[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bladoróżowa szarfa okalająca talięwspaniale przyciągała oko.Tak, suknia jest bez zarzutu.W mgnieniu oka wsunęła na siebie to cudo i nerwowymszarpnięciem poprawiła na figurze.Doskonale.Usiadła przed lustrem i wysypała zawartość kosmetyczkina stół.W pośpiechu umalowała się, potem zwiesiła głowę ienergicznie wyszczotkowała włosy.Rozczesała grzywkę ipozwoliła jej swobodnie opaść.Trochę dziko, trochę sexy.Dobrze.Założyła różowe buty na obcasie, a w ręku ścisnęłatorebkę.Grace spotkała Lucy w hallu i złapawszy ją za ramię,zaciągnęła do windy.- Lucy Simons, masz mi natychmiast powiedzieć, o co tuchodzi?!- O co chodzi? - powtórzyła przyjaciółka, opierając się otylną ścianę windy.- Co w ciebie wstąpiło, Grace?Grace spojrzała na Lucy groznie i skierowała palec wprostna czubek jej nosa.- Coś ukrywasz przede mną.Powiedziałaś, że wieszwięcej, niż myślę.Więc teraz żądam wyjaśnień.Co takiegowiesz?- Moja droga - odparła Lucy uśmiechając się - chybapotrzebujesz jeszcze kawy.Wciąż bredzisz!- Chcesz nadać tej imprezie rozgłosu? Upokorzyć mniepublicznie? - Wprost przeciwnie.Mam zamiar wynieść cię napiedestał jako cudotwórczynię.Tyle że dziś wieczorembędziesz musiała odnosić się do matki z przykładnągrzecznością.- Matka? A cóż wspólnego ma z tym wszystkim mojamatka? Winda stanęła na półpiętrze i drzwi się powolirozsunęły.Lucy zmieniła ton i zawołała:- Oto ona! Ta na przedzie.Zapytaj ją sama, Gray.Alenajpierw uśmiech do kamery.Flesze zaskoczyły Grace.Usłyszała piskliwy szczebiotwysokiego, a jednak dystyngowanego głosu matki Barrett.- Tędy, moja droga, tędy! O tu, kochanie.Rzeczywiście,to była matka.W przybranym piórami taftowym kapelusikuwyglądała jak Królowa Zwiata.Całości dopełniała błyszczącadiamentowa broszka, należąca jeszcze do Wielkiej PrababciLendwell.Grace zauważyła również, że matka miała mocnoupudrowaną twarz, a oczy wyraznie podkreślone czarnymtuszem i wypacykowane cieniami.Usta matki nie byłyzaciśnięte w linijkę, a czubek nosa zaróżowił się zabawnie, coniechybnie oznaczało, że łyknęła sobie troszkę szampana.Wyglądała na szczęśliwą, a to był rzadki fenomen.Matkachwyciła Grace za ręce, wymieniły zdawkowe cmoknięcia woba policzki.Matka była niższa od córki, więc udało się jejjedynie musnąć makijaż Grace.- Kochanie, jakże jesteśmy tu wszyscy podekscytowani! -Matka Barrett jak zwykle używała samych wykrzykników.-Lucille przeszła samą siebie! Jesteś gotowa? Tyle rozgłosu!Tędy, tędy.Zobacz dzieło Lucille.wiczyli pod moiminstruktażem! Wszystko jest jak za dawnych dobrych czasówszkoły etykiety Pani Barrett! Spójrz! Oczywiście, to był Luke.Grace wzięła głęboki oddech; nagle poczuła, że macudownie lekką głowę.Luke uśmiechał się przepraszająco iodrobinę nieśmiało, ale usta drżały mu w kącikach tak, jakbychciał się roześmiać.Ich spojrzenia spotkały się nad głowąmatki.Poniewczasie Grace zauważyła, że był ubrany wdoskonale skrojoną marynarkę i tak sztywno wykrochmalonąkoszulę, jakiej nie miał nawet Fred Astaire.Wyglądał diabelnie przystojnie, niewiarygodniewspaniale.Nawet ogolił się.- No, dalej - matka przynagliła go świszczącym szeptem,szturchając przy tym łokciem pod żebra.Upomniany Lukeszybko przypomniał sobie o dobrych manierach, zrobił więckrok wstecz, ujął rękę Grace.Jego zachowanie miało w sobiesztywność dobrze wyuczonej lekcji.Uśmiech miał jednak szczery i naturalny.- Dobry wieczór, panno Barrett.Może pamięta pani, żespotkaliśmy się już wcześniej.Nazywam się LuciusLazurnovich.- Lucius Baines Lazurnovich - Grace poprawiła godrżącym głosem.Próbując zdobyć się na uśmiech,potwierdziła: - Tak, pamiętam pana, panie Lazurnovich.Uciekając przed kolejnym szturchnięciem matki, Lukewciągnął Grace w tłum.- Jeśli pozwoli mi pani, panno Barrett, chciałbymprzedstawić kilku moich przyjaciół.Przybyli tu, by złożyćpani gratulacje, naturalnie na zaproszenie panny Simons.Czywolno mi będzie przedstawić Terence Mitchela? Blood" Mitchel, który w wieczorowej marynarce imuszce wyglądał bardzo poważnie, ale naturalnie, wziął Graceza rękę i ukłonił się.Grał swoją rolę znakomicie do końca.Rzekł bowiem bardzo uprzejmym tonem:- Jaki się pani miewa, panno Barrett? Mam nadzieję, żemiała pani dobrą podróż?