[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czosnku znieść nie mogę.Wrócił z Syberii razem ze Stachem i doktorem Szumanem i zarazwstąpił do chrześcijańskiego sklepu, choć %7łydzi dawali mu lepsze wa-runki.Od tej też pory ciągle pracował u chrześcijan i dopiero w rokubieżącym wymówili mu posadę.W początkach maja pierwszy raz przyszedł do Stacha z prośbą.Byłbardziej skurczony i miał czerwieńsze oczy niż zwykle. Stachu  rzekł pokornym głosem  utonę na Nalewkach, jeżelimnie nie przygarniesz. Dlaczego żeś od razu do mnie nie przyszedł?  spytał Stach.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG159 Nie śmiałem.Bałem się, żeby nie mówili o mnie, że %7łyd musisię wszędzie wkręcić.I dziś nie przyszedłbym, gdyby nie troska o dzie-ci.Stach wzruszył ramionami i natychmiast przyjął Szlangbauma zpensją półtora tysiąca rubli rocznie.Nowy subiekt od razu wziął się do roboty, a w pół godziny pózniejmruknął Lisiecki do Klejna: Co tu, u diabła, tak czosnek zalatuje, panie Klejn?.Zaś w kwadrans pózniej, nie wiem już z jakiej racji, dodał: Jak te kanalie %7łydy cisną się na Krakowskie Przedmieście! Niemógłby to parch, jeden z drugim, pilnować się Nalewek albo Zwięto-jerskiej?Szlangbaum milczał, tylko drgały mu czerwone powieki.Szczęściem, obie te zaczepki słyszał Wokulski.Wstał od biurka irzekł tonem, którego, co prawda, nie lubię: Panie.panie Lisiecki! Pan Henryk Szlangbaum był moim kolegąwówczas, kiedy działo mi się bardzo zle.Czybyś więc pan nie pozwoliłmu kolegować ze mną dziś, kiedy mam się trochę lepiej?.Lisiecki zmieszał się czując, że jego posada wisi na włosku.Ukło-nił się, coś mruknął, a wtedy Wokulski zbliżył się do Szlangbauma iuściskawszy go powiedział: Kochany Henryku, nie bierz do serca drobnych przycinków, bomy tu sobie po koleżeńsku wszyscy docinamy.Oświadczam ci także,że jeżeli opuścisz kiedy ten sklep; to chyba razem ze mną.Stanowisko Szlangbauma wyjaśniło się od razu; dziś mnie prędzejcoś powiedzą (ba! nawet zwymyślają) aniżeli jemu.Ale czy wynalazłkto sposób przeciw półsłówkom, minom i spojrzeniom?.A to wszyst-ko truje biedaka, który mi nieraz mówi wzdychając: Ach, gdybym się nie bał, że mi dzieci zżydzieją, jednej chwiliuciekłbym stąd na Nalewki. Bo dlaczego, panie Henryku  spytałem go  raz się, do licha, nieochrzcisz?. Zrobiłbym to przed laty, ale nie dziś.Dziś zrozumiałem, że jako%7łyd jestem tylko nienawistny dla chrześcijan, a jako meches byłbymwstrętny i dla chrześcijan, i dla %7łydów.Trzeba przecie z kimś żyć.Zresztą  dodał ciszej  mam pięcioro dzieci i bogatego ojca, po któ-rym będę dziedziczyć.Rzecz ciekawa.Ojciec Szlangbauma jest lichwiarzem, a syn, ażebyod niego grosza nie wziąć, bieduje po sklepach jako subiekt.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG160Nieraz we cztery oczy rozmawiałem o nim z Lisieckim. Za co  pytam  prześladujecie go? Wszakże on prowadzi dom nasposób chrześcijański, a nawet dzieciom urządza choinkę. Bo uważa  mówi Lisiecki  że korzystniej jadać macę z kiełbasąaniżeli samą. Był na Syberii, narażał się. Dla geszeftu.Dla geszeftu nazywał się też Szlangowskim, a te-raz znowu Szlangbaumem, kiedy jego stary ma astmę. Kpiliście  mówię  że stroi się w cudze pióra, więc wrócił dodawnego nazwiska. Za które dostanie ze sto tysięcy rubli po ojcu  odparł Lisiecki.Teraz i ja wzruszyłem ramionami i umilkłem.yle nazywać sięSzlangbaumem, zle Szlangowskim; zle być %7łydem, zle mechesem.Noc zapada, noc, podczas której wszystko jest szare i podejrzane!A swoją drogą Stach na tym cierpi.Nie tylko bowiem przyjął dosklepu Szlangbauma, ale jeszcze daje towary żydowskim kupcom i pa-ru %7łydków przypuścił do współki.Nasi krzyczą i grożą, ale nie jegostraszyć; zaciął się i nie ustąpi, choćby go piekli w ogniu.Czym się to wszystko skończy, Boże miłosierny.Ale, ale!.Ciągle odbiegając od przedmiotu zapomniałem kilkubardzo ważnych szczegółów.Mam na myśli Mraczewskiego, który odpewnego czasu albo krzyżuje mi plany, albo wprowadza w błąd świa-domie.Chłopak ten otrzymał u nas dymisję za to, że w obecności Wokul-skiego trochę zwymyślał socjalistów.Pózniej jednakże Stach dał sięubłagać i zaraz po Wielkiejnocy wysłał Mraczewskiego do Moskwypodwyższając mu nawet pensję.Nie przez jeden wieczór zastanawiałem się nad znaczeniem owejpodróży czy zsyłki.Lecz gdy po trzech tygodniach Mraczewski przyjechał stamtąd donas wybierać towary, natychmiast zrozumiałem plan Stacha.Pod fizycznym względem młodzieniec ten niewiele się zmienił:zawsze wygadany i ładny, może cokolwiek bledszy.Mówi, że Moskwamu się podobała, a nade wszystko tamtejsze kobiety, które mają miećwięcej wiadomości i ognia, ale za to mniej przesądów aniżeli nasze.Jatakże, póki byłem młody, uważałem, że kobiety miały mniej przesądówaniżeli dziś.Wszystko to jest dopiero wstępem.Mraczewski bowiem przywiózłze sobą trzy bardzo podejrzane indywidua, nazywając ich  prykaszczy-NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG161kami , i  całą pakę jakichś broszur.Owi  prykaszczykowie mieliniby coś oglądać w naszym sklepie, ale robili to w taki sposób, że niktich u nas nie widział: Włóczyli się po całych dniach i przysiągłbym, żeprzygotowywali u nas grunt do jakiejś rewolucji.Spostrzegłszy jednak,że mam na nich zwrócone oko, ile razy przyszli do sklepu, zawszeudawali pijanych, a ze mną rozmawiali wyłącznie o kobietach, twier-dząc wbrew Mraczewskiemu, że Polki to  sama prelest  tylko bardzopodobne do %7łydówek.Udawałem, że wierzę wszystkiemu, co mówią, i za pomocą zręcz-nych pytań przekonałem się, iż  najlepiej znane im są okolice bliższeCytadeli.Tam więc mają interesa: %7łe zaś domysły moje nie były bez-podstawnymi, dowiódł fakt, iż owi  prykaszczykowie zwrócili nawetna siebie uwagę policji.W ciągu dziesięciu dni, nic więcej, tylko trzyrazy odprowadzano ich do cyrkułów.Widocznie jednak muszą miećwielkie stosunki, ponieważ ich uwolniono.Kiedym zakomunikował Wokulskiemu moje podejrzenia co do prykaszczyków  Stach tylko uśmiechnął się i odparł: To jeszcze nic.Z czego wnoszę, że Stach musi być grubo zaawansowany w sto-sunkach z nihilistami.Proszę sobie jednak wyobrazić moje zdziwienie, kiedy zaprosiwszyraz Klejna i Mraczewskiego do siebie na herbatę przekonałem się, żeMraczewski jest gorszym socjalistą od Klejna.Ten Mraczewski, któryza wymyślanie na socjalistów stracił u nas posadę!.Ze zdumieniaprzez cały wieczór nie mogłem ust otworzyć; tylko Klejn cieszył się pocichu, a Mraczewski rozprawiał.Jak żyję, nie słyszałem nic równego.Młodzieniec ten dowodził miprzytaczając nazwiska ludzi, podobno bardzo mądrych, że wszyscykapitaliści to złodzieje, że ziemia powinna należeć do tych, którzy jąuprawiają, że fabryki, kopalnie i maszyny powinny być własnościąogółu, że nie ma wcale Boga ani duszy, którą wymyślili księża, abywyłudzać od ludzi dziesięcinę.Mówił dalej, że jak zrobią rewolucję (onz trzema  prykaszczykami ), to od tej pory wszyscy będziemy praco-wali tylko po ośm godzin, a przez resztę czasu będziemy się bawili,mimo to zaś każdy będzie miał emeryturę na starość i darmo pogrzeb [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl