[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ze-szłym roku pojawiły się baretki, koszule jeńców, niemieckie wojenne me-morabilia i usztywnione mundury z drugiej wojny.Widziałam nawet opaskęz żółtą gwiazdą i napisem JUDE za trzynaście dolarów.Ktoś ją nosił.Wyda-wało się niemoralne zarówno kupić ją, jak i zostawić, niczym towar międzytowarami.Jaskrawe szkła, weneckie kielichy stoją całymi masami i chociażRLtłumy się przepychają, jakoś nikt ich nigdy nie tłucze.Sprzedać tu chyba dasię wszystko, czy jest bajeczne, czy milutkie, czy szkaradne.W dzieciństwie byłam kolekcjonerką.Wuj Wilfred dawał mi pudełka zAntoniuszem i Kleopatrą po swoich cygarach, a ja zostawiałam je otwarte wblasku słońca, żeby wyparzyło z nich ostry zapach.W jednym przechowy-wałam groty strzał, które znalazłam; w innych guziki, paciorki i ładne ka-myki.W pudełku po butach miałam lalki z papieru w strojach ludowych zcałego świata, pocztówki, muszle i mocno złożone w trójkąt kartki, którerzucali mi w klasie w czasie lekcji Johnny, Jeff i Monroe.Najdziwniejsząmoją kolekcją były broszury.Wciąż pisałam do Izby Handlowej: Proszę oprzysłanie mi informacji o waszym mieście" i wtedy listy i broszury napły-wały z wiadomościami o Muzeum Pionierów, o Amerykańskich FarmerachPrzyszłości oraz o przyjemnościach wakacji nad sztucznym jeziorem, ootwarciu fabryki opon samochodowych.Pragnienie wyjazdu ogarnęło mniewcześnie.Już nie pamiętam, dlaczego chciałam zamieszkać w Cherry w sta-nie Nebraska.Otwierając któreś z tych pudełek, żeby wyłożyć muszle w kształcie noc-nego pantofla, okrągłe, płaskie, morskich jeżowców i podobne do kokilekmuszle przegrzebków, otwierałam też pamięć, wyciągałam sznurek chwil.Kiedy układałam muszle na podłodze, wysypywało się z nich trochę piaskuplaży.Kiedy wsłuchiwałam się w którąś konchę, szum mojego własnegoucha wewnętrznego przywodził mi na myśl muśnięcia muszelek o mojekostki w Fernandina.Układałam w spirale te pastelowe kolory i brązy skoru-piaków, pocierałam kciukami perłoworóżowe jak świt wnętrza muszli.Pamiętam moje zbiory bardzo żywo.Nieomal mi się wydaje, że podejdędo szafy, wyjmę pudełko i przez to deszczowe popołudnie będę się bawićpapierową jasnowłosą Holenderką w fartuszku w kwiatki i w sabotach, albodwiema Polkami blizniaczkami w zygzakowatych czarnych spódniczkach, wfartuszkach i z pękami wstążek.Kolekcjonerstwo, jak pisanie, jest aide-memoire.Jedna ze starszychkrewnych strasznie mnie nudziła, pokazując swoje pamiątkowe srebrne łyżki:RL- No, tę dostałam, kiedy jechałam na wakacje w góry Smokies w tysiącdziewięćset pięćdziesiątym roku.Ale pamięć może sprawić, że się żyje dwa razy.Słowa spływają na pa-pier, a ja mogę znów mieć mętlik w głowie.Pamięć.Perły absolwentki rozlatują się po podłodze kościoła, chórskrzeczy Jeruzalem".Pamięć.One wszystkie tam wstają, młode znowu, widzą nie patrząc.Wołają o dobre wróżby, pytają, co będzie na deser.Zamknij to pudełko, za-mknij ten album, zawieś starą koronkową firankę w oknie wychodzącym napołudnie, skąd wieje łagodny wiatr gotów ponieść ducha.Będąc dorosła, także mam zbiory.Zaczęłam kiedyś od kupowania sta-rych dzwonków, ale po pewnym czasie o nich zapomniałam.Mam sporomeksykańskich wot malowanych na blasze, nagromadziłam wiele antycznychrzezbionych albo ulepionych z gliny dłoni i stóp, a także rąk i nóg lalek, cho-ciaż takiej kolekcji nigdy nie planowałam i nawet jej nie zauważyłam, dopókiktoś nie zaczął wydziwiać, ile kończyn nazbierałam w domu.Ta kolekcjamusiała się powiększyć o inne części ciała, skoro jest targowisko w Arezzo.Poza tym kupiłam trzy głowy świętych z szorstkiej porcelany, dwie łyse,jedną w złocistej peruce i namalowanymi szklanymi oczami.Kiedy znajdujędawne, zrobione w pierwszych zakładach fotograficznych zdjęcia Włochów,kupuję je od razu.Jedną ścianę mojego gabinetu zapełniłam tymi portretami iwymyślam historie życia tych osób.Moje naprawdę namiętne przywiązaniedo targowiska w Arezzo też nigdy nie było zamierzone, ale wypływa z wia-domego zródła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.W ze-szłym roku pojawiły się baretki, koszule jeńców, niemieckie wojenne me-morabilia i usztywnione mundury z drugiej wojny.Widziałam nawet opaskęz żółtą gwiazdą i napisem JUDE za trzynaście dolarów.Ktoś ją nosił.Wyda-wało się niemoralne zarówno kupić ją, jak i zostawić, niczym towar międzytowarami.Jaskrawe szkła, weneckie kielichy stoją całymi masami i chociażRLtłumy się przepychają, jakoś nikt ich nigdy nie tłucze.Sprzedać tu chyba dasię wszystko, czy jest bajeczne, czy milutkie, czy szkaradne.W dzieciństwie byłam kolekcjonerką.Wuj Wilfred dawał mi pudełka zAntoniuszem i Kleopatrą po swoich cygarach, a ja zostawiałam je otwarte wblasku słońca, żeby wyparzyło z nich ostry zapach.W jednym przechowy-wałam groty strzał, które znalazłam; w innych guziki, paciorki i ładne ka-myki.W pudełku po butach miałam lalki z papieru w strojach ludowych zcałego świata, pocztówki, muszle i mocno złożone w trójkąt kartki, którerzucali mi w klasie w czasie lekcji Johnny, Jeff i Monroe.Najdziwniejsząmoją kolekcją były broszury.Wciąż pisałam do Izby Handlowej: Proszę oprzysłanie mi informacji o waszym mieście" i wtedy listy i broszury napły-wały z wiadomościami o Muzeum Pionierów, o Amerykańskich FarmerachPrzyszłości oraz o przyjemnościach wakacji nad sztucznym jeziorem, ootwarciu fabryki opon samochodowych.Pragnienie wyjazdu ogarnęło mniewcześnie.Już nie pamiętam, dlaczego chciałam zamieszkać w Cherry w sta-nie Nebraska.Otwierając któreś z tych pudełek, żeby wyłożyć muszle w kształcie noc-nego pantofla, okrągłe, płaskie, morskich jeżowców i podobne do kokilekmuszle przegrzebków, otwierałam też pamięć, wyciągałam sznurek chwil.Kiedy układałam muszle na podłodze, wysypywało się z nich trochę piaskuplaży.Kiedy wsłuchiwałam się w którąś konchę, szum mojego własnegoucha wewnętrznego przywodził mi na myśl muśnięcia muszelek o mojekostki w Fernandina.Układałam w spirale te pastelowe kolory i brązy skoru-piaków, pocierałam kciukami perłoworóżowe jak świt wnętrza muszli.Pamiętam moje zbiory bardzo żywo.Nieomal mi się wydaje, że podejdędo szafy, wyjmę pudełko i przez to deszczowe popołudnie będę się bawićpapierową jasnowłosą Holenderką w fartuszku w kwiatki i w sabotach, albodwiema Polkami blizniaczkami w zygzakowatych czarnych spódniczkach, wfartuszkach i z pękami wstążek.Kolekcjonerstwo, jak pisanie, jest aide-memoire.Jedna ze starszychkrewnych strasznie mnie nudziła, pokazując swoje pamiątkowe srebrne łyżki:RL- No, tę dostałam, kiedy jechałam na wakacje w góry Smokies w tysiącdziewięćset pięćdziesiątym roku.Ale pamięć może sprawić, że się żyje dwa razy.Słowa spływają na pa-pier, a ja mogę znów mieć mętlik w głowie.Pamięć.Perły absolwentki rozlatują się po podłodze kościoła, chórskrzeczy Jeruzalem".Pamięć.One wszystkie tam wstają, młode znowu, widzą nie patrząc.Wołają o dobre wróżby, pytają, co będzie na deser.Zamknij to pudełko, za-mknij ten album, zawieś starą koronkową firankę w oknie wychodzącym napołudnie, skąd wieje łagodny wiatr gotów ponieść ducha.Będąc dorosła, także mam zbiory.Zaczęłam kiedyś od kupowania sta-rych dzwonków, ale po pewnym czasie o nich zapomniałam.Mam sporomeksykańskich wot malowanych na blasze, nagromadziłam wiele antycznychrzezbionych albo ulepionych z gliny dłoni i stóp, a także rąk i nóg lalek, cho-ciaż takiej kolekcji nigdy nie planowałam i nawet jej nie zauważyłam, dopókiktoś nie zaczął wydziwiać, ile kończyn nazbierałam w domu.Ta kolekcjamusiała się powiększyć o inne części ciała, skoro jest targowisko w Arezzo.Poza tym kupiłam trzy głowy świętych z szorstkiej porcelany, dwie łyse,jedną w złocistej peruce i namalowanymi szklanymi oczami.Kiedy znajdujędawne, zrobione w pierwszych zakładach fotograficznych zdjęcia Włochów,kupuję je od razu.Jedną ścianę mojego gabinetu zapełniłam tymi portretami iwymyślam historie życia tych osób.Moje naprawdę namiętne przywiązaniedo targowiska w Arezzo też nigdy nie było zamierzone, ale wypływa z wia-domego zródła [ Pobierz całość w formacie PDF ]