[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość z nich stała z boku i przyglądała się, jak to mężczyznom idzie.Zonydopingowały mężów i z owiniętych futrem garnków każdemu, kto zrobił okrążenie, nalewałyherbatę oraz wręczały kostkę cukru.Niektórzy mężczyzni przeklinali  to ci, którym odzeszłego roku znów trochę obniżyła się kondycja i od lata na próżno obiecywali sobie, że zaczną się hartować.Hablund pałętał się pośród najpowolniejszych i odetchnął z ulgą, kiedyBownik uderzył pałką w czajnik, dając znak, że na dzisiaj koniec.Potem wszyscy razem poszli jeszcze nad gliniankę.Co rano któraś z rodzin wyrąbywała w zamarzniętym stawku przerębel, był to obywatelskiobowiązek przechodzący z jednej chałupy na drugą, a mężczyzni po treningu, zanim rozbieglisię do domów, rozebrawszy się, wskakiwali do wody.Saszka na prośbę Hablunda odliczała,zanim skoczył, od dziesięciu do zera.Na brzeg leciały kawałki lodu i chlustała śmierdzącarybami czarna woda.Hablund nie był przyzwyczajony do ćwiczeń, jego kondycja martwiłaSaszlcę.Chyba nawet przytył.Z uwagi na mróz było to nawet dobre, ale na torze przeszkód,pełnym drewna i wyniesionych z chałup krzeseł, zajął ostatnie miejsce. Trzeba się hartować hartować, towarzyszu!  wołał do niego z daleka Bownik, wobecczego Hablund specjalnie wskoczył do glinianki dwa razy, ale prócz Saszki nikt tego niedocenił.wiczył jeszcze nazajutrz i trzeciego dnia, a potem zdecydował się wyjechać i zadzwonićdo Mariane.Należy teraz do Saszki, ma tu zobowiązania, bilet już mu sprzedadzą.Bowniknapomniał go tylko, żeby prędko wracał, ponieważ na polowanie wyruszają za parę dni, ipożegnał się z nim, poklepując go po bratersku.Saszka prosiła, żeby tego nie robił.A bo to zle im tutaj ze sobą?Przed odjazdem męża nagotowała mnóstwo jedzenia, żeby nabrał sił przed podróżą lub byprzejadł się tak, że w końcu telefonowanie znów odłoży, bo nie wytoczy się z chałupy.W domu zapanowała duszna atmosfera.Saszka wciąż domagała się od niego, żebyspełniał małżeńskie obowiązki.Całowała go w szyję i szeptała, że wyjadą razem.Bezsprzeciwu gotowa jest być w Kopiengagienie żoną numer dwa, jak bywało u buraczarzy, pókiSowieci im tego nie zakazali.Hablund powinien czuć coś więcej, ale czuł tylko zamęt wgłowie.Kiedy szedł już na stację, zaczął padać śnieg.Zapukał do drzwi domku, w którym mieszkała kasjerka, wyszła cała rozmamłana, jakbynie było to w godzinach jej pracy, a gdy poprosił ją o bilet, wyglądała na równie zaskoczoną,jak zeszłym razem. Czyście, Gabłund, zgłupieli?Dotknęła jego ramienia i uszczypnęła go, zanim zdążył odskoczyć.Ostatecznie jednakposzła z nim do kasy, mimo śniegu w samych pantoflach i wyraznie niezadowolona.Zdjęła zpółki skórzaną torbę z mnóstwem przegródek i przebierała w niej palcami, jakby to byłkatalog jakiejś okręgowej biblioteki. Jeden tu jeszcze mam.Na jutro po południu, aż do końca trasy. Podała Hablundowiwygnieciony papierek z numerem wagonu i miejsca. Pociąg jest towarowy.Hablundowi było wszystko jedno.Nie miał ochoty wracać teraz do domu.Znowumusiałby przekonywać Saszkę i kto wie, czy tym razem by go puściła.Będąc mężem Saszki,nie mógł uderzyć jej i odejść, zostawiając ją zapłakaną.Bał się filmować stację po raz drugi.Budynek należący do magistrali to nie gromadkawieśniaków czy zabawa ludowa.Siedziby instytucji filmują tylko szpiedzy, a jaka groziła zato kara według radzieckiego kodeksu, powiedział mu Bownik poprzednim razem, i Hablunddobrze to sobie zapamiętał.Jak też przerażenie i złość doktora w drodze ze stacji do cel, że wogóle ośmielił się zamienić parę słów z więzniami.Teraz tylko stał tam, przestępując z nogina nogę.Unoszone przez wiatr tuż nad ziemią kłęby śniegu wyglądały jak tumany kurzu,kawałek dalej trzepotała pomarańczowa chorągiewka sygnalizacyjna i stały dwa betonowesześciany  tam gdzie więzniowie, jak sami mu mówili, chodzą, żeby wypalić w spokojupapierosa, a ludzie ze wsi, żeby się pogzić.Prace budowlane wciąż jeszcze nie były zakończone.Hablund ruszył w stronę brygadykocmołuchów, która mimo niepogody stała tam ze swoimi drewnianymi wózkami.Od czasu kiedy Welor wziął go na posiedzenie sielsowietu, nie był już byle kim, jak wtedy gdy spotkałsię tu z Bownikiem i mógł rozmawiać w Charyniu, z kim tylko chciał.Witali go, jakby tu na niego czekali.Boria i Mitia, tych dwóch zapamiętał od tamtego razunawet z imienia, oraz Wasylisa, kobieta o pobrużdżonej twarzy i figurze dziewczynki,również teraz przenosili z miejsca na miejsce drewniane szafliki z kawałkami starych cegieł,które potem czyszczono dłutami, by zbudować z nich ścianę.Boria i Mitia uściskali go, Wasylisa podała mu rękę.Powiedzieli, że w celach mają naziemi pół cala wody, na ścianie pod oknem lodową szadz, a brei dostają tylko pół porcji, bokończą pracę o dwie godziny wcześniej, bo teraz wcześnie robi się ciemno.Przez pierwszedwa tygodnie sam Bownik osobiście przyświecał im łuczywem, ale kiedy zaczęły sięprzygotowania do polowania, nie ma już na to czasu.Rozpalać ognia nie mogą, bo niby niechciałoby się im od niego odchodzić i praca w ogóle by się nie posuwała.Muszą ją zakończyćna Nowy Rok, ponieważ na ten czas planuje się uroczyste otwarcie stacji, podobnozaproszono już ważne figury z okolicznych posiołków.Nie dadzą rady zdążyć, to Hablundwidział.W dodatku Wasylisa była ponoć w ciąży z Bownikiem.Boria szepnął mu to, gdy znajdowała się trochę dalej od nich.Inne kobiety już wypuścili,została w celi sama, chodził tam do niej, słyszeli to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl