na wspomnienie tych nocnych godzin, kiedy Nicholasobudził się i zaczął się z nią kochać, powoli, zmysłowo.Zostawiła go tuż przed wschodem słońca, wróciła do domu i spała dłużejniż zwykle.Przybyła do londyńskiego domu Nicholasa, znów z Eliasem u boku.Promienie słoneczne w końcu przebiły się przez chmury i odbijały się odmokrej po deszczu powierzchni stromych kamiennych schodówprowadzących do drzwi.Pendergass wprowadził ją do saloniku.- Powiem jego lordowskiej mości, że pani jest - powiedział i ruszył przezhol.Chwilę pózniej Nicholas zjawił się w drzwiach.- Elizabeth.Wypowiedział jej imię miękko, podszedł do niej pospiesznie i wokamgnieniu znalazła się w jego ramionach.- Nie powinnaś tu być - wyszeptał jej prosto do ucha.- Nie powinnaśprzebywać w pobliżu mnie.Nie powin- naś przychodzić wczoraj w nocy, powinienem był odesłać cię do domu.Elizabeth wpatrywała się w jego twarz.- Co za różnica.Gazety znają prawdę o nas.A teraz pewnie wiedzą o tymwszyscy w Londynie.Westchnął.- Niestety, to prawda.Pociągnął ją do saloniku i pocałował.- Boże, nie było cię raptem kilka godzin, a wydaje mi się, jakby minęłowiele dni.- Pocałował ją ponownie.- Znów cię pragnę.- Wtulił twarz wjej szyję.Gorącymi ustami wyczuwał jej pospieszny puls.- Rand tu jest -powiedział pomiędzy pocałunkami.- Razem z sir Reginal-dem.Czekająw moim gabinecie.Elizabeth wyrwała się z objęć i oblała rumieńcem.- Masz dom pełen gości, a my się całujemy!- Pewnie powinienem był cię uprzedzić.Ale było mi zbyt przyjemnie.- Jesteś szalony.I chyba to właśnie kocham w tobie najbardziej.Uśmiech Nicholasa stopniał.Informacja o tym, że go kocha, zawszezdawała się wprawiać go w zakłopotanie.Powtarzała sobie, że to się zczasem zmieni, ale była zmartwiona.Hrabia wziął ją za rękę iwyprowadził z saloniku, więc zmusiła się, żeby zająć myśli innymisprawami.- Jeśli jest tu Beldon, to oznacza, że coś musiało się wydarzyć -zauważyła.Nicholas kiwnął głową.- Od jednego z posłańców z Bow Street przyszedł raport.Najwyrazniejwicehrabia Kendall nie jest taki niewinny, za jakiego chciałby uchodzić wnaszych oczach.Otworzył drzwi do gabinetu.Siedzący wewnątrz mężczyzni zerwali sięna równe nogi.- Elizabeth, jakże miło cię widzieć - z uśmiechem odezwał się książę. Sir Reginald przywitał się z nią ciepło i pochylił nad jej dłonią.- Witam, panno Woolcot.- Nie zamierzałam panom przeszkadzać, ale Nicholas powiedział, że byćmoże posłańcy odkryli coś istotnego na temat wicehrabiego Kendalla.- To prawda - przyznał książę.- Wydaje się, że lady Ravenworth iGreville Townsend ostatnio niezbyt się ze sobą zgadzali.Jeśli wierzyćsłużącym, w dniu morderstwa pokłócili się i nie była to ich pierwszasprzeczka.- Tak - przytaknął sir Reginald.- Jeden z lokajów słyszał, że w dniumorderstwa groził hrabinie.Serce Elizabeth zabiło z nadzieją.- A więc to Kendall mógł ją zabić.- Owszem, mógł - rzekł Nicholas [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl