[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Około dziewiątejzaprowadził ją do jej pokoju, po drugiej stronie korytarza, pocałował na dobranoc i zamknąłod zewnątrz drzwi.Potem sam położył się do łóżka.Nagle poczuł się bardzo zmęczony po trudach dnia i minionej nocy, i jednocześniebardzo zadowolony z siebie i z obrotu rzeczy.Bez cienia troski, bez żadnych posępnychprzeczuć, jakie jeszcze do wczoraj dręczyły go, gdy tylko gasił światło, i nie pozwalały spać,usnął natychmiast i nic mu się nie śniło, nie jęczał przez sen, nie drgał spazmatycznie, nieprzewracał się nerwowo na posłaniu.Po raz pierwszy od dawna Richis zaznał głębokiego,spokojnego, pokrzepiającego snu.O tej samej godzinie Grenouille podniósł się ze swego legowiska w stajni.On też byłzadowolony z siebie i z obrotu, jaki przybrały rzeczy, i czuł się zupełnie rześko, choć rue spałani sekundy.Gdy Richis zaszedł do stajni, by go obejrzeć, udawał tylko uśpienie, by niewin-ne wrażenie, jakie i tak wywoływał dzięki zapachowi niepozorności, uczynić jeszczedobitniejszym.I jeśli Richis w czasie tych oględzin nie wyrobił sobie pojęcia o Grenouille'u,to Grenouille za to wyrobił sobie o Richisie pojęcie nader dokładne, mianowicie olfaktorycz-ne, i ulga, jaką tamten uczuł na jego widok, bynajmniej nie uszła jego uwagi.Tak więc obaj przy tym krótkim spotkaniu przekonali się wzajem o swojejnieszkodliwości, jeden słusznie, drugi niesłusznie, i zdaniem Grenouille'a tak było dobrze,gdyż jego własna pozorna nieszkodliwość i rzeczywista nieszkodliwość Richisa znakomicieułatwiały jego, Grenouille'a, przedsięwzięcie - Richis zresztą w odwrotnym przypadku wpełni podzielałby ten pogląd.45Z zawodową ostrożnością Grenouille przystąpił do dzieła.Otworzył sakwę, wyjąłpłótno i szpatułkę, rozpostarł płótno na derce, na której przedtem leżał, i wziął się donakładania tłuszczu.Praca ta wymagała sporo czasu, chodziło bowiem o to, by tłuszcznanieść tu grubiej, tam cieniej, w zależności od tego, jakiej części ciała miała dotykać danapartia płachty.Usta i pachy, piersi, organy płciowe i stopy wydzielały więcej woni niż naprzykład golenie, plecy i łokcie; wnętrze dłoni więcej niż grzbiet dłoni; brwi więcej niżpowieki itd. toteż trzeba było przewidzieć na nie więcej tłuszczu.Grenouille modelowałzatem na płótnie coś w rodzaju zapachowego diagramu ciała, które miało być poddanezabiegom, i ta część pracy dawała mu w gruncie rzeczy największą satysfakcję, gdyż była totechnika artystyczna, zaprzątająca w równej mierze wyobraznię i ręce, a ponadto idealiterdawała przedsmak oczekiwanego rezultatu końcowego.Gdy zużył cały garnczek pomady, dokonał jeszcze gdzieniegdzie poprawek, tu ująłnieco tłuszczu, tam dodał, wyretuszował, sprawdził raz jeszcze wymodelowany krajobraztłuszczowy - nosem zresztą, a nie oczyma, gdyż cała operacja odbywała się w całkowitychciemnościach, co zapewne było kolejnym powodem spokojnego, radosnego nastrojuGrenouille'a.W tę noc nowiu nic nie odwracało jego uwagi.Zwiat składał się wyłącznie z za-pachów i lekkiego szumu morza.Grenouille był w swoim żywiole.Potem zwinął płótno takjak się zwija tapetę, aby powierzchnie natłuszczone nie stykały się ze sobą.Robił to zprzykrością, wiedział bowiem dobrze, że nawet przy największej ostrożności fragmentywymodelowanych konturów spłaszczają się i zacierają.Ale tylko w ten sposób można byłopłótno przetransportować.Gdy złożył je tyle razy, że mógł je bez trudu przerzucić sobieprzez ramię, schował za pazuchę szpatułkę, nożyce i pałkę z oliwnego drzewa i wymknął sięna dwór.Niebo było zachmurzone.W' domu nie paliło się już ani jedno światło.Wnieprzeniknionych ciemnościach drgał tylko wątły blask na wieży fortu Zwiętej Małgorzaty,o milę stąd, jak lśniąca szpilka wpięta w czarną płachtę.Lekki powiew z zatoki niósł zapachryb.Psy spały.Grenouille podszedł do drabiny, przystawionej od zewnątrz do okna sąsieka.Dzwignął ją i trzymając pionowo, z trzema szczeblami zaklinowanymi pod wolną prawąręką, z resztą przyciśniętą do prawego barku, przeniósł przez dziedziniec aż pod jej okno.Było uchylone.Wchodząc po drabinie, wygodnie niczym po schodach, powinszował sobie,że ma okazję zebrać zapach dziewczyny tu, w La Napoule.W Grasse bowiem, przyokratowanych oknach i dobrze strzeżonym domu, wszystko byłoby znacznie trudniejsze.Tutaj dziewczyna spała w dodatku sama.Nie musiał nawet likwidować niańki.Popchnął okienne skrzydło, wemknął się do wewnątrz i odłożył całun.Potem zwróciłsię w stronę łóżka.Dominował zapach jej włosów, leżała bowiem na brzuchu, a twarz,osłoniętą zgiętym ramieniem, wcisnęła w poduszki, tak że tył głowy wystawiony był wprostidealnie na cios maczugi.Uderzenie rozległo się głuchym chrzęstem.Nienawidził tego.Nienawidził tego jużchoćby z tej przyczyny, że był to dzwięk, dzwięk w jego skądinąd bezgłośnej operacji.Mógłwytrzymać ten ohydny odgłos tylko z zaciśniętymi zębami, a kiedy przebrzmiał, Grenouilleprzez chwilę jeszcze stał sztywny i napięty, z ręką ściskającą kurczowo pałkę, jak gdybylękał się, że dzwięk może powrócić odbitym gdzieś echem.Ale dzwięk nie wracał, do izbywróciła cisza, nawet spotęgowana cisza, gdyż nie było już słychać oddechu dziewczyny.I zGrenouille'a natychmiast opadło napięcie (które można by też interpretować jako postawępełną nabożeństwa albo z wysiłkiem wytrzymywaną minutę milczenia), a jego ciałoodprężyło się.Odłożył maczugę i wziął się żwawo do pracy, pochłonięty już tylko kolejnymiczynnościami.Przede wszystkim rozpostarł płótno, rozwiesił je luzno spodnią stroną na stolei krześle, uważając, by strona natłuszczona niczego nie dotykała.Potem odrzucił kołdrę.Czarowny zapach dziewczyny, jaki buchnął nagle ciepłą, przemożną falą, nie zrobił na nimwrażenia.Znał go już, a rozkoszować się nim, rozkoszować się aż do upojenia, zdążypózniej, kiedy już go naprawdę posiądzie.Teraz chodziło o to, by jak najwięcej schwytać, jaknajmniej uronić, teraz należało działać w skupieniu i szybko.Pośpiesznymi cięciami nożyc rozerwał nocną koszulę, ściągnął ją z dziewczyny, ująłnatłuszczony całun i narzucił na obnażone ciało.Potem podniósł ją, podścielił pozostałączęść płótna, zrolował ją tak, jak piekarz roluje strucle; złożył końce, opatulił ją od stóp dogłowy.Z zawoju mumii wystawały jeszcze tylko włosy.Uciął je tuż przy skórze, zawinął wnocną szatkę i związał w tłumoczek.Na koniec przykrył wolnym kawałkiem płótnaostrzyżoną czaszkę, wygładził zwisający koniec, poprawił go delikatnie palcem.Sprawdziłuważnie cały tobołek.Nie było żadnej szparki, żadnej szczeliny, żadnej rozchylonej fałdki,którędy zapach dziewczyny mógłby się wymykać na zewnątrz.Była dokładnie opakowana.Nie pozostawało nic innego jak czekać przez sześć godzin, aż do świtu.Wziął mały stołek, na którym leżało jej ubranie, przysunął go do łóżka i usiadł.Luznaczarna suknia tchnęła jeszcze resztką jej zapachu, zmieszaną z zapachem anyżkowychplacuszków, które miała w kieszeni jako prowiant na drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Około dziewiątejzaprowadził ją do jej pokoju, po drugiej stronie korytarza, pocałował na dobranoc i zamknąłod zewnątrz drzwi.Potem sam położył się do łóżka.Nagle poczuł się bardzo zmęczony po trudach dnia i minionej nocy, i jednocześniebardzo zadowolony z siebie i z obrotu rzeczy.Bez cienia troski, bez żadnych posępnychprzeczuć, jakie jeszcze do wczoraj dręczyły go, gdy tylko gasił światło, i nie pozwalały spać,usnął natychmiast i nic mu się nie śniło, nie jęczał przez sen, nie drgał spazmatycznie, nieprzewracał się nerwowo na posłaniu.Po raz pierwszy od dawna Richis zaznał głębokiego,spokojnego, pokrzepiającego snu.O tej samej godzinie Grenouille podniósł się ze swego legowiska w stajni.On też byłzadowolony z siebie i z obrotu, jaki przybrały rzeczy, i czuł się zupełnie rześko, choć rue spałani sekundy.Gdy Richis zaszedł do stajni, by go obejrzeć, udawał tylko uśpienie, by niewin-ne wrażenie, jakie i tak wywoływał dzięki zapachowi niepozorności, uczynić jeszczedobitniejszym.I jeśli Richis w czasie tych oględzin nie wyrobił sobie pojęcia o Grenouille'u,to Grenouille za to wyrobił sobie o Richisie pojęcie nader dokładne, mianowicie olfaktorycz-ne, i ulga, jaką tamten uczuł na jego widok, bynajmniej nie uszła jego uwagi.Tak więc obaj przy tym krótkim spotkaniu przekonali się wzajem o swojejnieszkodliwości, jeden słusznie, drugi niesłusznie, i zdaniem Grenouille'a tak było dobrze,gdyż jego własna pozorna nieszkodliwość i rzeczywista nieszkodliwość Richisa znakomicieułatwiały jego, Grenouille'a, przedsięwzięcie - Richis zresztą w odwrotnym przypadku wpełni podzielałby ten pogląd.45Z zawodową ostrożnością Grenouille przystąpił do dzieła.Otworzył sakwę, wyjąłpłótno i szpatułkę, rozpostarł płótno na derce, na której przedtem leżał, i wziął się donakładania tłuszczu.Praca ta wymagała sporo czasu, chodziło bowiem o to, by tłuszcznanieść tu grubiej, tam cieniej, w zależności od tego, jakiej części ciała miała dotykać danapartia płachty.Usta i pachy, piersi, organy płciowe i stopy wydzielały więcej woni niż naprzykład golenie, plecy i łokcie; wnętrze dłoni więcej niż grzbiet dłoni; brwi więcej niżpowieki itd. toteż trzeba było przewidzieć na nie więcej tłuszczu.Grenouille modelowałzatem na płótnie coś w rodzaju zapachowego diagramu ciała, które miało być poddanezabiegom, i ta część pracy dawała mu w gruncie rzeczy największą satysfakcję, gdyż była totechnika artystyczna, zaprzątająca w równej mierze wyobraznię i ręce, a ponadto idealiterdawała przedsmak oczekiwanego rezultatu końcowego.Gdy zużył cały garnczek pomady, dokonał jeszcze gdzieniegdzie poprawek, tu ująłnieco tłuszczu, tam dodał, wyretuszował, sprawdził raz jeszcze wymodelowany krajobraztłuszczowy - nosem zresztą, a nie oczyma, gdyż cała operacja odbywała się w całkowitychciemnościach, co zapewne było kolejnym powodem spokojnego, radosnego nastrojuGrenouille'a.W tę noc nowiu nic nie odwracało jego uwagi.Zwiat składał się wyłącznie z za-pachów i lekkiego szumu morza.Grenouille był w swoim żywiole.Potem zwinął płótno takjak się zwija tapetę, aby powierzchnie natłuszczone nie stykały się ze sobą.Robił to zprzykrością, wiedział bowiem dobrze, że nawet przy największej ostrożności fragmentywymodelowanych konturów spłaszczają się i zacierają.Ale tylko w ten sposób można byłopłótno przetransportować.Gdy złożył je tyle razy, że mógł je bez trudu przerzucić sobieprzez ramię, schował za pazuchę szpatułkę, nożyce i pałkę z oliwnego drzewa i wymknął sięna dwór.Niebo było zachmurzone.W' domu nie paliło się już ani jedno światło.Wnieprzeniknionych ciemnościach drgał tylko wątły blask na wieży fortu Zwiętej Małgorzaty,o milę stąd, jak lśniąca szpilka wpięta w czarną płachtę.Lekki powiew z zatoki niósł zapachryb.Psy spały.Grenouille podszedł do drabiny, przystawionej od zewnątrz do okna sąsieka.Dzwignął ją i trzymając pionowo, z trzema szczeblami zaklinowanymi pod wolną prawąręką, z resztą przyciśniętą do prawego barku, przeniósł przez dziedziniec aż pod jej okno.Było uchylone.Wchodząc po drabinie, wygodnie niczym po schodach, powinszował sobie,że ma okazję zebrać zapach dziewczyny tu, w La Napoule.W Grasse bowiem, przyokratowanych oknach i dobrze strzeżonym domu, wszystko byłoby znacznie trudniejsze.Tutaj dziewczyna spała w dodatku sama.Nie musiał nawet likwidować niańki.Popchnął okienne skrzydło, wemknął się do wewnątrz i odłożył całun.Potem zwróciłsię w stronę łóżka.Dominował zapach jej włosów, leżała bowiem na brzuchu, a twarz,osłoniętą zgiętym ramieniem, wcisnęła w poduszki, tak że tył głowy wystawiony był wprostidealnie na cios maczugi.Uderzenie rozległo się głuchym chrzęstem.Nienawidził tego.Nienawidził tego jużchoćby z tej przyczyny, że był to dzwięk, dzwięk w jego skądinąd bezgłośnej operacji.Mógłwytrzymać ten ohydny odgłos tylko z zaciśniętymi zębami, a kiedy przebrzmiał, Grenouilleprzez chwilę jeszcze stał sztywny i napięty, z ręką ściskającą kurczowo pałkę, jak gdybylękał się, że dzwięk może powrócić odbitym gdzieś echem.Ale dzwięk nie wracał, do izbywróciła cisza, nawet spotęgowana cisza, gdyż nie było już słychać oddechu dziewczyny.I zGrenouille'a natychmiast opadło napięcie (które można by też interpretować jako postawępełną nabożeństwa albo z wysiłkiem wytrzymywaną minutę milczenia), a jego ciałoodprężyło się.Odłożył maczugę i wziął się żwawo do pracy, pochłonięty już tylko kolejnymiczynnościami.Przede wszystkim rozpostarł płótno, rozwiesił je luzno spodnią stroną na stolei krześle, uważając, by strona natłuszczona niczego nie dotykała.Potem odrzucił kołdrę.Czarowny zapach dziewczyny, jaki buchnął nagle ciepłą, przemożną falą, nie zrobił na nimwrażenia.Znał go już, a rozkoszować się nim, rozkoszować się aż do upojenia, zdążypózniej, kiedy już go naprawdę posiądzie.Teraz chodziło o to, by jak najwięcej schwytać, jaknajmniej uronić, teraz należało działać w skupieniu i szybko.Pośpiesznymi cięciami nożyc rozerwał nocną koszulę, ściągnął ją z dziewczyny, ująłnatłuszczony całun i narzucił na obnażone ciało.Potem podniósł ją, podścielił pozostałączęść płótna, zrolował ją tak, jak piekarz roluje strucle; złożył końce, opatulił ją od stóp dogłowy.Z zawoju mumii wystawały jeszcze tylko włosy.Uciął je tuż przy skórze, zawinął wnocną szatkę i związał w tłumoczek.Na koniec przykrył wolnym kawałkiem płótnaostrzyżoną czaszkę, wygładził zwisający koniec, poprawił go delikatnie palcem.Sprawdziłuważnie cały tobołek.Nie było żadnej szparki, żadnej szczeliny, żadnej rozchylonej fałdki,którędy zapach dziewczyny mógłby się wymykać na zewnątrz.Była dokładnie opakowana.Nie pozostawało nic innego jak czekać przez sześć godzin, aż do świtu.Wziął mały stołek, na którym leżało jej ubranie, przysunął go do łóżka i usiadł.Luznaczarna suknia tchnęła jeszcze resztką jej zapachu, zmieszaną z zapachem anyżkowychplacuszków, które miała w kieszeni jako prowiant na drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]