[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co o nim myślisz, skarbie?Davey przechylił głowę, po czym nią potrząsnął.- Nie będzie uciekał.Nie będzie chciał zostawić samicy.- Och, Davey, jesteś taki spostrzegawczy.- Przykucnęła i ucałowała goz dumą w oba policzki.- Taki duży chłopiec i taki mądry.- Ja chcę ją.- Wskazał na kobietę, która przyciskała się do prętów z tyłuklatki, strzelając oczami na wszystkie strony.- Boi się i myśli, że może jeszczeuda jej się stąd uciec, więc będzie biegła i biegła, i biegła.I tego.- Skierowałpalec w górę.- Jest wściekły, chce walczyć.Zobacz, jak potrząsa kratami.- Myślę, że dokonałeś doskonałego wyboru.- Lilith skinęła dłonią najednego ze strażników ubranego w lekką zbroję i hełm.- Uwolnij tychdwoje i roześlij wiadomość.Nie wolno ich tknąć, chyba że trzeba będziektóreś powstrzymać przed opuszczeniem jaskini.Należą do księcia.Davey podskakiwał, klaszcząc w ręce.- Dziękuję, mamo! Chcesz się ze mną pobawić? Podzielę się z tobą.- Jesteś kochany, ale mam trochę pracy.I nie zapomnij się umyć po jedzeniu.- Odwróciła się do strażnika.- Powiedz lady Lorze, żeby przyszłado mnie do pieczary czarnoksiężnika.- Ona pierwsza.- Davey wskazał na kobietę.Wrzeszczała i kopała, gdy strażnik zabierał ją z klatki i bił ludzi, którzypróbowali wciągnąć ją z powrotem do środka.Całe jestestwo Larkina wyrywało się, żeby coś zrobić.Cokolwiek.Davey pochylił się i powąchał drżącą kobietę, żeby poznać jej zapach.- Teraz jesteś moja i mogę bawić się z tobą tak długo, jak zechcę.Prawda, mamo?- Tak, kochanie.- Puść ją - rozkazał Davey strażnikowi.Spojrzał na kobietę, a jego oczyrozbłysły czerwienią.- Uciekaj.Biegnij, biegnij! Bawimy się w chowanego!- krzyknął, gdy ruszyła truchtem, potykając się na nierównym gruncie.Skoczył na ścianę, uśmiechnął przez ramię do Lilith i zniknął w ciemności.- Jak miło patrzeć, że tak dobrze się bawi.Wypuść drugiego za, och, zapiętnaście minut.Na razie będę u czarnoksiężnika.Larkin powtarzał sobie, że będzie mógł tu wrócić.Jak już zrobi to, poco przyszedł, przybiegnie tu, odwróci uwagę strażników i otworzy klatki.Przynajmniej da więzniom szanse do walki i ucieczki.Szansę na przeżycie.Ale teraz musiał odciąć się od jęków, krzyków i własnych pragnień, bypodążyć za Lilith.Więzienie było oddzielone długim tunelem od, jak przypuszczał, częścimieszkalnej, magazynów i sal ćwiczeń.Lilith zbudowała pod ziemią całą74 rezydencję.Komnata ciągnęła się za komnatą, jedne bogato umeblowanei otwarte, inne strzeżone i zamknięte drzwiami.Kobieta i mężczyzna, oboje w czarnych dżinsach i swetrach, nieśli świeżą pościel.Najwidoczniej służący, uznał Larkin, najprawdopodobniej ludzie.Oboje zatrzymali się na widok Lilith i skłonili głęboko.Przepłynęła obok nich, jakby byli powietrzem.Usłyszał odgłosy walki i zatrzymał się, by spojrzeć w głąb tunelu.Salaćwiczeń, niewiele różniąca się od tej, jaką urządzili w domu Ciana.Tutajpotwory, mężczyzni i kobiety, ćwiczy się we władaniu mieczem łub maczugą, szpadą i w walce wręcz.Dwoje więzniów, spętanych i bez broni, spełniało rolę kukieł, którychużywał krąg.Larkin zobaczył wampirzycę o imieniu Lora walczącą na miecze z mężczyzną dużo postawniejszym od siebie.%7ładne z nich nie nosiło ubraniaochronnego, a miecze były zaostrzone, żeby zabijać.Lora przeskoczyła nad przeciwnikiem tak szybko, że jej ruch wydał sięjedynie drgnięciem powietrza.Mężczyzna obrócił się, ale ona i tak zdążyła wbić mu miecz w pierś.Upadł, a Lora skoczyła na niego.- To ci nigdy nie wychodzi.- Pochyliła się i figlarnie zlizała trochę krwiz jego skóry.- Gdybyś był człowiekiem, mon cher, już byś nie żył.- Nie ma lepszego od ciebie w walce na miecze.- Oddychał z trudem,ale wyciągnął dłoń i pogłaskał ją po policzku.- Nie wiem, po co w ogólepróbuję.- Zrobilibyśmy drugą rundę, gdyby Lilith mnie nie wzywała.- Przesunęła palcem po jego policzku i oblizała krew.- Może pózniej.bliżej świtu.- Przyjdę do ciebie, jeśli królowa nie będzie mnie już potrzebować.-Pochyliła się znowu i pocałowała go długo, namiętnie.Schowała zakrwawiony miecz do pochwy i wyszła szybkim krokiem,Larkin tuż za nią.Ledwie zatrzymała się przy uciekinierce, która szlochając, padła u jejkolan.Lora po prostu przeszła nad nią i popatrzyła prosto w czerwone oczylśniące w ciemności.- Trochę rozrywki, Davey?- Chciałem bawić się w chowanego, ale ona ciągle upada.Zrób coś, żeby ona wstała, Loro! Chcę, żeby biegła.Jeszcze nie skończyłem się bawić.Lora westchnęła ciężko.- Ca va.- Przykucnęła i złapała kobietę za włosy.- Jeśli nie będzieszbiegła i nasz kochany Davey zacznie się nudzić, to odetnę ci palce, jedenpo drugim, najpierw u rąk, a potem u stóp.- Wstała, ciągnąc ją za sobą.-A teraz allez! Zmykaj.Kobieta pobiegła, szlochając, a Lora popatrzyła na Daveya.- Musisz ją trochę postraszyć, wtedy będzie szybciej uciekała i zabawapotrwa dłużej.- Chciałbym, żebyś ty się ze mną pobawiła.Z tobą zawsze jest wesoło. - Bardzo bym chciała, ale twoja mama mnie wzywa.Może pózniej się' pobawimy.- Posłała mu pocałunek i poszła dalej.Chory z obrzydzenia Larkin ruszył za nią.Weszli oboje do komnaty i już od progu poczuł moc magii.Drzwi zamknęły się za nimi z głuchym łoskotem.- Ach, Lora.Czekaliśmy na ciebie.- Dopiero skończyłam trening z Lucjuszem, a po drodze spotkałam Da-veya.Mały świetnie się bawi.- Nie mógł się doczekać polowania.- Lilith wyciągnęła rękę, a Lora podeszła i ujęła jej dłoń.Przytulone lekko do siebie, popatrzyły na mężczyznę stojącego na środku pokoju.Ubrany był w czarne szaty z czerwonym brzegiem.Gęsta, srebrna grzywa otaczała twarz, w której błyszczały ciemne jak onyks oczy.Miał długi,haczykowaty nos i cienkie, zaciśnięte mocno usta.Za jego plecami płonął ogień, ale nie było widać drewna ani torfu.Nadpłomieniami wisiał kocioł, z którego wydobywał się jasnozielony dym, takiego samego koloru jak mdlące światło w jaskiniach.Na dwóch długichstołach stały buteleczki i słoiki, pływało w nich coś ohydnego i żywego.- Midir - zwróciła się do mężczyzny Lilith.- Chciałam, żeby Lora byłaprzy naszej rozmowie, jej obecność mnie uspokaja.Wiesz, ile potrzebowałam czasu, żeby odzyskać równowagę po tej katastrofie parę dni temu.Podeszła do stołu i nalała do kieliszka czerwonego płynu z karafki.- Zwieże? - zapytała.- Tak, pani, przygotowałem specjalnie dla ciebie.Lilith upiła mały łyk i podała kieliszek Lorze.- Zapomniałam zapytać, czy twoje rany już się zagoiły.- Nic mi nie jest, pani.- Przeprosiłabym za mój wybuch gniewu, Midirze, ale mnie rozczarowałeś.I to głęboko.Spotkałaby cię dużo surowsza kara, gdyby Lora mnie nieuspokoiła.Ukradli mi więzniów spod samego nosa.Zostawili obrazliwą wiadomość na progu.To ty miałeś chronić mój dom i poniosłeś sromotną klęskę.- Błagam o wybaczenie, pani.- Ukląkł i pochylił głowę.- Nie byłemprzygotowany na ten atak ani na siłę mocy, jaką władają.To już nigdy więcej się nie powtórzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl