[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy stworzono niebiosa,I krystaliczne filary nieba,Gdy wygiął się łuk przepięknej tęczy,Gdy umieszczono na nim słońce,I usiano niebo gwiazdami. Wtedy stary czarodziej rozgniewał się i orzekł, żemłodzian to książę oszustów.Wystrzegaj się gniewucierpliwej duszy.Kiedy Vainamoinen podzielił się swąmądrością i wyśpiewał swe pieśni, strzały młodegopoleciały wysoko jak sokoły, jego koń zamienił się wkamień, a samego bałwochwalcę pochłonęła ziemia, także tylko głowa mu wystawała, by błagać o wybaczenie.David mówił coraz ciszej.Odłożył na bok papiery.Max siedział w milczeniu i bezruchu, nie spuszczającwzroku z ognia.Mijały godziny.Ogień zmienił się w żar,żar ostygł i zmienił się w popiół, a czająca się obecnośćznikła.Max nie odezwał się ani nie poruszył, dopóki Nicknie rozwinął się z najeżonej ostrymi łuskami kulki.Maxwstał, rozprostował kości i zatarł ręce, by się trochęrozgrzać, gdyż panował dotkliwy poranny chłód.Teraz,kiedy wygasł ogień, w obozowisku zrobiło się zimno iwilgotno.Cooper jeszcze spał.Na jego bladej twarzygościł dziwny, niezmącony spokój.Pierwsze promieniesłońca prześwietliły poranną mgłę.Max myślał zpoczątku, że David wpadł w jakiś trans, lecz chłopiec wkońcu otrząsnął się z zamyślenia i wrócił do przeglądanianotatek. Widziałeś to? syknął Max. Był tu całą noc? Był odparł David. Widziałem go kątem oka, alenie spoglądałem na niego.Myślę, że to była słusznadecyzja. Dlaczego opowiedziałeś tę historię oVainamoinenie? Chciałem, żeby wiedział, kim jestem ostrożnieodparł David. A kim jesteś? zaśmiał się Max, który żartował, aletylko połowicznie. Czarownikiem, który szanuje starszyznę.Cooper poruszył się we śnie.Nagle przebudził się,usiadł prosto i chwycił manierkę z wodą.Spryskał sobietwarz i bystro spojrzał na chłopców. Od jak dawna nie śpicie? zapytał. Całą noc odrzekł Max.Cooper zmarszczył czoło i zerknął na Davida. Był tu, prawda? spytał. Przy obozowisku. Tak odparł David. Stał na wrzosowisku, za tąskałą, przez całą noc.Nie patrzyłem na niegobezpośrednio, ale wiem, że tam właśnie stał.Poszedłdopiero przed chwilą. Przyśnił mi się mruknął Cooper. Mówił domnie. Co powiedział? zapytał łagodnie David.Cooper najwyrazniej z czymś walczył, boodpowiedzieć był w stanie dopiero po dłuższej chwili. Fomorianin powiedział, że powinniśmy stąd odejść.I przeprosił mnie.Za to, że kiedyś mnie skrzywdził.Kiedy Cooper mówił, jego głos zdradzał mieszaninęemocji: szoku, smutku, a nawet złości.Znać je było wkażdym słowie, każdym wyrażeniu.Agent chciał imzaprzeczyć, próbując się uśmiechnąć, ale uśmiechnatychmiast zgasł w jego oczach i Cooper opuścił obóz.Max z Davidem patrzyli za nim, jak długimi krokamipokonuje górski grzbiet, w czapce naciągniętej głęboko nauszy dla ochrony przed wichrem.Max przyciągnął więcej drewna na opał.Po chwiliogień już płonął, a nad nim gotowała się woda w czajniku.David, zamiast z powrotem wsadzić nos w papiery, zająłsię mieleniem kawy.Młynek trzymał w zgięciu łokciaprawej ręki, a drugą zaciekle kręcił korbką.Parę minutpózniej popijał już z termosu gorącą kawę. Ja mogę raz na jakiś czas opuścić cywilizację, leczona mnie nigdy nie opuści.Cooper wrócił dobrze przed południem tą samądrogą, którą odszedł.Usta miał sine od jagód.Kiwnąłgłową na przywitanie, pochylił się, by poklepać Nicka poboku, po czym zapatrzył się w niebo, w anonimową grupęchmur wiszącą daleko nad oceanem. Wszystko w.porządku? spytał ostrożnie Max. Sam nie wiem wzruszył ramionami Cooper.Nigdy nie sądziłem, że znów usłyszę ten głos, tymbardziej mówiący to, co mówił.Zbił mnie z tropu,powiedziałbym. Więc jak myślisz, co powinniśmy zrobić? zapytałDavid. Zostać czy odejść? Naprawiliście włócznię, kiedy mnie nie było? zapytał Cooper. Nie rzekł David. W takim razie chyba zostajemy odparł agent iprzewiesił sobie śpiwór przez ramię. Przenosimy obóz.Będzie padać.Deszcz lunął po godzinie.Rozpętała się szalonaburza.Potoki lodowatej wody zalewały ubranie, ciało iducha.Nick wykopał sobie po prostu przytulną jamę wziemi, natomiast troje ludzi siedziało bardzo blisko siebiei próbowało ogrzać się nawzajem.Wiatr ryczał, szarpiącmasztami namiotu. Nie możesz nic z tym zrobić? spytał Max, patrzącponuro na Davida. To nie jest normalna burza odparł, trzęsąc się,chłopiec. Została wezwana. Myślałem, że możesz coś na to poradzić odparłMax. Zaraz zamarznę na kość. F-Fomorian jest naszym gospodarzem odparłDavid, szczękając zębami. I jeśli on chce, żeby pogodabyła taka, jaka jest, to musimy to przyjąć.Niczego niezmienię.Gdybym próbował, obraziłbym go.Trzasnęło.Błyskawica i natychmiast po niej grzmot.Max wyjrzał z namiotu.Widoczność nie przekraczałapięciu metrów z tak wściekłą siłą walił deszcz i wiałwicher.Po niebie przetaczały się ciężkie chmury kłębiącesię jak szara, spieniona morska toń podczas sztormu.Max,trzęsąc się z zimna, zamknął namiot i ponuro spojrzał naich ledwo ledwo tlące się ognisko. I co, przejaśnia się? zażartował Cooper. Ale śmieszne stęknął Max, wyżymając rękawyswetra. No cóż, ja nie narzekam rzucił dowcipnie agent iwyciągnął talię kart. Deszcz dobrze robi mi na cerę dodał i podał talię Davidowi. Tasuj pierwszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Gdy stworzono niebiosa,I krystaliczne filary nieba,Gdy wygiął się łuk przepięknej tęczy,Gdy umieszczono na nim słońce,I usiano niebo gwiazdami. Wtedy stary czarodziej rozgniewał się i orzekł, żemłodzian to książę oszustów.Wystrzegaj się gniewucierpliwej duszy.Kiedy Vainamoinen podzielił się swąmądrością i wyśpiewał swe pieśni, strzały młodegopoleciały wysoko jak sokoły, jego koń zamienił się wkamień, a samego bałwochwalcę pochłonęła ziemia, także tylko głowa mu wystawała, by błagać o wybaczenie.David mówił coraz ciszej.Odłożył na bok papiery.Max siedział w milczeniu i bezruchu, nie spuszczającwzroku z ognia.Mijały godziny.Ogień zmienił się w żar,żar ostygł i zmienił się w popiół, a czająca się obecnośćznikła.Max nie odezwał się ani nie poruszył, dopóki Nicknie rozwinął się z najeżonej ostrymi łuskami kulki.Maxwstał, rozprostował kości i zatarł ręce, by się trochęrozgrzać, gdyż panował dotkliwy poranny chłód.Teraz,kiedy wygasł ogień, w obozowisku zrobiło się zimno iwilgotno.Cooper jeszcze spał.Na jego bladej twarzygościł dziwny, niezmącony spokój.Pierwsze promieniesłońca prześwietliły poranną mgłę.Max myślał zpoczątku, że David wpadł w jakiś trans, lecz chłopiec wkońcu otrząsnął się z zamyślenia i wrócił do przeglądanianotatek. Widziałeś to? syknął Max. Był tu całą noc? Był odparł David. Widziałem go kątem oka, alenie spoglądałem na niego.Myślę, że to była słusznadecyzja. Dlaczego opowiedziałeś tę historię oVainamoinenie? Chciałem, żeby wiedział, kim jestem ostrożnieodparł David. A kim jesteś? zaśmiał się Max, który żartował, aletylko połowicznie. Czarownikiem, który szanuje starszyznę.Cooper poruszył się we śnie.Nagle przebudził się,usiadł prosto i chwycił manierkę z wodą.Spryskał sobietwarz i bystro spojrzał na chłopców. Od jak dawna nie śpicie? zapytał. Całą noc odrzekł Max.Cooper zmarszczył czoło i zerknął na Davida. Był tu, prawda? spytał. Przy obozowisku. Tak odparł David. Stał na wrzosowisku, za tąskałą, przez całą noc.Nie patrzyłem na niegobezpośrednio, ale wiem, że tam właśnie stał.Poszedłdopiero przed chwilą. Przyśnił mi się mruknął Cooper. Mówił domnie. Co powiedział? zapytał łagodnie David.Cooper najwyrazniej z czymś walczył, boodpowiedzieć był w stanie dopiero po dłuższej chwili. Fomorianin powiedział, że powinniśmy stąd odejść.I przeprosił mnie.Za to, że kiedyś mnie skrzywdził.Kiedy Cooper mówił, jego głos zdradzał mieszaninęemocji: szoku, smutku, a nawet złości.Znać je było wkażdym słowie, każdym wyrażeniu.Agent chciał imzaprzeczyć, próbując się uśmiechnąć, ale uśmiechnatychmiast zgasł w jego oczach i Cooper opuścił obóz.Max z Davidem patrzyli za nim, jak długimi krokamipokonuje górski grzbiet, w czapce naciągniętej głęboko nauszy dla ochrony przed wichrem.Max przyciągnął więcej drewna na opał.Po chwiliogień już płonął, a nad nim gotowała się woda w czajniku.David, zamiast z powrotem wsadzić nos w papiery, zająłsię mieleniem kawy.Młynek trzymał w zgięciu łokciaprawej ręki, a drugą zaciekle kręcił korbką.Parę minutpózniej popijał już z termosu gorącą kawę. Ja mogę raz na jakiś czas opuścić cywilizację, leczona mnie nigdy nie opuści.Cooper wrócił dobrze przed południem tą samądrogą, którą odszedł.Usta miał sine od jagód.Kiwnąłgłową na przywitanie, pochylił się, by poklepać Nicka poboku, po czym zapatrzył się w niebo, w anonimową grupęchmur wiszącą daleko nad oceanem. Wszystko w.porządku? spytał ostrożnie Max. Sam nie wiem wzruszył ramionami Cooper.Nigdy nie sądziłem, że znów usłyszę ten głos, tymbardziej mówiący to, co mówił.Zbił mnie z tropu,powiedziałbym. Więc jak myślisz, co powinniśmy zrobić? zapytałDavid. Zostać czy odejść? Naprawiliście włócznię, kiedy mnie nie było? zapytał Cooper. Nie rzekł David. W takim razie chyba zostajemy odparł agent iprzewiesił sobie śpiwór przez ramię. Przenosimy obóz.Będzie padać.Deszcz lunął po godzinie.Rozpętała się szalonaburza.Potoki lodowatej wody zalewały ubranie, ciało iducha.Nick wykopał sobie po prostu przytulną jamę wziemi, natomiast troje ludzi siedziało bardzo blisko siebiei próbowało ogrzać się nawzajem.Wiatr ryczał, szarpiącmasztami namiotu. Nie możesz nic z tym zrobić? spytał Max, patrzącponuro na Davida. To nie jest normalna burza odparł, trzęsąc się,chłopiec. Została wezwana. Myślałem, że możesz coś na to poradzić odparłMax. Zaraz zamarznę na kość. F-Fomorian jest naszym gospodarzem odparłDavid, szczękając zębami. I jeśli on chce, żeby pogodabyła taka, jaka jest, to musimy to przyjąć.Niczego niezmienię.Gdybym próbował, obraziłbym go.Trzasnęło.Błyskawica i natychmiast po niej grzmot.Max wyjrzał z namiotu.Widoczność nie przekraczałapięciu metrów z tak wściekłą siłą walił deszcz i wiałwicher.Po niebie przetaczały się ciężkie chmury kłębiącesię jak szara, spieniona morska toń podczas sztormu.Max,trzęsąc się z zimna, zamknął namiot i ponuro spojrzał naich ledwo ledwo tlące się ognisko. I co, przejaśnia się? zażartował Cooper. Ale śmieszne stęknął Max, wyżymając rękawyswetra. No cóż, ja nie narzekam rzucił dowcipnie agent iwyciągnął talię kart. Deszcz dobrze robi mi na cerę dodał i podał talię Davidowi. Tasuj pierwszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]