- Tak, dziękuję - oszołomiona odpowiedziałaprzeobrażonemu futboliście. - A to pan James McCoy - rzekł Luke, prowadząc Gracew stronę grupy wyfraczonych mężczyzn [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Bladoróżowa szarfa okalająca talięwspaniale przyciągała oko.Tak, suknia jest bez zarzutu.W mgnieniu oka wsunęła na siebie to cudo i nerwowymszarpnięciem poprawiła na figurze.Doskonale.Usiadła przed lustrem i wysypała zawartość kosmetyczkina stół.W pośpiechu umalowała się, potem zwiesiła głowę ienergicznie wyszczotkowała włosy.Rozczesała grzywkę ipozwoliła jej swobodnie opaść.Trochę dziko, trochę sexy.Dobrze.Założyła różowe buty na obcasie, a w ręku ścisnęłatorebkę.Grace spotkała Lucy w hallu i złapawszy ją za ramię,zaciągnęła do windy.- Lucy Simons, masz mi natychmiast powiedzieć, o co tuchodzi?!- O co chodzi? - powtórzyła przyjaciółka, opierając się otylną ścianę windy.- Co w ciebie wstąpiło, Grace?Grace spojrzała na Lucy groznie i skierowała palec wprostna czubek jej nosa.- Coś ukrywasz przede mną.Powiedziałaś, że wieszwięcej, niż myślę.Więc teraz żądam wyjaśnień.Co takiegowiesz?- Moja droga - odparła Lucy uśmiechając się - chybapotrzebujesz jeszcze kawy.Wciąż bredzisz!- Chcesz nadać tej imprezie rozgłosu? Upokorzyć mniepublicznie? - Wprost przeciwnie.Mam zamiar wynieść cię napiedestał jako cudotwórczynię.Tyle że dziś wieczorembędziesz musiała odnosić się do matki z przykładnągrzecznością.- Matka? A cóż wspólnego ma z tym wszystkim mojamatka? Winda stanęła na półpiętrze i drzwi się powolirozsunęły.Lucy zmieniła ton i zawołała:- Oto ona! Ta na przedzie.Zapytaj ją sama, Gray.Alenajpierw uśmiech do kamery.Flesze zaskoczyły Grace.Usłyszała piskliwy szczebiotwysokiego, a jednak dystyngowanego głosu matki Barrett.- Tędy, moja droga, tędy! O tu, kochanie.Rzeczywiście,to była matka.W przybranym piórami taftowym kapelusikuwyglądała jak Królowa Zwiata.Całości dopełniała błyszczącadiamentowa broszka, należąca jeszcze do Wielkiej PrababciLendwell.Grace zauważyła również, że matka miała mocnoupudrowaną twarz, a oczy wyraznie podkreślone czarnymtuszem i wypacykowane cieniami.Usta matki nie byłyzaciśnięte w linijkę, a czubek nosa zaróżowił się zabawnie, coniechybnie oznaczało, że łyknęła sobie troszkę szampana.Wyglądała na szczęśliwą, a to był rzadki fenomen.Matkachwyciła Grace za ręce, wymieniły zdawkowe cmoknięcia woba policzki.Matka była niższa od córki, więc udało się jejjedynie musnąć makijaż Grace.- Kochanie, jakże jesteśmy tu wszyscy podekscytowani! -Matka Barrett jak zwykle używała samych wykrzykników.-Lucille przeszła samą siebie! Jesteś gotowa? Tyle rozgłosu!Tędy, tędy.Zobacz dzieło Lucille.wiczyli pod moiminstruktażem! Wszystko jest jak za dawnych dobrych czasówszkoły etykiety Pani Barrett! Spójrz! Oczywiście, to był Luke.Grace wzięła głęboki oddech; nagle poczuła, że macudownie lekką głowę.Luke uśmiechał się przepraszająco iodrobinę nieśmiało, ale usta drżały mu w kącikach tak, jakbychciał się roześmiać.Ich spojrzenia spotkały się nad głowąmatki.Poniewczasie Grace zauważyła, że był ubrany wdoskonale skrojoną marynarkę i tak sztywno wykrochmalonąkoszulę, jakiej nie miał nawet Fred Astaire.Wyglądał diabelnie przystojnie, niewiarygodniewspaniale.Nawet ogolił się.- No, dalej - matka przynagliła go świszczącym szeptem,szturchając przy tym łokciem pod żebra.Upomniany Lukeszybko przypomniał sobie o dobrych manierach, zrobił więckrok wstecz, ujął rękę Grace.Jego zachowanie miało w sobiesztywność dobrze wyuczonej lekcji.Uśmiech miał jednak szczery i naturalny.- Dobry wieczór, panno Barrett.Może pamięta pani, żespotkaliśmy się już wcześniej.Nazywam się LuciusLazurnovich.- Lucius Baines Lazurnovich - Grace poprawiła godrżącym głosem.Próbując zdobyć się na uśmiech,potwierdziła: - Tak, pamiętam pana, panie Lazurnovich.Uciekając przed kolejnym szturchnięciem matki, Lukewciągnął Grace w tłum.- Jeśli pozwoli mi pani, panno Barrett, chciałbymprzedstawić kilku moich przyjaciół.Przybyli tu, by złożyćpani gratulacje, naturalnie na zaproszenie panny Simons.Czywolno mi będzie przedstawić Terence Mitchela? Blood" Mitchel, który w wieczorowej marynarce imuszce wyglądał bardzo poważnie, ale naturalnie, wziął Graceza rękę i ukłonił się.Grał swoją rolę znakomicie do końca.Rzekł bowiem bardzo uprzejmym tonem:- Jaki się pani miewa, panno Barrett? Mam nadzieję, żemiała pani dobrą podróż?- Tak, dziękuję - oszołomiona odpowiedziałaprzeobrażonemu futboliście. - A to pan James McCoy - rzekł Luke, prowadząc Gracew stronę grupy wyfraczonych mężczyzn [ Pobierz całość w formacie PDF ]