[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dowcipniś z ciebie.Siedzę w swoim nowymgabinecie, a właściwie w swoim tymczasowym gabi-necie. Jeśli Kate Moore nie zachowa czujności, wkrótceposadzisz pupę na jej fotelu.Haley przykazała sobie, że nie będzie poruszałatego tematu.Po prostu załatwi z nim sprawę i sięrozłączy, jakby Dylan nic jej nie obchodził.Za żadneskarby świata nie mogła mu okazać, że pęka jej serce. Tak bardzo we mnie wierzysz?  zdziwiła się. Zupełnie przypadkowo wpadł mi w ręce naj-nowszy egzemplarz twojego pisma.Redagowanaprzez ciebie rubryka poparzyła mi palce.Haley, maszświetne pióro. Dzięki, Dylan.Twoja opinia wiele dla mnieznaczy.Zresztą bez ciebie nie napisałabym tegotekstu. Pewnie, że to dzięki mnie.Dolałem benzyny dotwojego ognia. Widzisz, znowu potrzebuję twojej benzyny, aleprawdę mówiąc, nic mi nie przychodzi do głowy. 156 Karen AndersChciałabym zrobić coś związanego z lodem, tylko niemam pojęcia co. Może dwie następne fantazje pozostawiszmnie, zgoda? Niech będzie.Jedna fantazja z lodem, a ostatniamusi rozegrać się w wannie.To będą twoje tematy, żetak powiem. Zafunduję ci niezłą niespodziankę.Spotkajmysię u mnie w sobotę rano, powiedzmy o dziewią-tej. Zgoda.Już jestem ciekawa.Po chwili do gabinetu Dylana wpadła Laurel.Trzymała w dłoni najnowsze wydanie ,,SPICE .Nieraczyła się nawet przywitać. To ty jesteś facetem z jej fantazji!  wykrzyk-nęła. Pomagałeś jej we wszystkim, co opisała.Wzruszył ramionami.Siostra usiadła naprzeciwkoniego. O to ci chodziło, kiedy mówiłeś, że to skom-plikowane.Nigdy w życiu nie przyszłoby mi dogłowy, panie Grzeczniuni, że zgodzisz się na cośpodobnego.Zwłaszcza że całkiem niedawno pod-pisałeś kontrakt ze SPAN-em. Marie McLain, prezes SPAN-u, spotkała mniez Haley.Mam wrażenie, że rozpoznała jej nazwisko.Jeśli cokolwiek sobie skojarzy, będę tkwił po uszyw bagnie.Zresztą może nie będzie tak zle, w końcuHaley nie wymienia mojego imienia.Dla wszystkichjej czytelniczek jestem tylko wytworem wyobrazni.Przypominam ci, że właśnie na tym polegają fantazje.Laurel pochyliła się, wpatrując mu się w oczy. Naga prawda 157 Gryziesz się, bo jesteś tylko jej facetem z fan-tazji.To cię naprawdę martwi.Powiedz, kochasz ją?Jego odpowiedz była szybka i zdecydowana. Postąpiłbym nierozsądnie, zakochując się w niej.Doskonale wiesz, co by się stało, gdyby tata siędowiedział, że związałem się z kobietą, której ojciecbył listonoszem.Nigdy w życiu nie naraziłbym Haleyna jego wrogość.Nie zamierzam krzywdzić kolejnejkobiety z powodu uprzedzeń ojca. Tak mi przykro, Dylan. Westin również jej nie zaakceptuje.Zachowałsię wobec niej wyjątkowo nieuprzejmie, kiedy mie-siąc temu poszliśmy razem na kolację.Czułem, jak misię serce kraje, kiedy zobaczyłem jej minę.Miałemochotę przywalić własnemu szefowi. Jeśli nie zamierzasz zaryzykować i sprawdzić,czy Haley nie jest przypadkiem twardsza niż myślisz,mogę ci tylko współczuć. A co u Todda?Spokojne pytanie Dylana zawisło w próżni.Mo-mentalnie pożałował, że je zadał.Zaatakował własnąsiostrę dlatego, że chciał się bronić przed rozterkamiswojego sumienia. To bardzo dobre pytanie, Dylan.Wstał z krzesła, obszedł biurko i przykucnął.Ichoczy znalazły się na tym samym poziomie.Uścisnąłjej rękę. Przepraszam, Laurel  odezwał się przepraszają-cym tonem. Nie zasłużyłaś na to. Skąd wiesz, może zasłużyłam.Odpuściłamsobie Todda.Wkrótce ty postąpisz tak samo z Haley.Zastanawiam się czasem, czy po kilku latach 158 Karen Anderssamotności nie pożałujemy przypadkiem swojegozachowania. Ja już tego żałuję, Laurel, ale to nie zmieniapostaci rzeczy.Skinęła głową i spojrzała mu prosto w oczy. Więc jak, braciszku, są jeszcze jakieś fantazje,przy których będziecie razem pracowali? %7łebyś wiedziała.Dwie.W dodatku sam muszęteraz coś wymyślić.A dlaczego pytasz? Wpadł mi do głowy pomysł, który może jejprzypaść do gustu.Dylan przewrócił oczami. Ratunku, Laurel, nie mogę z tobą rozmawiaćo takich sprawach. Chodzi mi tylko o zaaranżowanie pewnej sytua-cji, rozumiesz.Znajdę miejsce, dokąd można się udać,zrobić coś w tym rodzaju.Zaufaj mi.Odetchnął z ulgą.Rozmowa z siostrą o fantazjachseksualnych nie należała do przyjemności. Możesz iść na zakupy? Niewiele mam teraz do roboty  odparł głosemstraceńca. Chodzmy. Rozdział 8 Haley!  Głos Dylana rozległ się za jej plecami,kiedy szła do jego mieszkania na poddaszu.Nie była przygotowana na taki widok.Kiedy sięodwróciła, zamarła.Przypominała sobie pierwszy raz,kiedy ujrzała Jamesa Deana, i pomyślała, że to sek-sowny facet.Miał wówczas swoją niesamowitą skó-rzaną kurtkę i zachowywał się jak przystało nabuntownika bez powodu.Nigdy nie przypuszczała, że któregoś dnia utrwa-lony w jej pamięci obraz Jamesa Deana zbledniew porównaniu z kimś rzeczywistym.Dylan faktycz-nie na nią czekał, ale nie w mieszkaniu, tylko przedwejściem do budynku.W dodatku opierał się o moto-cykl.Harley davidson, żeby nie było wątpliwości.Jaka tajemnica kryła się w skórzanej kurtce i harleyu,że jej ręce momentalnie się spociły? Ile miała lat, kiedyrycerz na białym koniu nagle zmienił się w muskular-nego osiłka w czarnej skórze, pojawiającego się zni-kąd, aby zawrócić jej w głowie? 160 Karen AndersNie tylko ona się na niego gapiła.Przechodzącekobiety nie mogły oderwać od niego wzroku.Spoj-rzenie jego nieprawdopodobnie zielonych oczu węd-rowało w górę i w dół po jej ciele, nie pozostawiającwątpliwości co do intencji ich właściciela.I jeszcze teusta.Tak pełne i apetyczne wargi musiały być stwo-rzone do całowania.Jak strażacy nazywają pożar, który nagle otaczakogoś ze wszystkich stron? Chyba ścianą ognia.Haley poczuła się tak, jakby stanęła wewnątrz ścianyognia i cała płonęła.Jakaś kobieta wpadła na drzwisamochodu, inna zsunęła się z krawężnika i ledwiezłapała równowagę.Staruszka, która wyszła na spa-cer z psem, potknęła się o smycz.Wszystko to można by uznać za komiczne, gdybyHaley udało się roześmiać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl