[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak jakbym to ja decydował o życiu i śmierci.Spojrzałna Johna i zaczął zbierać się do wyjścia. Tak.Wiedział, że i tak do tego nie dojdzie.Bo jeśli Johna rzeczywiście stracą, jego tam niebędzie.Mimo to powiedział: Dobrze.Zrobię to.Na twarzy Johna pojawiła się lekka ulga. Jest jeszcze jedna rzecz, John.John jeszcze mocniej zacisnął palce na kratach, ale nie odezwał się. Nie wiem, czy ma to dla ciebie jakieś znaczenie, ale jestem przekonany o twojejniewinności.Nie wierzę, że zamordowałeś dziewczynę Finniganów.Wierzyłem w to jużwtedy, gdy rozmawiałem z tobą pierwszy raz, i teraz też w to wierzę.ZRODA, GODZINA 18.00DO EGZEKUCJI ZOSTAAY TRZY GODZINYNa dworze było już ciemno, wiedział o tym, choć tego nie widział.W Marcusvillezaczął się wieczór.Ludzie siadali w kuchni przy stole i razem jedli kolację.Większość z nichdopiero przed chwilą wróciła do domu, niewielu jadało w którejś z dwóch knajp w mieście,bo nigdy nie panował tu taki zwyczaj.John nadal pamiętał tamte lata z okresu swej wczesnejmłodości, gdy rozpierała go energia, a Marcusville wydawało mu się zwykłą dziurą, w którejsię dusił.Chciał się stamtąd wyrwać, tak jak większość nastolatków, do życia, które toczyłosię poza granicami miasta.Trzy godziny.Zerknął przez lewe ramię na strażnika, który stał najbliżej niego.Miał ciemne, gęsteowłosienie i zegarek z posrebrzanego metalu, który było wyraznie widać.Jeszcze trzy godziny.Strażnicy stali przed celą.Czarne czapki z daszkiem nasunięte nad same oczy,ciemnozielone koszule i spodnie, czarne, błyszczące buty.Przy każdym wykonywanym krokualbo ruchu słychać było brzęk pęku kluczy; wszyscy czterej strażnicy mieli identycznemundury.Niecałe pięćdziesiąt metrów dalej czuć było zapach, jaki wydzielał świeżooczyszczony odpływ w łazience.Dwóch strażników szło pół kroku przed nim, dwóch półkroku za nim.%7ładen z nich się nie odzywał, a John nie był pewien, czy w ogóle na niegopatrzą.Czuł się tak, jakby już nie żył.Na wzięcie prysznicu dali mu dziesięć minut.Woda była gorąca i kąpiel dobrze muzrobiła.Uniósł twarz w stronę sitka i pozwolił, żeby woda parzyła mu skórę.Potem odwróciłsię, dodał więcej ciepłej wody, aż poczuł, jak parzy go w przyjemny sposób.Potem kazali mu założyć pieluchę.Pochylił się i przez chwilę poczuł się jak nalotnisku w Moskwie.Pielucha różniła się trochę od tamtej, trzeba ją było zamocować nawysokości bioder, ale reszta była taka sama.Nie pytał o nic w Moskwie, nie pytał i teraz.Wiedział, po co mu ją zakładają.Granatowe spodnie były świeżo wyprane, poczuł znany sobie zapach środkówpiorących.Na spodniach zauważył czerwony pasek biegnący wzdłuż nich.John nie widziałprzedtem takich spodni.Biała koszula z krótkimi rękawami, żeby łatwiej było znalezć żyły.W drodze powrotnej do celi jeden ze strażników ten z zegarkiem pochylił się wjego stronę i szepnął mu coś do ucha.John nie usłyszał i poprosił, żeby tamten powtórzył.Piętnastu sędziów podjęło decyzję jednogłośnie.Oznaczało to, że także Szósty Okręgowy Sąd Apelacyjny odrzucił jego wniosek.ZRODA, GODZINA 20.00DO EGZEKUCJI POZOSTAAA GODZINANajwięcej myślał o jej uśmiechu.Elizabeth miała uśmiech, który sprawiał, że ktoś, ktona nią patrzał, zaczynał czuć się niepewnie.Czułość, szyderstwo, niepewność.nigdy niebyło wiadomo, co tak naprawdę krył.John tęsknił za jej ustami, uśmiechem.Razem chodzilido tej samej szkoły i wracali tą samą ulicą.Miał szesnaście lat, kiedy Elizabeth poprosiła,żeby ją pocałował.Pierwsze, co poczuł, to miękkość jej usta były takie miękkie.* * *Helena? Urzekł go chyba sposób, w jaki trzymała kieliszek.Nigdy nie umiałby tegonikomu wytłumaczyć.Trzymała go mocno i ostrożnie, żeby się nie potłukł.* * *Spojrzał w górę, na kamerę zamocowaną na ścianie.W jakimś pokoju siedzą ludzie,którzy obserwują innych ludzi.Podobało im się to? A może dla nich była to jedynie praca?Przez osiem godzin obserwowali osobę skazaną na śmierć, a potem szli do domu i robili sobiekolację? Może grali w karty? A może w stojącym obok monitorze oglądali na jakimśsportowym kanale mecz tenisowy, decydujący set?* * *John zaczął głośno wołać, aż przybiegł jeden ze strażników.John powiedział mu, żezmienił zdanie.Chce skorzystać ze swoich praw, żeby zadzwonić z telefonu stojącego naruchomym wózku w głębi korytarza.Było to możliwe pod warunkiem, że rozmowa odbędziesię na koszt odbiorcy.Wiedział, że rozmowa i tak będzie trwała zbyt krótko.Jednak chciał jeszcze jeden raz usłyszeć ich głos.ZRODA, GODZINA 20.45DO EGZEKUCJI POZOSTAAO PITNAZCIE MINUTWiadomość, że sędzia Anthony Glenn Adams z Sądu Najwyższego odrzucił wniosek oprzesunięcie terminu egzekucji, nigdy nie dotarła do więznia, który czekał na egzekucję wjednej z dwóch cel znajdujących się w Domu Zmierci.Adams miał upoważnienie dosamodzielnego podejmowania decyzji w pilnych sprawach.Jednak kiedy chodziło o karęśmierci, często przedkładał ją do dyskusji i decyzji wszystkim dziewięciu członkom, którzymieli podjąć wspólne postanowienie.Ich decyzja była jednogłośna.To dlatego jeden z trzech aparatów telefonicznych zamontowanych na stałe na zwykłejdrewnianej płycie wiszącej na ścianie pokoju przylegającego od tyłu do pomieszczenia, gdziewykonywano wyrok, połączono z biurem gubernatora w Columbus.Połączenie miało trwać aż do zakończenia egzekucji.Jedynie decyzja gubernatora podjęta w ciągu ostatniego kwadransa, jaki pozostał dorozpoczęcia egzekucji Johna Mayera Freya, mogła ją wstrzymać.ZRODA, GODZINA 20.50DO EGZEKUCJI POZOSTAAO DZIESI MINUT Pan Frey? Tak. Nazywam się Rodney Wiley.Jestem jednym z pielęgniarzy pracujących wMarcusville.Chciałbym prosić, aby pan usiadł.John stał właśnie w swojej celi, gdy jakiś niewysoki mężczyzna w nieco przydużymfartuchu otworzył drzwi i wyciągnął w jego stronę chudą, spoconą rękę.Pozostało już niecałepiętnaście, może dziesięć minut.Wiley miał zegarek, który nosił przy sobie, odkąd skończyłsiedemnaście lat.Uznał, że jedyne, co mu pozostało, to odliczanie czasu.John nigdy wcześniej go nie widział, nie znał go, ale oznaczało to, że Wiley jestjednym z ostatnich ludzi, których widzi i z którymi rozmawia. Teraz proszę się nie ruszać, panie Frey.Ciecz, którą pielęgniarz wylał na wacik, miała intensywny zapach.Był to jakiś środekdezynfekujący.Wiley wcierał go w przedramię Johna kolistymi ruchami.Już niedługoosobiście przymocuje do każdego ramienia po jednej rurce, więc skóra musi być czysta.Niepowinna wdać się jakaś infekcja, bo każdego skazańca, który jeszcze żyje, trzeba nadaltraktować jako osobę żywą. Heparyna.Rozcieńcza krew.Niedługo ją panu wstrzyknę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Tak jakbym to ja decydował o życiu i śmierci.Spojrzałna Johna i zaczął zbierać się do wyjścia. Tak.Wiedział, że i tak do tego nie dojdzie.Bo jeśli Johna rzeczywiście stracą, jego tam niebędzie.Mimo to powiedział: Dobrze.Zrobię to.Na twarzy Johna pojawiła się lekka ulga. Jest jeszcze jedna rzecz, John.John jeszcze mocniej zacisnął palce na kratach, ale nie odezwał się. Nie wiem, czy ma to dla ciebie jakieś znaczenie, ale jestem przekonany o twojejniewinności.Nie wierzę, że zamordowałeś dziewczynę Finniganów.Wierzyłem w to jużwtedy, gdy rozmawiałem z tobą pierwszy raz, i teraz też w to wierzę.ZRODA, GODZINA 18.00DO EGZEKUCJI ZOSTAAY TRZY GODZINYNa dworze było już ciemno, wiedział o tym, choć tego nie widział.W Marcusvillezaczął się wieczór.Ludzie siadali w kuchni przy stole i razem jedli kolację.Większość z nichdopiero przed chwilą wróciła do domu, niewielu jadało w którejś z dwóch knajp w mieście,bo nigdy nie panował tu taki zwyczaj.John nadal pamiętał tamte lata z okresu swej wczesnejmłodości, gdy rozpierała go energia, a Marcusville wydawało mu się zwykłą dziurą, w którejsię dusił.Chciał się stamtąd wyrwać, tak jak większość nastolatków, do życia, które toczyłosię poza granicami miasta.Trzy godziny.Zerknął przez lewe ramię na strażnika, który stał najbliżej niego.Miał ciemne, gęsteowłosienie i zegarek z posrebrzanego metalu, który było wyraznie widać.Jeszcze trzy godziny.Strażnicy stali przed celą.Czarne czapki z daszkiem nasunięte nad same oczy,ciemnozielone koszule i spodnie, czarne, błyszczące buty.Przy każdym wykonywanym krokualbo ruchu słychać było brzęk pęku kluczy; wszyscy czterej strażnicy mieli identycznemundury.Niecałe pięćdziesiąt metrów dalej czuć było zapach, jaki wydzielał świeżooczyszczony odpływ w łazience.Dwóch strażników szło pół kroku przed nim, dwóch półkroku za nim.%7ładen z nich się nie odzywał, a John nie był pewien, czy w ogóle na niegopatrzą.Czuł się tak, jakby już nie żył.Na wzięcie prysznicu dali mu dziesięć minut.Woda była gorąca i kąpiel dobrze muzrobiła.Uniósł twarz w stronę sitka i pozwolił, żeby woda parzyła mu skórę.Potem odwróciłsię, dodał więcej ciepłej wody, aż poczuł, jak parzy go w przyjemny sposób.Potem kazali mu założyć pieluchę.Pochylił się i przez chwilę poczuł się jak nalotnisku w Moskwie.Pielucha różniła się trochę od tamtej, trzeba ją było zamocować nawysokości bioder, ale reszta była taka sama.Nie pytał o nic w Moskwie, nie pytał i teraz.Wiedział, po co mu ją zakładają.Granatowe spodnie były świeżo wyprane, poczuł znany sobie zapach środkówpiorących.Na spodniach zauważył czerwony pasek biegnący wzdłuż nich.John nie widziałprzedtem takich spodni.Biała koszula z krótkimi rękawami, żeby łatwiej było znalezć żyły.W drodze powrotnej do celi jeden ze strażników ten z zegarkiem pochylił się wjego stronę i szepnął mu coś do ucha.John nie usłyszał i poprosił, żeby tamten powtórzył.Piętnastu sędziów podjęło decyzję jednogłośnie.Oznaczało to, że także Szósty Okręgowy Sąd Apelacyjny odrzucił jego wniosek.ZRODA, GODZINA 20.00DO EGZEKUCJI POZOSTAAA GODZINANajwięcej myślał o jej uśmiechu.Elizabeth miała uśmiech, który sprawiał, że ktoś, ktona nią patrzał, zaczynał czuć się niepewnie.Czułość, szyderstwo, niepewność.nigdy niebyło wiadomo, co tak naprawdę krył.John tęsknił za jej ustami, uśmiechem.Razem chodzilido tej samej szkoły i wracali tą samą ulicą.Miał szesnaście lat, kiedy Elizabeth poprosiła,żeby ją pocałował.Pierwsze, co poczuł, to miękkość jej usta były takie miękkie.* * *Helena? Urzekł go chyba sposób, w jaki trzymała kieliszek.Nigdy nie umiałby tegonikomu wytłumaczyć.Trzymała go mocno i ostrożnie, żeby się nie potłukł.* * *Spojrzał w górę, na kamerę zamocowaną na ścianie.W jakimś pokoju siedzą ludzie,którzy obserwują innych ludzi.Podobało im się to? A może dla nich była to jedynie praca?Przez osiem godzin obserwowali osobę skazaną na śmierć, a potem szli do domu i robili sobiekolację? Może grali w karty? A może w stojącym obok monitorze oglądali na jakimśsportowym kanale mecz tenisowy, decydujący set?* * *John zaczął głośno wołać, aż przybiegł jeden ze strażników.John powiedział mu, żezmienił zdanie.Chce skorzystać ze swoich praw, żeby zadzwonić z telefonu stojącego naruchomym wózku w głębi korytarza.Było to możliwe pod warunkiem, że rozmowa odbędziesię na koszt odbiorcy.Wiedział, że rozmowa i tak będzie trwała zbyt krótko.Jednak chciał jeszcze jeden raz usłyszeć ich głos.ZRODA, GODZINA 20.45DO EGZEKUCJI POZOSTAAO PITNAZCIE MINUTWiadomość, że sędzia Anthony Glenn Adams z Sądu Najwyższego odrzucił wniosek oprzesunięcie terminu egzekucji, nigdy nie dotarła do więznia, który czekał na egzekucję wjednej z dwóch cel znajdujących się w Domu Zmierci.Adams miał upoważnienie dosamodzielnego podejmowania decyzji w pilnych sprawach.Jednak kiedy chodziło o karęśmierci, często przedkładał ją do dyskusji i decyzji wszystkim dziewięciu członkom, którzymieli podjąć wspólne postanowienie.Ich decyzja była jednogłośna.To dlatego jeden z trzech aparatów telefonicznych zamontowanych na stałe na zwykłejdrewnianej płycie wiszącej na ścianie pokoju przylegającego od tyłu do pomieszczenia, gdziewykonywano wyrok, połączono z biurem gubernatora w Columbus.Połączenie miało trwać aż do zakończenia egzekucji.Jedynie decyzja gubernatora podjęta w ciągu ostatniego kwadransa, jaki pozostał dorozpoczęcia egzekucji Johna Mayera Freya, mogła ją wstrzymać.ZRODA, GODZINA 20.50DO EGZEKUCJI POZOSTAAO DZIESI MINUT Pan Frey? Tak. Nazywam się Rodney Wiley.Jestem jednym z pielęgniarzy pracujących wMarcusville.Chciałbym prosić, aby pan usiadł.John stał właśnie w swojej celi, gdy jakiś niewysoki mężczyzna w nieco przydużymfartuchu otworzył drzwi i wyciągnął w jego stronę chudą, spoconą rękę.Pozostało już niecałepiętnaście, może dziesięć minut.Wiley miał zegarek, który nosił przy sobie, odkąd skończyłsiedemnaście lat.Uznał, że jedyne, co mu pozostało, to odliczanie czasu.John nigdy wcześniej go nie widział, nie znał go, ale oznaczało to, że Wiley jestjednym z ostatnich ludzi, których widzi i z którymi rozmawia. Teraz proszę się nie ruszać, panie Frey.Ciecz, którą pielęgniarz wylał na wacik, miała intensywny zapach.Był to jakiś środekdezynfekujący.Wiley wcierał go w przedramię Johna kolistymi ruchami.Już niedługoosobiście przymocuje do każdego ramienia po jednej rurce, więc skóra musi być czysta.Niepowinna wdać się jakaś infekcja, bo każdego skazańca, który jeszcze żyje, trzeba nadaltraktować jako osobę żywą. Heparyna.Rozcieńcza krew.Niedługo ją panu wstrzyknę [ Pobierz całość w formacie PDF ]