[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To hołd, jaki pragnę Ci złożyć".Posyła rozkazy dla ministra wojny.W Paryżu ma się odbyć paradaze sztandarami zdobytymi na nieprzyjacielu, każdy ma być wiezionyprzez oficera na koniu. Wie Pan od dawna, co myślę o wojskowejpompie, ale w obecnych okolicznościach uważam to za pożyteczne".Paryż i Francja muszą się dowiedzieć, że nadal jestem zioycięzcą.Zresztą czy kiedykolwiek został pokonany? Naprawdę pokonany?Zdarzało mu się nie wygrać, ale który nieprzyjacielski generał możepowiedzieć, że go pokonał?Będzie mógł się odegrać w następnej partii.We wtorek 2 listopada przybywa do Moguncji.Całe trzysta kilo-metrów od Lipska przejechał na koniu.Czyta wszystkie depesze, które przyszły z Paryża.Jego brat Ludwikjest w stolicy.Czego chce? Cesarzowa powinna mieć się na baczności. Ten człowiek jest szalony - pisze Napoleon do Marii Ludwiki.-Możesz mi współczuć tak złej rodziny, choć to przecież ja obsypałemich dobrodziejstwami.Reorganizuję moją armię.Wszystko nabierakształtów.Ucałuj mojego syna.Cały Twój.Nap."Przejeżdża ulicami miasta.Wloką się po nich żołnierze w łach-manach.Mówią mu, że szpitale i piwnice wypełnione są rannymi.Tyfus zabija ludzi tak samo jak kule i pociski.Trzeba wyjechać, aby budować nową armię.W niedzielę 7 listopada o dwudziestej drugiej opuszcza Moguncję.Nie ma cesarskiej eskorty, jedynie dwa niewygodne powozy itrzyosobowa świta.Nie pora teraz na luksusy.We wtorek 9 listopada 1813 roku o godzinie siedemnastej przybywado Saint-Cloud.W wieku czterdziestu czterech lat czuje się w głębi duszy młodymgenerałem, który ma jeszcze wszystko do zdobycia.CZZ PITAODJE%7łD%7łAM.NIECH TENOSTATNI POCAAUNEKPRZENIKNIE DOWASZYCH SERC10 EISTOPADA 1813-3 MAJA 1814Rozdział 16O tej porze, póznym popołudniem we wtorek 9 listopada 1813roku westybul zamku Saint-Cloud spowija już półmrok.Napoleon robiparę kroków, ale na widok młodej kobiety z dzieckiem idących w jegostronę zatrzymuje się.Nie rzuca się do nich z wyciągniętymiramionami.Stoi nieruchomo.Nie może ulegać wzruszeniom.Nie jestosobą prywatną.Ucieleśnia w sobie losy milionów ludzi.Musipozostać nieugięty.Jeśli okaże choćby najmniejszą słabość, to czyzdoła potem powstrzymać wzruszenie zalewające go falą, któramogłaby zniszczyć całą jego determinację?Zapłakana Maria Ludwika wspiera się o niego.Uspokaja ją.Takdawno już nie przyciskał do siebie kobiecego ciała.Słodycz i ciepło potylu dniach, tylu miesiącach goryczy i chłodu.Jak życie po śmierci.Pochyla się.Chłopiec spogląda na niego, potem uśmiecha się iobejmuje go za szyję.Napoleon bierze go na ręce i zabiera do swegogabinetu, nie zwracając uwagi na zbliżających się dygnitarzy.Spostrzega panią de Montesquiou, księżnę Montebello, guwernantkęsyna, najbardziej uniżoną z dam do towarzystwa cesarzowej.Spiesznomu pozostać sam na sam z żoną i synem, uciec przed wzrokiem tychludzi, którzy obserwują go i szpiegują.Ten zamek jest lodowato zimny.Na co ci ludzie czekają, czego sięspodziewają? %7łe zostanę pokonany czy że zatriumfuję jeszcze raz?Słyszy trzask zamykanych drzwi.Zauważa leżące na stole depesze,mapy, rejestry.Jutro zabierze się do pracy.Będzie przewodniczyłradzie prywatnej i radzie ministrów.Lecz ta noc należy do niego, jedynie do niego, aż po świt.W środę 10 listopada wszyscy zgromadzili się wokół niego naceremonii wstawania.Pokazał się nawet Wymoczek Talleyrand, ten sprzedawczyk, zdrajca,który utrzymuje stosunki z Burbonami i czeka na mój upadek.Napoleon przystaje przed nim.- Co pan tu robi? Wiem, że wyobraża pan sobie, że gdyby mniezabrakło, pan zostałby przewodniczącym rady regencyjnej.- Potrząsa głową, ciągnie: - Niech się pan ma na baczności.Nic niemożna wygrać, walcząc z moją władzą.Oświadczam panu, że gdybym poważnie zachorował, to pan umrze przede mną.Talleyrand jak zwykle stoi nieporuszony.- Sire - mówi - nawet bez takiego ostrzeżenia zwracam kuniebu moje najgorętsze prośby, by przedłużyło dni WaszejCesarskiej Mości.Napoleon odwraca się do niego plecami.Każde zdanie Talleyrandato grymas hipokryty.Tylko czy może jeszcze do kogoś mieć zaufanie?- Sprzymierzeni wyznaczyli sobie spotkanie na moim grobie, alejeszcze zobaczymy, kto pierwszy tam trafi - mówi szorstkim głosem.- Zdaje im się, że już nadszedł moment tego spotkania.Uważają, że lew jest martwy i każdy osioł może go teraz kopnąć.- Spuszcza głowę, zęby ma zaciśnięte.- Jeśli Francja mnieopuści - mówi - to nic nie będę mógł poradzić, ale niebawemzaczną żałować tego, co zrobili.Kieruje się ku dygnitarzom, którzy się przed nim rozstępują.Rozpoznaje w ubranym na czarno starcu Laplace'a, swego dawnegoegzaminatora w szkole wojskowej.Parę miesięcy temu uczony przesłałmu swą ostatnią rozprawę Traktat o rachunku prawdopodobieństwa.Napoleon przypomina sobie: otrzymał książkę w Witebsku i przeglądałją tam pośród śniegów, w których zginęła Wielka Armia.- Zmienił się pan i bardzo zeszczuplał - mówi cesarz.- Sire, straciłem córkę - szepcze Laplace.Wszyscy ci ludzie tam pogrzebani.Napoleon odwraca się.-Jest pan geometrą, Laplace - mówi twardo - niech pan podda tozdarzenie rachunkowi, a zobaczy pan, że nie ma ono żadnegoznaczenia.Nikt nie ośmiela się odezwać.Widzi jednak ich trwogę i pytaniawypisane na twarzach.- Poczekajcie, poczekajcie - mówi nagle.- Dowiecie się niedługo, że moi żołnierze i ja nie zapomnieliśmy naszego rzemiosła!Zdradzono nas między Aabą a Renem, ale między Renem a Paryżem nie będzie zdrajców.Lecz to nie tu, nie wśród tych wygalonowanych dygnitarzy iministrów, szukać należy entuzjastycznego poparcia.Ci tutaj będą gosłuchać i pójdą za nim, gdy tylko uznają, że może on zwyciężyć, a więcże mają w tym swój interes.Trzeba raz jeszcze odbudować armię.Potrzebuje żołnierzy.Chcezażądać od Senatu poboru trzystu tysięcy rekrutów.Trzeba takżeutworzyć gwardie narodowe.Czy z wojskiem, którym teraz dysponuje,mógłby stawić czoło siedemdziesięciu tysiącom Prusaków i Rosjan podkomendą Bl�chera posuwającym się w stronę Renu oraz dwunastutysiącom Austriaków von Schwarzenberga starającym się na południu,jak się zdaje, przejść przez Szwajcarię, aby obejść francuskie twierdzebroniące Renu?A gdyby miał ludzi, to czy znalazłby także dla nich niezbędneuzbrojenie? Kwestia karabinów przedstawia się w najwyższym stopniuniezadowalająco" - mówi do ministra wojny już w pierwszychgodzinach pobytu w Saint-Cloud.Generał Ciarkę bełkocze coś w odpowiedzi.Są jeszcze rezerwy warsenałach w Breście i La Rochelle, mówi.- Bardzo daleko - ucina Napoleon.- Zanim dotrą, minie wieletygodni.Jeśli nie ma pan innych środków, to wszystkie wojska,które się zbierze, mogą być bezużyteczne z braku karabinów!Trzeba jednak sobie radzić z tym, co się ma.Nie chce się poddaćzniechęceniu, zalewowi złych wiadomości, do których z każdą godzinądochodzą jeszcze nowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.To hołd, jaki pragnę Ci złożyć".Posyła rozkazy dla ministra wojny.W Paryżu ma się odbyć paradaze sztandarami zdobytymi na nieprzyjacielu, każdy ma być wiezionyprzez oficera na koniu. Wie Pan od dawna, co myślę o wojskowejpompie, ale w obecnych okolicznościach uważam to za pożyteczne".Paryż i Francja muszą się dowiedzieć, że nadal jestem zioycięzcą.Zresztą czy kiedykolwiek został pokonany? Naprawdę pokonany?Zdarzało mu się nie wygrać, ale który nieprzyjacielski generał możepowiedzieć, że go pokonał?Będzie mógł się odegrać w następnej partii.We wtorek 2 listopada przybywa do Moguncji.Całe trzysta kilo-metrów od Lipska przejechał na koniu.Czyta wszystkie depesze, które przyszły z Paryża.Jego brat Ludwikjest w stolicy.Czego chce? Cesarzowa powinna mieć się na baczności. Ten człowiek jest szalony - pisze Napoleon do Marii Ludwiki.-Możesz mi współczuć tak złej rodziny, choć to przecież ja obsypałemich dobrodziejstwami.Reorganizuję moją armię.Wszystko nabierakształtów.Ucałuj mojego syna.Cały Twój.Nap."Przejeżdża ulicami miasta.Wloką się po nich żołnierze w łach-manach.Mówią mu, że szpitale i piwnice wypełnione są rannymi.Tyfus zabija ludzi tak samo jak kule i pociski.Trzeba wyjechać, aby budować nową armię.W niedzielę 7 listopada o dwudziestej drugiej opuszcza Moguncję.Nie ma cesarskiej eskorty, jedynie dwa niewygodne powozy itrzyosobowa świta.Nie pora teraz na luksusy.We wtorek 9 listopada 1813 roku o godzinie siedemnastej przybywado Saint-Cloud.W wieku czterdziestu czterech lat czuje się w głębi duszy młodymgenerałem, który ma jeszcze wszystko do zdobycia.CZZ PITAODJE%7łD%7łAM.NIECH TENOSTATNI POCAAUNEKPRZENIKNIE DOWASZYCH SERC10 EISTOPADA 1813-3 MAJA 1814Rozdział 16O tej porze, póznym popołudniem we wtorek 9 listopada 1813roku westybul zamku Saint-Cloud spowija już półmrok.Napoleon robiparę kroków, ale na widok młodej kobiety z dzieckiem idących w jegostronę zatrzymuje się.Nie rzuca się do nich z wyciągniętymiramionami.Stoi nieruchomo.Nie może ulegać wzruszeniom.Nie jestosobą prywatną.Ucieleśnia w sobie losy milionów ludzi.Musipozostać nieugięty.Jeśli okaże choćby najmniejszą słabość, to czyzdoła potem powstrzymać wzruszenie zalewające go falą, któramogłaby zniszczyć całą jego determinację?Zapłakana Maria Ludwika wspiera się o niego.Uspokaja ją.Takdawno już nie przyciskał do siebie kobiecego ciała.Słodycz i ciepło potylu dniach, tylu miesiącach goryczy i chłodu.Jak życie po śmierci.Pochyla się.Chłopiec spogląda na niego, potem uśmiecha się iobejmuje go za szyję.Napoleon bierze go na ręce i zabiera do swegogabinetu, nie zwracając uwagi na zbliżających się dygnitarzy.Spostrzega panią de Montesquiou, księżnę Montebello, guwernantkęsyna, najbardziej uniżoną z dam do towarzystwa cesarzowej.Spiesznomu pozostać sam na sam z żoną i synem, uciec przed wzrokiem tychludzi, którzy obserwują go i szpiegują.Ten zamek jest lodowato zimny.Na co ci ludzie czekają, czego sięspodziewają? %7łe zostanę pokonany czy że zatriumfuję jeszcze raz?Słyszy trzask zamykanych drzwi.Zauważa leżące na stole depesze,mapy, rejestry.Jutro zabierze się do pracy.Będzie przewodniczyłradzie prywatnej i radzie ministrów.Lecz ta noc należy do niego, jedynie do niego, aż po świt.W środę 10 listopada wszyscy zgromadzili się wokół niego naceremonii wstawania.Pokazał się nawet Wymoczek Talleyrand, ten sprzedawczyk, zdrajca,który utrzymuje stosunki z Burbonami i czeka na mój upadek.Napoleon przystaje przed nim.- Co pan tu robi? Wiem, że wyobraża pan sobie, że gdyby mniezabrakło, pan zostałby przewodniczącym rady regencyjnej.- Potrząsa głową, ciągnie: - Niech się pan ma na baczności.Nic niemożna wygrać, walcząc z moją władzą.Oświadczam panu, że gdybym poważnie zachorował, to pan umrze przede mną.Talleyrand jak zwykle stoi nieporuszony.- Sire - mówi - nawet bez takiego ostrzeżenia zwracam kuniebu moje najgorętsze prośby, by przedłużyło dni WaszejCesarskiej Mości.Napoleon odwraca się do niego plecami.Każde zdanie Talleyrandato grymas hipokryty.Tylko czy może jeszcze do kogoś mieć zaufanie?- Sprzymierzeni wyznaczyli sobie spotkanie na moim grobie, alejeszcze zobaczymy, kto pierwszy tam trafi - mówi szorstkim głosem.- Zdaje im się, że już nadszedł moment tego spotkania.Uważają, że lew jest martwy i każdy osioł może go teraz kopnąć.- Spuszcza głowę, zęby ma zaciśnięte.- Jeśli Francja mnieopuści - mówi - to nic nie będę mógł poradzić, ale niebawemzaczną żałować tego, co zrobili.Kieruje się ku dygnitarzom, którzy się przed nim rozstępują.Rozpoznaje w ubranym na czarno starcu Laplace'a, swego dawnegoegzaminatora w szkole wojskowej.Parę miesięcy temu uczony przesłałmu swą ostatnią rozprawę Traktat o rachunku prawdopodobieństwa.Napoleon przypomina sobie: otrzymał książkę w Witebsku i przeglądałją tam pośród śniegów, w których zginęła Wielka Armia.- Zmienił się pan i bardzo zeszczuplał - mówi cesarz.- Sire, straciłem córkę - szepcze Laplace.Wszyscy ci ludzie tam pogrzebani.Napoleon odwraca się.-Jest pan geometrą, Laplace - mówi twardo - niech pan podda tozdarzenie rachunkowi, a zobaczy pan, że nie ma ono żadnegoznaczenia.Nikt nie ośmiela się odezwać.Widzi jednak ich trwogę i pytaniawypisane na twarzach.- Poczekajcie, poczekajcie - mówi nagle.- Dowiecie się niedługo, że moi żołnierze i ja nie zapomnieliśmy naszego rzemiosła!Zdradzono nas między Aabą a Renem, ale między Renem a Paryżem nie będzie zdrajców.Lecz to nie tu, nie wśród tych wygalonowanych dygnitarzy iministrów, szukać należy entuzjastycznego poparcia.Ci tutaj będą gosłuchać i pójdą za nim, gdy tylko uznają, że może on zwyciężyć, a więcże mają w tym swój interes.Trzeba raz jeszcze odbudować armię.Potrzebuje żołnierzy.Chcezażądać od Senatu poboru trzystu tysięcy rekrutów.Trzeba takżeutworzyć gwardie narodowe.Czy z wojskiem, którym teraz dysponuje,mógłby stawić czoło siedemdziesięciu tysiącom Prusaków i Rosjan podkomendą Bl�chera posuwającym się w stronę Renu oraz dwunastutysiącom Austriaków von Schwarzenberga starającym się na południu,jak się zdaje, przejść przez Szwajcarię, aby obejść francuskie twierdzebroniące Renu?A gdyby miał ludzi, to czy znalazłby także dla nich niezbędneuzbrojenie? Kwestia karabinów przedstawia się w najwyższym stopniuniezadowalająco" - mówi do ministra wojny już w pierwszychgodzinach pobytu w Saint-Cloud.Generał Ciarkę bełkocze coś w odpowiedzi.Są jeszcze rezerwy warsenałach w Breście i La Rochelle, mówi.- Bardzo daleko - ucina Napoleon.- Zanim dotrą, minie wieletygodni.Jeśli nie ma pan innych środków, to wszystkie wojska,które się zbierze, mogą być bezużyteczne z braku karabinów!Trzeba jednak sobie radzić z tym, co się ma.Nie chce się poddaćzniechęceniu, zalewowi złych wiadomości, do których z każdą godzinądochodzą jeszcze nowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]