[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.MówiÅ‚a, że trzeba żyć jak w różanym ogrodzie, pogodnie,radujÄ…c siÄ™ peÅ‚niÄ… życia, i nie bać siÄ™ cierni.- UrwaÅ‚a.-PowiedziaÅ‚a jeszcze coÅ›.Ale to byÅ‚o dużo pózniej, kiedyniemal oszalaÅ‚a z bólu i nie zdawaÅ‚a sobie sprawy z te­go, co mówi.PowiedziaÅ‚a:  Kocham ciÄ™, Lorenzo".PochyliÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie, jakby go uderzyÅ‚a.- To byÅ‚a.niezwykÅ‚a kobieta i mój bardzo dobryprzyjaciel - wyznaÅ‚ drżącym gÅ‚osem.- Mam nadziejÄ™, żenie powtórzysz nikomu jej słów, bo mogÅ‚yby zostać zlezrozumiane.- Nie musicie jej już ochraniać, Lorenzo - powie­dziaÅ‚a miÄ™kko Sanchia.- A już na pewno nie przede353 IRIS JOHANSENmnÄ….Nie powiem o tym nawet Lionowi, ale wy macieprawo wiedzieć.Ponieważ myÅ›lÄ™, że jesteÅ›cie jednymz tych ogrodów, których Caterina nie zdążyÅ‚a wypielÄ™g­nować i doprowadzić do kwitnienia.W milczeniu wpatrywaÅ‚ siÄ™ w spalony ogród.- To nie byÅ‚a lekka Å›mierć?- Nie, nikt nie miaÅ‚ lekkiej Å›mierci.Lorenzo nagle kurczowo zacisnÄ…Å‚ dÅ‚onie na wodzach.- Ona byÅ‚a.- Kiedy znów siÄ™ odezwaÅ‚, mówiÅ‚ takcicho, że z trudem rozróżniaÅ‚a sÅ‚owa.- MyÅ›laÅ‚em, żejestem.zupeÅ‚nie pusty w Å›rodku, ale teraz wiem, żeona tam byÅ‚a caÅ‚y czas.- I bÄ™dzie tam tak dÅ‚ugo, jak dÅ‚ugo bÄ™dziemy jÄ… pa­miÄ™tać.- Tak.- Lorenzo zawróciÅ‚ konia, a SanchiÄ™ ogarnÄ…Å‚przejmujÄ…cy żal, gdy zobaczyÅ‚a wyraz tragicznego opusz­czenia na jego zwykle tak doskonale obojÄ™tnej twarzy.-Ale nie ma jej już tutaj.A myÅ›laÅ‚em, że może bÄ™dzie.Sanchia pojechaÅ‚a za nim, lecz Lorenzo nagle zatrzy­maÅ‚ konia, szybko odwróciÅ‚ siÄ™ przez ramiÄ™, spojrzaÅ‚w kierunku marmurowej Å‚awki w altanie i przechyliÅ‚gÅ‚owÄ™, jakby czegoÅ› nasÅ‚uchiwaÅ‚.- Co takiego? - zapytaÅ‚a, zaskoczona.- Nic.- Wciąż miaÅ‚ wzrok utkwiony w miejsce, gdziedawniej staÅ‚a altana.- MyÅ›laÅ‚em, że coÅ› sÅ‚yszÄ™.- Co?- Dzwoneczki.- OdwróciÅ‚ siÄ™ i powoli wyjechaÅ‚z ogrodu.- To pewnie wiatr zaszeleÅ›ciÅ‚ w tych spalo­nych krzakach, choć przysiÄ…gÅ‚bym, że sÅ‚yszaÅ‚em pobrzÄ™­kiwanie dzwoneczków. 18Tak bardzo mi przykro, Lionie - powiedziaÅ‚a miÄ™kkoSanchia, spoglÄ…dajÄ…c na zwÄ™glone pozostaÅ‚oÅ›ci  Tance­rza" w doku i szczÄ…tki trzech statków w warsztatach.Widok tego bezsensownego zniszczenia napeÅ‚niÅ‚ jÄ…smutkiem podobnym do tego, jaki odczuwaÅ‚a przejeż­dżajÄ…c wymarÅ‚ymi ulicami Mandary.- Nie ma tu nic, codaÅ‚oby siÄ™ ocalić?- Jak widzisz, warsztaty pozostaÅ‚y.Ale czym sÄ… war­sztaty bez statków? Budowa jednego trwa co najmniejdwa lata, a jego wartość jest raczej umowna, dopóki nieznajdzie nabywcy.BÄ™dÄ™ musiaÅ‚ wszystko zacząć od nowa.- ZeskoczyÅ‚ z Tabrona i pomógÅ‚ zejść Sanchii.- A niejestem wcale pewien, czy mam jeszcze do tego serce.- O to możesz być zupeÅ‚nie spokojny - zapewniÅ‚ goLorenzo.- Rany zostawiajÄ… blizny, ale nie mogÄ… naszmienić.- SkrzywiÅ‚ siÄ™.- Tymczasem ja jestem terazzesztywniaÅ‚y, Å›mierdzÄ…cy, w zÅ‚ym humorze, a za chwilÄ™mogÄ™ stać siÄ™ jeszcze gorszy, o ile nie zapewni mi siÄ™godziwych warunków po tej barbarzyÅ„skiej jezdzie.Gdzie jest ten twój zarzÄ…dca? Nic dziwnego, że Damaritak siÄ™ rozszalaÅ‚, skoro bez przeszkód mogliÅ›my wjechaćtutaj w biaÅ‚y dzieÅ„.- NajÄ…Å‚em BasalÄ™, ponieważ jest doskonaÅ‚ym budow­niczym statków.Nie oczekiwaÅ‚em od niego, że bÄ™dziepeÅ‚niÅ‚ powinnoÅ›ci żoÅ‚nierza, Lorenzo.Jest wczeÅ›niei pewnie jeszcze Å›pi.- Lion wskazaÅ‚ ruchem gÅ‚owy sto-355 IRIS JOHANSENÄ…cy nieopodal niewielki domek z cegÅ‚y.- Możesz tampójść i postarać siÄ™ go obudzić.- Zaraz to zrobiÄ™.- Lorenzo ruszyÅ‚ do domku.- MamnadziejÄ™, że ta usÅ‚uga uprawni mnie do skorzystaniakÄ…pieli w pierwszej kolejnoÅ›ci.Odwróciwszy siÄ™, Lion smutnym wzrokiem spojrzaÅ‚la  Tancerza" i powiedziaÅ‚ niepewnie:- Nie bÄ™dÄ™ mógÅ‚ ci teraz wiele ofiarować.Wszystko,o miaÅ‚em w Mandarze, przepadÅ‚o.Posiadam już tylkowarsztaty szkutnicze w Marsylii, ale może siÄ™ zdarzyć, żeprzez kilka lat nie przyniosÄ… zbyt wielkich zysków.MogÄ™i zapewnić jedynie dach nad gÅ‚owÄ… i maÅ‚o wykwintnejedzenie.Sanchia spojrzaÅ‚a na niego z niedowierzaniem.- Dio, Lionie, o czym ty mówisz.Przecież nigdy niemiaÅ‚am nic na wÅ‚asność.Dach nad gÅ‚owÄ… to wszystko, comi jest potrzebne do szczęścia.Nie pasujÄ™ do życia,którego zakosztowaÅ‚am w Mandarze, dobrze, że nigdynie bÄ™dzie moim udziaÅ‚em.- Ależ bÄ™dzie - twarz Liona wyrażaÅ‚a niezachwianeprzekonanie.- KiedyÅ› zbudujÄ™ dla ciebie zamek jeszczepiÄ™kniejszy niż ten w Mandarze i bÄ™dziesz w nim rzÄ…dzi-Å‚a jak królowa.- Jak Caterina? - Sanchia potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ….- To niejest życie, o jakim marzÄ™, zresztÄ… i twoja matka wcaleo nim nie marzyÅ‚a.Przynajmniej pod koniec życia.Bolesne wspomnienie wywoÅ‚aÅ‚o na jego twarzy gry-mas cierpienia.- WiÄ™c o czym w takim razie marzysz?- O domu.O spokoju.O dzieciach.- Sanchia poczuÅ‚apiekÄ…ce Å‚zy pod powiekami.- Tak, o dzieciach.ChciaÅ‚a-bym mieć syna takiego jak Piero.Lion delikatnie pogÅ‚adziÅ‚ jÄ… po policzku.- Lorenzo ma racjÄ™.Rany siÄ™ gojÄ…, cara.- Już jestem zdrowsza.- Jej usta drżaÅ‚y, gdy staraÅ‚asiÄ™ uÅ›miechnąć.- To bÄ™dzie wymagaÅ‚o czasu i na pewnozostanÄ… po tym blizny, ale wszystko siÄ™ zagoi.DziÄ™kujÄ™i, że byÅ‚eÅ› dla mnie taki dobry i wyrozumiaÅ‚y.356 NIEWOLNICA- WyrozumiaÅ‚y? - ZmarszczyÅ‚ brwi.- MyÅ›lisz, że mógÅ‚­bym wykorzystać ciÄ™, kiedy byÅ‚aÅ› chora, po tym wszystkim,co przeszÅ‚aÅ›?- Nie, chciaÅ‚am tylko.PrzerwaÅ‚ jej gwaÅ‚townie.- BÄ™dziesz miaÅ‚a peÅ‚ne rÄ™ce roboty w czasie naszychpierwszych lat, a jeÅ›li Bóg da, bÄ™dziemy mieli i dzieci,ale nie mogÄ™ obiecać ci spokoju.Nie jestem spokojnymczÅ‚owiekiem.- PoÅ‚ożyÅ‚ palec na jej ustach, widzÄ…c, żechce coÅ› powiedzieć.-I nie widzÄ™ powodu, dla któregonie miaÅ‚abyÅ› mieć zamku [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl