[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pugaczow! Na szafocie rzuci³ katom s³owa prorocze:  Jam nieorze³, ino pisklê orle; orze³ szybuje jeszcze pod ob³okami, lecz spadnie, spadnie! Otomspad³!Skurczy³a siê twarz o wystaj¹cych policzkach, oczach skoSnych i wargach sinych, wydêtych.Rmia³ siê cicho.d³ugo.bez dxwiêku i bez wyrazu.Poeta dr¿eæ zacz¹³ na ca³em ciele, wpatruj¹c siê w tê zjawê, blad¹ plam¹ wystêpuj¹c¹w ciemnoSci, niby zwid straszliwego oblicza, wy³aniaj¹cego siê z mg³y zapomnienia.SkoSne oczy, wystaj¹ce policzki, wargi grube, okryte rzadkim porostem w¹sów, ¿Ã³³tawaskóra nagiej czaszki rozp³ywaæ siê jê³y w mêtny kr¹g, biegn¹cy w dal niezmierzon¹, okiemnieogarniêt¹.JacyS jexdxcy na ma³ych wierchowcach pêdz¹, a ziemia jêczy i têtni pod tysi¹cami krzep-kich, lotnych kopyt.Ludzie w spiczastych czapach, w baranich ko¿uchach wyj¹ i gwi¿d¿¹114 przeraxliwie.Z sykiem mkn¹ strza³y.Po³yskuj¹ podniesione w zamachu ostrza mieczów.Mi-goc¹ wysuniête naprzód ¿¹d³a w³Ã³czni.Pêdz¹ jak wicher, a doko³a luny i sza³ p³omieni nadgrodami i ³anami ¿yta.Przy ogniskach wybucha zgrzytliwy Smiech i przeszywaj¹ go jêki,szloch zgrozy i rozpaczy.W po³yskach i drganiach szkar³atnych jêzyków p³omieni miotaj¹ siêbranki nagie.Ich bia³e cia³a i w³osy rozplecione k³êbi¹ siê wszêdzie, niby piana grzywiastychfal.Zbrojni ludzie o oczach skoSnych porywaj¹ je z g³uchym Smiechem, zd³awionym ¿¹dz¹.Padaj¹ na stratowan¹ trawê.PoSród chybkich przygaSniêæ ognisk garn¹ do siebie bia³e, nagie cia³a, szybko i drapie¿niezdobywaj¹ je i tu¿ w ob³okach dymu, w zgie³ku Smiechu i okrzyków, w obliczu Smierci sza-lej¹ w uciechach namiêtnych.Do groxnych wodzów na postronku wlok¹ zwalczonych knia-ziów ruskich i t³umy jeñców.Rmiej¹ siê wodzowie, rozradowani zwyciêstwem, i w³asnemirêkami podcinaj¹ gard³a, otwieraj¹ piersi, wyrywaj¹ serca wrogów.Krew, lament, rzê¿eniekonania, krzyk boleSci mordowanych, szloch niewiast, nagich i ob³êdem skutych, rzucanychpod nogi zwyciêzcom.Syci uciech i krwi wodzowie mongolscy pokornym kniaziom, coklêcz¹ na skraju drogi, darowuj¹ swoje siostry i córy, a ruscy bojarowie w lêku o ¿ycie wiod¹na namiotów najexdxców swoje niewiasty.Z mroku wyp³ywaj¹ tatarskie oblicza potomkówzwyciêzców i zwyciê¿onych, ponura, drapie¿na g³owa Iwana Groxnego i jeszcze groxniejszewidma okrucieñstwa carów ruskich i nie znaj¹cej mi³osierdzia potêgi ich, tratuj¹cej narodyi ludzi.£upy doko³a i trupy pomordowanych; zgliszcza i ruiny; szubienice i lochy wiêzien-ne; szloch, jêki, przekleñstwa, nienawiSæ, bunt i znowu  szubienice, kajdany, mogi³y bezliku, otaczaj¹ce, niby mroczne wiechy, znikaj¹cy na wschodzie szlak stratowany, krwi¹ zla³yi ponury, jak stare cmentarzysko.Lenin wci¹¿ siê Smia³.Cicho.d³ugo.bez dxwiêku i bez wyrazu.Poeta przetar³ oczy i oprzytomnia³.Zajrza³ g³êboko w mroczne oczy skoSne, w szerok¹ twarz o grubych wargach; rzadki za-rost nad grubemi wargami i na brodzie, wzrok zatrzyma³ na mocnej, okr¹g³ej czaszce ³ysej,Swiec¹cej siê w ciemnoSci i wzdrygn¹³ siê ca³y. Otom spad³. szepnê³y wydête, sine wargi Lenina.Poeta milcza³.Spojrza³ ku wschodowi.Tam zawis³ bezdenny, okiem nie przenikniony mrok.Obróci³ twarz na zachód.Za czarn¹ zas³on¹ gas³y resztki zorzy.Jakgdyby zrywaj¹ca siê znag³a burza przysz³a zgroza bezmierna.Poeta rêkê podniós³i rzek³ g³osem, w duszy zrodzonym: A jeSli w mroku i zbrodni ziemiê tê pogr¹¿ysz  zginiesz i przeklinaæ siê bêd¹ wnukiwnuków naszych.Lenin Smia³ siê, a z grubych warg jego s¹czy³ siê ostry, przenikliwy syk.Trz¹s³ siê ca³y i oczy skoSne mru¿y³.GdzieS daleko  daleko, ju¿ za górami przebieg³ g³uchy pomruk przelewaj¹cej siê nadSwiatem burzy.S³aby pomruk.Nawet echo nie odpowiedzia³o mu.Nie s³ysza³o odg³osu odlatuj¹cej burzy, a, mo¿e, nie rozumia³o dalekiej groxby?.115 ROZDZIA£ XIV.Lenin, rozstawszy siê z poet¹ w uzdrowisku górskiem,  Zakopanem, powraca³ samotnydo swojej chaty w wiosce Poroninie.Przeniós³ siê tu wraz z Krupsk¹ i Zinowjewym z Krakowa, gdzie mieszka³ przez pewienczas, chc¹c byæ bli¿ej granicy rosyjskiej.Codziennie pieszo przychodzi³ ze wsi Poronina napocztê lub do Zakopanego, gdzie mia³ kilku przyjació³  Polaków i Rosjan.Tu przybywali ró¿nemi drogami, a najczêSciej szlakiem przemytników  przez  zielon¹granicê , rosyjscy rewolucjoniSci z partji bolszewików dla narad ze swoim wodzem.Powra-cali, nios¹c zaszyte w ubraniach, czapkach i butach napisane przez niego artyku³y, broszuryi ulotki, rozchodz¹ce siê po Rosji w tysi¹cznych odbitkach [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl